Pokazywanie postów oznaczonych etykietą muzeum. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą muzeum. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 9 października 2022

Muzeum Karkonoskie w Jeleniej Górze


 Nie mam pojęcia jak to się stało! Od tylu lat jeżdżę do Jeleniej Góry, zachwycam się nią i... nigdy nie dotarłam do Muzeum Karkonoskiego! W końcu należało to zmienić, a pretekstem było zwiedzanie wystawy fotografii górskiej. Ale po kolei!

czwartek, 25 listopada 2021

Wrocławskie atrakcje w listopadzie. Nadodrze


Urlop w listopadzie? Czemu nie! To właśnie teraz wszędzie jest cicho, pusto, do świąt został miesiąc, a i gości w agro nie mam (bo cały czas trwa remont) Jak zaplanowałam odpoczynek w listopadzie, tak postanowiłam go zrealizować. Kilka wolnych dni spędziłam w towarzystwie moich dziewczyn: najpierw z Chudą, a potem z Gui.

środa, 24 stycznia 2018

Frida.

Tym razem Khalo, nie kot.

Na wystawę „Frida Kahlo i Diego Rivera. Polski kontekst” planowałyśmy wybrać się jak tylko pojawiła się informacja na jej temat. Pierwotnie rozmawiałam z mamą, ostatecznie pojechałam z Marzenką, bo mama nie mogła. Pierwszy z planowanych styczniowych terminów musiałyśmy przesunąć, gdyż bilety internetowe przestały być już dostępne, a nie chciałyśmy jechać w ciemno. I tak na wystawie zjawiłyśmy się na trzy dni przed jej zakończeniem czyli 18 stycznia. Jak się okazało był to chyba najgorszy możliwy termin tej zimy. Bo zima była właśnie wtedy. Pociąg do Poznania miał godzinę opóźnienia i z ulgą odetchnęłyśmy, że wybrałyśmy wcześniejsze połączenie, które dawało nam dwie godziny zapasu, gdyż bilety na wystawę kupowane były na konkretną godzinę wejścia. Historią świata była jednak dopiero podróż powrotna. W pociągu zamiast trzech spędziłyśmy...pięć godzin. I nie można powiedzieć, że pociąg przez te 5 godzin jechał. Z powodu remontu torowiska i opóźnienia złapanego już od początku staliśmy np. 40 minut przed samym Lesznem. Było to o tyle przykre, że w domu byłam przed północą, a o czwartej wstawałam do pracy.

niedziela, 19 lutego 2017

Jednodniowy Poznań

Był piątek. Miałam doła, obudziłam się bladym świtem, padał deszcz, było zimno, ponuro i paskudnie. Z roweru nici, bo po kilku pierwszych km byłabym przemarznięta i przemoczona, a nie o to przecież chodzi w tej zabawie. Trzeba było więc coś na to poradzić. Na poprzednie silne obniżenie nastroju pomogła wizyta u Stasia i Jacka, czyli...w Muzeum Narodowym w Poznaniu na piętrze z malarstwem polskim XVIII-XIX w. Czyli między Stanisławem Wyspiańskim, Jackiem Malczewskim i Józefem Mehofferem. Szybki rzut oka na rozkład PKP i stronę Muzeum. W piątki czynne do 21! Jeszcze szybsza rezerwacja pokoju usytuowanego przy Świętym Marcinie - w połowie drogi miedzy dworcem a Starym Rynkiem. Muzeum natomiast miałam tuż za rogiem. Już ekspresowe pakowanie i śniadanie, marsz na pociąg. Podróż Przewozami Regionalnymi trwa jakieś 5 godzin (wraz z przesiadką), kosztuje mnie niecałe 40 zł. 

poniedziałek, 30 listopada 2015

Toruń na weekend

Listopadowy weekendowy wypad planowaliśmy z Robertem już jakiś czas. wciąż jednak wahaliśmy się nad celem naszego wyjazdu. początkowo miała być do Łódź, ale ze względu na niezbyt dogodne połączenia PKP (ze względu na bardzo nieprzyjemne przygody z letnich przejazdów unikamy połączeń TLK, co korzystnie odbija się na naszym zdrowiu psychicznym i portfelu). Postanowiliśmy poszukać innego miasta, które chcielibyśmy zobaczyć. I tak stanęło na Toruniu, w którym jeszcze nigdy nie byłam. 

wtorek, 29 października 2013

Poznań- Dzień Podróżnka

Drugi dzień pobytu w Poznaniu został tak nazwany z kilku powodów. Inspiracją był kuzyn, który w sobotni poranek przywitał nas smsem- „Witajcie podróżnicy”. I stąd nazwa dnia. Rozpoczęliśmy go wyjazdem do Puszczykówka. Pamiętam, że ilekroć przejeżdżałam przez tę miejscowość w drodze do Poznania, obiecywałam sobie, że kiedyś zawitamy do muzeum Fiedlera. Nigdy się jednak nie udało. Koniecznie należało to nadrobić. I tak o godz. 10.00 wysiedliśmy na maleńkim dworcu w sercu Wielkopolskiego Parku Narodowego.


Muzeum nie zrobiło na nas wielkiego wrażenia. Trochę tchnęło ubiegłym wiekiem, trochę kiczowatością i chęcią zysku właścicieli. Może te 24 lat temu byłabym zadowolona, teraz pojawiło się tylko rozczarowanie. Po wielkim podróżniku, autorze genialnych reportaży z różnych stron świata, autorze, który w nas, pokoleniu wychowanym w socjalizmie, zaszczepiał marzenia o dalekich podróżach, pozostało trochę zakurzonych pamiątek, gablotki z motylami, wycinki prasowe i książki.
W podziemiach wśród pajęczyn wyeksponowano „Świat Indian” , wśród których stał i nasz podróżnik. Na maleńkim placyku hucznie nazwanym „Ogrodem Tolerancji” stłoczono repliki kilku posągów i rozpadające się kipi. Po drugiej stronie wystawiono… piramidę, z rzekomo leczniczymi właściwościami- sfotografowałam nawet cennik, bo szczerze powiedziawszy oboje nie wiedzieliśmy , czy śmiać się, czy płakać.

Ślubny zainteresował się repliką samolotu hurricane, ja wolałam replikę Santa Marii Kolumba.  Zwiedzanie całości zajęło nam niecałą godzinę. 
Trochę zawiedzeni wróciliśmy na dworzec i o dworcu chciałabym kilka słów napisać. Otóż po pierwsze był… wyremontowany z czynną stylową kafejką, gdzie napiliśmy się kawy i czekolady w filiżankach, a nie w papierowych kubkach! 
Akurat siedział tam miejscowy bywalec, trochę dziwak, trochę społecznik. Opowiedział nam o swojej walce z władzami o drzewa.
Na zewnątrz były ławeczki i działający zabytkowy z pewnością zegar.





Drugim punktem sobotniego programu było zwiedzanie Toursalonu na targach poznańskich. Decyzje o wizycie na targach podjęliśmy w piątek wieczorem, gdy okazało się, że swoje stoisko wystawia zaprzyjaźniony z nami Kajtur, o którym niedawno pisałam tu.
Przeszliśmy przez salę, zakupiliśmy bułgarskie słodkie pieczywo, spróbowaliśmy piwa ze Wschowy.

Bez większych problemów znaleźliśmy Centrum Rozrywki Aktywnej z ciekawie przygotowana ekspozycją. Potem Ślubny zasiadł nad talerzem jadła, a ja poszalałam między stoiskami. Tu posłuchałam informacji o wyspie Uznam, tam o szlakach rowerowych Opolszczyzny. Tu napiłam się kawy zbożowej, tam spróbowałam miodu. W czasie swojej ekspresowej wyprawy przez Polskę zebrałam pokaźną reklamówkę ulotek, map i przewodników.
Partnerem targów była Japonia, więc i na stoisku japońskim postałam przez chwile przyglądając się, jak animatorki wraz z dziećmi wyczarowują cudeńka z papieru.
Ostatnim elementem Dnia Podróżnika było spotkanie z wspomnianym wcześniej kuzynem. Spotkanie o tyle ciekawe, że pierwsze w realu. Przez sześć lat wymienialiśmy się mailami, czatowaliśmy , pisaliśmy smsy. Teraz nadszedł czas na spotkanie i było to spotkanie niezwykle udane.

Wieczór spędziliśmy w hotelu Gromada na uroczystej kolacji z lampką wina. 

niedziela, 27 października 2013

Poznań- "dzień nostalgiczny"

- A może Poznań?- zapytałam męża, gdy planowaliśmy nasz coroczny urodzinowy weekend. Pomysł został zaakceptowany, więc zaczęłam szukać odpowiedniej oferty rabatowej na noclegi. Zaplanowałam tzw. minimum programowe i ruszyliśmy w podróż.
Mile zaskoczył nas pociąg interregio  „Mewa”, który nie tylko był nowoczesny i czysty, ale nawet wyposażony był w Internet. Jadać więc do Poznania , mogliśmy dokończyć planowanie. Rozłożyliśmy na stoliku mapy, przewodniki, otworzyli odpowiednie strony internetowe i tak powstał plan naszej eskapady.
Poznań jest dla nas miejscem szczególnym, nostalgicznym. To tu na dworcu PKP poznaliśmy się w czerwcu 1989 roku. Przez cały rok spotykaliśmy się w tym mieście, gdzie Ślubny uczył się w szkole chorążych. Z braku funduszy całymi dniami wędrowaliśmy po muzeach, parkach, skwerkach.
Potem byliśmy w Poznaniu tylko raz- na wystawie malarstwa wielkich impresjonistów francuskich w 2001 r.
Tym razem postanowiliśmy sobie, że zwiedzimy miejsca, których wtedy nie widzieliśmy, bo jakimś dziwnym trafem do nich nie dotarliśmy albo ich jeszcze nie było oraz te, które były nam szczególnie bliskie.
I tak powstał zarys pobytu. Pierwszy dzień- piątek nazwaliśmy „dniem nostalgicznym”. Rozpoczęliśmy go do poszwędania się po dworcu PKP – bardzo zdziwił nas nowy dworzec i to, że został połączony z ogromnym centrum handlowym. Potem, pieszo powędrowaliśmy znanymi uliczkami na rynek, żeby zakupić karty turysty. Z lubością korzystamy z tej formy promocji, gdyż pozwala nam ona nie martwić się o bilety komunikacji miejskiej i daje mnóstwo zniżek w różnych miejscach. Pierwszą zniżkę wykorzystaliśmy już „Pod koziołkami”, gdzie koniecznie musieliśmy zajrzeć. 
Potem obowiązkowe koziołki na ratuszu i można przejść do Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych. To tam, wówczas jeszcze wyższej szkole oficerskiej wojsk pancernych uczył się Ślubny. Na terenie jednostki byłam tylko raz- na mężowskiej promocji ( dobrze znałam tylko izbę odwiedzin) . Teraz miałam okazje obejrzeć miejsce, gdzie Ślubny spędził trzy lata. Na terenie centrum znajduje się niesamowicie nowoczesny sprzęt, który zrobił na mnie ogromne wrażenie. Nie mniejsze wrażenie zrobiła i kolekcja czołgów, znajdująca się w mieszczącym się tam muzeum.

W pobliżu jednostki znajduje się urokliwe jezioro Rusałka, gdzie także spędzaliśmy mnóstwo czasu, bo było blisko, romantycznie i nie trzeba było płacić. Okazało się, że Rusałka na szczęście niewiele się zmieniła, więc spacerowaliśmy jej brzegiem, przypominając sobie ten pierwszy rok.
Ostatnim punktem programu była Palmiarnia. Jakoś tak się złożyło, że ominęliśmy ją 24 lata temu i należało to niedopatrzenie naprawić. To był dobry pomysł, bo na dworze było deszczowo i chłodno, a w palmiarni cieplutko i egzotycznie. Obejrzeliśmy kolekcje tropikalanych roślin- mnie najbardziej podobały się rośliny kwitnące i… ulubione kaktusy. Potem były motyle i ryby.



Już mocno zmęczeni postanowiliśmy zameldować się w hotelu „Gromada”. Nim tam dotarliśmy, przejechaliśmy kilka przystanków tramwajem w te i we wte, bo się nam kierunki pomyliły .