Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Insignis. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Insignis. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 26 czerwca 2016

Thomas Pavitte "1000 x Połącz kropki. Arcydzieła"




Autor: Thomas Pavitte
Ilustracje: arkusze z kropkami
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: styczeń 2016
Liczba stron:48









Autor pomysłu z łączeniem kropek dla dorosłych i to w wersji bogatej, bo naszym wyzwaniem jest tysiąc punktów jest nowozelandzkim artystą grafikiem. Mogłabym śmiało nazwać go cudotwórcą, bo nie jest łatwym zadaniem połączyć stworzone przez niego kropki, by powstały obrazy a co dopiero je stworzyć. Jednak przyznaję, że pomysł jest wart wielu godzin pracy, by potem każdy z nas mógł poświęcić swoje cenne minuty i zostać mistrzem. Tak, mistrzem. Przynajmniej ja tak się czuję podczas tworzenia "1000xPołącz kropki. Arcydzieła". Jakie są moje wrażenia po spotkaniu z innym tytułem tej serii "Pejzaże miast" możecie przeczytać TUTAJ

Wiecie co jest najważniejsze zanim przystąpimy do łączenia? Żeby się nie bać tego tysiąca punktów, bo każda setka jest oznaczona innym kolorem co naprawdę ogromnie ułatwia pracę. A kiedy już zaczniemy łączyć, kiedy cienkopis zacznie pozostawiać swój ślad na dość grubych kartach... przepadłam! :) Bowiem obraz, który zaczyna się wyłaniać daje satysfakcję, frajdę i radość jak u dziecka, które dostało lizaka. Perforowane karty pozwalają na łatwe wyrwanie obrazu z książki, można go pokolorować, oprawić... Jeśli ktoś czuje się dobrze w dziedzinach artystycznych może stworzyć niesamowite dzieło. Ja pozostałam jedynie przy łączeniu... Jestem kompletnie pozbawiona zdolności plastycznych.

A co znajdziemy w środku tej pozycji? Przede wszystkim portrety i autoportrety takich twórców jak Leonardo da Vinci, Frida Kahlo, Pablo Picasso, William Blake, ale również słynne "Słoneczniki" Vincenta van Gogh'a.

Na które dzieła zdecydowałam się w pierwszej kolejności? Na życzenie mojej córy zaczęłam od czterech piesków, które przedstawiam Wam na kolejnych etapach tworzenia - zdjęcia robiłam co 200 kropek.







"Przyjaciel w potrzebie" C.M. Coolidge; 1093

Później skusiły mnie:


"Słoneczniki" Vincent van Gogh; 1888-1889

"Dziewczyna z perłą" Johannes Vermeer; ok. 1665-1667

"Portret Battisty Sforzy" Piero Della Francesca; ok. 1465-1472

I wciąż mi się nie znudziło... :)  A wręcz przeciwnie, podczas meczu polskiej reprezentacji na Euro2016 można się świetnie odstresować...

Serdecznie polecam Wam tę rozrywkę, która jest doskonałą odskocznią, zajmuje nasz czas, ale pozwala umysłowi na odpoczynek, nie wymaga bowiem tak wielkiego skupienia jak podczas czytania (i zapamiętywania szczegółów)

Kogo przekonałam do bycia Picassem? :)




Za możliwość kreatywnej rozrywki
dziękuję Pani Iwonie z


środa, 22 czerwca 2016

Thomas Pavitte "1000 x Połącz kropki. Pejzaże miast"




Autor: Thomas Pavitte
Ilustracje: arkusze z kropkami
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: czerwiec 2016
Liczba stron: 50










Nie wiem jak inni i czy mogę uogólniać, ale ja będąc dzieckiem uwielbiałam wszelkiego rodzaju łamigłówki - wykreślanki, krzyżówki, rebusy i łączenie kropek. Podobnie ma teraz moja 5,5-letnia córka. Jednak łączenie kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu kropek to rozrywka zupełnie nie dla dorosłych, prawda? Zbyt łatwe... Ale wydawnictwa wychodzą naprzeciw pragnieniom pełnoletnich odbiorców, wręcz dojrzałych i wymyślają różne odstresowacze na przykład kolorowanki.

Jednak artysta grafik z Nowej Zelandii - Thomas Pavitte - zajął się tworzeniem bardzo oryginalnej rozrywki - jego projekty to arcydzieła (największe liczyło ponad sześć tysięcy kropek), które możemy teraz tworzyć my, zwykli ludzie. Wystarczy, że połączymy kropki! Dokładniej to tysiąc kropek, które w dzisiejszej recenzji będą się układały w pejzaże miast: Londyn, Paryż, Kair, Sydney czy Barcelona. To najnowszy z trzech tytułów tej kropkowej serii (były też zwierzęta i arcydzieła) proponowany przez wydawnictwo Insignis.

Jeśli mieliście ciężki dzień w pracy, problemy domowe, kłopoty ze zdrowiem, potrzebę wyciszenia, zajęcie czasu czymś innym niż prasowanie, gotowanie, odkurzanie czy nawet marzycie o wyleczeniu kaca czytelniczego to serdecznie polecam ten rodzaj rozrywki. Łączenie kropek wycisza, uspokaja, relaksuje. Niepotrzebne do tego zdolności plastyczne (ja ich nie mam), pewna ręka czy dusza artysty. Nawet ktoś taki jak ja, z chorymi stawami może stworzyć niezwykłe dzieła... To nic, że czasem kreska wyjdzie nie do końca tak równa jak w zamierzeniu... Nic nie szkodzi, bo przecież nikt nie będzie wpatrywał się w obrazek z lupą... Nawet zaleca się oglądanie gotowych dzieł z pewnej odległości, bo właśnie wtedy widać ich głębię, cienie i piękno.

By ułatwić nam łączenie, kropki (wraz z cyframi) zostały podzielone na segmenty kolorystyczne - każda setka to inna barwa - nie potrafię sobie wyobrazić, jak ciężka i mozolna byłaby to praca, gdyby całość była jednolita. Nie miałabym wtedy ani cierpliwości ani przyjemności... Ważnym technicznym elementem jest to, że konieczne jest łączenie we właściwej kolejności, gdyż często linie przechodzą przez wcześniej napotkane cyfry, które stają się niewidoczne.

No dobrze, tyle słów napisałam a przydałoby się przedstawić jakieś wyniki mojej nowej "przyjaźni" :) Które spośród dwudziestu miast postanowiłam poznać od strony architektonicznych detali?  Ciekawa jestem czy zgadniecie...
Dwa pierwsze zestawy zdjęć to poszczególne etapy mojego łączenia - uwieczniałam obraz co dwieście kropek.






Moskwa










Londyn



I efekty finalne:


Sydney

Paryż

To niesamowite jak z niczego nagle wyłania się tak szczegółowy i dopracowany obraz zabytków znanych wszystkim miast. Do tego strony dużego formatu (25x35cm) z perforacją, co pozwala na łatwe wyrwanie i oprawienie dzieła! Myślę, że nikt z odwiedzających nas osób nie zgadnie, że to wynik łączenia kropek.
Ja bawiłam się świetnie a jeszcze nie wszystko połączyłam. Zatem pozostaje mi polecić Wam ten rodzaj rozrywki, który będzie doskonały nie tylko na deszczowe, ale i wakacyjne czy zwyczajne, ale stresujące dni.





Za możliwość kreatywnej rozrywki
dziękuję Pani Iwonie z


czwartek, 31 grudnia 2015

Dziecięce "Połącz kropki" teraz w wersji dla dorosłych! - zapowiedź

Dzieci uwielbiają łamigłówki o czym już nie raz pisałam na blogu a co maluchy udowodniły wielokrotnie w życiu codziennym :) Jednym z rodzajów tego typu ćwiczeń dla umysłu jest łączenie kropek. Moja córa robi to w ekspresowym tempie. I teraz postanowiłam sama zmierzyć się z kropkami... Ale nie w wersji kilkudziesięciu punktów!

Bowiem Wydawnictwo Insignis zadbało o dorosłych, którzy mogą stworzyć Arcydzieła lub Zwierzęta łącząc .... UWAGA!    1000 kropek!

Wchodzicie w to?? Ja już mam ochotę spróbować swoich sił. Kto jeszcze?






Te oryginalne pozycje pojawią się na rynku wydawniczym już 13 stycznia!

Ciekawa jestem ogromnie czy ja - osóbka z niewielkimi pokładami cierpliwości - będzie potrafiła stworzyć te piękne obrazy...
Każdy rysunek ma wymiar 25x35 cm i jest ich dwadzieścia w całym zbiorze. Stworzył je artysta grafik - Thomas Pavitte. Teraz moja kolej...?

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Katherine Webb "Echa pamięci"




Tytuł oryginalny: A Half Forgotten Song
Tłumaczenie: Olga Siara
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 2014
Liczba stron: 512










Wielu czytelników zachwycało się "Dziedzictwem" Katherine Webb. Jednak ja nie miałam dotychczas styczności z jej twórczością. Postanowiłam zmienić ten fakt poznając "Echa pamięci". Czy to był dobry wybór?

Zach Gilchrist to niespełniony artysta, który nie tworzy sztuki, lecz próbuje ją sprzedawać w swojej galerii (niezbyt dobrze prosperującej zresztą). Jego małżeństwo to przeszłość. Trwało sześć lat i zakończyło się rozwodem. Jedyną radością Zacha jest teraz córeczka, którą była już żona zabiera za ocean, niestety. Kiedy Elise wyjeżdża w mieszkaniu i galerii słychać przerażającą ciszę. Zach oddaje się rozmyślaniom nad swoim życiem i wtedy otrzymuje telefon od swojego wydawcy. Tak, miał bowiem napisać książkę dotyczącą Charlesa Aubreya, malarza, którego wprost uwielbia, uważa się za znawcę jego dzieł i chciałby specjalizować się w wystawianiu jego obrazów i rysunków. W galerii wiszą bowiem trzy rysunki Aubreya przedstawiające kolejno: Mitzy, Celeste oraz Delphine. Zach nie potrafi się z nimi rozstać, zwłaszcza z ostatnim a teraz, kiedy wydawca go ponagla postanawia zamknąć galerię i udać się do Blacknowle, by dokończyć książkę, inną od dotychczas wydanych o świetnym artyście. Czy ta sztuka mu się uda? Czy wie co czeka na niego w tej małej miejscowości? Czy rozwikła zagadkę własnej babki, która twierdzi, że była kobietą Aubreya? Czy Zach jest jego wnukiem?

Zach wynajmuje pokój nad pubem i usiłuje pisać książkę, podpytując mieszkańców o czasy, gdy bywał tutaj Aubrey. Niestety napotyka na dziwny mur milczenia. Niewiele osób ma coś do powiedzenia i dlatego za cud należy uznać fakt, że udaje mu się dotrzeć do Strażnicy i samotnie mieszkającej tam  staruszki - Dimity Hatcher. Jednak nawiązanie z nią kontaktu i nakłonienie do zwierzeń nie będzie łatwe. Kobieta nie wszystko będzie chciała mu opowiedzieć, wiele faktów zostawi dla siebie ze względu na miłość, na wstyd i poczucie winy, a może i strach... Wszak to staruszka, która zdaje sobie sprawę, że niewiele jej życia pozostało i pewne fakty chce zabrać ze sobą do grobu. Dlaczego?

Dimity opowiada Zachowi tyle ile chce o swoim życiu, jednak czytelnik ma szansę poznania większej jego części niż młody mężczyzna, bowiem autorka całe fragmenty tekstu, całe rozdziały poświęciła na retrospekcję (powracamy wtedy do roku 1937), wtedy to młoda Mitzy opisuje swoją trudną codzienność z matką (jak musiała zdobywać pożywienie, nie przeszkadzać matce w przyjmowaniu klientów oraz przygotowywaniu magicznych mikstur z ziół) i wśród mieszkańców (jest wyszydzana, wyśmiewana i odtrącana) oraz chwilę, gdy jej szare życie rozjaśniło pojawienie się we wsi rodziny Charlesa. Przyjechali na wakacje i nie wiedzieli jak bardzo pojawienie się na wakacyjnym wypoczynku zmieni ich życie (zresztą sama byłam wstrząśnięta tym, co się naprawdę wydarzyło). Mitzy zaprzyjaźnia się z córkami Charlesa: Delphine oraz Elodie, choć młodsza nie do końca czuje się dobrze w jej towarzystwie. Celeste - kochanka malarza (Mitzy nie do końca jest świadoma łączącej ich relacji), z pochodzenia Marokanka, zaczyna powoli dostrzegać fakt, że młoda Dimity zakochuje się w jej mężczyźnie i stara się ją odsunąć od swojej rodziny. Jednak czy uda jej się wyperswadować nastolatce, że to nie miłość a zauroczenie? Czy ktoś dostrzeże uczucie dziewczyny, które zacznie przeradzać się w chorą wręcz miłość, ponieważ pojawią się drobnostki wyostrzające wyobrażania i pojawi się obsesja?

Zach dowiaduje się, że Charles po wydarzeniach w Blacknowle wyjedzie na wojnę i już z niej nie wróci. Dlaczego wyjechał? Czy Gilchristowi uda się rozwikłać zagadkę tajemniczych odgłosów na piętrze domu Dimity? Czy jego zauroczenie Hannah z Farmy Południowej przerodzi się w coś więcej? Wszak kobieta ma przed nim liczne sekrety i w żaden sposób nie chce mu ich wyjawić. Ale najważniejszym pytaniem jest czy Zach dowie się tego, po co przyjechał na wybrzeże Dorset, czyli skąd brały się portrety Charlesa, co stało się z Delphine oraz kim był Dennis? Czy niemal siedemdziesiąt pięć lat po zdarzeniach zmieniających bieg życia wielu ludzi uda się odkryć prawdę? Jak bardzo będzie ona szokująca? Czy wyjdzie na jaw poza lokalne środowisko i ludzi zamieszanych bezpośrednio w tamte wydarzenia?


Przeczytałam w życiu wiele grubych książek. Nie stanowi to dla mnie problemu. Jednak w przypadku tej, uważam że połowa to marnotrawienie papieru i czasu czytelnika. Tak naprawdę to powieść podobała mi się od strony czterychsetnej. Ja rozumiem, że tajemnice trzeba wcześniej stworzyć, że musi być tło, poznanie bohaterów. Ja to wiem. Ale w fazie początkowej powieści też coś powinno się dziać a w tej dzieje się "tyle co kot napłakał". Już pomijając moje zapalenie spojówek to czytałam ją niemal dwa tygodnie. A ile w tym czasie mogłabym innych, ciekawszych przeczytać...? Regularnie zasypiałam z powieścią w ręku. To co zostało przedstawione na czterystu stronach śmiało mogłabym streścić do 150-200 stron, bez uszczerbku na samym przekazie powieści.

Nie jest to na pewno idealnie mój klimat. A szkoda, ponieważ opis fabuły mnie zainteresował i faktycznie jest ona ciekawa. Ale za dużo tu pisania o niczym i powtarzania tego samego po kilka razy. Dopiero ostatnie sto stron to istna karuzela wydarzeń, zaskoczeń, odkrywania szokujących faktów z przeszłości i wyjaśniania tajemnic, które tak naprawdę powinny zostać chyba nieodkryte. Nie mogłam się nadziwić jak bardzo można czytelnika zaszokować końcówką. Jak bardzo można połączyć przeszłość z teraźniejszością tak, by czytelnik nie odkrył wszystkich kart przed finałem. Aż wreszcie jak mocno można ukarać ludzi za ich błędy... Jednak sto fajnych i niesamowitych stron powieści to chyba za mało z ponad pięciuset, by książkę uznać za genialną, prawda? Ale jest dobra.

Ostatnio mam wrażenie, że przeczytałam już w życiu tyle książek, iż coraz wyżej stawiam poprzeczkę tym, po które sięgam obecnie. Na dodatek w tej chwili mojego życia mam szansę czytać po ponad dziesięć książek miesięcznie i chciałabym by były dobrze wybrane. Nie wiem w czym tkwi problem tego, że wiele książek, które inni chwalą mnie początkowo nudzą... Może jestem bardziej żądna wydarzeń i konkretów?

Nie odradzam Wam czytania tej powieści w żadnym razie. Uważam wręcz, że jest warta poznania. To niezwykła historia młodej dziewczyny, której zagmatwane losy i nie do końca właściwe ulokowanie uczuć sprawiły, że postępowała nie do końca właściwie. Od samego początku wydawała mi się bohaterką niezbyt pozytywną, miałam głęboko zakorzenione przeczucie, że ukrywa ona o wiele więcej niż przyznaje sama przed sobą a tym bardziej przed Zakiem. Kiedy poznałam już wszystkie jej tajemnice, czułam po trosze niechęć i współczucie. Wiem, że miłość bywa ślepa. Wiem, że często popycha ludzi do niewyobrażalnych czynów, ale kiedy nastolatka dokonuje tylu ... ech... nie będę zdradzać Wam wszystkich sekretów Dimity, lepiej żebyście poznali je osobiście. Może Was ta książka zauroczy bardziej i nie odczujecie tej nudy, która dopadała mnie. Zresztą dla finału i tak warto.
 




Książka przeczytana w ramach majowych wyzwań: Pod hasłem, 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję

sobota, 2 marca 2013

Katherine Webb "Dziedzictwo" - recenzja gościnna



Tytuł oryginału: The Legacy
Tłumaczenie: Olga Siara
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: wrzesień 2012
Liczba stron: 512






Dwie siostry. Dwie przerażające tajemnice. I przeszłość od której nie da się uciec?
Erica i Beth przyjeżdżają do Storton Manor, aby zamieszkać w domu, który w spadku został im przepisany przez zmarłą babkę. Przeglądając rzeczy babki Erica wraca wspomnieniami do dzieciństwa. Wspomina kuzyna Henry'ego, którego tajemnicze zniknięcie wywarło olbrzymi wpływ na życie całej rodziny. Pragnie wrócić pamięcią do dziecięcych lat, by rozwikłać tę niezwykle skomplikowaną zagadkę i sprawić, by Beth mogła w końcu zaznać spokoju.

Przy okazji natrafia także na pamiątki rodzinne, które wiodą ją do Ameryki i początków XX wieku. Jak się okazuje - jej rodzina ma więcej tajemnic, niż wszyscy przypuszczali. Książka opisuje równolegle historie dwóch sióstr oraz ich prababki - Caroline.

Książka ta jest światowym bestsellerem wydanym w 24 krajach. Podobno podbiła serca wielu, mojego niestety nie. Nie mogę uznać jednego - historie bohaterów opisane wyjątkowo poruszająco. Szczerze współczułam Caroline i im więcej sekretów jej życia poznawałam, tym bardziej było mi jej żal. Co mnie jednak do niej nie przekonało? Ano to, że jest to książka wyjątkowo smutna. Jeden wielki smutek. Czytając ją byłam po prostu zmęczona. Dodatkowo oczekiwałam napięcia, zagadki, natomiast bardzo szybko rozgryzłam "tajemniczą" zagadkę Caroline. Z drugą, teraźniejszą zagadką również uporałam się dość szybko, więc zaskoczenie nie było wielkim "bum", jedynie potwierdzeniem moich założeń. Książki nie skreślam, ale również nie polecam. Listów w książce odnalazłam kilka, nie będę jednak wklejać ich treści, bo są odrobinę za długie.


Aneta Kęska

Książka przeczytana w ramach lutowego wyzwania "Pod hasłem"
 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...