Pokazywanie postów oznaczonych etykietą purederm. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą purederm. Pokaż wszystkie posty

27 lutego 2016

O zużytych produktach słów kilka #5

Cześć!
Czy widzieliście pierwszą część tego gigantycznego posta o zużytych kosmetykach? Jeśli nie to zapraszam tu. Tymczasem prezentuję drugą część z produktami do pielęgnacji ciała.
Antyperspirantów zużyłam aż cztery. Każdy jest inny, gdyż moja skóra szybko przyzwyczaja się do produktów i przestają one wtedy działać. Dove beauty finish był przeciętniakiem, chronił słabo, drażniąco pudrowo pachniał. Lady speed stick wild freesia był swego czasu moim ulubieńcem, ale przestał działać. Ładnie pachniał, nie zostawiał śladów na ubraniach. Oliwkowy dezodorant bez soli glinu z Ziai denerwował mnie okrutnie, gdyż nie lubię kulek. Nie pachniał przyjemnie, nie chronił za dobrze. Miniaturka Nivea stress protect była pod względem działania całkiem niezła, ale miała tak mocny zapach, że gryzł się z perfumami.
Zużyłam też dwa zapachy. Jeden to perfumetka Lolita lempicka Elle laime, która była obrzydliwa. Pachniała tak mocno przypalonym kokosem, że dostawałam od niej bólu głowy. Taki płaski zapach, że aż odrzucający. Całe szczęście cholernie nie wydajna, więc nie musiałam się z nią długo męczyć. Drugi zapach to mgiełka marki Playboy Play it lovely. Naprawdę fajny zapach, taki na co dzień. Niestety nie trzymał się zbyt długo (jak to mgiełka), a ja nie lubię reaplikować produktów.
Teraz nawilżanie! Balsam do ciała z Sephory o zapachu monoi był lekki i przyjemny, zapach letni i mocny, absolutnie nie nadawał się do używania z perfumami. Może bywać też drażniący. Sam balsam bardzo delikatnie nawilżał, raczej nie jest to coś, po co będę sięgać. Masło do ciała rumianek i imbir od Green pharmacy to kosmetyk o bardzo ciekawej nucie zapachowej -nietypowej i intrygującej. Było bardzo gęste i nawilżało wystarczająco, ale nie porwało mnie. Serce mi skradł natomiast olejek rozświetlający Pat&rub, który pięknie nabłyszczał skórę, nawilżając ją przy tym. Drobinki nienachalnie połyskiwały w słońcu. Skład naturalny za co ogromny plus. Mógłby mieć lepszy zapach, bo pachnie olejem sojowym, ale jest to do wybaczenia. Ostatni nawilżacz to oliwka do ciała z zestawu plastrów do depilacji Joanna Sensual. Ogromnym jej plusem jest zapach arbuza, który uwielbiam. Właściwości jak większości oliwek - natłuszczające. Nie łudzę się jednak co do nawilżenia, bo skład pewnie mocno chemiczny.
Do stóp zużyłam tyle kosmetyków, jakbym miała ich co najmniej kilka par. Dezodorant antyperspiracyjny Iwostin Propodia to fantastyczny kosmetyk - stopy w ogóle się po nim nie pociły i już myślałam, że stanie się ulubieńcem, ale nagle się skończył. Po dwóch tygodniach. Jest to niewybaczalne, bo nie jest to kosmetyk na tyle tani, żeby go co 14 dni kupować. Szkoda. Delia good foot spray dezodorująco-odświeżający natomiast wręcz przeciwnie. Tani, wydajny, ale nie robiący nic. Nie polecam. Warto zakupić krem do stóp odświeżający, przeciwgrzybiczy marki Green pharmacy. Sprawia, że stopy się nie pocą i nie wydziela się nieprzyjemny zapach, jest też niedrogi i łatwo dostępny. Użyłam także maski złuszczającej do stóp marki Purederm, jednak nie przyniosła ona oczekiwanych rezultatów. Skóra, owszem, łuszczyła się, ale nie jakoś drastycznie i głównie tam, gdzie złuszczenia nie potrzebowałam. Tej konkretnej nie polecam, ale chętnie wypróbuję inne tego typu kosmetyki.
Na koniec mam produkty do dłoni i paznokci. Krem do rąk marki DeBa nagietkowy niestety znacząco różnił się od swojego brata (migdałowego). Ten nie nawilżał już tak dobrze, nie pachniał tak przyjemnie i konsystencja również nie była odpowiednia. Polecam spróbować wersji migdałowej. Ze zmywaczem Donegal sytuacja ma się podobnie - lepsza wersja to ta z ekstraktem z cytryny. Ten tutaj był żelowy, przez co ciekawy. Nie najgorzej pachniał i był bardzo wydajny. Można spróbować z ciekawości. Utwardzacz do paznokci z żelazem marki Paese stosowałam jak zwykłą odżywkę. Nie zauważyłam żadnych efektów, ale ładnie, schludnie wyglądał na paznokciach - dawał efekt zdrowej, eleganckiej płytki. Lakier Avon do francuskiego manicure towarzyszył mi kilka lat. Przez swoją lekko brzoskwiniową barwę ładnie ożywiał kolor paznokci. Cały czas był tez odpowiednio rzadki, przez co zużyłam go do cna. Fajny, choć nie wiem jak spisuje się przy frenczu, gdyż ja stosowałam go solo.
Na dziś to wszystko, dajcie znać, czy znacie te kosmetyki. Chętnie poznam Waszą opinię!

Miłego dnia!

21 marca 2015

Denko nr 23

Cześć!

Zapraszam Was dziś na kolejną część ostatniego projektu denko. Zainteresowani? :)


Zużyłam mój ulubiony krem do rąk - hit hitów - DeBa Bio vital odżywcza pielęgnacja dłoni o migdałowym zapachu. Uwielbiam ten produkt. Pachnie orzechowo-kakaowo. Pachnie jak niebo. Pięknie nawilża dłonie, zostawia na nich olejkowy film. Cudowny, lecz trudno dostępny. Jak tylko go gdzieś znajdę, kupię kilka opakowań! Balsam do ciała z 5% mocznikiem marki Isana to produkt, który mnie zaskoczył. Myślałam, że będzie lekkim mleczkiem, tymczasem był to bardzo gęsty, bogaty i świetnie nawilżający balsam. Niewykluczone, że kiedy sięgnę po niego w dużej pojemności. Serum przeciwzmarszczkowe Omega Roche Creme od Yves rocher stało u mnie długo. Przeraził mnie jego alkoholowy zapach, dlatego tez nie zdecydowałam się używać go na twarz. Stosowany na szyję i dekolt ładnie napina i nawilża skórę, sprawia, że staje się miękka, gładka i wygląda po prostu lepiej. Podoba mi się także jego szklane opakowanie z pompką. Ostatni produkt do pielęgnacji ciała to, uwaga, balsam ochronny po goleniu od Organique. Był to mocno perfumowany produkt dla mężczyzn, którego mój D. używać nie chciał. Postanowiłam więc wykorzystać go jako balsam do ciała i okazał się rewelacyjny! Konsystencja tego kosmetyku jest zachwycająca. Nigdy nie spotkałam się z czymś takim. Jest to taki aksamitny, delikatny, jakby lekko suchy krem. Wspaniale nawilża, a wygładzenie jest takie, jakiego nigdy nie zaznałam. Przeszkadzać może jedynie zapach, który jest bardzo, bardzo intensywny i równie mocno męski.


Zużyłam drugą butelkę wody różanej, którą traktuję jak tonik. Przemywam nią twarz rano, dzięki czemu jest odświeżona i przygotowana na nałożenie kremu. Pachnie bardzo delikatnie, jest tania, wydajna i przede wszystkim naturalna. Krem do twarzy z serii łagodzenie marki Biały jeleń bardzo mnie zaskoczył, gdyż jest to naprawdę dobrze nawilżający krem. Faktycznie łagodzi podrażnienia, delikatnie pachnie, nadaje się pod makijaż. Polecam. Krem łagodząco-nawilżający z Farmony z serii Herbal Care także dobrze mi służył. Lekko nawilżał, łagodził podrażnienia, nie wywoływał żadnych efektów niepożądanych. Pięknie pachniał moim dzieciństwem - piwonią, rumiankiem i różą w jednym ;) Kolejny zużyty ulubieniec to peeling do twarzy z pudrem z pestek moreli od Yves rocher. Uwielbiałam jego naturalny, świeży i owocowy zapach. Dobrze ścierał martwy naskórek, odświeżał cerę i był bardzo wydajny. Ciekawy produkt.


Plastry na nos z węglem drzewnym marki Purederm niestety się u mnie nie sprawdziły. Widziałam na własne oczy, że u innych działają i nie mam zielonego pojęcia, czemu u mnie nie dają żadnych efektów. Nie przeszkadzał mi ich zapach, który tak drażni niektórych. Dwa produkty od Cetaphil - dermoprotector i łagodna emulsja micelarna. Obydwa sprawdzają się u mnie dobrze. Są to produkty delikatne i nieinwazyjne. Emulsja dobrze zmywa makijaż twarzy, z oczami sobie nie radzi, nie ma co się oszukiwac, ale do tego służą inne produkty. Dermoprotector ładnie nawilża skórę, choć z odwodnioną i bardzo suchą może sobie nie poradzić. Lubię je, choć znam tańsze kosmetyki działające podobnie.

Maska nawilżająca z Ziai to coś, co do mnie nie przemawia. Nie lubię maseczek. A takich w saszetkach już podwójnie. Nie widziałam efektu po użyciu tej maseczki, więc po nią w przyszłości nie sięgnę. Dokładnie to samo mogę powiedzieć o enzymatycznym peelingu dotleniającym z Bielendy. Nie widziałam różnicy w wyglądzie skóry po jego użyciu. Za to ładnie i świeżo pachniał.


Ze śmieciowych rzeczy mam opakowanie po moich ulubionych i najlepszych płatkach kosmetycznych - Carea. Z próbek zainteresował mnie regeneracyjny balsam Riche Creme firmy Yves rocher - bardzo gęsty, bogaty i nawilżający. Niewykluczone, że go zamówię przy kolejnych zakupach w sklepie online tej marki. Ciekawa była także próbka rozświetlającego podkładu Max factor Skin luminizer i choć kolor był nieco za ciemny to i tak pozwoliła mi ta odrobina kosmetyku zdecydować o tym, że ten produkt z pewnością kupię.


Kolorówki także zużyłam sporo ;) Podkład Rimmel Lasting finish to diabeł wcielony. Produkt arcydziwny. Raz wyglądał idealnie - wygładzał skórę, pory były wypełnione i niewidoczne, skóra była rozświetlona. Innym razem (zazwyczaj wtedy, kiedy miała wyglądać idealnie) paskudnie ważył się na skórze, nie współgrał z pudrem, podkreślał absolutnie wszystkie niedoskonałości - wypryski, rozszerzone pory i suche skórki. Nie kupię go nigdy więcej. Nie trafi więcej do mojej kosmetyczki także trio korektorów z Oriflame - kiedyś je lubiłam, jednak chyba moje standardy się zmieniły i nie chce ich już używać. Kolory są zupełnie nietrafione. Korektory są ciężkie, ale nie kryją. Żółty jest zbyt żółty, a pomarańczowy zbyt pomarańczowy, by cokolwiek z nimi zrobić. Nawet wymieszane razem nie dawały rady. Wyrzucam. Błyszczyk od Bell kończyłam z wielkim zdziwieniem. Zastanawiałam się bowiem gdzie ja miałam rozum, gdy go kupowałam. Miał kolor cukierkowego, niemal fluorescencyjnego, jasnego, chłodnego barbie różu. Absolutnie nie mój kolor. Robił też prześwity i ważył się na ustach. Nie polecam. Drugi błyszczyk to bananowy Glitzy od Oriflame. Ładnie rozjaśniał usta i dawał efekt nude. Delikatnie się błyszczał i pachniał bananami. Miał jednak okrutnie chemiczny i trudny do zniesienia smak. Szkoda, bo mógłby być fantastycznym mazidełkiem.
 
Moja ulubiona maskara Eveline Volume Celebrities - idealna! Pięknie podkreśla i rozdziela rzęsy. Kupię ją ponownie. Drugi tusz to także Eveline - Big volume lash 5d false definition, tym razem jednak porażka. Szczoteczka z kulką na końcu to totalna pomyłka. Do tego maskara jest sucha, osypuje się i daje marny efekt. Nie zużyłam jej, ale nie chce już jej używać. Czarna kredka Avon Supershock nie zachwyciła mnie tak, jak połowę internetów. U mnie była nietrwała, rozmazywała się, zjeżdżała mi z linii wodnej a na górnej powiece się odbijała. ładny, głęboki kolor, ale co z tego, skoro po każdym jej użyciu wyglądałam jak nastolatka wracająca z imprezy nad ranem. Liner od Lovely dostałam niedawno od koleżanki jednak ani jego forma, ani sam produkt nie przypadły mi do gustu. Cienki i bardzo elastyczny pędzelek jest niewygodny. Produktu nabiera się na niego mało, więc trzeba zamaczać go wielokrotnie. Sam liner rozmazuje się, kruszy i robi prześwity. Okropieństwo.

Znacie te kosmetyki? Co o nich sądzicie? 

Miłego dnia!

23 grudnia 2014

Zdobycze ostatnich miesięcy 2014

Cześć!

Mam dziś dla Was zdobycze ostatnich miesięcy. Jest tu kilka rzeczy ciekawych, kilka zwykłych i codziennych. Zapraszam do dalszej części postu!

W Biedronce - jak wiadomo - zdarzają się wyprzedaże. Dzięki nim udało mi się zdobyć zestaw pędzelków (nie mam tendencji do zdrabniania słów, ale te pędzle akurat są tak małe, że to nie pędzle, a pędzelki) za zawrotną kwotę 5 złotych! Za kolejną piątkę dorwałam zestaw kolorowych pudrów do włosów - mają świetną pigmentację, ale niestety nie są zbyt trwałe.


Kupiłam także dwie pomadki - matowy róż od Bebeauty i ciemne bordo od LadyCode (tak czy siak, obydwie produkowane przez Bell). Ich jakość niewątpliwie przewyższa cenę. Przy wypadzie na zakupy ciuchowe wpadłam do sklepu Golden rose. Miła Pani ekspedientka pomogła mi wybrać czerwień idealną! Pomadka velvet matte Nr 18 to mój hit tego roku!


Kupiłam też dwa szampony - Syoss Repair therapy i L'oreal Elseve Fibralogy dodający objętości. Mam nadzieję, że nie są przekombinowane i nie obciążą mi włosów.


Zmieniłam ostatnio fryzurę, pozbyłam się dobrych kilkudziesięciu centymetrów włosów i musiałam kupić lakier, by jakoś układać nową, dość krótką czuprynę. Trafiłam na Wellaflex o mocy 4 w wersji volume. Nie jest to bardzo mocny lakier, ale dla mnie wystarczający. Dobrze też się wyczesuje.
W Biedronce pojawiły się suche szampony Hair up, skusiłam się na różową wersję, ale już mogę przyznać, że zakup ten był nieszczególnie udany.


Na wizażowym targowisku udało mi się dorwać coś, o czym myślałam już jakiś czas - Maybelline color tattoo w kolorze permament toupe - aktualnie używam go do brwi i efekt bardzo mi się podoba. Z tej wymianki mam także maseczkę do twarzy Organic shop z minerałami z morza martwego. 


Od mojej kochanej M. dostałam paczuszkę z cudownościami, a w niej: krem łagodząco-nawilżający Herbal care od Farmony, malutki balsam do ciała z 5% zawartością mocznika marki Isana, matową kredkę do ust z elfa, maseczkę nawilżającą z ziaji, odżywkę do paznokci Laura conti, metaliczny malinowy lakier z Vipery i próbki produktów Mixa. Dzięki M!


Z rzeczy zwyczajnych mydło w płynie Linda - zapach  miód i mleko oraz żel pod prysznic Bebeauty, który pachnie jak czekoladowy budyń! :)


Krem do twarzy Biały jeleń towarzyszy mi już kilka tygodni i jestem z niego bardzo zadowolona. A kosztował tylko 13 zł za 100 ml. Antyperspirant Garnier Invisible 48h stanie się chyba moim kolejnym ulubieńcem tej firmy, zaraz po płynie micelarnym.


Tusz Eveline Volume Celebrities to moje odkrycie - pięknie podkreśla rzęsy, pogrubia u nasady i rozdziela na końcach. Świetny.


Także w Biedronce kupiłam osławione plastry oczyszczające na nos marki Purederm. Wybrałam wersję z węglem drzewnym. Kosztowały 6,99 zł. Ostatnią zdobyczą były gąbki do demakijażu Calypso - produkt dość dziwny i nadal trochę nie mogę sobie z nimi poradzić, ale się staram. Kosztowały niecałe 3 zł za 2 sztuki.


To już całe moje zakupy - chyba jest tego niewiele, biorąc pod uwagę, że zrobiłam je na przełomie trzech miesięcy.
Znacie te produkty? Dajcie znać czy plasterki na nos Purederm dają u Was radę! 

Miłego dnia!  

4 maja 2014

Denko nr 13

Cześć!
Kto lubi projekty denko? Tych, którzy odpowiedzieli twierdząco zapraszam do dalszej części dzisiejszej notki! Chyba nie muszę dodawać,że dzielę post na dwie części, jak zwykle u mnie bywa, gdyż jest tego cała masa ;)
Twarz

Tonik nagietkowy marki Ziaja bardzo przypadł mi do gustu - odświeżał, nie wysuszał skóry, nie ściągał jej i był w niskiej cenie. Bardzo prawdopodobny powrót.
Płyn micelarny Be beauty miał u mnie swoje pięć minut, po czym zgasł jak spadająca gwiazda. Zmywa makijaż oczu, ale niedokładnie. Z pewnością, po zużyciu resztki ostatniej jego butelki, która mi została, do niego nie wrócę.
Płyn micelarny od Paese jest jeszcze słabszy niż produkt, o którym mowa była wyżej. Zmywając, rozmazywał tusz, który ciężko było później domyć. Podejrzewam, że nie należy też do najtańszych. Była to mini-wersja, więc szybko o niej zapomniałam.
Peeling enzymatyczny od Lirene był dla mnie dużym zawodem. Nie zrobił nic, prócz pozostawienia na mojej skórze parafinowej warstwy. Efekt był taki, że musiałam ponownie umyć twarz. Żegnam go bez żalu.
Rozświetlająca maska żelowa od Purederm to pierwsza maska tego typu, jakiej używałam. Bardzo mnie zaskoczyła - po jej użyciu skóra była nawilżona, faktycznie miała zdrowy blask. Była także przyjemna w dotyku. Kupię ponownie!
Włosy

Szampon odżywczy Bio vital DeBa był kolejną porażką. Wcale się nie pienił, miał konsystencję rozwodnionej galaretki, która uciekała przez palce. Mył bardzo słabo, o zmywaniu oleju kokosowego z włosów nie było mowy. Okrutnie niewydajny. Dobrze, że chociaż ładnie pachniał i był tani, więc nie ma dużej straty.
Z kolei szampon Goldwell dual senses dla mężczyzn, którego miniaturę ukradłam memu Lubemu, był fenomenalny. Genialnie mył, świetnie się pienił, a włosy po nim nie przetłuszczały się tak szybko. Bardzo przyjemnie pachniał i gdyby nie jego wysoka cena, kupiłabym pełnowymiarowe opakowanie.
Farby do włosów marki Joanna z serii Naturia sprawdzają się u mnie najlepiej. Nie dorównują im Syossy czy inne Garniery. Długo trzymają się na włosach, a te po nich nie wypadają garściami, jak to się czasem dzieje przy innych produktach do koloryzacji. Połączenie kolorów mroźny brąz i orzechowy brąz dało mi piękny kolor, który wygląda bardzo naturalnie. Myślę, że zostanę przy tym połączeniu na dłużej.
Koniec pierwszej części, zapraszam na kolejną już niebawem! Dajcie znać czy miałyście któryś z tych produktów!
Miłego dnia!