Cześć!
Dziś kilka słów o słońcu w butelce, które pachnie kawą ;)
(opakowanie)
Mimo, iż nie jestem jakąś szczególną fanką opalenizny, to i na mojej toaletce gości produkt, który takową reprezentuje. Balsam Lirene kupiłam już jakiś czas temu, jednak przy moim nieregularnym stosowaniu tego typu rzeczy, mam go do tej pory. Nie to, że mi się nie podoba - przeciwnie, uważam jednak, że nie potrzebuję na co dzień efektu, który on daje.
(kilka słów od producenta)
Trochę spraw technicznych:
Butelka bardzo pozytywna wizualnie, poręczna i zawiera 250 ml produktu. Dużym plusem jest wklęsłe miejsce w górnej części opakowania, które ułatwia jego otwieranie.
Zapach, o którym już wyżej wspomniałam, jest lekko kawowy - nie jest zbyt intensywny, jednak na ciele utrzymuje się dłuższy czas (a przynajmniej do rana, jeśli aplikujemy go wieczorem). Nie jest to jednak uciążliwe. Konsystencja jest delikatnie rzadsza niż ta w standardowych balsamach, nie sprawia to jednak problemu. Po aplikacji produkt nie lepi/klei się. Czas wchłaniania się w skórę uznaję za satysfakcjonujący.
Cena to ok. 12 złotych. Można go dostać w Rossmannach, Naturach i innych drogeriach - ja swój nabyłam w małym sklepiku w mojej okolicy. Występuje w dwóch wersjach: do ciemnej karnacji (Cafe Mocha) i do jasnej (Cafe Latte). Ja posiadam Cafe Mocha, jednak nie uważam, by był jakoś wyjątkowo ciemny i myślę, że Bladolicym też nie zrobi krzywdy ;)
(wklęśnięcie ;))
Należy zauważyć, że jest to kosmetyk w miarę delikatny i trudno jest z nim przesadzić, narobić sobie plam czy zacieków. Trudno, co nie znaczy, że jest to niemożliwe. Bywają bowiem miejsca, na które należy zwrócić szczególną uwagę - są to nadgarstki i kolana. Tam trzeba rozetrzeć balsam dokładniej, gdyż są to takie obszary, w których ten bohater lubi "zaistnieć bardziej" :P
Ważnym jest też, by dokładnie umyć dłonie po aplikacji tego produktu - zdarza mu się zostawiać pomarańczowe ślady między palcami (potwierdzono doświadczeniami własnymi :P).
(konsystencja)
Ja stosuję go dzień przed większymi wyjściami. Nakładam balsam na noc, a rano (zaznaczam, że mowa tu o JEDNEJ aplikacji) efekt jest widoczny. Wygląda to na zdrową, lekko muśniętą słońcem skórę. Stosuję go wyłącznie "jednorazowo", nigdy nie używałam go regularnie, więc nie wiem, jak długo efekt utrzymuje się przy takowym użytkowaniu. Balsam nie daje koloru pomarańczowego (jak zdarzało się niektórym produktom tego typu), oprócz wyżej wspomnianych przypadków z dłońmi. Nawilżenie jest całkiem niezłe, jednak przy bardzo suchej skórze będzie ono niewystarczające. Efektu ujędrniającego nie stwierdzono - nie tego też od niego oczekiwałam.
Podsumowując - jest to mój ulubiony balsam brązujący.
Na tę chwilę nie czuję potrzeby, by go zmieniać czy testować inne produkty z tej grupy - ten w zupełności spełnia moje oczekiwania.
(skład)
Moja ocena: 5A Wy jak go oceniacie? Też jest Waszym ulubieńcem, a może wręcz przeciwnie?