Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PRL. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PRL. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 21 listopada 2021

E. Spindler, A. Kava, J.T. Ellison "Żywioły" // Mary & Carol Higgins Clark "Świąteczny rejs" // "Śmiechu warte, czyli z czego śmiał się PRL" Michał Zawadzki

 
 
 
Tytuł oryginalny: Storm Season
Tłumaczenie: Małgorzata Hesko-Kołodzińska
Wydawnictwo: Burda Książki
Data wydania: 2013
Liczba stron: 296
 
 
 
Zanim przejdę do opinii o książce, słów kilka o autorkach oraz tytuły ich książek, które już przeczytałam wraz z linkami do recenzji.
 
 
Erica Spindler jest nagradzaną autorką kilkudziesięciu powieści, które wydano w wielomilionowym nakładzie; wielokrotnie znalazły się na listach bestsellerów, przetłumaczone na ponad dwadzieścia języków. "Stan zagrożenia", "W milczeniu", "Naśladowca", "Tamta dziewczyna" - te tytuły autorki czytałam i polecam. 

Alex Kava - któż nie zna Maggie O'Dell - bohaterki wielu - zresztą bestsellerowych - thrillerów psychologicznych pisarki... Książki uwielbiane są w Polsce i na świecie, wielokrotnie nominowane do nagród. Znane mi są: "Płomienie śmierci", "Mroczny trop", "Ściśle tajne", "Epidemia", "Przedsmak zła", "Złowrogie niebo", "Czarny Piątek".
 
J.T. Ellison to autorka powieści sensacyjnych i thrillerów, która ma na swoim koncie dość niecodzienne miejsca pracy. Pisząc współpracuje z policją, FBI oraz instytucjami, które zwalczają przestępczość.  Mogę polecić Wam trzy, czytane przez mnie tytuły: "Pocałunek śmierci", "Umarli nie kłamią" oraz "Złodziej dłoni".


Z reguły nie czytuję książek, które są formą zbiorczą krótkich tekstów, nawet lubianych autorów. Tym razem jednak kilka czynników sprawiło, że sięgnęłam i... znów czuję ogromny niedosyt. 
 
Autorki poprowadziły swoje bohaterki w stronę szalejących w USA żywiołów - wichura, śnieżyca, ulewa podobno nie przestraszą agentki Maggie O'Dell, porucznik Taylor Jackson czy detektyw Mary Catherine Riggio. Każda z przyjaciółek musi zmierzyć się nie tylko z przestępcami, ale i warunkami pogodowymi.
 
W "Wielkim chłodzie" M.C. próbuje odkryć kto stoi za śmiercią młodej Whitney Bello, bowiem nie wierzy w jej samobójstwo. Sprawa ociera się o jej prywatne życie, które nie jest idealne, ale w obliczu zagrożenia zaczyna rozumieć co jest najważniejsze... Tylko czy zdąży z pomocą przed burzą śnieżną?
 
"Elektryczny błękit" to królestwo Maggie, która tym razem na pokładzie helikoptera (tak, nadal nie lubi latać, ale jak mus to mus) straży wybrzeża leci poszukiwać barki na Zatoce Meksykańskiej, na której znajdowała się rodzina senator USA. Dlaczego jej mąż zabrał dzieci na morze skoro zbliżał się groźny sztorm? Na pokładzie barki na agentkę FBI czekają niezłe niespodzianki, ale to i tak nic w porównaniu z finałem!
 
W "Niewidocznych" Taylor Jackson leci na konferencję, by wygłosić przemówienie w imieniu narzeczonego. Burza śnieżna, brak prądu w hotelu, jeden trup i jeden zaginiony a do tego tajemnicza kobieta o wielu tożsamościach i wątek szpiegowski. Zaskakujące fakty wychodzą na jaw, tylko czy można w nie wierzyć?


Ciekawe pomysły na historie, ale sprawy kończyły się zbyt szybko, nie wszystkie znaki zapytania zostały wyjaśnione, finały były mocno spłaszczone i uproszczone. Ja jednak potrzebuję pełnych form, gruntownych analiz, smaczków i mylących tropów. Gdybym twierdziła, że chcę przeczytać coś w stylu antologii - przypomnijcie mi, że to nie dla mnie i tylko się będę denerwować :)

Ale dla tych, którzy lubią sięgać po takie formy książkowe polecam!




 
 

 
Tytuł oryginalny: Santa Cruise. A Holiday Mystery at Sea
Tłumaczenie: Magdalena Rychlik
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2007
Liczba stron: 208
Cykl: Alvirah i Willy  tom 6    (choć nie ma to znaczenia, opowieść nie wymaga znajomości poprzednich tomów)




Randolph Weed kupił stary statek, wyremontował go i chce zarabiać na rejsach wycieczkowych. By zrobić dobrą reklamę dla "Royal Mermaid" jego specjalista od reklamy i promocji - Dudley Loomis wpadł na pomysł, by zorganizować 'Rejs ze Świętym Mikołajem'. Statek ma wypłynąć z Miami dwudziestego szóstego grudnia a cztery dni na karaibskich wodach mają spędzić osoby, które udzielały się charytatywnie. Ich pobyt na statku ma być darmowy.

Są jednak osoby, które słono zapłaciły za ten rejs i od początku czytelnik wie, że to zbiegli więźniowie. 
 
Od samego początku, jeszcze zanim wypłynęli, nie wszystko idzie zgodnie z planem. 
Brakuje kajuty dla znanej dziennikarki i wielbicielki rozwiązywania zagadek - Elwiry.
Kelner skaczący za burtę przed policją.
Zaginione stroje Mikołajów.
Jeden z uczestników udaje bardziej chorego niż jest...
A do tego zbliżający się sztorm, tajemnicza talia kart, duch nieżyjącego autora sensacyjnych bestsellerów, prochy czyjejś matki a nawet próba morderstwa...


Bohaterowie skrywają tajemnice. Nie wszyscy mają czyste intencje, niektórzy mają niecne plany i zagadkowo postępują. Akcja ciekawa, poprowadzona z humorem i napięciem, a pomimo że objętościowo to krótka opowieść to nie pozwala się nudzić. Z zaintrygowaniem śledziłam kolejne wydarzenia i próbowałam domyślić się co kto knuje. Nie wszystko udało mi się ustalić, tym większe usatysfakcjonowanie czułam po lekturze.
Naprawdę polecam do złapania oddechu między cięższymi gatunkowo czy tematycznie książkami.
 
 
 
 
 

 
 
Autor: Michał Zawadzki
Wydawnictwo: Edipresse Książki
Data wydania: 2016
Liczba stron: 256
 
 
 
 
Tytuł książki zapowiadał, że będzie śmiesznie, wszak PRL śmiał się z wielu rzeczy. Czy jestem dzieckiem tego okresu? Pewnie średnio i nie wszystko pamiętam, bo kiedy ustrój upadł miałam dziewięć lat, ale sporo znam z opowieści rodziców. Zatem wiedziałam czego spodziewać się po książce - czy to dostałam?

Zawadzki poruszył świat filmu, seriali, kabaretów i estrady, zatem przeczytamy o "Misiu", "Seksmisji", "Czterdziestolatku", "Stawce większej niż życie", skeczach "Kabaretu Starszych Panów" i wielu innych. Porusza też temat cenzury, cytuje wypowiedzi wielu znanych osób.
 
Ale... wszystko jest okropnie skrótowe, bez zagłębienia się w którykolwiek z tematów i choć solidnie poparte dokumentami to mam wrażenie że skupienie się rzeczach mniej ważnych a odpuszczenie tych, które naprawdę zainteresowałyby czytelników wpłynęło na to, że moja ocena jest dość niska. Spodziewałam się prawdziwych ciekawostek z humorem na pierwszym miejscu a dostałam coś w stylu pracy naukowej z mnóstwem przypisów (na dodatek zamieszczonych na końcu). 

Owszem są anegdoty czy absurdy tamtych czasów, ale sposób ich opisania nie przemówił do mnie, może trzy razy się uśmiechnęłam, ale to wszystko... Nie żebym się śmiała...

Sami spróbujcie, może dla Was będzie to bardziej wartościowo lektura.
 
 
 
 
 
Książki przeczytane w ramach wyzwań: Abecadło z pieca spadło, 52 książki

niedziela, 13 września 2020

Agnieszka Lis "Listy w góry"

 
 
 
Autor: Agnieszka Lis
Wydawnictwo: Skarpa Warszawska
Data wydania: 15 lipca 2020
Liczba stron: 320
 
 



"Listy w góry" to pierwsza powieść Agnieszki Lis wydana w Skarpie Warszawskiej, która zaintrygowała mnie tematyką oraz ujmującą i dość symboliczną okładką. Choć pozornie wydana jest jak każda inna książka, to kolejne strony są treścią listów, które główna bohaterka pisała do męża-himalaisty. Nigdy ich nie wysłała a zapiski stanowiły dla niej formę pamiętnika.

Historia jest fikcyjna a bohaterka nie ma imienia, jest po prostu żoną swojego męża i matką dwóch synów. Jej życie śledzimy na przestrzeni dziesięciu lat (z małymi epilogami później), od czasów gdy poznała ukochanego, poprzez ślub, narodziny dzieci a przede wszystkim przez przejmującą samotność każdego dnia. 
 
Jej mąż na pierwszym miejscu stawia swoją ogromną pasję - góry - i zamierza spełnić największe marzenie - zdobyć czternaście ośmiotysięczników, czyli Koronę Ziemi. I choć to rodzina powinna być najważniejsza to nie ma go w rodzinnym mieszkaniu na Śląsku w najważniejszych dla bliskich chwilach. Żona sama musi uporać się z pobytami w szpitalu, maleńkimi dziećmi i otaczającą rzeczywistością. 
 
Na szczęście może liczyć na pomoc rodziców oraz odnowioną znajomość z dawnych lat - Monika wielokrotnie podrzuca ubranka, pieluchy, zabawki, kawę czy herbatę - towary deficytowe w czasach stanu wojennego i tuż po nim. Choć kobieta sama zmaga się z problemami, tęsknotą za mężem-marynarzem i potrzebą prawdziwego uczucia to właśnie spotkania tych postaci i szczere rozmowy (tylko czy zawsze?) pokazują nam prawdziwe emocje bohaterek. 

Naszej bohaterce ostatnia dekada życia dała niezły wycisk. Ciągła tęsknota za nieobecnym mężem przeplata się z chwilami kiedy jest w domu, ale... i tak go nie ma, bo wciąż z kimś się spotyka, zdobywa zgody, pozwolenia, gromadzi prowiant i pozyskuje sponsorów na kolejne wyprawy albo przyjmuje w domu licznych gości. Bardzo dziwne jest to, że kiedy spędza czas z żoną nie mówi o górach, nie opowiada o wyprawach; wspomina jedynie o innych uczestnikach, zwłaszcza tych, którzy nie wrócili... Himalaista nie zna codzienności swojej rodziny, nie potrafi współuczestniczyć w wychowaniu synów, zbyt mało o nich wie. 

Bohaterka marzy, by mąż wreszcie przestał zdobywać kolejne szczyty, choć zdaje sobie sprawę, on MUSI, aż do chwili, gdy zdobędzie całą czternastkę. Chciałaby wreszcie cieszyć się wspólną poranną kawą, spacerami, niedzielną sumą a nie wciąż być silna, dumna i samotna.

 
Himalaista denerwował mnie swoim nadmiernym egoizmem - myślał tylko o sobie, musiał mieć żywność i pieniądze na kolejne wyprawy nie zdając sobie sprawy jak trudno jest jego żonie i dzieciom. Żona zaś mnie irytowała. Ja rozumiem jej bezradność, tęsknotę, żal i lęk o życie zdobywcy, ale była uległą żoną, całkowicie podporządkowaną ambicjom męża. Jej listy były mocno chaotyczne. Nie podobał mi się ich styl, forma, pewne rzeczy powtarzane do znudzenia, krótkie zdania często oderwane od siebie, sposób wysławiania się bohaterki zupełnie mnie nie kupił. 
Na szczęście zrobiła to opisywana historia, powrót do czasów gdy byłam malutką dziewczynką; poruszenie problemów politycznych i społecznych oraz sposób na radzenie sobie z kartkami i pustymi półkami. Jednocześnie byłam niezwykle ciekawa jak zakończy się wątek Moniki (szok!) oraz czy himalaiście uda się zdobyć Koronę Ziemi... A może wcześniej zginie?

Agnieszka Lis stworzyła ciekawą w formie i temacie opowieść, która mimo iż jest fikcyjna, to była wzorowana na życiu Jerzego Kukuczki. Czy w całości? Czy los pokierował bohatera nieco inaczej? Moja dobra rada - nie czytajcie o polskim zdobywcy przed lekturą powieści, niechaj treść książki Agnieszki Lis będzie dla Was zaskoczeniem. Oby każda strona, każdy rok i każda wyprawa była niespodzianką.
 
 
Podsumowując - "Listy w góry" to przejmująca opowieść o marzeniach, niestety niesprawiedliwych, bo spełniać może je tylko jedna osoba. To historia pełna bólu, tęsknoty, nienawiści i strachu; opisująca nieustanne czekanie, nieszczęśliwą miłość, zdradę, ambicje i smakowanie życia. Ale jak w życiu znajdziecie w tej książce nie tylko smutek czy żal, ale też humor, który nadaje jej odrobinę lekkości.





Książka przeczytana w ramach wyzwań: Pod hasłem, 52 książki


 
 
Za książkę dziękuję 




wtorek, 6 lutego 2018

Magdalena Majcher "Wszystkie pory uczuć. Zima"




Autor: Magdalena Majcher
Wydawnictwo: Pascal
Data wydania: 17 stycznia 2018
Liczba stron: 368
Seria: Wszystkie pory uczuć tom 2











Magdalena Majcher zaczarowała mnie pierwszą powieścią, po którą sięgnęłam - "Wszystkie pory uczuć. Jesień". Była to lektura niezmiernie prawdziwa, pełna miłości, ale i tajemnic czy problemów. Czułam całą gamę emocji i nie mogłam doczekać się kolejnego tomu a kiedy nadszedł... No właśnie, czy warto było czekać?

Tym razem uwaga czytelnika zostaje skierowana na ciepłą i pełną dobrych rad wychowawczynię domu dziecka - panią Różę. Już w pierwszym tomie dało się wyczuć, że kobieta coś ukrywa... Całe swe życie poświęciła dla innych, dbając, radząc, tuląc i pocieszając, swoje potrzeby i pragnienia spychając na dalszy tor... A lata mijały... Została sama, bo wciąż zasłaniała się powrotem do domu, w którym czeka na nią siostra - Ludmiła. Dlaczego relacja kobiet jest tak dziwna? Przed czym Róża chroni Miłkę?

W pięknej grudniowej scenerii Róża wychodzi za Tadeusza a świeżo poślubiony mąż w ramach podróży poślubnej postanowił zabrać wybrankę do Zakopanego. Dlaczego ta niespodzianka tak zdenerwowała panią Majewską? Czego się obawia? Czy ciążąca jej tajemnica nie zepsuje cudownych chwil w dwoje? Czy nie będzie rzutowała na ich małżeństwo? Wszak na kłamstwie nie można budować związku...

"... z zakochania się nie wyrasta. Nieważne, czy masz piętnaście, dwadzieścia, czterdzieści czy siedemdziesiąt lat - miłość może dopaść cię znienacka w każdym wieku, rozlewając miłe ciepło po całym ciele. To zupełnie nieistotne, że właśnie stoisz na dwudziestostopniowym mrozie..." *

Jak przystało na dobrego czytelnika główkowałam długo... Starałam nie poddać się cudownej, pełnej śniegu aurze Zakopanego przepełnionej smakami i zapachami kwaśnicy, gulaszowej czy moskoli, ale było trudno! Myślami odpływałam ku bohaterom, wraz z nimi wspinałam się na Nosal, podziwiałam widoki z Kasprowego i zamarzniętą taflę Morskiego Oka. Wręcz widziałam tą biel, czułam zapach zakopiańskiej zimy i byłam równie oczarowana co Róża. Za nic w świecie nie przypuszczałam jednak, co w zanadrzu skrywa Magda Majcher... Zwłaszcza, że co jakiś czas wtrącane i ówdzie zdanie nawiązujące do tego sekretu, tylko podsycało poziom mojego zaintrygowania. Dałam się ponieść magii ślubu, gór a potem odczuwałam wyraźne napięcie i strach bohaterki a do tamtego popołudnia, kiedy jej serce a może sumienie zamierzało się oczyścić.... W życiu bym na to nie wpadła...

Autorka nie tylko wielokrotnie mnie zaskoczyła, ale również przeniosła w dwa inne światy. Najpierw do urokliwego zakątka kraju, w którym najważniejsze jest to by był śnieg, by człowiek miał się czym rozgrzać oraz by zachłysnął się widokami - do Zakopanego. A później odbyłam sentymentalną podróż do lat osiemdziesiątych, które to przyniosły mi wiele wspomnień. Opowieść a może spowiedź Róży, była dla mnie nie tylko gratką z uwagi na rozwiązanie tajemnicy, ale również przypomnieniem dzieciństwa - żywność na kartki, kolejki i towar spod lady, pierwsze telewizory i wymarzona Frania.

Książka ukazuje życie takim, jakie jest w rzeczywistości - niesie śmierć bliskich, utraconą miłość, pierwszy raz, krytykowany związek dojrzałej kobiety z młodszym, trudną do zaakceptowania sytuację, gdy na świecie pojawia się młodsze rodzeństwo. Majcher wykorzystała swoich bohaterów, by przekazać nam kilka istotnych rad - po burzy zawsze wychodzi słońce i daje nadzieję, że nasze problemy da się rozwiązać. Zaś decyzje, które podejmujemy będą miały wpływ nie tylko na nasze życie, zmienią przyszłość również wielu innych osób. Nie pozwólmy, by dawne błędy zabrały nam szansę na szczęście.

Podsumowując - powieść Magdy Majcher jest przepełniona emocjami z najwyższej półki. Jest wiele odcieni miłości, scalająca i podnosząca na duchu przyjaźń, ból, żal oraz złość i zazdrość, które zakorzenione w sercach zbyt głęboko potrafią ranić i siać zniszczenie. Autorka doskonale zbudowała w powieści narastające napięcie - najpierw spokojna i urokliwa akcja a później pędzący pociąg wiozący szok, niedowierzanie w wątku kryminalnym. Jeśli jeszcze nie znacie tej serii to gorąco zachęcam!


* M. Majcher, "Wszystkie pory uczuć. Zima", Wyd. Pascal, Bielsko-Biała 2018, s. 65


"Wszystkie pory uczuć. Jesień"
"Wszystkie pory uczuć. Zima"
"Wszystkie pory uczuć. Wiosna"
"Wszystkie pory uczuć. Lato"

Książka przeczytana w ramach wyzwań: Grunt to okładka, Pod hasłem, 52 książki



Za możliwość przeczytania książki
dziękuję


wtorek, 22 grudnia 2015

Małgorzata Gutowska-Adamczyk "Mariola, moje krople!"




Autor: Małgorzata Gutowska-Adamczyk
Wydawnictwo: Świat książki
Data wydania: 2014
Liczba stron: 304
Oprawa: twarda











Przyjemność poznania pióra Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk miałam już sześciokrotnie: trzy tomy Cukierni Pod Amorem, dwa - Podróży do miasta świateł oraz pierwszy tom Fortuny i namiętności. Za każdym razem była to niesamowita podróż w czasie i przestrzeni w genialnym wydaniu obyczajowym autorki. Tym razem sięgnęłam po komedię polityczną, bo tak chyba mogę nazwać niniejszy tytuł... Jakie są moje wrażenia?

Akcja książki rozgrywa się w czasach kiedy miałam niespełna dwa latka i o tamtych wydarzeniach, czyli tuż przed ogłoszeniem stanu wojennego, wiem tylko z opowieści. Przenieśmy się zatem do listopada 1981 roku, do teatru w małym mieście gdzieś na Dolnym Śląsku...

Aktorzy pod wodzą reżysera Biegalskiego, który kariery w dużym mieście nie zrobił, robią próby do Horsztyńskiego - dramatu Słowackiego, który swoją premierę ma mieć dwunastego grudnia. Jednak mająca wtedy bawić w tamtych stronach delegacja rosyjska, nie może obejrzeć byle czego... Sztuka musi pasować. Decyzję, że ma to być Mrożkowy Streap-tease podejmuje pierwszy sekretarz komitetu miejskiego PZPR - Martel nie zdając sobie sprawy, że w sztuce nie będzie oczekiwanego rozbierania... Równolegle z próbami do Mrożka, aktorzy mają też przygotować Pastorałkę, na chwałę Bożą i życzenie księdza Różańskiego. Ale o pracownikach tego teatru nie można powiedzieć, że są zwarci i gotowi, by pracować i przygotowywać sztuki...

Dyrektor Jan Zbytek zupełnie nie potrafi ogarnąć chaosu jaki tutaj panuje... Choć bardzo się stara, dwoi i troi to jednak więcej uwagi poświęca układaniu swojej jedynej możliwej fryzury - pożyczki, podszczypywaniu sekretarki Marioli oraz odliczaniu kropli, które mają działać na jego skołatane nerwy i serce (a produkcją nalewki na melisie jest nikt inny jak ksiądz). Dyrektor musi też ujarzmić swoje trzy żony, obecną Paulinę i dwie byłe, ponieważ wszystkie pracują w teatrze, choć nie wszystkie są aktywnymi aktorkami. Ale jak tu wiedzieć wszystko, skoro tuż pod nosem Zbytka w bufecie pędzi się bimber, hoduje ciężarną świnię Małgosię a na dodatek córka bufetowej - Magda jest prężnie działającą członkinią NZS i przywozi do teatru powielacz, by drukować książki z drugiego obiegu oraz ulotki.

W magiczny sposób powielaczy wraz z kolejnymi stronami książki przybywa, zdarzają się niebezpieczne wypadki, które kończą się zagipsowaniem części bohaterów a w dyrektor musi znów kombinować, bo nagromadzenie przedstawicieli PZPR, Solidarności, NZS i na dokładkę dwóch Ubeków w jednym budynku teatru to za dużo na jego słabe serce. Do tego dzieją się rzeczy niesamowite jak spalone spodnie, unoszące się huśtawki, ciągłe tajemnice, bezsensowna bieganina, ukrywanie się pod łóżkiem czy w szafie... Komedia pomyłek normalnie. Tylko czy mnie to urzekło? NIE!

Niestety zawiodłam się na tej lekturze i jakże się cieszę, że to nie od niej zaczynałam przygodę z twórczością autorki, bo nie dam głowy, że dałabym się potem przekonać do przeczytania czegoś innego.
Miejsce akcji to wciąż ten sam budynek i to w ciągu miesiąca. Kilkakrotnie powtarzane te same teksty, zachowania. Wprawdzie postacie są dobrze scharakteryzowane, nawet nazwiska mają świetnie dopasowane do osobowości, pojawiają się nowe postacie, jednak wynudziłam się okrutnie. Myślę, że jest to książka dla tych, którzy chcą dobrze poznać czasy PRL-u z kolejkami, kartkami, pomysłami ludzi na to, jak radzić sobie w trudnych czasach i jeszcze nie podpaść władzy, którejkolwiek... Na mnie wrażenia nie zrobiły ani humorystyczne teksty, ani ukulturalniające sztuki, ani nawet - z założenia - zabawne a w rezultacie absurdalne wydarzenia. Wciąż czekałam kiedy zacznie dziać się coś naprawdę ciekawego i ... nie doczekałam się. Ciągłe szukanie powielacza, pędzenie bimbru i nieudolne podrywanie cudzych żon czy mężów to jednak dla mnie nieco za mało, by uznać lekturę za bardzo dobrą.

Podsumowując stwierdzam, że książka spodoba się tym, którzy w skrótowy sposób chcą poznać życie w czasach PRL-u. Pomyłki w odbiorze prostych przekazów, talony na malucha, rajstopy w niekoniecznie właściwym rozmiarze, miłość z przeszłości... To wszystko to znajdziecie napisane w formie pamiętnikowych zapisków (dzień, godzina), ale zabrakło mi iskry, która napędziłaby fabułę i wciągnęła mnie w tamte czasy...




Książka przeczytana w ramach wyzwań: Gra w kolory II, 52 książki

sobota, 6 lipca 2013

Dorota Kania "Cień tajnych służb"



Autor: Dorota Kania
Wydawnictwo: M
Data wydania: maj 2013
Liczba stron: 212












Dorota Kania ukończyła studia filozoficzne w Warszawie, pracowała jako dziennikarka w radiu, telewizji oraz przede wszystkim w prasie. Jej ulubionym tematem jest historia najnowsza a zwłaszcza rola służb specjalnych PRL w życiu zwykłych i niezwykłych obywateli. Dorota Kania kocha dziennikarstwo śledcze i nieustannie lustruje w swoich publikacjach osoby z pierwszych stron gazet. Niekiedy jej działania i teksty balansują chyba na granicy tajemnicy,  gdyż wielokrotnie była ona skazywana wyrokami za zniesławienie czy naruszenie dóbr osobistych.

"Cień tajnych służb" to współczesna literatura faktu, a dotyczy zdarzeń, które miały miejsce w ciągu ostatnich dwudziestu trzech lat w naszym kraju. Znajdziemy tutaj wyniki śledztw najgłośniejszych polskich samobójstw i zabójstw. Autorka w czternastu rozdziałach opisuje nam pokrótce biografie mniej lub bardziej znanych osób. Bo któż nie zna słynnej sprawy zabójstwa Jaroszewiczów w podwarszawskim Aninie? Kto nie czytał o Olewniku czy Lepperze? Czy kogoś nie intryguje śmierć Papały? Sporo się działo w ich sprawach, ale chyba jedynie w mediach, bo prawda w żadnej z tych spraw nie ujrzała światła dziennego. Żaden zwykły człowiek nie jest w stanie dociec, co tak naprawdę się zdarzyło, dlaczego Ci ludzie nie żyją i kto jest temu winien. Nie mamy po prostu dostępu do dokumentacji sądowej, prokuratorskiej czy archiwalnej. Dorota Kania miała taką możliwość i dzięki temu możemy stwierdzić ponad wszelką wątpliwość, że w wielu śledztwach, w których miały miejsce tajemnicze zniknięcia, pojawiają się funkcjonariusze służb PRL. Czy to zbieg okoliczności? A może to pracownicy służb specjalnych tak nieoficjalnie rządzili i rządzą naszym krajem?

Najciekawszymi sprawami dla mnie były w tej książce najgłośniejsze z nich, opiszę jednak tylko jedną sprawę, by nie odbierać potencjalnym czytelnikom radości z poznawania nowych faktów i analizowania dowodów.
Podwójne zabójstwo państwa Jaroszewiczów miało miejsce w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 roku. Dorota Kania ujawnia, że p. Piotrowi zmieniono przed śmiercią koszulę - w jakim celu? Do podpisania jakich dokumentów został zmuszony w ostatniej chwili? Dlaczego zabójcy odkręcili gałki z mebli w bibliotece Jaroszewiczów? Autorka podaje kilka możliwych hipotez, dlaczego mogło dojść do tego zabójstwa. Jedną z nich jest fakt, iż Piotr Jaroszewicz miał prawdopodobnie informację, kto zdefraudował złoto z Funduszu Obrony Narodowej.
Kolejnym przypuszczalnym politycznym motywem śmierci małżeństwa może być to, że w 1945 roku Piotr Jaroszewicz miał możliwość zapoznania się z dokumentami zdeponowanymi w archiwum niemieckim w Radomierzycach. Niektóre z tych dokumentów trafiły na stałe w ręce Jaroszewicza. Czy zrobił z nich użytek? Czy chciał wykorzystać wiedzę  w nich zawartą do pisanych przez siebie książek?

"Cień tajnych służb" nie jest łatwą i lekką lekturą. Czyta się ją podobnie do kryminału, jednak tutaj jest trochę trudniej. Pojawia się dużo więcej nazwisk, stanowisk czy instytucji, a przecież nie zawsze i nie każdy wie kto kim był i czym się zajmował, żeby nie pogubić się nawet wtedy, gdy zostaje nam to wytłumaczone. Książka jest jednak wciągająca i niejedna czytająca ją osoba chciałaby zapewne przeczytać jej dalszy ciąg za kilka lat. Może coś kiedyś się jeszcze wyjaśni w tych sprawach. Choć zaginione dokumenty czy dowody rzeczowe już raczej się nie odnajdą... Zapewne zostały celowo zniszczone lub skradzione przez nieznanych sprawców. Wiele jest uchybień, które miały miejsce w sprawach przedstawionych w książce m. in. opóźnione przesłuchania świadków, niewykorzystanie dowodów dostarczonych do odpowiednich instytucji czy tajemnicze zgony.

Autorka wykazała się niebywałą odwagą pisząc tego typu książę. Bo przecież nie od dziś wiadomo, że mieszanie się w sprawy polityczne, zwłaszcza powiązane z mafią, nie jest bezpieczne. Wniosek można wyciągnąć chyba tylko jeden - Dorota Kania za cel nadrzędny postawiła sobie poinformowanie społeczeństwa polskiego o tym, co zostało przed nim ukryte. Zachęcam do przeczytania "Cienia tajnych służb", bo warto poznać kulisy śmierci kilku ważnych dla Polski osób.



Książkę przeczytałam w ramach wyzwań: Debiuty pisarskie, W prezencie, Polacy nie gęsi..., Book z nami (1,6 cm), Trójka e-pik (czerwiec), 52 książki



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki 
dziękuję bardzo Pani Dorocie 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...