Autor: Dorota Gąsiorowska
Wydawnictwo: Między słowami
Data wydania: luty 2016
Liczba stron:448
W 2015 roku miałam okazję dwukrotnie zapoznać się z twórczością autorki, dzięki lekturze "Obietnicy Łucji" oraz "Marzenia Łucji". Były to miło spędzone chwile, wciąż mam w pamięci tamtą historię i dlatego kiedy usłyszałam o nowej powieści Gąsiorowskiej wiedziałam, że zwyczajnie muszę ją poznać. A najciekawsze jest to, że nie przeczytałam ani słowa z opisu! Nie wiedziałam o książce nic. Jedyną wskazówką czego może dotyczyć był tytuł. Czy moja intuicja wciąż spełnia swoje zadanie i "wskazuje" mi warte uwagi lektury, czasem nawet w ciemno?
Nina jest cierpliwą, spokojną i nie wyróżniającą się z tłumu kobietą tuż po trzydziestce. Wychowały ją siostry Serafitki, ponieważ jako kilkudniowe maleństwo została im podrzucona, zawinięta w piękną haftowaną chustę z wyszytym imieniem. Pracuje jako księgowa w domu spokojnej starości w podkrakowskich Maciejowicach, choć tak naprawdę wykonuje o wiele więcej obowiązków (sprzątanie, kuchnia). Z jedną z pensjonariuszek - panią Irmą - połączyła Ninę prawdziwa przyjaźń. Chociaż obie zdają sobie sprawę z tej więzi to tak naprawdę niewiele o sobie wiedzą. Wystarcza im wspólna rozmowa na jakikolwiek temat o stałych codziennych porach. Starsza pani czuje jednak, że jej czas na ziemi dobiega końca i pragnie coś wyznać przyjaciółce. Jednak ich rozmowa nie zostaje dokończona a później...
Później w wyniku splotu niefortunnych zdarzeń losowych Nina przez kilka dni nie może pojawić się w ośrodku i spotkać z Irmą. W tym czasie tajemnicza staruszka umiera, pozostawiając mnóstwo niedopowiedzeń i nierozwikłanych zagadek. A w testamencie zapisuje Ninie kamienicę na Starówce we Lwowie. Dość niezwykły podarunek, prawda?
Początkowo Nina waha się czy powinna pojechać do pięknego miasta na Ukrainie, wszak nie zna języka, nigdy nie wyjeżdżała a i jakoś potrzeby specjalnie nie czuje... Pragnie, by wszystko odbywało się jak do tej pory, czyli przez pośredników i zarządców. Wprawdzie po dłuższych rozważaniach i namowach Igora (nietypowy facet, z którym połączyła ją szczególna relacja) dziewczyna zgadza się na spędzenie urlopu we Lwowie, ale... czy wiedząc co ją tam czeka podjęłaby taką samą decyzję? Jakie wrażenie zrobi na niej mieszkanie Irmy, miasto i zamieszkujący go ludzie? Czy na uroczych uliczkach poczuje się jak w domu? Czy przybliży ją to, choć mentalnie, do utraconej przyjaciółki? Czego uda jej się dowiedzieć o przeszłości Irmy? I jak ta historia wpłynie na jej przyszłość oddziałując mocno na teraźniejszość i wyłuskując z mroku nawet przeszłość, dotąd w nim ukrytą.
To przepiękna opowieść, która jest snuta w niespiesznym tempie, z właściwym sobie urokiem i wskazaniem tego co w życiu ważne - by każdy miał coś swojego, swoje hobby, pracę w której się spełnia, przyjaciół, na których można liczyć zawsze i wszędzie. Autorka tak poprowadziła fabułę, że każdy czytelnik odnajdzie tutaj coś tylko dla siebie: tajemnice i zagadki, zabytki magicznego Lwowa, trochę historii i kultury, urok Krymu, a także potęgę przyjaźni i miłości. Tutaj czas przeszły miesza się z teraźniejszością i wynik tego zespolenia możemy obserwować w przyszłości bohaterów. Bo to od ich decyzji będzie uzależniony dalszy bieg wydarzeń. Czy dotrzymają kroku demonom przeszłości? Czy rozwikłane rodzinne sekrety wpłyną na ich szczęście czy może zadziałają destrukcyjnie?
Autorka - w przypadku "Primabaleriny" - zrobiła coś, co jest niezmiernie trudną sztuką - tak wplotła w treść książki opisy, że nawet tak negatywnie do nich nastawiona osoba jak ja, poczuła się... dobrze! Opisy mnie uwiodły a nie nudziły. Z ogromną przyjemnością starałam się wyobrażać to o czym czytałam: wygląd mieszkania Irmy, galerii Teresy, zabytkowych uliczek Lwowa i chłonęłam później to piękno "słysząc" zza okna katarynkę Serge'a, czując Indygo ocierającego się o łydkę prawej nogi.
Same zagadki i tajemnice ukryte na kartach książki wręcz same się namnażały. Jak tylko udało się zrobić krok w przód uzyskując odpowiedź, zaraz pojawiały się nowe pytania... I choć w znacznej części rozwiązałam niektóre wątki na długo przed bohaterami to nie zmniejszyło to mojej radości podczas czytania ani nie umniejszyło wartości lektury.
Jedyne co mi przeszkadzało to brak rozdziałów, które pomogłyby w chwilach, kiedy powieść jednak trzeba odłożyć, by wykonać codzienne obowiązki.
Powieść udowodniła, że czasem niespodziewany podarunek od losu może stać się kluczem do naszego życia. Że może wpłynąć na naszą przemianę, bo Nina z osoby przewidywalnej, niechętnej nowościom i opornej na zmiany staje się - pod wpływem nowych okoliczności - bardziej stanowcza, nieodgadniona i zaskakująca, ale również wiedząca czego chce i pragnie. Owszem, część zasług w tej kwestii można przypisać Igorowi, który nią potrząsnął i starał się uczyć prawdziwego życia. Kiedy trzeba - wspierał, innym razem pocieszał czy wycierał łzy, ale zawsze szanował jej decyzje. Jaką rolę w lwowskiej przygodzie Niny odegrają Michaił, Serge, Weronika, Teresa, Oksana oraz Tamara, do której należał jeden z pokoi w mieszkaniu Irmy? Kim była ta kobieta? Niebanalne znaczenie będą miały również przedmioty, które stanowczo aczkolwiek sugestywnie "przemawiają" do bohaterki: ryciny, figurki, katarynka czy fontanny Amfitryty i Posejdona.
Podsumowując, chcę zwrócić Waszą uwagę na piękno powieści, doskonały język, dopracowane dialogi, ciekawą historię, mnóstwo tajemnic do odkrycia oraz wiele mądrych przesłań. Autorka pokazała ile w życiu może się niespodziewanie zmienić, jak czasem czyjś gest potrafi nas zaskoczyć, bo przecież nie wszystko jest czarne i białe... Należy dostrzegać też to, co pomiędzy dając sobie tym samym szansę, na szczęście, którego nie znaliśmy a przecież z tego powodu nie jest ono w niczym gorsze i nie powinniśmy go odtrącać. Polecam serdecznie "Primabalerinę", ponieważ to wciągająca i urzekająca powieść, nie tylko o poszukiwaniu siebie i celu życia!
I jeszcze na koniec trochę prywaty (tak już zupełnie poza recenzją). W powieści znajduje się wątek krakowskich Serafitek (moja córa chodzi do przedszkola prowadzonego przez to właśnie zgromadzenie) oraz Cmentarz Łyczakowski czy budynek Teatru i Baletu we Lwowie. Choć akurat w przypadku tych zabytków, pewnie już kiedyś wspominałam, że miałam okazję być w tym mieście w styczniu 2006 roku. Na własne oczy widziałam nagrobki Zapolskiej czy Konopnickiej a w budynku Teatru i Opery oczy jaśniały mi od złoceń.
Książka przeczytana w ramach wyzwań: Pod hasłem, 52 książki
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Pani Małgosi z