Pokazywanie postów oznaczonych etykietą taniec. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą taniec. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 3 października 2021

Joanna Tekieli "Szepty pienińskich ścieżek"

 
 
 
Autor: Joanna Tekieli
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 16 czerwca 2021
Liczba stron: 408
 
 
 
 
Wielbicielka górskich wędrówek, ciszy oraz przyrody - Joanna Tekieli, autorka powieści, które zapadły w moje serce. Pod koniec września sięgnęłam po kolejną historię, w której widać miłość do gór oraz to, że powstawała w chwili, gdy tęsknota za wędrówkami stała się największa z powodu szalejącego na świecie koronawirusa. Oto moje odczucia po lekturze "Szeptów pienińskich ścieżek".
 
 
Agnieszka ma trzydzieści siedem lat i właśnie sama zmusiła się do poszukiwania nowej drogi życiowej rzucając pracę w markecie. To nie było zajęcie jej marzeń, ale cóż może robić absolwentka filozofii... Zwłaszcza, że po ostrej krytyce swoich prac nie poszła na ASP. Dwa lata temu rozstała się z facetem, więc teraz zrozumienia poszukuje jedynie u rodziców i przyjaciółki Weroniki.

To właśnie od Werki pada niespodziewana propozycja - wyjazd do Szczawnicy, gdzie w połowie maja zorganizowano trzytygodniowy kurs na przewodników po Pieninach. Początkowo niechętna pomysłowi, w końcu Agnieszka zgadza się i tak przez kolejne majowe dni wraz z dziesięciorgiem innych kursantów poznaje Szczawnicę i jej okolice. Zakochuje się w tamtejszej przyrodzie, w szczytach, ścielących się mgłach oraz małej księgarni prowadzonej przez Łucję. Dodatkowym atutem górskich wędrówek jest to, że zapomina o gnębiących ją problemach i napięciu między rodzicami.


Myślałam, że fabułę książki będzie stanowił jedynie czas trwania kursu... Jednak przeczytałam tak niewiele stronic a kurs się skończył... Zadałam sobie wtedy pytanie - co może być dalej. A to "dalej" było jeszcze lepszą przygodą niż początek tej historii.
 
Agnieszka zakochała się bowiem w Pieninach i rzuciła na głęboką wodę zostawiając daleko w tyle to co było. Znalazła pracę, wynajęła pokój i zaczęła rozkwitać, choć wielokrotnie miewała chwile zwątpienia. 
 
Czy tak właśnie trzeba? Nie oglądając się na nikogo szukać swojego miejsca na ziemi?
Ależ ja przeżywałam kolejne dni życia bohaterki...


Szczerze mówiąc to najchętniej poszłabym śladami bohaterki i pozbawiona wszelakich zobowiązań rzuciła wszystkim i przeprowadziła się w równie nowy i piękny świat. Choć nie potrafię malować a z uwagi na endoprotezę odpadałyby górskie wspinaczki, to nic. Chodzi mi po prostu o ideę - na nowo zachwycić się życiem, znaleźć ciekawą pracę, pasję i cel, miłość oraz satysfakcję z każdego dnia.
 
Ogromnie wkręciłam się w historię Agnieszki. Z wypiekami na twarzy czytałam nie tylko o jej życiu osobistym, ale też problemach małżeńskich jej rodziców, którzy po tak wielu wspólnych latach teraz się rozmijali. Autorka poruszyła też temat niepełnosprawności czy problemów z wagą u nastolatek. Niezwykłą opowieścią uraczyła mnie też Krystyna - o wojnie i Sybirze, jej początkowe oschłe zachowanie zmieniło się z czasem, podobnie jak jej podwórko i pewne decyzje.
 
Pod okiem Trzech Koron narodziły się niezwykłe przyjaźnie a pozytywna energia aż przepełnia czytelnika. Cudownie było przenieść się na szczyty Sokolnicy, Palenicy, Wysokiego Wierchu czy spacerować wzdłuż potoku Grajcarek.
Było mi dość łatwo odnaleźć się w niektórych lokalizacjach, bowiem byłam kiedyś w Szczawnicy, spacerowałam deptakiem, byłam też na Palenicy. Choć tylko wyciągiem.
 
W recenzji nie ujęłam wielu pasjonujących chwil czy wydarzeń - odkryjcie je sami, będą bardziej wartościowe.
 
 
Podsumowując - "Szepty pienińskich ścieżek" to przepiękna i poruszająca opowieść o poszukiwaniu siebie i swojego szczęścia. Cudowne widoki na górskie szczyty, rozległe łąki a nawet zachwycający zapach deszczu. To historia o pochwałach, które uskrzydlają, ale też walce o przyszłość i o popełnianiu błędów; pełna pasji i ekscytacji, ale nie pozbawiona negatywnych cech czy uczuć jak cynizm, zazdrość czy zdrada. Gorąco Wam polecam i żałuję że to koniec!
 
 
 
 
 
Książka przeczytana w ramach wrześniowych wyzwań: Pod hasłem, 52 książki
 
 
 
 
 
 
Za książkę dziękuję
 

 

niedziela, 31 maja 2020

Natasza Socha "(Nie) młodość"







Autor: Natasza Socha
Wydawnictwo: Edipresse Książki
Data wydania: 2019
Liczba stron: 304





"(Nie) młodość" Nataszy Sochy to kolejna powieść autorki skupiająca się na przeciwnościach - tym razem w szranki stają młodość i starość. Ich przywileje, obowiązki, radości, smutki... Czy w każdym wieku można być szczęśliwym i potrzebnym?


Klarysa ma siedemdziesiąt cztery lata, z zastrzeżeniem, że czuje się na co najmniej trzydzieści mniej. Twierdzi, że starość przyszła do niej znienacka i narzuciła sukienkę ze zmarszczkami. Z chwilą, gdy Maciek - wnuk z którym mieszkała - otrzymuje stypendium w Londynie, Klarysa z bólem serca zgadza się zamieszkać w prywatnym domu opieki - Hebe. Nie chce mieszkać z synem a początki jej demencji stają się coraz bardziej dokuczające. Kobieta marzy, by jeszcze kiedyś zatańczyć tango, nie chce czuć się jak staruszka w szarych ubraniach, która już tylko czeka na śmierć.

Marta ma trzydzieści jeden lat i teoretycznie życie przed sobą. Jednak wspólniczka w zakładzie kosmetycznym ją oszukała i Marta została z niczym. Świat się jej zawalił, bo nie chce wrócić na garnuszek rodziców a poszukiwanie odpowiedniej pracy wcale nie jest łatwe. Z wypiekami na twarzy staje się ekspertką w sklepie z gadżetami erotycznymi na pół etatu a drugie pół będzie spędzała ze staruszkami w Hebe. Czy utrzyma tę pracę skoro nie lubi starości?


"Kradła wspomnienia, zamazywała obrazy z przeszłości, chowała nazwy i imiona, ukrywała wydarzenia, które były (...) ważne." *
[o demencji]


W Hebe krzyżują się ścieżki Klarysy, Marty i Benedykta - nauczyciela tańca. Klarysa tłumaczy negatywnie nastawionej Marcie, że starsi ludzie nie są gorsi, że potrzebują nie tylko kredek, ale też tańca, kursu gotowania czy klubu książki. Janina z kolei udowadnia Marcie, że w 'tym' wieku też można mieć super umiejętności. Liczne rozmowy z Klarysą sprawiają, że młoda kobieta coraz bardziej rozumie swoich podopiecznych i nawiązuje z nimi szczególne więzi.

Benedykt pragnie leczyć tańcem. Twierdzi, że taniec stymuluje mózg, pobudza wydzielanie endorfin, które wywołują u nas szczęście. Jego zadaniem jest spowodowanie, by mieszkańcy Hebe wytańczyli to, co ich boli, nie chodzi o nauczenie się układów.


Powieść jest nie tylko pięknym hołdem dla osób starszych, rodziców, dziadków, ale również dowodem na to, jak bardzo demencja i podobne jej choroby sprawiają, że już po minucie człowiek nie pamięta podstawowych rzeczy. Autorka pokazała, że starością nie można się zarazić i że jest ona stanem umysłu, bo w wielu przypadkach ciało jeszcze wiele może.

Natasza Socha opowiedziała nam kilka historii, każdy bohater ma inną. Każdy chciałby się czymś wyróżniać. Każdy próbuje po swojemu wpasować się w nową rzeczywistość, współmieszkańców, wspólne posiłki i zmieszczenie swojego dobytku w jednym pokoju. W książce pada wiele mądrych stwierdzeń - by młodzi nie decydowali za starszych i nie odbierali im możliwości ubierania się w kolorowe i nieworkowate ubrania. Ludzie starsi mogą z kolei służyć nam swoimi radami, podzielić się pomysłami, obyśmy tylko zechcieli ich posłuchać.

Dzięki naprzemiennej narracji Klarysy i Marty poznajemy grzechy młodości i starości z ich perspektywy. Co myślą o przywilejach swojego wieku, co przeszkadza im w wieku tej drugiej osoby. Czy możliwe jest życie w przyjaźni, bez pretensji, bez uprzedzeń? Przekonajcie się ile niespodzianek czeka na Was w tej książce, do tej podróży w czasie między młodością a starością, nie jest potrzebny bilet.


"Starsi ludzie są trochę jak przywiędłe kwiaty i naszym zadaniem jest wyczarować z nich 
jeszcze odrobinę zapachu." **


Podsumowując - "(Nie) młodość" to opowieść o starości, której nie da się ukryć. O młodości, która nie zawsze akceptuje starość. O bezrobociu, samotności, oszustwie, przyjaźni, motywacji do życia, wizualizowaniu siebie, spotkaniach po latach oraz o utracie złudzeń. A przede wszystkim o tym, że nie każdy z nas czuje się na tyle lat, ile pokazuje nasz PESEL. Ludzie starsi też miewają pasje, marzenia, chcą wychodzić do kina, kawiarni, na spacer czy raz jeszcze zatańczyć, tak prawdziwie poczuć się gwiazdą parkietu. Polecam!



* N. Socha, "(Nie) młodość", Edipresse Książki, Warszawa 2019, s. 15-16
** Tamże, s. 138




Książka przeczytana w ramach wyzwań: Abecadło z pieca spadło, Wyzwanie LC, 52 książki





Za książkę dziękuję


poniedziałek, 25 maja 2020

Anna Dąbrowska "Nauczyciel tańca. Rewolta"






Autor: Anna Dąbrowska
Wydawnictwo: Lira
Data wydania: 2019
Liczba stron: 336
Seria: Nauczyciel tańca  tom 2





Anna Dąbrowska to młoda pisarka, z której twórczością jestem bardzo związana od chwili debiutu. Bardzo lubię styl i pomysłowość Ani, jej oryginalną fabułę a przede wszystkim to, że nigdy nie można być pewnym zakończenia.

Gdy recenzowałam pierwszy tom cyklu o nauczycielu tańca, swoje wrażenia zakończyłam słowami: Może jeszcze jakieś sekrety kryją się w "szafie"? Nie wiedziałam wtedy, jak wiele prawdy kryje się w tym zdaniu... Od tamtych wydarzeń minęło sześć lat. Kaja i Dominik są małżeństwem, Sara jest już dorosła a radosne szczebiotanie do ich domu wnosi pięcioletnia Bianka.

On prowadzi swoją wymarzoną szkołę tańca.
Ona spełnia się w fotografii.
On zatraca się w swojej pasji, zapominają o wspieraniu żony, choćby w odbiorze córki z przedszkola.
Ona - zmęczona nadmiarem obowiązków, staje się coraz bardziej drażliwa i zazdrosna.

Niestety jak to w życiu, szczęście i sielanka nie trwa wiecznie. Dominik próbuje wnieść powiew świeżości do swojej szkoły zatrudniając seksowną i bezpruderyjną instruktorkę tańca, o której nie mówi żonie. Oliwy do ognia dolewa fakt, że pojawia się też kobieta z jego przeszłości, racząca go niespodziewanymi informacjami siejąc nimi jego stres i zagubienie. Jakby rodzinie Antas nie wystarczało, że koło Kai wciąż kręci się Artur, biologiczny ojciec Sary...

Przeszłość coraz częściej goszcząca w ich życiu sprawia, że między Kają a Dominikiem dochodzi do spięć, kłamstw, niezrozumienia i ciszy... Dominik musi wybierać między żoną, rodziną a tańcem i swoją taneczną grupą. Przed Kają zaś trudny wybór - Dominik czy Artur, który jest zawsze blisko, gdy kobieta jest w potrzebie lub tarapatach. Czy małżonkom pozostała jeszcze miłość? Czy ten związek, mimo tylu burz, jest w stanie przetrwać? Czy jeszcze sobie ufają?


Ania Dąbrowska jak zawsze zafundowała mi rollercoaster emocji - od łez wzruszenia, smutku i złości aż do uśmiechu. Poprzez historie poszczególnych postaci pokazała wiele problemów, ludzkich tragedii, straty jednych bliskich, odzyskania innych. Skupiła się na szczęściu rodzinnym, zaufaniu, ale też na jego braku, na potrzebie porozumiewania się, by dawało to nadzieję na bliskość i lepsze jutro. W dość trudnych okolicznościach przekazała czytelnikom list Marioli Jemioły, który otworzył oczy i serca, wyjaśnił i dał szansę na odkupienie win. Czy bohaterowie skorzystali z tej szansy?

Tradycyjnie już nie byłam pewna, jaki będzie finał, bo po wybojach jakimi obdarowała swoich bohaterów, nie było pewne komu można ufać, kto mówi prawdę, kto komu da nauczkę a kto będzie musiał zrezygnować z zemsty. Podczas lektury nie można się nudzić (zaskoczyły mnie wyznania jednej z bohaterek dotyczących dodatkowego zarobku), zawsze coś się dzieje, każda postać wnosi swoje zdanie, dzięki czemu otrzymujemy wciągającą na kilka godzin powieść z tańcem w tle. A może nie tylko w tle...?

Autorka podarowała nam wciągającą historię o nieustępliwości, błędach, gniewie i cierpieniu; o miłości, która ma różne kolory, ale wymaga pielęgnacji; o pożądaniu, potrzebie niezależności, utracie zaufania i tajemnicach dodających smaku. Zwróciła uwagę na to, że kompromisy są trudne a ważnych rzeczy nie należy odkładać na bok czy na później.


Podsumowując - "Nauczyciel tańca. Rewolta" to niezwykła i pełna emocji powieść o tańcu, wzruszających obietnicach oraz miłości ponad wszystko. To historia bohaterów, którzy nie chcą odpuścić i ponad wszystko zamierzają walczyć o swoje racje, do końca, mimo konsekwencji. Bo życie to walka, bo rewolta to bunt, bo nigdy nie wiemy kiedy ktoś, kogo uważamy za bliskiego, wbije nam nóż w plecy. Gorąco Wam polecam drugi tom tego cyklu!




"Nauczyciel tańca"
"Nauczyciel tańca. Rewolta"




Książka przeczytana w ramach wyzwań: Abecadło z pieca spadło, 52 książki





Za książkę dziękuję

sobota, 9 maja 2020

Karolina Wilczyńska "Rachunek za szczęście, czyli caffe latte"






Autor: Karolina Wilczyńska
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2019
Liczba stron: 320
Seria: Kawiarenka za rogiem  tom 3




Urokliwa historia niezbyt smukłej Miłki, która dowiedziawszy się, że jest adoptowana uciekła z rodzinnego domu w Busku-Zdrój do Kielc, gdzie próbuje ułożyć sobie życie. Mimo początkowych trudności wszystko zaczyna mieć sens - znajduje pracę, miłość i życzliwych jej ludzi. Bohaterka nie zdaje sobie sprawy jakie zmiany wniesie w jej rzeczywistość siostra Wiktoria, która pojawiła się nagle i nie jest szczera. Co wydarzyło się w trzecim tomie serii 'Kawiarenka za rogiem'?


Karolina Wilczyńska rozpoczyna akcję w ciągłości do zakończenia tomu drugiego. Miłka odbiera Wiki ze szpitala, martwiąc się, że Tymon nadal nie wrócił ani nie zadzwonił po ich kłótni. Dziewczyna nie wie co robić, jak poradzi sobie finansowo, ponieważ w kawiarence niewielki ruch a dodatkowo pojawiają się wierzyciele - okazuje się, że Tymon nie płacił czynszów ani za lokal ani za apartament. Miłka nie wie też za co zorganizuje przyjęcie urodzinowe pana Bohdana... Nie wspominając, że nadal nie ma kurtki a i Wiki musi dobrze się odżywiać, by dziecko było zdrowe.

Miłka czuje się oszukana. Nagle stanęła na rozdrożu, nie wie co dalej, jakie decyzje powinna podjąć. Czy walczyć o kawiarnię? Bardziej martwi się chorym kotem, niż odejściem Pauli. Myśli o Remku, Wiki, Pani Annie... Jak zawsze pomaga innym, bardziej dba o ludzi czy zwierzęta wokół, niż o siebie. Wciąż ma więcej pytań niż odpowiedzi - czy będzie zadowolona, gdy je otrzyma?


Doskonały finał serii! Początkowo akcja nie wskazuje na to, jak wiele niespodzianek i zaskoczeń kryje. Nic nie jest pewne, wszystko jest tajemnicze, nieoczywiste, każdego dnia do Miłki powraca dobro, które wcześniej rozdała innym. Dzięki temu teraz zaczyna widzieć nadzieję na lepsze jutro, poznaje odpowiedzi i najważniejsze - prawdę w sprawie Tymona. Odnajduje życiową odskocznię od stresu i problemów, która pozwala również dostrzec w lustrze zgrabną i piękną kobietę. Każdy dzień dostarcza nowych zaskoczeń a końcowe odkrycie kart - bomba! Świetnie się to czyta, z zapartym tchem i uśmiechem na ustach.

Bardzo lubię powieści, które dają nadzieję, rozgrzewają jak owocowa herbata, smakują jak domowe ciasto i pokazują, jak wielu sympatycznych i życzliwych ludzi mamy wokół, trzeba tylko umiejętnie skorzystać z ich rad oraz głosu swego serca. W tej powieści nie wszystko jest oczywiste, kilku rozwiązań nie można się rozmyślić, ale to daje jeszcze większą przyjemność z czytania. Historia Anny, tajemnica Wery, sekret Remka, pomysł Wiki - wszystko to sprawia, że opowieść czyta się z ogromną radością i napięciem.

Karolina Wilczyńska napisała cudowną serię! Uzmysłowiła nią, że należy wierzyć we własne siły, dzielić problemy z bliskimi, nie zamykać się na świat i ludzi oraz cieszyć się z niewielkich sukcesów. Książka pokazuje, że prawdziwa przyjaźń trwa latami; lepiej żałować, że się nie udało, niż żałować, że nawet nie spróbowaliśmy oraz iż życie jest nieprzewidywalne.

Jestem zaczarowana...


Podsumowując - "Rachunek za szczęście, czyli caffe latte" to idealne zakończenie serii - jest zaskakująco, zagadkowo i ogromnie emocjonalnie. Znajdziemy tutaj zbiegi okoliczności, wybaczenie, odzyskaną przyjaźń, niepewność, miłość, intrygi, kłamstwa, ale również żal, smutek i masę problemów. Jest też morał, że walka z przeciwnościami losu daje siłę i satysfakcję, wzmacnia nas i uodparnia na dalsze problemy. Gorąco polecam, myślę że ta seria na długo pozostanie w mojej pamięci.





"Życie na zamówienie, czyli espresso z cukrem"
"Miłość według przepisu, czyli słodko-gorzkie cappuccino"
"Rachunek za szczęście, czyli caffe latte"





Książka przeczytana w ramach wyzwań: Pod hasłem, Wyzwanie LC, 52 książki






Za książkę dziękuję



wtorek, 13 marca 2018

Anna Dąbrowska "Nauczyciel tańca" - przedpremierowo




Autor: Anna Dąbrowska
Wydawnictwo: Lira
Data wydania: planowana na 14 marca 2018
Liczba stron: 400













Anna Dąbrowska należy do nielicznego grona pisarek, których twórczość znam w stu procentach. Zaczynałam od debiutu i na bieżąco sięgam po najnowsze książki. Dzięki tej chronologiczności można w doskonały sposób śledzić postępy - lub ich brak - autora, tworzącego kolejne historie. W przypadku Ani jest też aspekt zakończenia - nigdy nie można być pewnym czy będzie happy end czy tragedia...

Dominik jest pasjonatem - ma trzydzieści trzy lata i uwielbia taniec. Z uwagi na fakt, że mężczyzna nie lubi być dotykany nie jest to walc, rumba czy tango, ale krump! Z paczką przyjaciół spotykają się w opuszczonej fabryce, by wspólnie pozbywać się złych emocji. Z pozoru to człowiek silny, nie czuje bólu czy chłodu, jednak czy na pewno to typ wytatuowanego twardziela? Dominik przywykł do biedy i braku miłości. Jako trzylatek został oddany do domu dziecka a kiedy już znalazł dobrą i kochającą rodzinę... utracił ją a cierń w sercu pozostał... Przecież był grzeczny! To nie była jego wina, że musiał odejść! Niczego nieświadomi rodzice zastępczy oddali go i jednocześnie skazali na... Tak, ta trauma już na zawsze w nim pozostanie. Razem z żalem, bólem i niechęcią.

Kaja jest bohaterką - mając dwadzieścia pięć lat straciła dom i rodziców, ale uratowała młodszą siostrę - Sarę. Minęły dwa lata od tamtych wydarzeń, ale nastolatka - pomimo terapii - nadal nie wypowiedziała ani jednego słowa. Kaja stara się zapewnić im obu normalne życie, ale wciąż nie potrafi odciąć się od przeszłości. Zbyt wiele przykrości ją spotkało, co skutkuje brakiem pewności siebie. Czy Kaja znajdzie sposób na wydobycie siostry ze szponów milczenia? Czy spełni marzenie dziewczynki i pozwoli jej tańczyć krump? Właśnie ta decyzja ma zmienić los wielu osób... Od niej zależy radość, ale i smutek. Euforia, ale i łzy...


"Czasami należy tak zrobić, by nie ominąć swojego szczęścia na prostej drodze." *


Ania Dąbrowska stworzyła piękną historię, jak zawsze osnutą na oryginalnym temacie - tym razem jest nim taniec o nazwie krump. Nie spotkałam się jeszcze z takim wątkiem w literaturze, dlatego z ogromnym zainteresowaniem chłonęłam wiedzę o nietypowym tańcu, dzięki któremu można pozbyć się nawarstwionej przez lata złości. Krump pozwala wyrzucić z głębi siebie ból, bezsilność, gniew czy rozpacz i jest pewnego rodzaju pomostem między dwoma światami - normalnym życiem, w którym trzeba chodzić do szkoły czy pracy, jeść, robić zakupy i sprzątać a życiem jakie wiedliśmy w przeszłości, kiedy nastąpiło traumatyczne wydarzenie.


"Ten taniec uczył dystansu do siebie i uczył śmiać się z własnej nieudolności." ** 


Na ile krump pomoże bohaterom się oczyścić? Czy Dominikowi uda się dotrzeć poprzez taniec do serca i duszy dwunastoletniej Sary i oczyścić je z blizn? Czy dziewczynce pomoże tak niekonwencjonalny sposób terapii? Jak na rodzące się uczucie zareagują Kaja i Dominik, wszak ich przyszłość jest naznaczona licznymi ranami z przeszłości... Na ile poradzą sobie z ciążącymi sekretami? Czy odważą się na szczerość?

Zostawię Was z pytaniami... Mam nadzieję, że dzięki temu podsyciłam Waszą ciekawość i podobnie jak ja, będziecie pragnęli poznać odpowiedzi. Niewątpliwie najistotniejszymi momentami są spowiedzi bohaterów, kiedy to wreszcie poznajemy prawdę - nagromadzone przez lata frustracje i krzywdy. Przyznaję uczciwie, że niektóre z tajemnic odgadłam wcześniej, ale i tak dotknęła mnie brutalna prawda o niektórych wydarzeniach...

Patrząc przez pryzmat kolejnych powieści autorki, to zarówno pod względem tematyki jak i stylu widać ogromny rozwój - piękne zdania, kontrasty, symbolika i metafory - wszystko to składa się na literacką ucztę z tańcem w tle. Zaś właśnie krump, podobnie jak slang Eddiego (przyjaciela Dominika) to dla mnie totalne nowości. Schematyczność występuje jedynie w zakresie... dwuosobowej narracji :) A to przecież dzięki temu zabiegowi możemy naprzemiennie poznawać myśli i uczucia targające wykreowanymi przez Dąbrowską postaciami. Wciąż wyczuwalne jest napięcie, również erotyczne, które narasta i wypełnia przestrzeń między bohaterami oraz między czytelnikiem a powieścią.


Podsumowując - "Nauczyciel tańca" to powieść o miłości, przez którą i dla której chętnie się zmieniamy oraz o przyjaźni ponad wszystko. Niezwykła historia o dwojgu przeczołganych przez los ludziach, których zbliżył do siebie strach i trudna przeszłość a między nimi nastolatka, którą życie doświadczyło nie dając żadnej taryfy ulgowej.
W żadnym momencie tej książki nie miałam pewności czy już wszystko wiem... Może jeszcze jakieś sekrety kryją się w "szafie"? Każda strona to wulkan emocji a zarazem niespodzianka - ot, wizytówka Ani Dąbrowskiej. Gorąco polecam, gdyż tak oryginalnego, udanego i rzeczywistego motywu wyrzucenia złości nie mieliście jeszcze zapewne szansy poznać.



* A. Dąbrowska, "Nauczyciel tańca", Wyd. Lira, Warszawa 2018, 41%
** Tamże, 66%



Książka przeczytana w ramach styczniowych wyzwań: Grunt to okładka, Pod hasłem, 52 książki



Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Autorce

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Anna Dąbrowska "W rytmie passady" - przedpremierowo





Autor: Anna Dąbrowska
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: planowana na 24 kwietnia 2017
Liczba stron: 392











Z twórczością Anny Dąbrowskiej miałam już do czynienia kilkukrotnie, ale to dopiero druga jej książka pod własnym nazwiskiem. "Nakarmię cię miłością" było wyśmienitą ucztą, zaskoczeniem i miałam po niej czytelniczego kaca. Przed lekturą "W rytmie passady" trochę się zastanawiałam co autorka wymyśli tym razem... Czy ta książka ma szansę być lepsza po takim hicie? Chcecie wiedzieć jak ją odebrałam? Zapraszam na recenzję.

Julita Poll to przyszła maturzystka. Wraz z najlepszą przyjaciółką a zarazem kuzynką Olą Zawadzką, chodzi dwa razy w tygodniu na treningi zumby w starym magazynie. Pewnego dnia okazuje się, że ich dotychczasowa trenerka - Karolina - złamała nogę i zastąpi ją przystojniak Kuba. Od samego początku zawiesza swój wzrok na Juli, którego ona nie może znieść. Nie wie też, że wnikliwa obserwacja nowego instruktora będzie skutkowała pojawieniem się w jej życiu pewnego mężczyzny... Tylko w jakim celu i czy ona sobie z tym poradzi... Wszak często zachowuje się dziwnie a nawet irracjonalnie. Czas wolny lubi spędzać z książkami lub kolorowankami. Unika imprez i dyskotek, trzyma się raczej na uboczu, stara się też nie zawierać nowych znajomości, zwłaszcza z płcią przeciwną. Już z daleka pachnie mi tu trudną przeszłością... Co takiego wydarzyło się w życiu tej dziewczyny trzy lata temu, że nadal czuje ból, wstyd oraz smak krwi w ustach a każda stresowa sytuacja sprawia, że wstrząsają nią torsje? Prawdę zna tylko Ola. Nikt więcej. Nawet matka...   [Ach, no tak... jeszcze autorka, ale ona każe bardzo długo czekać na ujawnienie tajemnicy]

Wielkimi krokami zbliża się studniówka a Jula nie umie poloneza, nie ma partnera, jest tylko pośmiewiskiem wśród rówieśników. Najchętniej w ogóle by tam nie poszła... Demony przeszłości nie pozwalają jej cieszyć się z tej uroczystości. Nawet myśl o Sopocie, gdzie spędziła siedemnaście lat swojego życia, napawa ją lękiem.


Marcel Rucki jest nauczycielem tańców latynoamerykańskich. Nie zawsze brał życie na poważnie podejmując właściwe i słuszne decyzje. Stawiał na spontaniczność nie przejmując się uczuciami innych. Popełnił kilka błędów, ale od kiedy dowiedział o poważnej chorobie matki - wydoroślał. Kuba jest jego dobrym (?) kumplem i wpadł na pomysł jak pomóc mu w zdobyciu pieniędzy dla matki. Marcel musi wystartować w konkursie tańca z amatorką. Jednak kizomba to intymna gra dwóch ciał... Czy Jula zgodzi się takie wyzwanie? Czy pokona swoje lęki i nauczy się tego tańca w trzy miesiące jeśli pozna cel przyświecający Marcelowi? Czy będzie potrafiła rozluźnić się, zaufać partnerowi i znieść jego dotyk? Czy wyzna mu prawdę o swojej przeszłości?


Dla Julity i Marcela rytm passady ma być lekiem, choć dla każdego ma inne znaczenie. Oboje potrzebują spokoju. Oboje muszą pozbyć się swoich lęków. Oboje muszą na czas treningów zapomnieć o problemach i skupić się na sobie, na bliskości ciał, na zmysłowych ruchach, na płonących oczach. Czy ta nietypowa terapia im pomoże? Czy pomogą sobie nawzajem?


"W rytmie passady" to kolejny stopień, na który wspięła się Anna Dąbrowska na początku swojej pisarskiej kariery. Ta książka jest jeszcze lepsza niż poprzednia i mam nadzieję, że Ania utrzyma wysoki poziom. Jak sama wspomina na swoim profilu, najważniejsze są dla niej emocje. Doskonale widać to w powieści. Bieżąca fabuła nie jest rollercoasterem, toczy się w miarę leniwie, serwując nam kolejne lekcje tańca, reakcje Julity na bliskość czy wiadomości ostanie zdrowia matki Marcela. Z pozoru spokój, prawda? Jednak książka aż kipi od emocji! Byłam zaintrygowana, zainteresowana, zmartwiona, przepełniona nadzieją i oczekiwaniem. Trzymałam kciuki za relacje bohaterów, za ich wygraną, za zdrowie pani Ruckiej. Zaś każdy okruszek wiadomości dotyczących traumy Juli sprzed lat burzył moją krew. Nie mogłam doczekać się ujawnienia prawdy - a kiedy ją poznałam... zamarłam. Po policzkach potoczyły się łzy, serce znacząco przyspieszyło, ciśnienie wzrosło... Książkę musiałam na chwilę odłożyć, bowiem historia Julity mnie przerosła... Jej fragmenty są jakże podobne do pewnych wydarzeń z mojej własnej przeszłości... Nie spodziewałam się tego! Choć od początku miałam pewne przypuszczenia czego może dotyczyć lęk Juli... Wprawdzie nie do końca udało mi się odgadnąć co przygotowała autorka, ale to podobieństwo spowodowało, że historię tej dziewczyny przeżywałam podwójnie i wyjątkowo. Odebrałam ją strasznie osobiście i rozumiałam odczucia oraz zachowanie bohaterki... Sama bowiem musiałam wiele zmienić w życiu, bo przeszłość wciąż mnie prześladowała...

Jednak jeśli myślicie, że przeszłość Julity to jedyny moment kiedy autorka mnie zaskoczyła i potrząsnęła moimi wyobrażeniami o losach bohaterów to się mylicie. Wiedziałam, że w finale raczej nie będzie sielankowo, ale to co zaserwowała Dąbrowska to... no nie mam słów! Szok i niedowierzanie. Nie tego się spodziewałam! [już to chyba pisałam prawda? No ale nie można użyć innych słów...taka jest po prostu prawda]. Tak zagrać na nosie czytelnika...

Mimo, że od chwili gdy czytałam powieść (w styczniu) minęło już kilka miesięcy, to ta historia nadal we mnie żyje. Wciąż nie potrafię zapomnieć o przełamującej lody zmysłowości czy o okrutnej prawdzie skrywanej przez nastolatkę. Trudno jest opisać moje wrażenia, bowiem sądzę, że każdy odbierze książkę inaczej, w zależności od tego jak wyglądało jego życie i na ile wczuje się w problemy bohaterów. Jeśli chodzi o język, dialogi czy płynność wypowiedzi to chyba nie mam się do czego przyczepić, bowiem nie zwróciłam uwagi na nic, poza snutą opowieścią... W ogóle nie zwróciłam uwagi na nic poza nią. Fabuła zwyczajnie mnie wciągnęła. Ale to chyba najlepsza rekomendacja, prawda? :)
Tylko to zakończenie... mimo, że to nie do końca mój ulubiony trend to przyznaję - inne zakończenie by tutaj nie pasowało.

Ania Dąbrowska doskonale "namalowała" słowa w tej historii dwojga poturbowanych przez los ludzi.  Zwróciła uwagę na kruchość życia, na bycie chorym czy skrzywdzonym i że powinniśmy mieć obok siebie kogoś bliskiego, kto wysłucha, poda chusteczkę, przytuli i zrozumie. Udowodniła jednocześnie, że zawsze mamy szansę, by małymi kroczkami powrócić do normalności, do radości wypełniającej nasze serca każdego dnia. Bo komuś trzeba zaufać, kogoś trzeba do siebie dopuścić, by pomógł nam wyjść ze skorupy. Bardzo emocjonalna i trafiająca do serca człowieka lektura.



Książka przeczytana w ramach styczniowych wyzwań: 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Autorce

środa, 15 stycznia 2014

Kimberley Freeman "Wzgórze Dzikich Kwiatów"



Tytuł oryginału: Wildflower hill
Tłumaczenie: Anna Nowak
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 2012 
Liczba stron: 512











Rzadko sięgam po tak obszerne powieści jak "Wzgórze Dzikich Kwiatów" obawiając się o to, że książka była pisana na siłę, na ilość. Jednak w przypadku tej pozycji chętnie przeczytałabym kolejne pięćset stron. Szkoda, że tak szybko się skończyła. Może ten niedosyt uda mi się zapełnić czytając inne książki pisarki, która niniejszą powieść napisała pod pseudonimem, przyjętym zresztą na cześć babci. Pod prawdziwym nazwiskiem - Kim Wilkins - wydała między innymi książki historyczne i kryminalne.

Autorka prowadzi akcję książki w dwóch płaszczyznach miejsca i czasu. Niby różni bohaterowie i wydarzenia, jednak łączy ja osoba babci i wnuczki - Beattie i Emmy. Teoretycznie bliska rodzina, jednak w praktyce wyjdzie na jaw, jak bardzo skrywane są tajemnice z przeszłości.

Jest rok 1929. Dziewiętnastoletnia Beattie Blaxland mieszka w Glasgow i marzy o projektowaniu, szyciu i związaniu swojej przyszłości z tkaninami. Jednak realia nie pozwalają na spełnienie marzeń. Beattie musi pracować na dwóch etatach, by pomóc rodzicom w trudnych czasach. Praca w butiku daje jej dobre zarobki, ale nocny sposób zarabiania Beattie musi utrzymywać w tajemnicy przed rodzicami, ponieważ tak młodej kobiecie nie wypada podawać drinków mężczyznom grającym w pokera. I właśnie podczas pracy w niezbyt legalnym kasynie poznała Henry'ego MacConnell'a. Dziesięć lat od niej starszy, żonaty i bogaty mężczyzna zawrócił dziewczynie w głowie. Beattie zakochała się bez pamięci a ich potajemne czułości w małym pokoju na zapleczu zaowocowały ciążą. Dziewczyna ukrywała ciążę przed światem tyle, ile było to możliwe. Kiedy jednak prawda wyszła na jaw, matka wyrzuciła ją z domu, a pracodawcy odmówili dalszego zatrudnienia. Ojciec dziecka miał jej pomóc, jednak kiedy Beattie nie mogła się z nim skontaktować, skorzystała z pomocy koleżanki poznanej w kasynie. Cora znalazła dla Beattie dom, w którym mieszkały ciężarne panny i po porodzie oddawały dzieci do adopcji.

Jednak zupełnie niespodziewanie, któregoś dnia zjawia się Henry, wyznaje miłość i proponuje dziewczynie wyjazd do Australii. Długa morska podróż kończy się małym domkiem i posadą Henry'ego. Beattie rodzi córeczkę - Lucy - oczko w głowie taty. Ale żeby nie było zbyt kolorowo, mężczyzna nie potrafi sprostać obowiązkom głowy rodziny i zarobione pieniądze wydaje na alkohol i hazard. Kiedy zaczyna dochodzić do rękoczynów Beattie podejmuje bardzo ciężką decyzję i ucieka z córeczką do miasteczka Lewinford. Tam dostaje dach nad głową oraz możliwość zarobku - zostaje służącą na farmie Wzgórze Dzikich Kwiatów. Nie zdaje sobie jednak sprawy co będzie musiała poświęcić dla tej pracy. Właściciel farmy czyni Beattie dwuznaczne propozycje a Henry powraca do jej życia po przemianie wewnętrznej (dzięki żonie - Molly) i udaje mu się wywalczyć częściową opiekę nad Lucy. Zrozpaczona matka musi wybierać co będzie lepsze dla jej córki, musi kalkulować na ile wystarczy jej pieniędzy i czy warto walczyć, skoro to ona zabrała męża innej kobiecie i urodziła nieślubne dziecko. W tej trudnej dla niej chwili, gdy wciąż musiała rozstawać się z córeczką okazuje się, że farma może zbankrutować i kobieta straci pracę. Beattie podejmuje się ryzykownego kroku - zamierza zagrać o Wzgórze w pokera z okropnym właścicielem. Jeśli przegra będzie musiała spędzić z nim noc, a potem opuścić farmę. Jak  zakończy się ten karciany pojedynek? Co stanie się z farmą? Czy Beattie odzyska córkę? A może pozna jeszcze smak prawdziwej miłości? Czy spełnią się marzenia Beattie o pracy przy projektowaniu? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w książce, jednak muszę przyznać, że życie tej kobiety nie było lekkie.

Równolegle z historią Beattie prowadzona jest opowieść o Emmie, wnuczce Beattie. Od najmłodszych lat Emma uwielbiała tańczyć i to właśnie z nim wiąże swoją przyszłość. Nie przyjmuje do wiadomości innych propozycji, nawet tę o babcinej niespodziance. Swoją karierę baletnicy dziewczyna robi w Londynie, z dala od rodziny. Jest rok 2009, Em ma trzydzieści jeden lat, przystojnego narzeczonego i wielkie plany na przyszłość. Jednak los bywa okrutny. Josh chce przedstawić Emmę rodzicom, co wiąże się z wyjazdem do Paryża a przecież dziewczyna ma swoje plany. Rozmowa kończy się dla pary rozstaniem, co skutkuje tym, że baletnica rzuca się w wir pracy. Podczas wieczornej próby schodzi w ciemności po schodach i ulega wypadkowi. Kontuzja kolana jest powodem załamania się Emmy, przecież jej świat właśnie się skończył. Kiedy w Londynie zjawia się jej matka, dziewczyna ulega jej namowom i wraca do Australii. Wtedy dopiero okazuje się, że babcia coś jej zostawiła w testamencie, ale tylko i wyłącznie pod warunkiem powrotu w rodzinne strony. Niespodzianką zapowiadaną już przed laty przez Beattie było Wzgórze Dzikich Kwiatów. Emma wyjeżdża tam na kilka tygodni, by uporządkować rzeczy po babci a potem sprzedać farmę. Co Emma odkryje w licznych pudłach ukrytych przed rodziną właśnie tam? Jakie tajemnice skrywa dom? Dlaczego pewne wydarzenia z życia babci nigdy nie ujrzały światła dziennego? Dlaczego do śmierci nikomu nie wyzwała prawdy o sobie? Jakie decyzje podejmie Emma w związku z farmą, swoją przyszłością i odnalezionymi pamiątkami? Gorąco zachęcam do przeczytania tej książki!

Autorka stworzyła dwie bogate osobowościowo bohaterki. Obie walczyły o swoje marzenia. Obie nie do końca wiedziały czy uda im się je spełnić. Jednak to Beattie miała ciężej, żyła w trudniejszych czasach i do tego z nieślubnym dzieckiem. Nie miała do kogo zwrócić się o pomoc. Emma zawsze mogła poprosić o wsparcie rodziców i tak naprawdę to mimo kontuzji nie musiała walczyć o każdy grosz na kromkę chleba. I chyba z tego powodu bardziej podobała mi się historia Beattie. Choć chwilami byłam na nią zła, że nie zawsze walczy o Lucy z taką mocą, z jaką powinna matka. Może sprawia to fakt, iż nie żyłam w tamtych czasach, ale czy naprawdę nie było sposobu, by córeczka mogła być razem z mamą?
Naprzemiennie poznajemy dwie historie, płaczemy, śmiejemy się; każde wydarzenie powoduje ogromne emocje u czytelnika, który nie może się doczekać na rozwiązanie poszczególnych wątków. Książka zadziwia świetnym językiem, barwnymi opisami, licznymi niespodziankami, ale jest też trochę tragizmu, tajemnice rodzinne oraz zakazana miłość. Nie wzbraniaj się tylko przeczytaj! To fantastyczna powieść :)




Książka została przeczytana w ramach wyzwań: Trójka e-pik (zaległość grudzień 2013), Z literą w tle, Czytelnicze marzenia, Czytam opasłe tomiska, Grunt to okładka, 52 książki
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...