„Adam
i Ewy”
Monika
Orłowska
Czy
człowieka, nawet tego najbliższego, można poznać do końca? Ile czasu potrzeba
by można było powiedzieć, że druga osoba nie ma przed nami żadnych tajemnic? Warto
zaufać całkowicie, a może zachowanie przynajmniej trochę ostrożności chroni
przed rozczarowaniem ? Pytać gdy ziarno wątpliwości zakiełkuje czy czekać, aż
więcej szczegółów ujrzy światło dzienne? Takie pytania nasuwają się najczęściej
dopiero w momencie gdy niezbyt przyjemna niespodzianka pojawia się w życiu i
trzeba się z nią zmierzyć.
Matka,
opiekunka, żona, role, które jeszcze tak nie dawno były obce Ewie. Sprawdzała
się jako córka, tłumaczka i przyjaciółka, ale po tamtym życiu pozostały już
jedynie wspomnienia, rzadko przywoływane
z braku czasu. Codzienność bywa o wiele bardziej absorbująca niż postronny obserwator
mógłby to sobie wyobrazić. W końcu opieka nad domowym ogniskiem i jego
członkami nie może stanowić centrum egzystencji, a jednak często tak bywa, że
łatwo sądzić po pozorach, bo rzeczywistość ukryta jest za drzwiami mieszkania.
Adam bywa gościem w swojej rodzinie, praca zagranicą i krótkie pobyty raz na
kilka tygodni sprawiają, iż ma własny, raczej nie przystający do realiów, obraz
swoich bliskich. Jest jeszcze druga Ewa, ale w młodszym wydaniu, czyli
pasierbica i córka, umiejąca celnie podsumować to co dzieje się wokół niej i
głośno wyrazić swoją opinię. Rutyna przerywana od czasu jedynie drobnymi
sprzeczkami, o jakich zapomina się bardzo szybko, po prostu rzeczywistość bez
wzlotów i upadków, ale za to znana i dająca złudne poczucie bezpieczeństwa.
Czy
jedna rozmowa telefoniczna może zmienić wszystko? Zwykłe połączenie, jakich
wykonujemy i odbieramy dziesiątki w ciągu każdego dnia, czasem pomyłkowe, a
czasem wręcz przeciwnie. W jednej chwili spokój zostaje zburzony, ot tak,
chociaż wcale nie bez przyczyny. Świat nadal jest taki sam, jedynie niektórzy
ludzie zostają odarci z masek i złudzeń. Jak to możliwe, że niczego się nie
podejrzewało? I co ważniejsze - jak postąpić? Wyjawić prawdę czy wprost
przeciwnie – wejść jako kolejny, tym razem świadomy, uczestnik do gry i samemu
zacząć dyktować warunki? Ale pozostaje jeszcze rodzina, zniszczyć jej
wyobrażenia, a może podtrzymywać fasadę by przynajmniej ktoś był szczęśliwy?
„Adam
i Ewy” są nadzwyczajną opowieścią o zwyczajnym życiu, będący udziałem tak
wielu, oczywiście do pewnego momentu, bo nagle to co uważane było za stałe
nieoczekiwanie zostaje przerwane. Niełatwo jest przedstawić historię, której
postawą i osią akcji jest sytuacja, którą zna się ze słyszenia, lecz nigdy nie
podejrzewalibyśmy, że będziemy zmuszeni stawić jej czoła sami. Ukazać
człowieka, postawionego nagle przed faktami, zmieniającymi tak wiele w życiu
można na wiele sposobów, łatwo jest skupić się jedynie na dramacie zranionych
uczuć, trudniej jest oddać to co ukryte i to bez popadania w przesadę. Co
podkreślić, a co jedynie nakreślić, tak by czytelnik dostrzegł istotę historii?
Monika Orłowska w swojej książce doskonale wyważyła wszystkie elementy, czytający
otrzymali portret rodzinny ukazany z perspektywy tytułowej Ewy, to jej emocje
nadają mu kształtu i barw, nawet w momencie gdy wydaje się, że jest tylko ona
pionkiem w grze prowadzonej przez innych. Czasem to co mogło być końcem staje
się początkiem czegoś nowego …