Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jesień. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jesień. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 16 października 2022

Niezbędnik Jesieniary


 I znów mamy październik! Odżywam, kwitnę, młodnieję.

To może brzmieć dziwnie, bo przecież w październiku mam urodziny, więc powinnam czuć się starsza, może przygnębiona upływającym czasem. Nic podobnego! Jesień to mój czas!

wtorek, 19 października 2021

Październik, czyli ja jesieniara

 


Wolność na zapach trawy, lasu i wody. Wystarczy wyjść z domu, by poczuć tę niczym nieskrępowaną radość z bycia tu i teraz. Bardzo intensywnie odczułam to w czasie weekendu, gdy spotkałam się z grupą nauczycieli.

wtorek, 27 października 2020

Natura jest kobietą- o górach, protestach i jesieni


 Iść na Blizbor. Ta myśl siedziała mi w głowie od kilku dni. Zawsze coś jednak wypadało. Czas był emocjonujący, rodzinny. Sporo rozmawialiśmy przy kawie, herbacie i winie. A że rzeczywistość mamy dynamiczną to i nasze dyskusje takie były, tym bardziej, że i interlokutorzy o odmiennym zdaniu pozwalają na wysuwanie naprawdę ciekawych argumentów. Ale po tym wszystkim trzeba było odpocząć.

środa, 11 grudnia 2019

Naturalne piękno przyrody ukryte w detalu- jesień w Górach Izerskich

Wędrowanie po znanych izerskich ścieżkach sprawia, że ogląda się nie tylko pejzaże, widziane po wielokroć, lecz zagłębia w detale, dostrzega piękno w najdrobniejszych organizmach egzystujących w lesie.
Tylekroć pokazywałam Wam już izerskie drogi i widoki, że tym razem zamiast na rozległych panoramach, skupiłam się na detalu. Sprzyjał temu fakt, że Jaś, wygodnie siedzący w przyczepce rowerowej po prostu usnął i nie przeszkadzało mu, że co chwilę zatrzymywałam się, by podejść do tej czy innej roślinki, grzyba lub porostu. Zapraszam więc na spacer z Gierczyna do rozdroża zwanego Pięcioma Drogami moim ulubionym duktem leśnym 

czwartek, 11 października 2018

Barwy jesieni- żółty

Mimozami jesień się zaczyna... śpiewał Niemen i choć za twórczością artysty nie przepadam, to ta jedna piosenka jest mi bliska, bo przecież mowa o październiku, który jest moim miesiącem.
Gdy byłam dzieckiem myślałam, że mimoza to... nawłoć kanadyjska. Dopiero dostęp do różnych źródeł wiedzy pozwolił mi poznać wygląd rośliny z piosenki. Jednak nawłoć jako symbol początku jesieni utrwaliła się w mojej  świadomości. W tym roku wszystko jest jednak nie tak, wrzosy kwitły w lipcu, podobnie było z nawłocią, która już od początku sierpnia zapowiadała jesień.
Podążąjąc nadal za słowami piosenki Niemena mamy żółty październik, więc i z tą barwą Was dziś zostawię.

piątek, 5 października 2018

Barwy jesieni- czerwony

Oglądaliście "Osadę"? Nie przepadam za horrorami (a tak był ten film reklamowany), ale pamiętam że zwiastuny tak mnie zauroczyły, że poszłam do kina. Film zrobił na mnie ogromne wrażenie niesamowitym klimatem, muzyką i zaskakującym zakończeniem. Dlaczego wspominam film, gdy w tytule mamy coś zgoła innego? Otóż w jednej z początkowych scen dziewczynki znajdują czerwone kwiaty, a czerwony jest barwą zakazaną w świecie Osady.

poniedziałek, 24 września 2018

Szalona jesienna aura

Miałam w planie zupełnie inny post, ale dzisiejsza pogoda była wymarzoną dla szalonego fotgrafa, więc zamiast jedzenia będą zdjęcia jesieni. Dużo zdjęć jesienej aury!
Łapcie i podziwiajcie!
Burzowa chmura nad Pogórzem Izerskim

niedziela, 23 września 2018

10 rzeczy, które zrobię jesienią...

No i nadeszła. Z prawdziwym przytupem! Nagle zrobiło się chłodno, spadł upragniony deszcz, a w nocy termometr skazał poniżej 10 stopni. W oddali było słychac pomruki burzy, a bliżej, znacznie bliżej ryczące na rykowisku jelenie.
Tak! To już jesień.
Jej oznaki pojawiały się już wcześniej kwitnieniem wrzosów i nawłoci, zółknieniem traw.
Pomyślałam, że czas zrobić listę jesiennych marzeń. Takich prostych, czasem prozaicznych czynności, które sprawią, że zwykły zień zamieni się w jesienne święto.

sobota, 30 września 2017

Co nowego w Domku pod Orzechem?

- O, macie WiFi!- wykrzyknęła zdziwiona Gui, gdy po przyjeździe do Gierczyna wyjęła telefon.
- No, mamy - potwierdziłam z dumą.- I telewizję też już mamy.W zimowe wieczory Tatuś będzie mógł oglądać filmy.

sobota, 7 listopada 2015

Szczeciński poranek

Powoli wchodzę w dzień. Wypijam kawę, rozmawiając z Chudą i Robertem w ich przytulnej kuchni z widokiem na rusztowania. Jest mgliście i deszczowo. Listopadowa aura w wielkim mieście. Nie lubię dużych miast z ich szumem, zgiełkiem, ciągłym światłem, nieprzerwanym sznurem aut jadących we wszelkich możliwych kierunkach. Czasem jednak muszę takie miasto odwiedzić.

niedziela, 23 listopada 2014

Listopadowa szarość

Przeglądając zdjecia uświadomiłam sobie, ze ostatni raz widziałam słońce... 11 listopada, gdy z Gui wybrałam się na spacer. Od tego momentu niebo przybrało jednostajną szarą barwę...
Do dziś. Gdy tylko na chwilkę zza chmur wyjrzało nieśmiało słoneczko, zabrałam psa na spacer po parku.

sobota, 28 września 2013

Po dary jesieni

Usiedliśmy przy kuchennym stole- Ślubny i ja. Ostatnio często tak siadamy we dwoje, bo dzieciaki się porozjeżdżały. 
Tym razem jednak nie piliśmy herbaty, lecz po lampce wina z białej porzeczki, bo właśnie to wino było dziś zlewane do butelek. Z wszystkich win, jakie robimy od wczesnego lata, to z białej porzeczki smakuje mi najbardziej. Wytrawne, o lekko owocowym smaku. Właśnie to wino podajemy do wigilijnej kolacji ( i dlatego zlewane jest już do bożonarodzeniowych butelek ;) )



Delektując się owym „beaujolais nouveau” , przetwarzaliśmy dary jesieni – suszyliśmy grzyby zebrane o poranku w pobliskich zagajnikach(prawdziwki i kozaki- niestety nim zdążyłam zrobić zdjęcia- grzyby były już pokrojone). Jabłka i głóg Ślubny wrzucił do kolejnej butli na wino- wychodzi takie ładne, różowawe w barwie i delikatne w smaku.
Z jabłek przygotowałam też ciasto do porannej kawy, a dzikie gruszki obrałam i wyłożyłam do suszenia- przydadzą się do wigilijnego kompotu.







Pracując wspólnie, rozmawialiśmy o dniu, który powoli się kończy. Miła była ta sobota. Najpierw o poranku pojechaliśmy rowerami na grzyby i dzikie owoce- zabraliśmy naszego psa.
 Na obiad przygotowaliśmy sobie grzybki z kiełbaska i ziemniakami. Potem zaplanowaną mieliśmy przejażdżkę rowerową z dzieciakami z mojej szkoły. Na powitanie jesieni stawiło się dwóch rozrabiaków, z którymi pokonaliśmy kilkunastokilometrową trasę wśród pól i pobliskich wiosek. Pogoda nam dopisała, jechało się raźnie i wesoło. Wybrałam odpowiedni dystans- pod koniec chłopcy już narzekali na ból nóg. Mam nadzieję, ze następnym razem będą już w lepszej kondycji. To była pierwsza z zaplanowanych na tę jesień wycieczek. Kolejna za tydzień.



Teraz słucham jednostajnego szumu wentylatora kuchenki, gdzie suszą się nasze grzyby i owoce, sączę wino i cieszę się z przyjemnie spędzonego dnia. 

niedziela, 18 listopada 2012

Listopadowe śniadanie


Listopad ze swoimi mgłami, późnym świtem i ogólną melancholią jest doskonałym czasem na zwolnienie obrotów i celebrowanie codzienności. Niedziela zaś wydaje się do tego stworzona.
Dla nas niedziela rozpoczyna się śniadaniem, które niejednokrotnie przeciąga się prawie do południe. Nie inaczej było i dzisiaj. Szwedzki stół, kawa w dzbanku, herbata , obowiązkowo jajka i jakieś sosy. Zasiedliśmy w czworo , śmiejąc się i przekomarzając, potem młodsza część rodziny wróciła jeszcze do pościeli, leniuchować i odpoczywać. Z mężem siedzieliśmy nadal przy kawie i jabłeczniku. Słuchaliśmy programu Beaty Pawlikowskiej. Audycja stała się pretekstem do rozmowy o podróżowaniu, o tym, że lubię czasem pobyć sama ze sobą i nie nudzi mnie 6 godzin samotnej jazdy rowerem. Wróciły też wspomnienia z sierpniowej eskapady i naszych maratonów.
- Wiesz, lubię jeździć z Marzenką, bo ona potrafi milczeć.- stwierdziłam.
- Niemożliwe.- mąż nie krył zdziwienia, bo żyje w przekonaniu, że nam to się buzie nie zamykają.
- Naprawdę, czasami jechałyśmy po kilka godzin , zamieniając ze sobą zaledwie kilka słów. Dopiero na postojach dzieliłyśmy się spostrzeżeniami. – kontynuowałam- z Czesią jeździ się zupełnie inaczej, ona rzeczywiście ma potrzebę mówienia.
- Wyobrażam sobie.- mruknął mąż, przypominając sobie wszystkie nasze wspólne posiłki, w czasie których więcej jest rozmów niż jedzenia.
Rozmowa dalej toczyła się w tym klimacie. Jednocześnie przygotowywałam kolejne zestawy prezentowe- butelki i pudełka ozdabiane metodą decoupage. W butelki wlejemy domowe wino, w pudełeczkach pojawią się pierniki, które za kilka dni zacznę piec.

Wreszcie do kuchni zawitała i Chuda, a wtedy mąż dyskretnie się ulotnił, abyśmy mogły spokojnie oddać się kobiecym pogaduszkom.