Cześć!
Wciąż wierna idei zużywania produktów do końca przybywam z kolejną odsłoną projektu denko! Zapraszam na kilka recenzji kosmetyków, z którymi się żegnam.
O
moich ulubionych płatkach kosmetycznych Carea mówię za każdy razem - są dobre,
nie rozdwajają się i nie zostawiają pyłu, w przeciwieństwie do płatków Tibelly,
które zachowywały się dokładnie odwrotnie i których nie polecam. Poza tym były
bardzo szorstkie i nie nadawały się do zmywania makijażu oczu. Chusteczki
odświeżające Go cherry przyjemnie pachniały wiśnią i były dobrze nasączone.
Przydatne przy makijażu i nie tylko.
Do
pielęgnacji twarzy zużyłam także oliwkową wodę tonizującą, której recenzję znajdziecie TU oraz płatki pod oczy Eyeye, które oprócz schłodzenia powiek nie
zrobiły nic. Szkoda zachodu.
Kolorówka
także zużywana jest na bieżąco. Podkład Rimmel Wake me up to mój wieloletni
ulubieniec, choć ostatnio dzieje się z nim coś niedobrego i nie wygląda już
tak dobrze na twarzy, jak kiedyś. Spróbuję jeszcze nowej wersji z witaminą C i
zdecyduję czy go lubić czy zapomnieć. Korektor Art scenic od Eveline to totalna
porażka - nie kryje, zbiera się w załamaniach i nie rozświetla. Słaby. Puder
Clinique (Blended Face Powder) to kosmetyk, z którym się długo męczyłam i w końcu się poddałam.
Wyglądał źle, bez względu na to jaki podkład czy krem pod niego położyłam.
Próbowałam go wklepywać, omiatać nim twarz, ale nic to nie dawało. Za każdym
razem się ważył, podkreślał pory i wszelkie niedoskonałości skóry. Zostawiał
też na skórze nierówno rozłożony żółty pigment. Brązer W7 Honolulu to mój ulubieniec. Ma
chłodny odcień, ładnie się rozciera i jest niedrogi. Czego tu nie lubić? Kamuflaż od Catrice znają już wszyscy. Ja także go lubię, choć nie
wychwalałabym go pod niebiosa, bo znajduję kilka jego wad. Lubię go używać do
zakrywania prześwitujących żył w okolicach wewnętrznych kącików oczu. Nie
nadaje się na wypukłe niedoskonałości, bo dodatkowo je podkreśla.
Tusz
do rzęs Volume Expert 200% marki La luxe to bardzo przyzwoita maskara w dobrej
cenie. Ładnie rozczesywała rzęsy i nie osypywała się. Szkoda, że trudno
dostępna, choć wciąż liczę na to, że Biedronka ponownie wprowadzi je do sklepu.
Zestaw cieni do podkreślania brwi Catrice bardzo lubiłam i uważam, że to dobry
produkt, choć teraz wolę kosmetyki kremowe. Cienie miały neutralne kolory,
paletka była funkcjonalna, bo zawierała dodatkowo pędzelek, szczoteczkę, pęsetę
i lusterko. W tej grupie cenowej to naprawdę dobra opcja. Ukochałam sobie także
żelowy eyeliner od essence w brązowym kolorze - niestety wycofany. Bardzo
żałuję, bo w asortymencie innych marek nie widziałam tak ładnego, naturalnego
brązu z drobinkami. Jeśli taki znacie dajcie znać! Dodatkowo był trwały i nie
odbijał się. Nie polubiłam się z kolei z kredką Oriflame w kolorze Nude. Prócz
absolutnie pięknego beżowego koloru, bez tonów różowych czy żółtych, nie ma
żadnych plusów. Trzeba ją temperować, ciężko się nakłada a w ciągu dnia schodzi
z linii wodnej na dolną linię rzęs i tam brzydko osiada. Szkoda, bo kolor
obiecujący.
Donegal - zmywacz wybielający z ekstraktem z cytryny to mój ulubieniec. Dobrze zmywa, nie
rozmazuje lakierów po całych paznokciach i nie śmierdzi aż tak bardzo. Polecam.
Luksusowy krem-serum do rąk i paznokci Eveline nie jest wcale niczym
luksusowym. Intensywnie i długo pachnie, więc może drażnić. Nawilża przeciętnie i jest bardzo rzadki,
więc należy uważać podczas aplikacji. Szału nie robi.
Zużyłam
także ostatnie kapsułki do włosów marki Safira. Były to takie olejowe rybki,
które miały nawilżać włosy. Działały u mnie jak większość olejów, czyli
odżywiały, sprawiały, że pasemka były miękkie i błyszczące. Mają jednak bardzo
intensywny, irytujący zapach, którego nie mogłam znieść. Ponadto nie są zbyt
tanie w porównaniu do innych olejów. Raczej już po nie nie sięgnę.
Produkty
do ust także udało mi się znaleźć w tym zestawieniu. Pierwszy to malinowe
masełko do ust Nivea, które było paskudne, sztuczne, nieprzyjemne i z nieciekawą
konsystencją. Dziwi mnie to, bo wariant wanilia i makadamia był powalający pod
każdym względem. Drugi produkt to pędzelek do ust marki Lancrone, który służył
mi dzielnie kilka lat. Niestety włosy się połamało i muszę się z nim pożegnać.
Idealnie sprawdzał się do nakładania trudnych pomadek, był ładnie wyprofilowany
i można było go wrzucić do torebki, gdyż miał pokrywkę/etui.
Do
codziennej pielęgnacji zużyłam Lactacyd - emulsję do higieny intymnej i jestem
nią zachwycona. Odświeża, nie podrażnia delikatnej skóry i jest bardzo wydajna.
Obok leży płyn do płukania jamy ustnej Smile white z Biedronki, którego więcej
nie kupię, ponieważ miał bardzo mocny, wypalający buzię smak. Dla mnie zbyt
intensywny.
Dna
sięgnęły także jedne w moich ulubionych perfum. Love potion od Oriflame to
zapach niebanalny, gorący i głęboki. Jest tam nuta czekolady i wiśni. Pachnie
hipnotyzująco i długo. Moja przyjaciółka raz zapytała mnie czemu pachnę
cukiernią, więc przyjmijmy, że są słodkie ;)
To
już wszystko. A jak Wam idzie zużywanie? Dajcie znać!
Miłego
dnia!