Mirabelki, wszędzie mirabelki! Gdy w połowie lipca odkryłam drzewko z opadającymi właśnie śliwkami byłam zupełnie nieprzygotowana. Zebrałam jednak owoce, bo przecież nic nie może się zmarnować. Nie miałam jednak ani czasu ani pomysłu na przetworzenie żółtych kulek. Zrobiłam więc rzecz najprostszą- wrzuciłam do 5-litrowej butli na wino i wstawiłam na strych.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śliwki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śliwki. Pokaż wszystkie posty
piątek, 24 sierpnia 2018
czwartek, 22 września 2016
Śliwkowe wspomnienia
Gdy Ślubny postawił przede mną pięciolitrowe wiaderko czerwonkawych gierczyńskich renklod, byłam mocno zaskoczona. Nie spodziewałam się, że będzie mu się chciało zrywać owoce.
Przygotowałam sobie herbatę i usiadłam do pestkowania- po 6 godzinach przewożenia należało je szybko przetworzyć. Po palcach ściekał mi słodki lepki sok, a myśli uciekły do gierczyńskich pejzaży i wspomnień. Śliwa, której owoce trzymałam w dłoniach ma z pewnością ok. 100 lat. Stoi prze pustce najbliżej Domku pod Orzechem. Stała tam, od zawsze, odkąd sięgam pamięcią i od zawsze obok były tylko resztki kamiennych murów, zarośnięte, opuszczone, zdziczałe. Nie pamiętam, bym kiedyś doczekała dojrzewania tej śliwy. Zazwyczaj wyjeżdżałam, nim zielone owoce przebarwiły się i nabrały słodyczy. Ilekroć patrzyłam na bogactwo owoców, było mi żal drzewa, że jego wysiłek nie spotka się ludzką akceptacją, że owoce opadną i zgniją. Nie nie zmarnują się, po posłużą milionom owadów i ptaków, ale przecież tę renklodę posadziły ludzkie ręce. Ktoś kiedyś o nią dbał i ją pielęgnował, a ona odwdzięczała się cudownymi owocami. Teraz stoi bezpańska i opuszczona, podobnie jak rosnąca w pobliżu czerwona porzeczka. O jakże nietrwały jest człowiek, jak pogmatwane ludzkie losy... Jedni zasadzili, a potem musieli odejść, inni nie chcieli się osiedlić lub bali się pokochać to miejsce... i tak z domów zostały gruzy, tylko śliwa stoi jak stała...
Przygotowałam sobie herbatę i usiadłam do pestkowania- po 6 godzinach przewożenia należało je szybko przetworzyć. Po palcach ściekał mi słodki lepki sok, a myśli uciekły do gierczyńskich pejzaży i wspomnień. Śliwa, której owoce trzymałam w dłoniach ma z pewnością ok. 100 lat. Stoi prze pustce najbliżej Domku pod Orzechem. Stała tam, od zawsze, odkąd sięgam pamięcią i od zawsze obok były tylko resztki kamiennych murów, zarośnięte, opuszczone, zdziczałe. Nie pamiętam, bym kiedyś doczekała dojrzewania tej śliwy. Zazwyczaj wyjeżdżałam, nim zielone owoce przebarwiły się i nabrały słodyczy. Ilekroć patrzyłam na bogactwo owoców, było mi żal drzewa, że jego wysiłek nie spotka się ludzką akceptacją, że owoce opadną i zgniją. Nie nie zmarnują się, po posłużą milionom owadów i ptaków, ale przecież tę renklodę posadziły ludzkie ręce. Ktoś kiedyś o nią dbał i ją pielęgnował, a ona odwdzięczała się cudownymi owocami. Teraz stoi bezpańska i opuszczona, podobnie jak rosnąca w pobliżu czerwona porzeczka. O jakże nietrwały jest człowiek, jak pogmatwane ludzkie losy... Jedni zasadzili, a potem musieli odejść, inni nie chcieli się osiedlić lub bali się pokochać to miejsce... i tak z domów zostały gruzy, tylko śliwa stoi jak stała...
sobota, 10 września 2016
Śliwkowa zupa korzenna
Od wielu dni z niepokojem przyglądałam się dojrzewaniu węgierek na ich trzech śliwach. Mnogość owoców z jednej strony cieszy, z drugiej napawa troską. Po pierwsze ciężkie od owoców gałęzie uginają się niebezpiecznie grożąc złamaniem, po drugie, przecież ktoś te wszystkie śliwki musi przerobić!
wtorek, 3 kwietnia 2012
Świąteczna szynka ze śliwkami
Święta coraz bliżej, a z nimi więcej czasu spędzanego w kuchni. Rodzinka ma ulubione potrawy, bez których Wielkanoc nie może sie obejść. Wśród nich są jaja w kminku- tradycyjna potrawa mojej rodziny na Śląsku, czy popisowa pieczeń ze śliwką lub grzybami autorskiego przepisu i wykonania. Jaja będę przygotowywać w czwartek, mąkę na kiszony żur postawiłam wczoraj wieczorem. Pieczeń, aromatyczna i pachnąca, zapakowana w zamrażarce czeka na wielkanocne śniadanie. (od surowego mięsa dziewczyny trzymają się z daleka, ledwo udało mi się namówić Marzenkę, by zdjęcia zrobiła- byłam szczęśliwa, że tym razem w kuchni towarzyszył mi mąż). Szynka jest łatwa w wykonaniu a zastąpi kupne, nafaszerowane chemią wędliny ze sklepu i sprawi, że rodzina i goście będą zachwyceni. W wersji wykwintnej zastępuję śliwki suszonymi morelami.
Pieczeń z szynki wieprzowej:
Składniki
Składniki
1 kg szynki wieprzowej
sól peklowa
suszone śliwki węgierki (co roku jesienią suszę ich ogromne ilości)
200 ml wina śliwkowego (wyrób mojego męża)- można zastąpić białym wytrawnym
kawałek słoninki lub smalcu do smażenia
sól, pieprz, gałka muszkatołowa.
Wykonanie krok po kroku:
Mięso peklujemy solą peklową i pozostawiamy na 24 godziny. Po tym czasie w szynce robimy ostrym nożem głęboką kieszeń. Wsypujemy do niej odrobinę soli i gałki muszkatołowej, rozcieramy wewnątrz kieszeni ( mnie się udaje, bo mam szczupłe ręce) . Wpychamy do środka suszone śliwki. Otwór zaszywamy, związujemy bądź spinamy specjalnymi szpilkami do zrazów. Całość obsypujemy z wierzchu przyprawami- pieprzem i gałką muszkatołową. W brytfannie rozgrzewamy smalec lub topimy słoninkę. Wkładamy nasze mięso i zarumieniamy z wszystkich stron. Następnie podlewamy winem, przykrywamy i dusimy na małym ogniu aż będzie miękkie (ok. 1 godziny). Czasami trzeba podlać wodą lub sokiem śliwkowym.
Potem pozostaje już tylko wyjąć , wychłodzić i kroić do chlebkaJ
Pozostały sos zużywam do bigosu.
Ozdobne łopatki ze zdjęcia jutro zostaną sprezentowane moim koleżankom z pracy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)