Moja kolejna wizyta w Wielkopolsce zapowiadała się bardzo aktywnie - i taka też była. W niedzielny poranek wsiadłam do samochodu i ruszyłam w stronę Krotoszyna. Droga była pusta, pogoda w miarę ok, więc jechało się dobrze i po niecałych dwóch godzinach byłam na miejscu.
Wraz z Krzysiem najpierw w planach mieliśmy powiatowe dożynki w Lutogniew, na których mój chłopak pojawić się musiał ze względów oficjalnych, więc ubraliśmy się elegancko i ruszyliśmy do pobliskiej miejscowości. Pogoda tego dnia niestety nie sprzyjała - było zimno i wietrznie, wobec tego wróciliśmy do Krotoszyna niedługo po zakończeniu oficjalnej części obrzędów.
Na wieczór zaplanowaliśmy koncert Moniki Brodki odbywający się w ramach cyklu Więc Wiec na krotoszyńskim rynku. Zanim jednak tam dotarliśmy postanowiliśmy uzupełnić cukier w uroczej knajpce Antrejka przy Małym Rynku (byliśmy tam już w styczniu). Przepyszne ciasta i desery, gorąca czekolada, odpowiednie towarzystwo - więcej do szczęścia nie potrzebowaliśmy. ;)
Po słodkiej rozgrzewce dotarliśmy na rynek, gdzie trwał jeszcze koncert grupy Bisquit, który wysłuchaliśmy do końca. W przerwie przed występem Brodki poszliśmy jeszcze na herbatę z malinami i zapiekanki do krotoszyńskiego Loftu, z którymi wróciliśmy pod ratusz, by poczekać na koncert.
Bardzo lubię "Grandę" Moniki Brodki - w Krotoszynie można było usłyszeć kilka utworów z tej płyty, większość jednak w innych aranżacjach. Dużo było także utworów nowych, które mniej przypadły mi do gustu - muzycznie są ok, ale zdecydowanie wolę słuchać wokalistki śpiewającej po polsku. Niemniej - cały koncert bardzo na plus. Podobnie jak pozostałe elementy dnia i wieczoru.
W poniedziałek rano po śniadaniu zaliczyliśmy godzinę na basenie, później marszobieg po mieście w celu załatwienia kilku ważnych dla Krzysia spraw. Wiedziałam, że ten dzień spędzimy raczej w biegu, gdyż mój chłopak miał bardzo napięty grafik z zaplanowaną dużą ilością wydarzeń. Kilka osób poznałam, niektórzy stwierdzili, że już mnie przecież znają...ze zdjęć, z innymi miałam możliwość trochę porozmawiać. Wieczorem znów odwiedziliśmy Antrejkę, tym razem jednak postawiliśmy na tosty. Lokal ma przepiękny wystrój i bardzo ciekawe menu - dość zróżnicowane, ale mimo to bardzo spójne i mogące zadowolić posiadaczy różnych gustów kulinarnych.
Wieczorem spakowałam się z powrotem do golfa, zabrałam ze sobą Kubusia - balon z helem - i ruszyłam do Wrocławia. Trochę zmęczona, ale szczęśliwa i z głową pełną kolejnych pozytywnych wspomnień.