„Najszczęśliwszy człowiek na Ziemi”
Eddie Jaku
Czym jest szczęście? Każdy ma swoją definicję dla niego, czasem zbieżną z innymi, a czasem całkowicie odmienną. Bywa ulotne, nawet nie zawsze sobie uświadamiamy, że właśnie jest z nami, ale kiedy odchodzi bądź je tracimy odczuwamy to dotkliwie. Jak je odzyskać? Jak stać się znowu szczęśliwym? Gotowej recepty nie ma, ale docenienie niekiedy prostych spraw może dać siłę by przetrwać to, co najgorsze.
Piekło Holocaustu, Buchenwaldu, Auschwitz, niewolniczej i katorżniczej pracy. Utrata prawie całej rodziny, przyjaciół, domu rodzinnego, wszystkiego co, było normalne. Jak po tym wszystkim można nazywać się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, szczerze, prosto z serca, z uśmiechem na ustach? Eddie Jaku w swojej książce, zdanie po zdaniu, przedstawia najczarniejsze karty dziejów dwudziestowiecznego świata, ale również to, co ocaliło w nim umiejętność bycia szczęśliwym. Jego historia nie rozpoczyna się sielankowo, ale zwyczajnie, z ciepłymi wspomnieniami dzieciństwa, jakie skończyło się gdy miał zaledwie trzynaście lat. Nie, to jeszcze nie był wybuch wojny, ale sześć lat przed tysiąc dziewięćset trzydziestym dziewiątym i nawet przed wprowadzeniem Ustaw Norymberskich, już wtedy rozpoczął się wstęp do tego co miało wydarzyć się za kilka lat. Nie ma w słowach Eddiego Jaku podkreślania ciężaru tego, co stało się jego udziałem, chociaż czytelnik i tak go czuje. Autor po prostu wspomina swoje życie i przede wszystkim ludzi, to oni są osią jego opowieści, wspomnienia o nich i tego, jak wpłynęli na niego. Ci źli, ci dobrzy, ci obojętni, ci przestraszeni, ci ryzykujący wszystko by pomóc komuś prawie lub zupełnie obcemu, ci, którzy nie utracili człowieczeństwa w sytuacjach, jakie odczłowieczały tak wielu i w końcu ci, pokazujący się od najgorszej strony, takiej, jakiej nie można było się spodziewać w najstraszniejszych koszmarach. Oni wszyscy pozostali w pamięci kogoś, kto przeżył, dzień za dniem, niekiedy godzinę za godziną, więcej niż dało się przetrwać. To on wspomina na równi zło i dobro, bo jedno oraz drugie go ukształtowało i pokazało co tak naprawdę pozwala walczyć o siebie, o innych. Co pozwoliło Eddiemu Jakiemu czuć szczęście pomimo ogromu bólu jakiego doświadczył, widział, zapamiętał? Przyjaźń, dzielenie się nawet najmniejszym okruchem jedzenia, kawałkiem ubrania, odrobiną leku i wsparciem, podawaniem pomocnej ręki zawsze i wszędzie. Zrozumienie, że można przeżyć tylko gdy przetrzyma się ten dzień. Edukacja, bo to ona go uratowała wielokrotnie i wiara, iż dopóki się żyje jest nadzieja. Autor nie dzieli się z czytającymi cierpieniem, lecz radością. Radością przetrwania, życia, radością z bycia z rodziną i kochania jej oraz przyjmowania miłości od bliskich.
Za możliwość przeczytania
książki
dziękuję: