Cześć!
Stosunkowo niedawno publikowałam Wam gigantyczny projekt denko, a już mam dla Was kolejny. Równie duży ;) Zainteresowanych zapraszam do dalszej części postu!
Szampon do włosów Bingo Spa Chocolate dark był bardzo przyjemnym produktem. Pachniał i wyglądał jak czekoladowy budyń, co sprawiało, że relaksowałam się podczas mycia włosów. Poza tym zachowywał się zupełnie zwyczajnie - mył, odświeżał, nie powodował łupieżu. Równie dobrze sprawował się szampon Syoss Repair therapy. Pachniał świeżo i przyjemnie. Tworzył także gęstą pianę. Ostatni szampon jest, dla odmiany, suchy. Hair up dry shampoo dorwałam w Biedronce w cenie około 7 złotych i były to pieniądze wyrzucone w błoto. Prócz cukierkowego, bardzo przyjemnego zapachu ten produkt nie ma żadnych plusów. Nie odświeża, trudno wydobywa go się z opakowania, mam wręcz wrażenie, że to pic na wodę i w środku (prócz pachnącego powietrza pod ciśnieniem) nic nie ma.
Olej kokosowy marki KTC był ze mną około dwóch lat. Służył mi do olejowania włosów i w mieszance z innymi olejami sprawował się rewelacyjnie. Nawilżał i wygładzał włosy. Niedawno jednak odkryłam, że idealnie sprawdza się do zmywania makijażu! Uważam, że to hit i kupię go ponownie. Kolejny produkt do włosów to farba Palette, której kolor mnie zachwycił. Tajemnicza brązowa czerń powaliła mnie na kolana i jest to odcień, którego szukałam od dawna. Nieoczywisty. Bardzo naturalny. Niebawem kupię kolejne opakowanie. Ostatnia włosowa rzecz to Beauty elixir od Syoss. Pierwsza butelka tego olejku była moim ulubieńcem - pięknie nawilżała, wygładzała i sprawiała, że włosy pięknie błyszczały oraz nie sprawiały trudności przy rozczesywaniu. Drugie opakowanie jednak było zupełnie inne - nie wiem czy to zmienił się produkt czy też moje włosy, ale tak bardzo ten olejek obciążał mi włosy, że nie zużyłabym go do końca gdyby nie to, że wylał mi się w kosmetyczce, a później moja Tośka (suczka Husky) go dobiła. Zraziłam się i więcej go nie kupię.
Skończył się mój ulubieniec - odżywka do paznokci 8w1 od Eveline. Uwielbiam ją za to, że utwardza paznokcie i sprawia, że przestają się rozdwajać. Stosuję ją rozsądnie i nigdy mi nie zaszkodziła, więc nie mam jej nic do zarzucenia. Drugi produkt jest oszukany, ponieważ nie zużyłam go nawet w połowie. Avon nail expert żel do pielęgnacji skórek z aloesem nie dość, że jest już przeterminowany, to jest także słabym produktem. W zasadzie nie wiem do czego on miał służyć - czy do nawilżania czy do odsuwania skórek. Kleił się i nic nie robił - nie pielęgnował i nie zmiękczał skórek. Nie chce mi się już z nim bawić. Nie polecam.
Zużyłam także dwa produkty do nawilżania ust. Jeden z nich to pomadka nawilżająca, która jest absolutnie rewelacyjna. Nawilża usta, długo się na nich utrzymuje, nie jest tępa i pachnie malinami. Niestety, nie mam pojęcia kto ją produkuje, bo był to gadżet reklamowy jednej z firm farmaceutycznych. Żałuję, że nie można jej nigdzie kupić. Drugi nawilżacz ust to mój hit 2014 roku - Carmex! Wersja wiśniowa jest ekstraprzyjemna. Lubię uczucie na ustach, jakie daje oraz kamforowo-mentolowy zapach. Polecam.
Antyperspirant Garnier mineral Invisible miał zadatki na ulubieńca, a stał się bublem okropnym! Zacznę od tego, że on nie chroni przed poceniem wcale. To jeszcze bym mu wybaczyła, gdyby chociaż niwelował brzydki zapach. Niestety, wraz z moim naturalnym zapachem tworzył nieprzyjemne i niewybaczalne połączenie. Absolutnie nie polecam. Kremowe mydło do rąk w płynie o zapachu mleka i miodu dobrze myje, ładnie pachnie, jest wydajne i tanie. Lubię i polecam.
Za nami pierwsza część tego denka. Dajcie znać czy Wam też idzie tak dobrze systematyczne zużywanie produktów. Chętnie poczytam!
Miłego dnia!