Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rimmel. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rimmel. Pokaż wszystkie posty

9 września 2016

Rimmel - Podkład Lasting finish 25 h + comfort serum - recenzja


Cześć!

Od lat szukam idealnego podkładu. Marzę o połączeniu dobrego krycia bez wysuszania skóry i podkreślania niedoskonałości, o satynowym wykończeniu i optycznym wygładzeniu skóry. Po przetestowaniu kilkudziesięciu fluidów stwierdzam, że aktualnie w posiadaniu mam najlepszy, jakiego dotychczas używałam. Chcecie wiedzieć więcej? Zapraszam dalej!
 

Przedstawię Wam dziś mojego ogromnego ulubieńca, któremu do ideału już bardzo niedaleko, a mianowicie Rimmel Lasting finish 25 hr with comfort serum. Jest to odświeżona wersja wycofanego podkładu Rimmel lasting finish 25 hr w czarnej tubce.
 

Podkład, o którym mowa ma 30 ml pojemności i szklaną butelkę z prawidłowo działającą pompką. Producent twierdzi, że fluid jest kryjący, nadaje wygląd nieskazitelnej cery, jest komfortowy i zapewnia uczucie nawilżenia. Dodatkowo ma on filtr przeciwsłoneczny SPF 20, a mój kolor 200 soft beige to neutralny beż, bardzo delikatnie  wpadający w żółć. Cena podkładu to ok. 40 złotych. Jego zapach jest bardzo delikatny, nie powinien być drażniący.
 

Fluid rozprowadza się na skórze bezproblemowo, w dotyku jest lekko śliski, jakby nieco tłusty. Czuć jego bogatą konsystencję, jednak jest ona trochę lżejsza od starej wersji w czarnej tubce oraz dużo lżejsza od podkładu Lasting finish nude w białej tubce. Warto zwrócić uwagę na to, co nakłada się pod niego, gdyż nieszczególnie lubi się z bazami silikonowymi (ślizga się na nich i nie chce zastygnąć). Po aplikacji skóra jest widocznie błyszcząca i ten stan zmienia się po dłuższej chwili lub po przypudrowaniu. Zanim fluid zastygnie jest lepki w dotyku i trochę jakby plastelinowy (?), trzeba więc go koniecznie przypudrować, w przeciwnym wypadku nie wróżę dobrze nakładanym na niego kosmetykom. Podkład kryje dobrze, podobnie do Revlonu Colorstay. Nawet po nałożeniu pudru skóra nie jest wysuszona (sprawdzone z pudrami Bourjois Healthy balance oraz Kryolan DermaColor fixing powder), a mat z niego płynący nie jest w stanie w stu procentach zabić ładnego wykończenia podkładu. W efekcie otrzymujemy półmat o widocznie wygładzonej strukturze. 
 
Fluid nie podkreśla rozszerzonych porów, lekko je nawet kamufluje. Nie zbiera się także na suchych partiach skóry, ani na niedoskonałościach. Skóra po jego nałożeniu jest widocznie wygładzona, niedoskonałości są ukryte, a makijaż zachowuje świeży wygląd. Przez to, że jest to podkład zastygający, lekko podkreśla zmarszczki, warto więc o tym pamiętać i nie nakładać go pod oczy. Co do komfortu noszenia to muszę zgodzić się z producentem, że został on zachowany - cera nie jest ściągnięta, przesuszona, mimo dobrego krycia. Trwałość podkładu jest bardzo dobra - z odpowiednim pudrem utrzymuje się aż do zmycia makijażu, ale pod jednym warunkiem - jeśli nie będziemy pocierać twarzy. Niestety, przy mocniejszym dotyku w podkładzie robią się dziury. Nie mówię tu o przyłożeniu policzka do ramienia ukochanego czy przy lekkim oparciu  dłoni, ale o sytuacji, w której np. osypała się grudka tuszu na policzek i chcemy ją zdrapać, żeby się nie rozmazała - wtedy ta plastelinowa konsystencja podkładu stawia opór i zaczynają robić się prześwity, które bardzo trudno jest naprawić. Krótko mówiąc - kiedy podkład już zastygnie, nie da się go rozcierać i każda taka próba kończy się katastrofą. Jest to jednak do przejścia, kiedy ma się już tę świadomość i unika takich sytuacji. Podkład nie oksyduje i mimo dość wysokiego SPF tylko w niewielkim stopniu wybiela twarz na zdjęciach z lampą.

 
Mimo niewielkich minusów, jakimi są zbieranie się w zmarszczkach i brak możliwości rozcierania po zastygnięciu, jest to mój ulubiony podkład. Podoba mi się efekt wygładzenia, jaki pozostawia na skórze i jego dobre krycie. Jeśli dobierzemy do niego odpowiednią bazę oraz utrwalający puder jest niemal nie do zdarcia. Gorąco go Wam polecam!

Znacie Rimmel Lasting finish 25 hr comfort serum? Piszcie co o nim myślicie!

Miłego dnia!

11 sierpnia 2016

Ulubieńcy pierwszej połowy 2016

Cześć!

Minęła już połowa roku, więc najwyższy czas na małe podsumowanie. Wybrałam totalne top 10 produktów, które mniej lub bardziej pokochałam. Jakie kosmetyki przypadły mi do gustu w pierwszych kilku miesiącach 2016? Zapraszam dalej!
Oczy


Postanowiłam nie wyróżniać żadnej paletki cieni, a jedynie wybrać kolory, które uwielbiam. Takim odcieniem jest Sexy z palety In theBalm of your hand, czyli matowe bordo. Na pierwszy rzut oka kolor wygląda niezbyt bezpiecznie, gdyż czerwone pigmenty mogą podbijać zmęczenie oka i je optycznie obciążać, jednak odpowiednio użyty cień jest niezwykle piękny. Pięknie podbija zieleń moich oczu i najchętniej noszę go solo jako smoky, które uzupełniam tylko czarną lub beżową kredką na linii wodnej. Cień jest dość suchy i nieco się pyli, ale ten piękny kolor sprawia, że opłaca się z nim bawić nawet chwilę dłużej niż z innymi. Drugi mój ulubiony cień do powiek to YDK z palety Urban Decay Naked 2. Jego wykończenie jest niemal foliowe, a kolor to beżoworóżowobrązowoszary(?). Odcień jest hiperbłyszczący i wzbogaca każdy zwykły makijaż. Próżno szukać czegoś podobnego w ofercie innych marek.

Trudno znaleźć dobrą czarną kredkę, jednak mnie się udało - Avon color trend w odcieniu bikini black to fantastycznie napigmentowany, żelowy i długotrwały liner, który nie tylko doskonale trzyma się na linii wodnej, ale także na mojej tłustej powiece w postaci kreski. Kredka jest niezwykle miękka, a jedyny jej minus to to, że trzeba ją strugać.
Usta


Wybrałam jedną ulubioną pomadkę, która zachwyciła mnie całkowicie - jest to oczywiście nr 800 z serii The only 1 narki Rimmel! Przepiękny, głęboki kolor dojrzałej czereśni urzekł mnie swoją unikatowością. Jest to odcień zdecydowanie jesienny, jednak zupełnie nie przeszkadza mi to nosić go teraz. Pomadka jest nawilżająca i ma błyszczące wykończenie.
Twarz


Mój ulubiony podkład do tej pory to Rimmel Lasting finish 25 h. Jeśli miałabym jutro wyjść za mąż i sama zrobić sobie makijaż to właśnie na ten fluid bym postawiła. Jest to ciężki kosmetyk i bardzo dobrze kryjący, ale jednocześnie nie wysuszający cery i nie podkreślający suchych skórek. Ładnie wygładza cerę i sprawia, że z odległości 30 centymetrów twarz wygląda idealnie.

Znalazłam też pudrowego ulubieńca, a mianowicie Bourjois Healthy balance w odcieniu 52. Jest to kryjący kosmetyk zawierający w sobie kolor, który dokłada kolejną warstwę makijażu, przez co świetnie utrwala podkład. Nie jest bardzo matujący, ale wystarczająco dla mnie. Ciekawym jest, że on lekko odbija światło, przez co skóra wygląda na wygładzoną. Jest jedwabisty w dotyku i pięknie pachnie. Ma też solidną puderniczkę z lusterkiem.

Wśród brązerów mam dwóch faworytów i to bardzo niedrogich. Pierwszy to kremowy kosmetyk z palety Ultra cream contour Makeup revolution. Pięknie podkreśla kształt twarzy, nie jest za ciemny, ani zbyt ciepły. Pięknie się rozprowadza i co najważniejsze - nie znika, co często się zdarza przy kremach. Drugi brązer znalazłam w paletce Pro Strobe od Freedom makeup. Na pierwszy rzut oka wydaje się jasny, jednak ma dokładnie taki kolor, jakiego potrzebuję do codziennego konturowania twarzy. Rozciera się jak marzenie i odbija światło w taki sposób, że policzek wygląda jak u celebrytek na czerwonym dywanie. Zachwyca mnie za każdym razem, kiedy go nakładam i to on wygrywa dzisiejszą dziesiątkę najlepszych kosmetyków minionego półrocza.

Ostatnim ulubieńcem w kategorii makijaż twarzy jest rozświetlacz marki MAC Mineralize skin finish w kolorze Lightscapade. Jest to kosmetyk, który podejrzanie wygląda w opakowaniu, gdyż zawiera w sobie różne kolory, w tym niebieski. Zmieszane jednak dają niezwykle wyjątkowy odcień - lekko szary beż z elementami łososiowego złota(?). Nie brzmi to może zachęcająco, ale efekt jest powalający. Niewiele kosmetyków robi na mnie tak duże wrażenie od początku do końca. Blask, jak nadaje skórze jest bardzo elegancki - widoczny, ale nie dominujący w makijażu. Absolutnie piękny. Już wiem, że kupię także odcień Soft&gentle, który będzie mi bardziej pasował latem.

Paznokcie


W tej kategorii nie miałam żadnego problemu. Moim największym paznokciowym ulubieńcem jest manicure hybrydowy. Ja bawię się w to z akcesoriami marki Semilac, które świetnie się spisują. Mam kilka kolorów, które lubię na równi jak138 Perfect nude czy 032 Biscuit. Wciąż moje paznokcie nie wyglądają idealnie, ale z każdym kolejnym malowaniem jest coraz lepiej. Hybrydy uwielbiam za trwałość, piękny połysk i to, że wyglądają jak landrynki :D
A jacy są Wasi ulubieńcy ostatnich miesięcy? Dajcie znać!

Miłego dnia!

25 czerwca 2016

Rimmel - The only 1 lipstick - 800 Under my spell - recenzja

Cześć!
Odkąd Rimmel wprowadził na rynek serię pomadek The only 1 od razu upatrzyłam sobie jeden kolor. Nie wiedziałam czego się spodziewać, kiedy jedna z wiodących drogeryjnych firm w czasie bumu na matowe wykończenie wychodzi do nas z błyszczącymi szminkami i zarzuca nas ogromną kampanią reklamową. Można by pomyśleć, że to strzał w stopę. Ale czy na pewno?


Pomadka Rimmel występuje w 13 kolorach o błyszczącym wykończeniu. Jej pojemność to 3,4 grama, a cena to ok. 27 złotych. Kupić ją można we wszystkich popularnych drogeriach. Opakowanie jest plastikowe, sztyft w środku metalowy, a skuwka asymetryczna. Nie do wszystkich trafi ten design, gdyż symetria jest bardzo pożądana w organizacji kosmetyków - wiecie - pięknie wygląda zbiór równiutko ułożonych pomadek ;)

Kolor, który mnie urzekł to 800 under my spell - jest to odcień dojrzałej czereśni, lekko fioletowe bordo w neutralnej tonacji. Kolor bardzo jesienny, głęboki, intrygujący.


Konsystencja pomadki jest dość zbita, ale w kontakcie ze skórą staje się niemal morka. Sunie po wargach jak masełko. Niestety, ta formuła ma także minusy - po pierwsze łatwo migruje poza granice ust, dlatego trzeba ją wspomagać konturówką. Kiedy jednak zagra w duecie z taką bazą nie ma mowy o tym, żeby wyglądała źle. Po drugie kosmetyku szybko ubywa. Dodam, że pomadka ma intensywny zapach - jakby wiśniowo-melonowy (?), świeży i przyjemny.

Pomadka ma nieco z tintu - jej kolor wpija się w skórę i zostaje na niej dłużej niż w klasycznych szminkach o lśniącym wykończeniu. Wargi zabarwione są na kilka godzin, ale nie ma problemu z tym, by koloru się z nich pozbyć - płyn micelarny Garnier 3w1 daje radę. The only 1 mają także właściwości pielęgnacyjne - nie tylko nie wysuszają ust, ale wręcz je nawilżają. 

Podsumowując - Rimmel proponuje nam nawilżającą, długotrwałą szminkę, która przyjemnie się nosi i nie kosztuje dużo. Jak wspominałam - jedyne do czego można się przyczepić to fakt, iż nieco rozlewa się za granice ust, a jej wydajność nie jest najlepsza. Jestem jej jednak w stanie to wybaczyć, gdyż kolor mnie powala.

Znacie pomadki The only 1? Dajcie znać!
Miłego dnia!

2 czerwca 2016

Zdobycze maja 2016

Cześć!
Zapraszam Was dziś serdecznie na zdobycze maja. Nie ma ich dużo - skupiłam się na konkretach z zaplanowanej listy i nie wychodziłam poza nią, dlatego też większość rzeczy, które kupiłam, bardzo mi się podoba.

Na ostatnim etapie promocji -49% w Rossmannie wybrałam trzy pomadki. Rimmel urzekł mnie kolorem nr 800 z serii The only 1, a genialna konsystencja sprawiła, że mam ochotę na więcej odcieni. Z asortymentu Maybelline wybrałam matową Magnetic magenta - jak na matowe wykończenie jest ona bardzo przyjemna, a kolor zachwycający. Na listę wpisuję ją także w innej wersji kolorystycznej - najbardziej neutralną. Poszerzyłam też swoją kolekcję Rouge edition velvet Bourjois o numer 01, który jest nienachalną, neutralną czerwienią. Dobrałam do tego moją ulubioną odżywkę do paznokci Eveline 8 w 1, która jest niedoścignionym pomocnikiem w utrzymaniu pazurków w świetnym stanie.

Na mojej liście kosmetycznych zachcianek od dawna był rozświetlacz mineralny Star dust od Lily Lolo. Wreszcie zdecydowałam się na zakup, lecz po otrzymaniu mój entuzjazm zdecydowanie zmalał. Puder jest bardzo delikatny, owszem, ma ładny kolor, ale chyba nie o to mi chodziło. Zastanawiam się czy zostanie u mnie czy tez poślę go dalej w świat.
Moja miłość do Semilaca i hybryd nie maleje, więc uzupełniam zestaw o nowe kolory. Tym razem wybrałam 072 Caribean sky oraz 127 Violet cream. O ile ten drugi jest zachwycający, o tyle pierwszy niestety bardzo słabo kryje. Od Lubego dostałam dwa kolejne lakiery - 138 Perfect nude (idealny nudziak - takiego szukałam!) oraz Hardi clear, czyli preparat do wzmacniania i przedłużania paznokci. Dokupiłam więc szablony do budowania płytki (na Allegro za grosze) i mam za sobą pierwsza próbę - jest nieźle, ale jeszcze muszę nad tym popracować, by paznokcie nie były takie grube. Pozostałe gadżety na zdjęciu to gratisy do lakierów - znalazłam na Allegro bardzo fajnego sprzedawcę, zainteresowanym chętnie podam na niego namiary.
W Biedronce zakupiłam zestaw Jantar - szampon i odżywkę do włosów i skóry głowy. Mam zamiar stosować tę kurację regularnie, ale najpierw muszę doprowadzić moją szalejącą skórę głowy do normy. Zestaw wciąż jest dostępny i kosztuje około 12 złotych.
Ostatnią rzeczą, którą kupiłam jest jajko do czyszczenia pędzli. Wybrałam tanie i bez logotypu, ale nie sądzę, by czymkolwiek różniło się od oryginału. Mam, póki co, mieszane uczucia.
To już wszystkie moje zdobycze. Dajcie znać co Wy upolowałyście oraz jakie kolory Semilaca mi możecie polecić.

Miłego dnia!

28 kwietnia 2016

Zdobycze kwietnia 2016

Cześć!
Maj to chyba mój ulubiony miesiąc w roku, ma w sobie coś z pierwszego zakochania. Dlatego właśnie cieszę się, że kwiecień się kończy. Wraz ze zmianą kartki kalendarza przychodzi czas na pokazanie moich zdobyczy z ostatnich 30 dni. Jeśli jesteście zainteresowani taką tematyką zapraszam do dalszej części postu.
Na początku miesiąca przyszedł do mnie zestaw do hybrydowego malowania paznokci. Wybrałam najbardziej polecaną markę Semilac, by wszystko było jak najlepszej jakości. Mój zestaw zawiera maluteńką lampę UV LED 6 Watt, cleaner, aceton, waciki bezpyłowe, blok polerski, striper, bazę witaminową, top oraz trzy lakiery kolorowe - Biscuit, Sleeping beauty oraz Pink gold. Od tego samego sprzedawcy dobrałam jeszcze drewniane patyczki oraz pyłek "efekt syrenki" (niestety nie ten właściwy).  Wciąż się uczę, ale jest coraz lepiej i już z tyłu głowy wybieram kolejne odcienie! Dajcie znać czy chcielibyście wpis o tym jak hybrydy wyglądają z punktu widzenia niezbyt zdolnego paznokciowo laika!
Ogarnęła mnie ostatnio mania konturowania, więc poczyniłam w tym temacie zakupy na Mintishop. Wybrałam kremową paletę do podkreślania rysów twarzy od Makeup revolution, pudrową paletę Freedom makeup, do której dołączony był pędzel, kasetkę z rozświetlaczami Makeup revolution (Radiance palette) oraz UPRAGNIONY puder rozświetlający high glow mineral highlighting powder od Catrice. Wszystkie te kosmetyki zobaczycie lepiej w osobnych recenzjach, ale już mogę wstępnie powiedzieć, że są godne uwagi. Do tego zamówiłam jeszcze pędzel do eyelinera od Maestro - miałam go już kiedyś i bardzo dobrze się sprawdzał - jest to nr 660 w rozmiarze 2.
Dalej jest zamówienie z Douglasa. Wybrałam dwa kosmetyki marki MAC - Mineralize skin finish w odcieniu Lightscapade oraz korektor Pro longwear concealer w kolorze NC20. Rozświetlacz jest boski! Gratis dostałam cień marki Revlon w kolorze Copper i jest to całkiem ładny odcień. W Biedronce złapałam brązer z limitowanej serii Bell - warto mu się przyjrzeć, bo ma naprawdę ładny odcień i przyjemnie się rozciera, a będzie dostępny tylko do końca maja.
Chyba nie zaskoczę Was pokazując moje zdobycze z Rossmannowskiej promocji -49%. Pierwsza tura, czyli przecena na kosmetyki do twarzy zaowocowała w najbogatszą pulę produktów. Kupiłam aż trzy podkłady - L'oreal True match, Bourjois Healthy mix oraz Rimmel Lasting finish comfort serum. Do tego dobrałam korektor, który już kiedyś miałam i spisywał się całkiem nieźle, czyli L'oreal True match. Skusiłam się na puder Bourjois healthy balance, który stworzył zestaw z wyżej wymienionym podkładem. Wisienką na torcie jest tu paleta do konturowania, czyli nowość marki L'oreal Infallible sculpt. Nawet w promocji była dość droga - kosztowała ok. 40 złotych.
W drugiej turze Rossmannowskiego szaleństwa zakupiłam dwie maskary L'oreal - klasyczną Volume milion lashes oraz Volume milion lashes so couture. Dobrałam do tego dwa wiosenno-letnie linery - Lovely Turquoise wave oraz Wibo  Electric blue.
To już wszystko, co kupiłam w kwietniu. Dopiero teraz zobaczyłam, że jest tego naprawdę sporo!
A co Wam udało się upolować? Poszalałyście w Rossmannie?
Miłego dnia!

5 kwietnia 2016

Swatchowisko - podkłady

Cześć!
Zapraszam Was dziś na post, dzięki któremu zaczęłam w ogóle myśleć o tej serii. Moim celem było właśnie to, by pokazać Wam odcienie kilku kosmetyków jednej kategorii obok siebie. Chodzi w tym wszystkim o to tylko, by lepiej dobrać odcień podkładu kupując go przez internet. Przy zestawieniu kilku kolorów jeden obok drugiego łatwiej porównać ten interesujący nas do innego, który już znamy. Zapraszam zatem na swatchowisko z moimi fluidami w roli głównej.


Kolejno od lewej:
1. Rimmel BB cream Radiance 9w1 kolor medium
2. Bebeauty Makeup cover nr 01 jasny
3. Bebeauty Makeup mette nr 01 jasny
4. Bebeauty Fluid matująco-korygujący nr 02
5. Bebeauty Fluid matująco-korygujący nr 01 nude
6. Revlon Nearly naked nr 150 nude
7. Gosh X-Ceptional wear foundation nr 12 natural
8. Bourjois 123 Perfect CC cream nr 33 rose beige
9. Make-up atelier paris Waterproof liquid foundation nr FLW2B
10. Maybelline Dream satin liquid Satiny finish poreless perfection nr 40 Fawn
11. Vollare Podkład kryjący Elegance nr 100
12. Makeup revolution The one foundation nr 3
13. Vichy Teint ideal Podkład rozświetlający w kremie nr 25 cream
14. Vichy Dermablend Fluid korygujący 16 h trwałości nr 25 nude
Mam nadzieję, że to zestawienie pomoże Wam w doborze koloru podkładu. Powodzenia!
Miłego dnia!

8 marca 2016

O zużytych produktach słów kilka #6

Cześć!
W kolejnej części gigantycznego projektu denko pokażę Wam produkty kolorowe. Zawsze dziwi mnie, kiedy ktoś mówi, że nie zużywa nigdy do końca kolorówki. Ja wykańczam ją tak samo intensywnie, jak pielęgnacje. Zresztą, przekonajcie się o tym sami!
Podkład Rimmel lasting finish nude to bardzo dziwny kosmetyk. Ma zadatki na dobrze kryjący fluid, a jednak coś w konsystencji marce nie pykło. Jest nieco tępy, podkreśla suche skórki i na cerze suchej nie wygląda najlepiej. Jednak bywały u niego dobre dni, kiedy prezentował się naprawdę dobrze.Intryguje mnie to na tyle, że zastanawiam się nad kupnem kolejnej butelki, tym razem w innym odcieniu. Ten, który miałam (100) był hiperjasny, więc polecam bladziochom. Mieszałam go najczęściej z Astorem Perfect stay, który również solo nie wyglądał zbyt ciekawie. Było w nim coś, co mi nie odpowiadało, nie miał tez tak dużego krycia, jak się mówi w internetach. Do tego podkładu nie wrócę. Rimmel wake me up bardzo lubiłam i zużyłam kilka butelek. Ostatnio jednak stało się z nim coś niedobrego i nie wygląda już tak dobrze na twarzy, jakby stał się cięższy i mniej przyjazny dla suchej skóry. Może to jakaś licha partia. Spróbuję nowej wersji z witaminą C i dopiero się do niego ostatecznie ustosunkuję. Podkład AA w wersji lumi był przyzwoity, nie wchodził w pory, dawał mokre wykończenie, miał średnie krycie. Nie najgorszy, ale i mój świat nie zadrżał w posadach po jego użyciu.
Zużyłam paletkę kamuflaży Camuflage kit marki W7. Korektory miały przyjemną, tłustawą konsystencję, całkiem ciekawe kolory, a i cena tego zestawu jest niewielka. Nadawały się nawet pod oczy. Niestety nie były zbyt trwałe, a jakość opakowania wątpliwa. Wychwalany korektor Astor Perfect stay u mnie niestety chwalony nie będzie. Ani nie krył wyjątkowo dobrze, ani nie rozświetlał. Nie powiedziałabym też, żeby jakoś wyjątkowo dobrze wyglądał pod oczami. Niestety.
Kolejny święty graal internetów puder Rimmel stay matt i kolejne rozczarowanie. Nie wyglądał dobrze na mojej suchej skórze, ale, co dziwne, nie matowił jej także w strefie T. Pod oczami wyglądał sucho. Opakowanie tandetne i nietrwałe. Według mnie nieciekawy. Z kolei transparentny puder matujący Bebeauty był jego przeciwieństwem. Ładnie trzymał mat i fixował podkład, jednak nie za to go lubię najbardziej. Oczarował mnie tym, że powieka nim przypudrowana nie tłuściła się wcale, więc wreszcie mogłam nałożyć liner. Na moich powiekach odbija się absolutnie wszystko, więc taki puder był zbawieniem. Chętnie kupię ponownie, jeśli gdzieś go znajdę.
Do makijażu oczu również mam masę produktów. Po pierwsze paletka cieni Sleek Oh so special. Z tego setu zużyłam kilka cieni, zastąpiłam je kółeczkami z Au naturel i dalej używałam. Niestety Sleek z czasem traci na jakości. Cienie coraz bardziej się osypywały, coraz gorzej blendowały i zbierały, bez względu na bazę. Uważam, że szkoda czasu na słabej jakości kosmetyki, więc żegnam. Kredka z Catrice Made to stay Inside eye tak bardzo mnie rozczarowała, że miałam ochotę krzyczeć. Nie dość, że w ogóle nie chciała pisać na wilgotnej linii wodnej i była tam ledwo widoczna, to zużyłam ją w dwa tygodnie. A to zdecydowanie zbyt szybko. Miała ładny kolor, była niedroga, ale co z tego? Eyeliner z pisaku master percise marki Maybelline wygrałam na ich fanpejdżu. Mimo iż nie lubię takich produktów, ten spisywał się bardzo dobrze, był precyzyjny i wygodny. Całkiem fajny. Kredka do brwi, którą zużyłam to Physicians formula, ale nie zawracajcie sobie nią głowy, bo to gwarantowana porażka. Kredka tępa i twarda, brzydko osiadała na skórze, a kolor wpadał w czerwone tony. I choć pęseta na drugim końcu intryguje, to jest ona gwoździem do trumny, gdyż jest okropnie niewygodna. Absolutnie nie polecam.  Ten mały pojemniczek z białą zawartością to kredka NYX Jumbo pencil w kolorze milk. Świetnie sprawdzała się jako baza, jednak po przełożeniu do słoiczka straciła swoje właściwości. Strugajcie ją więc cierpliwie i nie przekładajcie :P Zużyłam także żelowy eyeliner Lasting drama Maybelline w kolorze czarnym i był to ogromny zawód. Po pierwsze zgęstniał on już pod jakichś trzech tygodniach od otwarcia, po drugie rozmazywał się, po trzecie odbijał mi się na górnej powiece. Oprócz tego, że był intensywnie czarny, a pędzelek do niego dołączony naprawdę niezły, nie dostrzegam żadnych zalet tego produktu. Cień w kremie Maybelline Color Tattoo w odcieniu Permanent taupe zużyłam calusieńki do wypełniania brwi. Teraz widzę, że nie był to najlepszy kolor, gdyż był zbyt szary względem moich włosów i karnacji. Długo jednak byłam z niego zadowolona, był trwały i ładnie się rozprowadzał. Chłodniejszym karnacjom polecam. Cień w kremie Catrice Made to stay w kolorze Metal of honor był fantastyczny. Dobrze się trzymał powieki, ładnie rozcierał, miał ciekawy złotozielonobrązowy kolor. Niestety zaczął już nieciekawie pachnieć, więc go wyrzucam.
Czas na rzęsy! Maskara Wibo Boom boom to porażka jakich mało. Sklejała rzęsy i sprawiała, że każda była innej długości. Osypywała się też okropnie i dlatego ją skreśliłam po kilku użyciach. Dodatkowo szczoteczka nabierała bardzo dużo tuszu. Big fat lashes smoky od Miyo to przeciętniaczek. Pięknie rozczesywał rzęsy i tylko tyle w zasadzie robił. Nie wydłużał, nie pogrubiał, o smoky przy jego użyciu można zapomnieć. Delikatny tusz na co dzień. O wiele lepszy był Mac In extreme dimension 3D lash, który był moim ulubieńcem roku. Pięknie wydłużał i pogrubiał u nasady. Nie osypywał się i był długo świeży. Naprawdę fajny, choć cena absurdalna. Odżywka do rzęs La luxe Advanced Activator 6w1 pełniła u mnie rolę bazy pod tusz i sprawdzała się świetnie. Każda maskara nałożona na nią wyglądała o 100% lepiej. Rzęsy dzięki niej wydawały się grubsze, dłuższe i przede wszystkim tusz na nie zaaplikowany się nie kruszył. Fajna. Ostatni tusz to L'oreal telescopic ekstra black, który także był ulubieńcem tego roku. Bardzo dobrze rozdzielał rzęsy i je wydłużał, nie osypywał się. Miał ciekawy szczoteczko-grzebyk, który dobrze rozczesywał.
Na koniec usta i policzki. Róż W7 candy floss to mój ulubieniec wszech czasów. Co dziwne zdaje sobie z tego sprawę dopiero teraz, kiedy go nie mam i kiedy okrutnie za nim tęsknię. Jest to bardzo uniwersalny kolor różowy (odpowiednik Dandelionu z Benefitu) ze srebrną poświatą. Brzmi strasznie, a wygląda cudownie! Wykończenie ma satynowe i jest bardzo miękki pod pędzlem. Nie robi plam, równomiernie się ściera. Polecam gorąco. Do ust natomiast gromadka nie mała. Na początek lip tint z oriflame w odcieniu red. Chemicznie słodki i pachnący, niezbyt trwały, nierówno blaknący. Klejący przy aplikacji. Nieprzyjemny. Błyszczyk Essence z serii Stay with me w kolorze my favourite milkshake kiedyś bardzo lubiłam, ale chemiczny smak zaczął mi przeszkadzać. Produkt dość klejący, przez co trwały, ładnie połyskujący na wargach. Kolejny kosmetyk to także Essence (Glow tint balm) i tu jest podobnie z nieprzyjemnym smakiem. Sama idea produktu jednak fajna, gdyż jest to tint i balsam w jednym. Ładnie nawilżał usta, dawał im lekki połysk, ale i kolor, który farbował wargi na kilka godzin. Ciekawy kosmetyk. Kolejne mazidło to pomadka z klasycznej serii marki Avon w kolorze Tangerine, który był połączeniem różu i brzoskwini, zdecydowanie ciepły kolor, świeży i wiosenny. Pomadka przyjemnie kremowa i trwała podobnie do innych pomadek o takim wykończeniu. Nie ważyła się na ustach, nie wysuszała ich, nie schodziła nieestetycznie. Ostatnie dwie szminki to Eveline Celebrities. Kolor 601 to klasyczna, neutralna czerwień. Piękna, jednak przy tym kolorze nawilżające wykończenie było porażką, gdyż pomadka migrowała, gdzie chciała. Drugi kolor 628 to przecudny ciepły róż, niemal neonowy, o nieco innym wykończeniu, mniej śliskim i bardziej trwałym. Powiedziałabym, że to nawilżający odpowiednik Golden rose Velvet matte nr 04. Dodam, że miały przyjemny wiśniowy zapach i schodziły z ust równomiernie. Bardzo cieszyły mnie obie te pomadki i żałuję, że się skończyły.
Uff, przebrnęliśmy przez kolorówkową część sagi o zużytych produktach. Jak Wam się podobała? Znacie powyższe produkty?
Miłego dnia!

20 grudnia 2015

Zdobycze listopada 2015

Cześć!

Mamy grudzień, więc czas się przyznać do zakupowych grzeszków z listopada. A było ich całkiem sporo i były, co rozgrzeszające, bardzo przyjemne. Zapraszam do czytania!

Listopad był czasem wielkich Rossmannowskich promocji -49%. Zazwyczaj na mnie nie działają takie rzeczy, ale ileż się można opierać?

 
Pierwszy etap promocji na kosmetyki do oczu zaoowocował aż pięcioma odcieniami cieni w kremie Maybelline Color Tattoo. Wybrałam matowy Timeless black, połyskujący Turquoise Forever, osławiony One and one bronze oraz dwa z najnowszej, matowej serii - Creme De Nude oraz Creamy Beige. Dorzuciłam do tego beżową kredkę marki Manhattan w kolorze Nude Couture, która jest naprawdę fajna! Skoro o kredkach mowa to od razu podpowiem, że żelowe od Essence mają piękne kolory - na zdjęciu Urban jungle, który jest piękną, szmaragdową zielenią. 

 
Druga część promocji to makijaż ust. Wybrałam kultowe już Rouge edition velvet od Bourjois, których do tej pory nie było mi dane próbować. Wybrałam kolory Ole flamingo! i Frambourjoise i... zakochałam się! Jestem oczarowana. Wrzuciłam do koszyka także matową pomadkę w płynie Extra Lasting od Lovely (nr 2), jednak totalnie się zawiodłam. Kolor piękny brudny, wrzosowy, ale kruszy się na ustach i wygląda wtedy obrzydliwie.

 
Na promocji na kosmetyki do twarzy kupiłam najwięcej produktów. Z tych o płynnej konsystencji wybrałam krem CC z Bourjois w kolorze 33 oraz krem BB w średnim odcieniu marki Rimmel. Dobrałam także korektor pod oczy Deluxe Brightener od Wibo - czytałam o nim dużo dobrego. 

 
Z kolei z produktów suchych wyszperałam same perełki! Kultowy już rozświetlacz Lovely Gold highlighter musiał się znaleźć z tym zestawieniu, a obok niego aż trzy kosmetyki od Wibo - rozświetlający puder sypki, Glamour shimmer, który przywodzi na myśl kostkę z Bobbi Brown oraz perfumowany rozświetlacz do twarzy i ciała w sprayu Vintage glow. Do tego puder rozświetlający Shiny touch od Lirene - nowość na rynku - bardzo jasny i dość intensywny. 

 
Ostatnie zdobycze to małe zamówienie z Avonu. Pęseta z grzebykiem o ciekawym wyglądzie oraz dwufazowy balsam do ciała pachnący wanilią i rozgrzewającymi przyprawami. Pachnie obłędnie!

To już wszystko, co listopad mi podarował. A Wam co udało się dorwać?



Miłego dnia!