"Panowie Salem"
Rob Zombie
oraz
B.K. Evenson
Jaki jest przepis na horror? Szczypta albo i więcej zjawisk paranormalnych, bohaterowie, którzy nie są świadomi tego, co im zagraża i niepokojący klimat, jaki narasta ze strony na stronę by w końcu w finale w pełni zaprezentować swoją grozę. Niby prosta receptura, ale w rzeczywistości zawierająca wiele szczegółów, a właśnie w nich tkwi podobno diabeł ...
Miasteczko Salem sławę, lub niesławę jak może ktoś powiedzieć, zyskało dość dawno temu. Pomimo upływu ponad trzystu lat miejsce to kojarzy się z czarownicami, ich procesem oraz śmiercią. Dawne wydarzenia stały się kanwą dla niezliczonych książek oraz filmów i nie tylko. Kolejna opowieść, jakiej motywem jest ta, a nie inna historia, wydaje się więc pomysłem, w jakim raczej nic odkrywczego raczej nie ma co szukać. A może wcale nie trzeba niczego odkrywać by znaleźć coś cekawego? Sprawdzone koncepcje przecież można zaserwować tak by nie przypominały odgrzewanego, po raz kolejny, dania. Jednak aż tak łatwego zadania autorzy nie mają ...
Na Heidi Hawthorne przeszłość miejsca, w jakim mieszka nie robi zbytnio wrażenia. Kobieta żyje własnym życiem, w którym czary, wiedźmy i ich procesy są po prostu takim samym motywem jak kolonialna architektura. Na co dzień jej egzystencję wypełnia praca w radiu i spotkania z przyjaciółmi oraz wytrwanie w postanowieniu, by nie wrócić do swojej przeszłości. Nic ekscytującego, ale zwykła codzienność przecież jest niczym złym i w Salem również nie bywa zjawiskiem rzadkim. Nikt nie spodziewa się, że to, co kiedyś wstrząsnęło miastem znowu może się wydarzyć ponownie. Zresztą przecież kto bierze na poważnie legendy? Na pewno nie pracownicy miejscowego radia, kiedy więc jedno z nich otrzymuje płytę z muzyką puszczają ją w trakcie swego programu. Trzeba przyznać, iż utwór jest dość niezwykły, ale jako weterani radiowi, nie takie nagrania już słyszeli. Jedynie jednemu z gości w studio nie daje spokoju nazwa autorów tego dość specyficznego "kawałka". Coś znajomego jest w nim, ale zbiegi okoliczności zdarzają się i wszystko da się wyjaśnić logicznie. Atmosfera Salem robi przecież swoje, a do tego didżejka to przecież potomkini jednego z sędziów w procesach czarownic. Odpowiedź wydaje się zatem jasna. Zresztą są inne ważniejsze sprawy, zaprzątające uwagę Heidi: nocne koszmary, przewidzenia i coraz większa chęć do sięgnięcia po,to, co dawniej dawało ukojenie. Demony z przeszłości okazują się mieć wiele twarzy, niektóre z nich mają wiekowe oblicza, inne są bardziej współczesne, razem tworzą diabelską mieszankę ... Senna mara wydaje się o wiele bardziej realna niż jawa, łatwo zagubić się pomiędzy tym, co wydaje się nierzeczywiste i faktycznymi wydarzeniami. W każdej opowieści tkwi ziarno prawdy, także w tej o wiedźmach z miasta Salem ...
Z czym najczęściej kojarzy się horror? Z krwią, dużą ilością krwi i jeszcze raz z krwawym motywem. "Panowie Salem" nie są wyjątkiem, niektórzy mogą powiedzieć, że jest jej za dużo, ale w tym gatunku raczej to nic rzadko spotykanego. Autorzy książki wcale nie unikają dosłowności i czytelnik, szukający subtelniejszych opisów, raczej ich w niej nie znajdzie. Jednak to wcale nie zarzut wobec tej książki, bo obecność posoki wcale nie jest tak zwanym kwiatkiem do kożucha, a detalem jak najbardziej uzasadnionym. Czarownice, czary i dawna historia są podane bez upiększeń oraz niedopowiedzeń, a Rob Zombie i B.K. Evenson nie ukrywają, że ich celem jest właśnie horror i to dosłownie. Od pierwszej do ostatniej strony czytający są utwierdzani, iż właśnie z tym gatunkiem mają do czynienia. Sprawdzony pomysł, metody wykonania również, niby nic trudnego, ale często z tego przepisu wychodzi zakalec. Tym razem jednak efektem jest pełnokrwista, dosłownie i w przenośni, historia, gdzie próżno szukać dobra, tematem przewodnim jest zło i tylko ono się liczy ...
Za możliwość przeczytania
książki dziękuję
wyd. Zysk i S-ka
Rob Zombie
oraz
B.K. Evenson
Jaki jest przepis na horror? Szczypta albo i więcej zjawisk paranormalnych, bohaterowie, którzy nie są świadomi tego, co im zagraża i niepokojący klimat, jaki narasta ze strony na stronę by w końcu w finale w pełni zaprezentować swoją grozę. Niby prosta receptura, ale w rzeczywistości zawierająca wiele szczegółów, a właśnie w nich tkwi podobno diabeł ...
Miasteczko Salem sławę, lub niesławę jak może ktoś powiedzieć, zyskało dość dawno temu. Pomimo upływu ponad trzystu lat miejsce to kojarzy się z czarownicami, ich procesem oraz śmiercią. Dawne wydarzenia stały się kanwą dla niezliczonych książek oraz filmów i nie tylko. Kolejna opowieść, jakiej motywem jest ta, a nie inna historia, wydaje się więc pomysłem, w jakim raczej nic odkrywczego raczej nie ma co szukać. A może wcale nie trzeba niczego odkrywać by znaleźć coś cekawego? Sprawdzone koncepcje przecież można zaserwować tak by nie przypominały odgrzewanego, po raz kolejny, dania. Jednak aż tak łatwego zadania autorzy nie mają ...
Na Heidi Hawthorne przeszłość miejsca, w jakim mieszka nie robi zbytnio wrażenia. Kobieta żyje własnym życiem, w którym czary, wiedźmy i ich procesy są po prostu takim samym motywem jak kolonialna architektura. Na co dzień jej egzystencję wypełnia praca w radiu i spotkania z przyjaciółmi oraz wytrwanie w postanowieniu, by nie wrócić do swojej przeszłości. Nic ekscytującego, ale zwykła codzienność przecież jest niczym złym i w Salem również nie bywa zjawiskiem rzadkim. Nikt nie spodziewa się, że to, co kiedyś wstrząsnęło miastem znowu może się wydarzyć ponownie. Zresztą przecież kto bierze na poważnie legendy? Na pewno nie pracownicy miejscowego radia, kiedy więc jedno z nich otrzymuje płytę z muzyką puszczają ją w trakcie swego programu. Trzeba przyznać, iż utwór jest dość niezwykły, ale jako weterani radiowi, nie takie nagrania już słyszeli. Jedynie jednemu z gości w studio nie daje spokoju nazwa autorów tego dość specyficznego "kawałka". Coś znajomego jest w nim, ale zbiegi okoliczności zdarzają się i wszystko da się wyjaśnić logicznie. Atmosfera Salem robi przecież swoje, a do tego didżejka to przecież potomkini jednego z sędziów w procesach czarownic. Odpowiedź wydaje się zatem jasna. Zresztą są inne ważniejsze sprawy, zaprzątające uwagę Heidi: nocne koszmary, przewidzenia i coraz większa chęć do sięgnięcia po,to, co dawniej dawało ukojenie. Demony z przeszłości okazują się mieć wiele twarzy, niektóre z nich mają wiekowe oblicza, inne są bardziej współczesne, razem tworzą diabelską mieszankę ... Senna mara wydaje się o wiele bardziej realna niż jawa, łatwo zagubić się pomiędzy tym, co wydaje się nierzeczywiste i faktycznymi wydarzeniami. W każdej opowieści tkwi ziarno prawdy, także w tej o wiedźmach z miasta Salem ...
Z czym najczęściej kojarzy się horror? Z krwią, dużą ilością krwi i jeszcze raz z krwawym motywem. "Panowie Salem" nie są wyjątkiem, niektórzy mogą powiedzieć, że jest jej za dużo, ale w tym gatunku raczej to nic rzadko spotykanego. Autorzy książki wcale nie unikają dosłowności i czytelnik, szukający subtelniejszych opisów, raczej ich w niej nie znajdzie. Jednak to wcale nie zarzut wobec tej książki, bo obecność posoki wcale nie jest tak zwanym kwiatkiem do kożucha, a detalem jak najbardziej uzasadnionym. Czarownice, czary i dawna historia są podane bez upiększeń oraz niedopowiedzeń, a Rob Zombie i B.K. Evenson nie ukrywają, że ich celem jest właśnie horror i to dosłownie. Od pierwszej do ostatniej strony czytający są utwierdzani, iż właśnie z tym gatunkiem mają do czynienia. Sprawdzony pomysł, metody wykonania również, niby nic trudnego, ale często z tego przepisu wychodzi zakalec. Tym razem jednak efektem jest pełnokrwista, dosłownie i w przenośni, historia, gdzie próżno szukać dobra, tematem przewodnim jest zło i tylko ono się liczy ...
Za możliwość przeczytania
książki dziękuję
wyd. Zysk i S-ka