Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hardy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hardy. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 13 sierpnia 2017

Julian Hardy Ci odpowie - wywiad i rozwiązanie konkursu



Witajcie!
Dziś wywiad z autorem Jazdy na rydwanie Julianem Hardym oraz rozwiązanie konkursu „Julian Hardy ci odpowie”.

Poza konkursem:
Martucha180: Czym dla Pana jest SŁOWO?
Zakładam, że chodzi o słowo w procesie twórczym. Odpowiadając jednym zdaniem, słowo jest narzędziem pracy. Podczas pisania moje podejście do słów, języka bardzo się zmieniło. Z amatora stałem się kimś na kształt zawodowca. Jak uda się sprzedać drugie wydanie, to powiem nawet, że zawodowcem.
Nie da się odizolować słowa od zdania i rozmawiać o nim jako czymś wyizolowanym, ponieważ zdania składają się ze słów. „Pisało się samo”, bez mojego udziału, więc trudno mówić o świadomym procesie. Natomiast to, co nastąpiło później, to już zupełnie inna historia. Miałem przed sobą tekst, bardzo obszerny, po pierwszych redakcjach. Kiedy przybrał cywilizowaną formę, liczył 279 000 słów. Chciałem coś z nim zrobić. Zdawałem sobie sprawę, że samej opowieści nie chcę zmieniać, natomiast formę, zdania jak najbardziej. To był bardzo długi i niezwykle skomplikowany proces. Wymyśliłem i zastosowałem wiele narzędzi, o których częściowo opowiem. Nie o wszystkich, część zachowam dla siebie. Trudno mi powiedzieć, czy to, co robiłem jest typowe, czy oryginalne, należy spytać innych pisarzy.
Najpierw ustaliłem grupę najczęściej używanych wyrazów, było ich bardzo dużo. Ile, nie zdradzę. Następnie przejrzałem funkcją „znajdź wszystko” każdy z nich. Na pierwszych miejscach słowa: „się”, „bo”, „kiedy” itp., których były tysiące. Przyglądałem się każdemu z nich po kolei i zastanawiałem nad celowością jego użycia. Zadanie polegało na wyeliminowaniu powtarzających się raz za razem (mam taką tendencję w pisaniu) oraz usunięciem tych, które się da usunąć. W przypadku wyrazów dłuższych, przymiotników, czasowników, rzeczowników, również zastąpienie synonimami. Łatwo odgadnąć, że była to gigantyczna praca, ale ja ją lubiłem.
Uzyskałem spektakularny efekt. Przeciętnie pozbywałem się 1/3 liczby danego słowa. Jednocześnie analizowałem zdania pod kątem użycia podmiotu domyślnego oraz orzeczenia domyślnego. Przypuszczam, że pod tym względem jestem w czołówce. Chodzi o to, że takie zdanie wybija czytelnika z pewnej monotonii czytania, jest prawidłowe gramatycznie, a jednocześnie nietypowe. Szczególnie mi zależało na tym, żeby jak najwięcej takich zdań znalazło się w dialogach, ponieważ mówiąc, często połykamy wyrazy, stosujemy skróty myślowe, a nawet popełniamy błędy językowe. Oprócz wymienionych czynności, tak przy okazji, zastanawiałem się nad każdym słowem, nad celowością jego użycia.
Celem było maksymalne skrócenie zdania, bez zmieniania jego treści. Inaczej mówiąc, pozbycie się zbędnych słów, co niekiedy wiązało się z przeredagowaniem całego zdania. Byłem zaskoczony, jak wiele słów okazało się zbędnych. Faktem jest, że w stosunku do wersji już gotowej, którą wysłałem do wydawców, obecna jest o 50 000 słów krótsza, co w przeliczeniu daje 160-200 stron. A skróty większych fragmentów nie stanowią nawet połowy. Aż tyle było niepotrzebnego tekstu, z czego duża część to pojedyncze słowa, które usunąłem. Kiedyś spytano Flauberta, jakie zdanie jest najlepsze. „Najkrótsze” – odpowiedział. Całkowicie się z nim zgadzam i do tego dążyłem, pracując nad tekstem.

Monweg: Zakładając, że Niebo istnieje, co chciałby Pan usłyszeć od Boga u bram Raju?
Miałbym do niego tylko jedno pytanie: Za co mnie tak okrutnie pokarał? Mam naprawdę ciężkie życie. Między innymi dlatego drukuję pod pseudonimem.

Konkursowe:
Crysia: Skąd wziął się taki tytuł ,,Jazda na rydwanie''?
Pierwszy, roboczy tytuł był nieco inny – „Ku Słońcu” Okazało się, że taka powieść już istnieje. Musiałem więc wymyślić coś innego. Zresztą niezależnie od tej powtarzalności, chciałem zmienić tytuł. Zależało mi, żeby to było coś z rydwanem, wyjaśnienie znajduje się na samym końcu powieści. Funkcjonują już dwa tytuły, obydwa znakomitych dzieł – genialna powieść The Broken Chariot Allana Silittoe, przy której wzruszyłem się jak nigdy, oraz znany film Rydwany ognia. Obydwa tytuły bardzo luźno odnoszą się do treści. Wspólnie z Ofelią redaktorką myśleliśmy, jak ugryźć ten rydwan, i to ona wymyśliła Jazdę na rydwanie.

Zagrzmiało dwukrotnie. Odległe gromy z jasnego nieba zwiastowały wiosenną burzę. A może to bogowie zwoływali się na ucztę? Co uradzą przy biesiadnym stole? Pozostawią za sobą radosne śmiechy i zapach ambrozji czy porozbijane w gniewie naczynia i świat potrzaskany?
Sztuką jest kierować okręt
przez oceanu otchłanie...
Sztuką – jazda na rydwanie...
Sztuką jest też miłowanie...

Usiadł na piasku zasłuchany w szum fal i rozmyślał.
Przyszło mu żyć w niezwykłych czasach. Bogowie, nie wiedzieć czemu, urządzili wyścigi rydwanów. Dla igrzysk porzucili olimpijskie komnaty, żeby rozjeżdżać świat. Kto wpadł pod koła, trafiał do Hadesu. Kto widzem był i z boku się przyglądał, tego na popiół paliły zaprzęgnięte do rydwanów ziejące ogniem rumaki.
Parki zapracowane jak nigdy, rozstrzygały w nerwowym pośpiechu, czyje życie przeciąć wirującymi kołami, czyje spopielić płomieniem z końskiej gardzieli, żeby uleciało dymem obozowego komina. Jego bogowie wynieśli, zezwalając jechać przez życie na rydwanie.

Cyrysia: Czy ma Pan w planach kolejną powieść?
Zacząłem pisać, ale w odróżnieniu od pierwszej powieści, tym razem „nie pisze się samo”, a ja się już przyzwyczaiłem do tego komfortu. Do tego temat jest znacznie, znacznie trudniejszy. Napisałem już ponad 100 000 słów, ale jestem bardzo niezadowolony. W odróżnieniu od tego, co „się pisało” poprzednio, ten tekst jest jakiś ciężki, powiedziałbym, że z pogranicza grafomaństwa. Nic złego się nie dzieje, wiem, że mogę to wszystko poprawić w redakcji, że tak się da, tylko że wtedy zostanie usunięta zapewne połowa. No i obawiam się o „lekkość pióra”, której nie da się wypracować. Albo ona jest, albo jej nie ma. Przyjąłem na roboczo, że potrzebuję 300 000 słów, żeby mieć wystarczającą ilość materiału do pracy. Jednak to, co napisałem, to najłatwiejsza część. Prawdziwe wzywanie dopiero przede mną.
Nie wydam powieści, która będzie gorsza od pierwszej, może być co najwyżej porównywalna. Dzisiaj nie umiem powiedzieć, czy mi się uda. Samo napisanie, to zapewne 4 miesiące, gdyby mi zależało na pośpiechu, a nie zależy (Jazda na rydwanie napisała się w 100 dni). Jednak potem trzeba będzie z tym tekstem coś zrobić. Na pewno czekają mnie lata pracy. Tych czytelników, których irytują moje opisy erotyczne, mogę zapewnić, że w nowej powieści nie będzie erotyki.


Gosia: Po jaki rodzaj powieści najczęściej Pan sięga?
To wbrew pozorom bardzo trudne pytanie. Gdyby je potraktować literalnie, to prawidłowa odpowiedź brzmiałaby: „Obecnie nic nie czytam”. Od kiedy zacząłem pisać, czyli ponad 2 lata temu, zauważyłem, że nie potrafię czytać jak zwykły czytelnik. Analizuję tekst, poszczególne zdania, rozbieram na składowe dialogi, zastanawiam się nad zastosowaniem didaskaliów. Tak się nie da czytać dla przyjemności.
Pochłonąłem w życiu wiele tysięcy powieści. Na studiach przeczytałem ogrom literatury klasycznej, przez ostatnie lata, poobijany przez życie, sięgałem po pozycje lżejsze – kryminały, sensacyjne. Nie mam jakiegoś ulubionego gatunku. Nie czytam literatury SF oraz romansów w stylu Harlequina. Współczesna powieść raczej mnie rozczarowuje, z kolei klasycy powoli stają się przestarzali. Oczywiście nie wszyscy. Są, i to liczne, chlubne wyjątki. Zamiast o gatunku wolę mówić o ulubionych pisarzach. Ze współczesnych cenię Pereza Reverte. Z nieco wcześniejszych J. B. Priestley`a, Johna le Carre (z wyłączeniem jego ostatnich powieści), Grahama Greena, Irvina Shawa.

Mało pytań, ale jakże obszerne odpowiedzi! Dziękuję panu Julianowi.I wam, drogie uczestniczki.
Autor nagradza wszystkich e-bookami swej powieści Jazda na rydwanie. Dziewczyny, proszę o kontakt e-mailowy, jaki format e-booka wybieracie: mobi czy epub.  

niedziela, 30 lipca 2017

Julian Hardy Ci odpowie - konkurs



Witajcie!
Dziś startuję z nowym konkursem, w którym główną rolę odgrywa Julian Hardy i jego debiutancka powieść Jazda na rydwanie. Już w tym momencie serdecznie Was zapraszam do wzięcia udziału w konkursie, w którym i ja wezmę udział, ale już poza regulaminem. 
Po prostu muszę zadać autorowi jedno moje zasadnicze pytanie… Niektórzy wiedzą jakie. 
Wy za to będziecie mogli tych pytań zadać dwa, ale po kolei, czyli najpierw regulamin:



  1. Organizatorem konkursu jestem ja i blog W szponach literek.
  2. Konkurs trwa od 30 VII 2017 r. od godz. 12.00 (niedziela) do 8 VIII 2017 r. do godz. 23.59 (wtorek).
  3. Wywiad oraz wyniki konkursu zostaną opublikowane w niedzielę 13 VIII 2017 r. koło południa.
  4. Nagrody to 3 e-booki debiutanckiej powieści Juliana Hardy’ego – Jazda na rydwanie.
  5. Sponsorem nagród jest Julian Hardy.
  6. W konkursie może wziąć udział każdy. Anonimowi uczestnicy proszeni są o podpisanie się chociaż imieniem.
  7. W zgłoszeniu można podać e-mail.
  8. Każdy uczestnik może zadać autorowi max. 2 pytania. UWAGA! Julian Hardy zastrzegł, że nie odpowie na pytania natury osobistej (wiek, rodzina, zawód itp.) oraz na pytania związane z polityką krajową po 1989 r.
  9. Jurorem w konkursie jest Julian Hardy, który wybierze 3 najciekawsze pytania.
  10. Autorzy pytań będą mieli 4 dni na skontaktowanie się ze mną.

wtorek, 18 lipca 2017

Życiowy rollercoaster



Autor: Julian Hardy
Tytuł: Jazda na rydwanie
Wydawca: Julian Hardy
Liczba stron: 550
Oprawa: miękka
Data wydania: 2017
ISBN: 978-83-947860-1-4



Macie ochotę na przejażdżkę? Ale nie samochodem. Nie motorem. Nie rowerem ani hulajnogą. Tylko… Zapraszam do rydwanu wraz z Julianem Hardym i jego debiutem literackim Jazda na rydwanie.
Najpierw rzuca się w oczy rozmiar książki. Powieść jest bardzo gruba i duża, liczy sobie 550 stron, czyli dla miłośników czytania w sam raz. Druk jest skomasowany, by zmniejszyć nieco objętość, nawet strona redakcyjna wygląda inaczej niż w innych książkach. A co za tym idzie książka dla mnie jest naprawdę ciężka. Niewygodnie się ją czyta ze względu na gabaryty, aczkolwiek ciekawa akcja oraz nietuzinkowy główny bohater to wynagradza. Moim zdaniem powieść należałoby wydać w 2-3 tomach, bardziej przyjaznych dla ręki i oka, by ułatwić zatopienie się w lekturze.
Potrafisz dziewczynę zbałamucić. (s. 19)
Centralną postacią fabuły jest… mężczyzna marzeń wielu kobiet, niejaki Robert Meissner z pokolenia Kolumbów. Dlaczego marzeń? Przystojny, wysportowany, silny fizycznie i psychicznie, błyskotliwy, inteligentny, pracowity, sprytny, kuty na cztery nogi, troskliwy, mający gust, obrotny, a do tego męski urok, który zniewolił niejedną kobietę. Bo Robert Meissner lubił kobiety. Lubił też seks.
Matka była bez wątpienia uboga. (s. 23)
Matka pozbawiona uczuć ciągle poniża syna, który jest nieślubnym dzieckiem. Sytuację pogarsza też fakt, że są biedni i Robert niedojada. Ratuje go sąsiadka Amelia, która traktuje go jak syna i karmi nie tylko obiadami, ale też matczyną miłością. Z kolei miłość duchową i fizyczną odkrywa z Wiktorią.
Miał zmartwienie. Chodziło o pieniądze. (s. 20)
I to na lekcji religii wpadł na pomysł, żeby okraść kościół, bo tam jest dużo złota, a złoto to pieniądze, których mu ciągle brakowało. Wkrótce Robert ma przeczucie – będzie wojna z Niemcami. I tak się stało. Chłopak trafia do wojska i bierze udział w walkach. Rana postrzałowa policzka jest ‘na szczęście’ – dzięki niej będzie miał powodzenie u kobiet. Prorocze słowa! Los nie szczędzi mu atrakcji. Wraz z wojskiem przemierza pół Europy, trafia do Anglii i nawet zaczyna studiować w Oxfordzie. Po powrocie na front wykazuje się odwagą i brawurą. Jeszcze w trakcie wojny bierze szybki ślub z niemiecką baronessą!

sobota, 30 maja 2015

Faux pas



Autor: Kirstin Hardy  
Tytuł: Sekretny kochanek
Tłumaczenie: Ewa Bobocińska
Wydawnictwo: Harlequin
Liczba stron: 208
Oprawa: kieszonkowe
Data wydania: 2011
ISBN: 978-83-7813-588-3




Hmm… mam dylemat, co napisać o powieści Sekretny kochanek  Kirstin Hardy. Wpierw pokrótce tematyka. Główna bohaterka Ryan wiedzie dość nudne życie – praca polegająca na szkoleniu młodych, dorosłych ludzi, a w domu pisze ckliwe powieści, romansidła, w których bohaterowie co najwyżej się całują. Jednak teraz dostaje szansę na wybicie się i spełnienie swych marzeń – zająć się zarobkowo pisaniem powieści. Ale wydawca stawia jeden warunek – musi być gorąca scena miłosna. I tu jest problem, bo Ryan od ośmiu lat nie uprawiała seksu, żyje jak pustelnica, a faceci kompletnie się nią nie interesują.
Z pomocą przychodzi jej agentka Helene. Kobieta wpadła na niebanalny pomysł! Umówiła Ryan z najprzystojniejszym żigolakiem z agencji na bara-bara w ekskluzywnym hotelu, aby autorka romansu miała potem o czym pisać. Pamiętnego wieczoru Ryan weszła do baru hotelu Copley Plaza i zauważyła przystojnego mężczyznę. Podeszła do niego i, jak nie ona, zaczęła go podrywać, kokietować, uwodzić. Z szarej myszki zamieniła się w wytrawną uwodzicielkę. Sam mężczyzna był zaintrygowany powabną kobietą i jej zachowaniem, nic dziwnego, że i on również poddał się tej grze. Był mile zaskoczony podrywaniem, bowiem po bolesnym rozwodzie od kilku lat unikał kobiet, zwłaszcza tych pięknych. Ryan zaprasza żigolaka do pokoju i okazuje się, że tak wychwalany przez agencję mężczyzna nie jest przygotowany do seksu, bowiem nie ma prezerwatyw!