Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kallos. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kallos. Pokaż wszystkie posty

7 kwietnia 2016

O zużytych produktach słów kilka... #8

Cześć!

Jeśli lubicie posty z serią krótkich recenzji to dzisiejszy wpis jest właśnie dla Was! Zapraszam na projekt denko z pielęgnacją i koloryzacją włosów w tle.


Na początek szampony! Mam tu całą plejadę marki Head&shoulders i przyznam, że lubię te kosmetyki. Korzystam z nich rzadko, bo i mocno sls-owe są, a i ja problemu z łupieżem nie mam. Ich coraz wyższa cena też nie skłania mnie do częstych zakupów. Tutaj jest ich taki ogrom, gdyż wygrałam je w jednym z konkursów. Dobrze myły, świetnie się pieniły i ładnie pachniały - szczególnie wersje z aloesem i migdałem - przypominają zapach wosku Yankee Candle waikiki melon. Ja Head&shoulders serdecznie polecam, choć nie do codziennego stosowania.



A dalej... kolejne szampony! Przeciwłupieżowy Care&go to taki Head&shoulders dla ubogich - niewiele się od swojego pierwowzoru różnił, pachniał miętą, dobrze mył i równie dobrze się pienił. Efekt chłodzenia był bardzo przyjemny i na lato byłoby to coś fajnego. Szampon stymulujący przeciw wypadaniu włosów od Yves rocher to mój ulubieniec w tej kategorii. Raz po raz do niego wracam, bo świetnie się sprawdza. Nie jest tak silny jak poprzednicy, ale dobrze oczyszcza włosy. Pięknie pachnie tatarakiem. Pokrzywowy Herbal care to taki normalny szampon, nie podrażnia skóry głowy i sprawia, że włosy odrobinę wolniej się przetłuszczają. Całkiem wydajny.



Dwa suche szampony Batiste. Ten do ciemnych włosów (dark and deep brown) jest moim niekwestionowanym faworytem. Ma ładny zapach i przede wszystkim - nie widać go na moich ciemnobrązowych kudłach. Wersja oriental z kolei mniej bieli włosy niż inne niekoloryzowane siostry, jednak i jej efekt jest dużo słabszy niż pozostałych. Zapach niezbyt zachęcający, z pewnością nie powiedziałabym, że ma cokolwiek wspólnego z orientem.



Przejdźmy do odżywiania. Maska Kallos Keratin to naprawdę fajny kosmetyk. Lubię jej zapach oraz to, że włosy są po niej sypkie, miękkie i pięknie się rozczesują. Polecam. Odżywka Moc i Blask marki Timotei to taki przeciętniak, że nie wiedziałam co z nią zrobić. W zasadzie robiła tylko jedną rzecz - ułatwiała rozczesywanie. Innych właściwości pielęgnacyjnych brak. Była okropnie wydajna, więc męczyłam się z nią długo. Skład nie tak naturalny jak sugerowałoby opakowanie. Eliksir ziołowy do włosów od Green pharmacy to bardzo ciekawy produkt. Gdy stosowałam go przez miesiąc codziennie rzeczywiście zauważyłam, że włosy się wzmocniły i mniej wypadają, jednak słabo u mnie z regularnością i gdy zaczęłam używać go w kratkę efektu nie było żadnego. Jeśli się już na niego zdecydujecie to polecam dbać o regularne spryskiwanie. Olej ze słodkich migdałów niestety niewiele mi o sobie powiedział, a to za sprawą tego, że służył mi do olejowania włosów w pakiecie z innymi składnikami. Nie jestem w stanie ocenić jego właściwości pielęgnacyjnych, ale dodam, że moja olejowa mieszanka sprawdza się świetnie, więc i solo może być niezły. Kapsułki Safira to nic ciekawego - ot takie olejowe mazidło, które nie robi nic specjalnego, a wychodzi dość drogo, jeśli podliczymy jego pojemność. Wcierka do włosów i skóry głowy Jantar to coś, co chwalą wszyscy. Ja przez moją nieregularność nie poznałam jej zalet, ale mam nadzieję wrócić do niej, kiedy zepnę to i owo ;)



Na koniec farby. Joanna Naturia caffe mocca i Garnier Color sensation w kolorze prestiżowy ciemny brąz naprawdę dobrze się sprawdziły. Nie spowodowały wypadania włosów i miały ładny, chłodny odcień. Szykowny jasny kasztan od Garnier Color Sensational to jakaś totalna pomyłka. Miałam chyba zaćmienie mózgu, że wzięłam taki kolor - pofarbowałam nim odrosty, ponieważ myślałam, że będę powoli schodzić z ciemnych włosów przez dokładanie jaśniejszych odcieni na odrastające pasma. Niestety - pomysł był głupi, a odrosty wyszły rude, co wyglądało przekomicznie. Mój błąd :P

A co Wy zużyłyście ostatnio? 

Miłego dnia!

19 stycznia 2015

Top 5 - Pielęgnacja 2014

Cześć!

Jest styczeń, więc czas podsumować kosmetycznie ten rok. Z tej okazji ukażą się dwa posty - jeden z nich to top 5 kosmetyków pielęgnacyjnych, drugi - kosmetyków kolorowych. Zaczynamy od pielęgnacji, zapraszam!

Kallos Keratin - Maska keratynowa z proteinami mleka i keratyny

Ta litrowa maska była ze mną przez cały rok. Uwielbiam ją za fryzjerski zapach i efekt, jaki daje. Włosy po jej użyciu są miękkie, lejące i pięknie lśnią. Produkt ten sprawia także, że łatwo się rozczesują, nawet między palcami. Warto wspomnieć o bajecznej wydajności i równie bajecznej cenie (ok. 10 zł/1 l).

Carmex - Wiśniowy balsam do ust w tubce

To nie jest tak, że uważam Carmex za najlepszy balsam, jaki znam. Ubóstwiam jednak uczucie, jakie po jego nałożeniu mam. Kamforowo-mentolowy zapach i mrowienie, jakie powoduje, a które dla niektórych jest minusem, mi sprawia ogromną przyjemność. Tubka jest wygodna a wiśniowy zapach przyjemny. Cena nie jest wysoka, a nawilżenie wystarczające. Mówiąc krótko - polecam!

Yves rocher - Peeling do twarzy z pudrem z pestek moreli

Pisałam o nim już TU. Peeling pięknie pachnie, a jego regularne stosowanie pozwala zachować ładną cerę. Dobrze złuszcza i odświeża skórę. Dzięki temu, że jest gęsty i nietłusty, wystarczy niewiele, by dobrze wymasować nim twarz i by produkt z niej nie spływał. Mam też wrażenie, że nawet nawilża, co wydaje się niewiarygodne. Peeling jest wydajny, bo towarzyszy mi już około roku.

Yves rocher Jardins du Monde - Kremowy żel pod prysznic Orzech makadamia z Gwatemali

O tym, że żele z tej serii są moimi ulubieńcami wspominałam już wiele razy. Zawsze jakiś mam w zapasie i choć zazwyczaj zmieniam zapachy, to ten - orzech makadamia, jest absolutnie zachwycający. Jest słodki, typowo orzechowy, ciepły i otulający. Żel robi gęstą pianę, dobrze myje i nie wysusza skóry. Uwielbiam i nie zamierzam się z nim rozstawać.

DeBa Bio Vital - Odżywcza pielęgnacja dłoni

Kremy do rąk to nie są produkty, które mnie zachwycają. Raczej przechodzę obok nich bez większych emocji. Ten jednak jest inny. Najbardziej urzeka mnie w nim zapach - orzechowo - kakaowy, słodki, zdecydowanie mój ulubiony, jeśli chodzi o pielęgnację. Krem dobrze nawilża dłonie i pozostaje na nich aż do kolejnego mycia. Sprawia, że ręce są gładkie, a skóra miękka. Najciekawsza jest jednak jego konsystencja - początkowo zwyczajna, jednak gdy im dłużej krem wcieramy, tym bardziej przypomina olejek. Fascynujący proces. Dodatkowo krem ma piękne opakowanie oraz niską cenę (ok. 4 zł).

A jacy są Wasi ulubieńcy minionego roku? Piszcie! :)

Miłego dnia!

2 stycznia 2014

Ulubieńcy roku 2013!

Cześć!
Zawsze na blogach najchętniej czytam o Ulubieńcach. U mnie takie posty nie pojawiają się, a to dlatego, że jeśli ja coś polubię to używam tego, że się tak wyrażę - do porzygu ;) czyli do momentu, kiedy mi się nie znudzi. A pokazywanie co miesiąc tych samych produktów trąci nudą. Dlatego też przyjemnie mi się pisze post z Ulubieńcami roku, zwłaszcza, że są tutaj głównie produkty, które są dla mnie nowością. 
Jeśli chcecie zobaczyć, co "robiło" mój rok 2013 zapraszam do lektury!
Włosy
Suchy szampon Batiste w wersji Wild zawładnął moim sercem. Jest to jedna w najlepszych, według mnie, wersji zapachowych z całego asortymentu tej marki. Produkt kultowy, świetnie odświeżający włosy, a od  kiedy można go dostać stacjonarnie w Hebe, uważam, że nie ma żadnych wad ;)
Maska do włosów Kallos Keratin jest przykładem rewelacyjnego produktu w zaskakująco niskiej cenie (ok. 10 zł/litr!). Cudownie zmiękcza włosy, nadaje im blask, sprawia, że się nie plączą i są sypkie. Dodatkowo jej zapach przywodzi na myśl wizytę u fryzjera, co także przyczyniło się do tego, że jest ona moim ulubieńcem.
Ekspresowa odżywka regeneracyjna Gliss Kur Ultimate Oil Eliksir sprawiła, że uwierzyłam w odżywki w sprayu. Zaaplikowana na umyte włosy sprawia, że wyglądają jakby były całkowicie zdrowe. Nadaje blask naturalnie pięknych włosów, zmiękcza je i ułatwia rozczesywanie. Ma także ładny zapach, a spryskiwacz działa bez zarzutu.
Jedwab w płynie Green pharmacy jest wisienką na torcie w mojej pielęgnacji włosów. Stosowany na końcówki chroni je przed urazami mechanicznymi i poprawia ich  wygląd. Dzięki nietłustej konsystencji nie obciąża włosów. Pompka jest niezwykle pomocna przy dozowaniu produktu. Plusem jest także, że nie zawiera alkoholu, który posiada większość kosmetyków tego typu. Świetny produkt, a jego cena to zaledwie kilka złotych. 
Pielęgnacja ciała
Po Rexonę w sprayu sięgam od lat. Jest wydajna, niezbyt droga i przede wszystkim skuteczna. Co ważne, nie zostawia śladów na ubraniach i szybko wysycha po aplikacji.
Żele pod prysznic Yves Rocher z serii Jardins du monde to ulubieńcy mojego życia. Tutaj dwie moje wersje naj: zielony migdał z Kalifornii oraz orzech makadamia. Pachną powalająco, są kremowe, gęste, a ich używanie to czysta przyjemność.
Odświeżający krem do stóp od Green pharmacy to coś, czego długo szukałam. Ten krem sprawia, że stopy się nie pocą oraz nie wydziela się przykry zapach. Właśnie tego  oczekuję od takich produktów, a Green pharmacy moje oczekiwania spełniło. W dodatku na niecałe 5 złotych ;)
Pielęgnacja twarzy
W moim demakijażu nastąpił przełom - znalazłam idealny oczyszczający płyn micelarny - L'oreal Ideal soft.  Szybko i dokładnie zmywa nawet ciężki makijaż oczu, nie podrażnia, nie wywołuje alergii, nie wymaga zbyt dużego pocierania. Zostanie ze mną na dłużej.
Ziaja Pro zaskoczyła mnie dwoma niesamowitymi produktami - peelingiem z mikrogranulkami mocnym oraz maską oczyszczającą z glinką zieloną. Połączenie tych produktów daje mi duet idealny. Peeling jest niezwykle mocny, dzięki czemu pięknie zdziera martwy naskórek. Ma pompkę, która dozuje odpowiednią ilość produktu do jednorazowego użycia oraz jest go aż 250 ml. Maska z kolei niesamowicie oczyszcza skórę, zaskórniki po jej użyciu są mniejsze, pory bardziej oczyszczone. Jest także niezwykle wydajna, ponieważ ma dość gęstą konsystencję. Z pewnością zakupię oba te produkty ponownie, kiedy mi się skończą.
Jeśli chodzi o kremu to znalazłam chyba kremy idealne - jeden na lato, jeden na zimę. Na lato - Yves rocher hydra vegetal krem-żel nawilżający. Bardzo dobrze nawilżający krem, mimo lekkiej, wodnistej konsystencji. Szybko się wchłania, pachnie orzeźwiająco i idealnie nadaje się pod makijaż. Na zimę - Yves rocher Cure solution - rewitalizujący krem 24 h - najlepszy krem, jakiego do tej pory używałam. Bardzo gęsty, niemalże jak masło, dlatego też niewielka jego ilość wystarczy by pokryć całą twarz. Dzięki niemu cera nabiera kolorytu, wygląda na wypoczętą i jest aksamitna w dotyku. Pachnie bardzo mocno, ciężko stwierdzić czym, może lekko ziołowo? Jest bardzo drogi (115 zł), a raczej był, bo go wycofali! Stąd na zdjęciu jedynie miniatura, która mi została. Jestem trochę obrażona na YR za wycofanie tego kremu z oferty, bo nie wiem gdzie znajdę drugi tak genialny produkt.
Lip butter od Nivea ratuje moje usta, a jego cudowny zapach karmi moje zmysły. Wersja zapachowa, która lubię najbardziej do wanilia i orzech makadamia. Pięknie nawilża usta, pozostawiając na nich ochronną warstwę. Zamknięte jest w uroczej puszeczce, która jest jednak przekleństwem, bo produktu można używać tylko w domu, gdyż trzeba w nim grzebać palcem. 
Kolorówka - oczy, usta, paznokcie
Paletka Naked2 od Urban Decay znalazła się tu dlatego, że używałam jej w tym roku najczęściej.  Nie jest to paleta idealna, ale jeśli nie wiem, jak chcę się umalować, sięgam właśnie po nią. Wystarczy połączyć dwa cienie z niej i już makijaż wygląda dobrze. Kolory i wykończenia tych cieni są naprawdę wyjątkowe. Jeśli mm wybierać którąś paletę z mojej kolekcji będzie to właśnie ta. Swache.
Szminka Eveline Colour celebrities w kolorze 628 to moja ulubiona szminka spośród całej kolekcji. Ma piękny odcień średniego, ciepłego różu. Jest bardzo intensywna, dobrze napigmentowana, trwała. Nie wysusza ust, pozostawia satynowe/nawilżające wykończenie. Dodaje świezości każdemu makijażowi. Do tego wszystkiego jeszcze pięknie pachnie i jest niedroga. Po zużyciu widać, jak bardzo ją lubię.
Lip tint od Bell wybrałam ze względu na jego piękny kolor. Jedna warstwa daje delikatny różowy odcień na ustach. Kolejne warstwy zwiększają intensywność koloru. Utrzymuje się na ustach kilka godzin, ma dobrze wyprofilowany aplikator. Jedyne co mogę mu zarzucić to uczucie lepkości na ustach, które jednak nie utrzymuje się długo.
O perfumowanym zmywaczu w płatkach Ferity już Wam pisałam TU. Zaskakująco dobry produkt. Zmywa lakier, jest wydajny, praktyczny i natłuszcza płytkę paznokcia. Najlepszy jest jednak zapach - przyjemny, absolutnie nie irytujący czy męczący.

Kolorówka - twarz
Podkład Rimmel Wake me up to kolejny ulubieniec życia. Pojawił się już w ulubieńcach roku 2012.. Dalej uwielbiam jego nawilżające i rozświetlające wykończenie. Lubię także jego zapach oraz opakowanie z pompką.
Początkowo nie byłam zachwycona bazą brązującą Soleil tan de Chanel , ale w tym roku świetnie się dogadywałyśmy. Daje ładny, nieprzesadzony i nieoczywisty efekt. Co prawda kolor mógłby być nieco chłodniejszy, ale ten także wygląda nieźle. Produkt jest okrutnie wydajny, co jest plusem zważywszy na absurdalnie wysoką cenę. Recenzja TU.
Różu używam rzadko, ale jeśli już po niego sięgam najczęściej jest to róż W7 Candy floss. Ma piękny różowy, bardzo świeży i dziewczęcy kolor. Daje rozświetlające wykończenie. Zapakowany w urocze pudełeczko kusi, by z niego skorzystać. Lubię efekt jaki daje, bo twarz od razu wydaje się być promienna i wypoczęta.
Rozświetlacz to coś, co lubię najbardziej. Wciąż szukam idealnego, a temu już niewiele brakuje ;) Mac cream colour base to rozświetlacz w kremie, którego konsystencja jest dość zbita, dlatego też trzeba go rozgrzać. Kolor pearl, który posiadam to odcień bardzo delikatnego złotego beżu, który sprawdzi się przy większości karnacji. Rozświetlacz jest całkiem wydajny i choć kosztuje sporo, warto się w niego zaopatrzyć.
Ostatnim ulubieńcem w tej kategorii jest coś, co już mi się skończyło, ale jego zdjęcie mam, więc pokażę ;) Puder matujący w kompakcie 8h marki Sephora to absolutny hit wśród pudrów. Wykończenie, matowienie, wygładzenie i utrzymywanie się na twarzy jest naprawdę zachwycające. Jak tylko wykończę pudry, które mi zalegają, wybiorę się do Sephory, by się w niego zaopatrzyć. Jego recenzja TU.
Pędzle
Real techniques setting brush używam do nakładania rozświetlacza w kamieniu. Ma idealny nieco języczkowy kształt, jest także spłaszczony. Pięknie nabiera produkt i go nakłada. Jego włosie jest bardzo przyjemne, a po myciu niezwykle szybko wysycha. Poza tym design jest fantastyczny ;) Życzyłabym sobie pędzla o tym kształcie, ale w większym wymiarze, który idealnie sprawdziłby się do konturowania.
Maestro 660 w rozmiarze 2 to tak malusieńki pędzel, że gdy go dostałam, uznałam, że nie będę go używać. Po pewnym czasie jednak okazało się, że "mały, ale byk" ;) i można nim bardzo precyzyjnie zrobić kreskę żelowym eyelinerem. Mam go już ok. 2 lata i do tej pory sprawuje się świetnie.
Zdaje się, że to już wszyscy ulubieńcy minionego roku. Oczywiście kosmetyczni ;)
To był dla mnie wyjątkowy rok i nie mogę nie wspomnieć, że największym ulubieńcem nie tylko tego roku, ale chyba wszech czasów jest nasze mieszkanie. Własne i pełne ciepła. Jestem zaskoczona łaskawością tego roku - spełniło się kilka moich marzeń, w tym kilka z pierwszych pozycji mojej listy. Dołączyła do mnie także dwójka słodkich zwierzaczków - Boogi i Tośka. Zdobyłam dyplom licencjacki, którego, swoją drogą, jeszcze nie odebrałam ;) Podjęłam kilka ważnych decyzji, usamodzielniłam się, chyba nawet trochę pogodziłam się ze sobą. To był naprawdę dobry rok. Życzę Wam (i sobie), żeby każdy kolejny rok był lepszy od poprzedniego. Wierzę głęboko, że tak właśnie będzie!
A jacy są Wasi ulubieńcy tego roku? 
2013 był dla Was pechowy czy wręcz przeciwnie? Piszcie! :)

Miłego dnia!

20 grudnia 2013

Denko 7

Cześć!
Przychodzę z kolejną odsłoną projektu denko. Zaczynamy!

Włosy
Balsam do włosów przeciw wypadaniu Green Pharmacy - niewykluczone, że faktycznie hamował wypadanie włosów. Ciężko powiedzieć, bo może zwyczajnie same w siebie przestały wypadać. Był gęsty. Działał jak odżywka. Włosy się po nim łatwo rozczesywały i mniej plątały.
Maska do włosów Kallos crema al latte - jedna z moich ulubionych masek do włosów. Bajecznie zmiękczała i nabłyszczała. Rozczesywanie po niej to przyjemność. Dodatkowo cena jest absurdalnie niska (ok. 10 zł za litr!),  zapach powalający - budyniowy :)
Farba do włosów Marion w kolorze ciemny brąz - dała piękny kolor, zupełnie taki, jaki miała dać. Nie wypadały mi po niej włosy. Kosztowała 4 złote. Cudo? Nie. Zmyła się po 2 tygodniach.

Produkty kąpielowe
Dwa żele pod prysznic Luksja Creamy - z awokado i aloesem. Nie robiły nic. Ich konsystencja była tak rzadka, że produkt uciekał przez palce. Nie pachniały jakoś wyjątkowo. Nie pieniły się jakoś szczególnie. Dziwnym jest, że obie te wersje miały identyczny skład, mimo iż miały zawierać inne ekstrakty. Ktoś tu mnie chyba zrobił w konia.
Olejek do kąpieli Farmona Tutti Frutti zapach figi&daktyle. To był raczej żel niż olejek. Pod koniec opakowania zapach był tak męczący, że miałam go dość. Olejek zmieniał wodę, jakby ją zmiękczał czy natłuszczał. Niedrogi, ale zapach sprawił, że już do niego nie wrócę.

Pielęgnacja
Balsam po opalaniu DAX - latem uratował moją skórę, ale że lata prawie nie zaznałam została mi go prawie połowa. Zużyłam jako zwykły balsam. Lekko chłodził, przyjemnie pachniał, miał fajny dozownik.
Balsam brązująco-ujędrniający Lirene Cafe mocha body arabica ciemna karnacja - bardzo fajny balsam brązujący. Nie robił plam, dawał równomierny, nie przesadzony efekt. Nie śmierdział typowym samoopalaczem i miał niską cenę. Fajny produkt. Recenzja TU.
Płyn micelarny do demakijażu twarzy i oczu Miraculum Pure Pleasure - płyn, który zalicza się u mnie do kategorii "dobry, ale to jeszcze nie to". Dość drogi, ale miał za to elegancką butelkę z pompką. Nie podrażnił mnie, nie szczypał w oczy. Recenzja TU.

Kolorówka
Balsam do ust w uroczym opakowaniu. Nie ma na nim ani nazwy firmy, ani produktu. Bardzo gęsty, bardzo klejący. Pięknie pachniał wanilią.
Tusz do rzęs Maybelline One by one satin black - w zeszłym roku trafił do ulubieńców. W tym już mnie nie zachwycił. Dawał ładny efekt, dobrze rozczesywał, był naprawdę czarny. Jednak szukam dalej, bo nie olśnił mnie do tego stopnia, by ze mną zostać.
Podkład Bourjois Healthy mix - opakowanie typu air less i owocowy zapach to jedyne plusy tego produktu. Cena - wysoka. Krycie - żadne. Rozświetlenie - znikome. W zasadzie nie wiem czemu nazywa się podkładem. Jeszcze w dodatku rozświetlającym. Jak to jest rozświetlenie to aż się boję pomyśleć, jak określić mój ulubiony Rimmel Wake me up.

To już całe denko. Kolejne części niebawem.
Znacie te produkty? Jak spisał się u Was healthy mix?

Miłego dnia!

1 października 2013

Zdobycze września

Cześć!
Wrzesień był dla mnie miesiącem zakupów. A to wszystko dlatego, że w postanowiłam zrobić zapasy, jak futrzane zwierzątka przed zimą ;)

Na początku miesiąca udałam się do Hebe. 
Kupiłam tam zastępczynię dla mojej maski Creme al Late firmy Kallos. Tak polubiłam ten produkt, że zamiennika szukałam w asortymencie tej samej marki. Została nim maska Keratin. 
Nabyłam także ekspresową odżywkę regeneracyjną Gliss Kur  Ultimate oil eliksir - na miejsce odżywki tej samej firmy tylko wariantu Silk liquid gloss. Ta nowa ma o wiele ładniejszy skład i zapach.

Następnie powędrowałam w stronę półki z kremem pod oczy marki L'oreal Revitalift Laser X3, na który czaiłam się od jakiegoś czasu. Okazało się, że przy jego zakupie oczyszczający płyn micelarny Ideal soft tej samej firmy jest za 1 grosz, więc mam ;) 
Wydłubałam do cna korektor pod oczy, więc potrzebowałam czegoś na jego miejsce. I tutaj także z pomocą przyszedł mi L'oreal. 
Korektor nosi nazwę true match i kosztował (chyba w promocji) niecałe 24 zł. 
Dopełnieniem tych zakupów stała się paletka Eyebrow set od Catrice - mój ulubiony cień do brwi z paletki Sleek Storm już dogorywa, więc trzeba było kupić coś innego. 
Podoba mi się, że w tej mini paletce Catrice jest pęseta i pędzelko-szczoteczka do brwi.

Wybrałam się do Natury na promocję -40% na produkty do makijażu oczu od Maybelline. Chciałam eyeliner. Nie było :( Aleee! Jako, że mój tusz One by one postanowił się skończyć, kupiłam na jego miejsce, także produkt Maybelline, maskarę Rocket volume. 
Dopatrzyłam się tam też koszyków z wyprzedażami i wygrzebałam  cień w kremie od Catrice w kolorze Metal of Honour oraz srebrny eyeliner w żelu z tej samej firmy o nazwie In love with Robot. 
Obok leżał mazak do ust z limitowanki Essence You rock! w pięknym burgundowym(?) kolorze - on także trafił do koszyka. Cena każdej z tych trzech rzeczy to 3,99.

Kilka dni później ponownie złożyłam wizytę paniom ekspedientkom w Naturze, a tam czyszczenie szaf Essence i Catrice! Znalazłam więc kilka rzeczy dla siebie :)
Złoty eyeliner w płynie Catrice w cudnym kolorze (I am golden sandy) - właśnie takiego bladego złota szukałam, cena -  2,99 zł.
Dorwałam także 3 błyszczyki Stay with me od Essence - Me & my ice cream, Hottest pink oraz Deep rose. Wszystkie po 3,99. 
Moim oczom ukazał się także brązer sun club (wersja dla blondynek) od Essence, którego kiedyś mocno pragnęłam, więc także wylądował w koszyku. Przez chwilę pomyślałam, że to akurat był zły pomysł, bo produkt jest bardzo specyficzny i błyszczący (wręcz metalicznie błyszczący), ale okazało się, że na twarzy wygląda zupełnie niegroźnie ;) 
W promocji był także mój ulubiony podkład Rimmel Wake me up, więc wzięłam ;)

Wyżej wspomniana promocja na Maybelline pojawiła się także w Hebe, więc pobiegłam tam, by poszukać tego eyelinera. Szafa pełna, eyelinera brak. Był za to suchy szampon od Batiste, więc bez mrugnięcia okiem zapakowałam go do koszyka, cena 14,99, wersja Wild, która pachnie intensywnie, ale przyjemnie. 
 Kupiłam także odświeżający krem do stóp od Green Pharmacy. W końcu o stopy też trzeba dbać ;)
Udałam się także do Rossmanna, a kiedy zauważyłam nożyczki do cieniowania włosów wzięłam je bez zastanowienia. Lubię sama cieniować sobie grzywkę, a do tej pory nie miałam do tego odpowiedniego sprzętu. Teraz mogę szaleć ;)

Wstąpiłam też do (jakże dziwnego) marketu Netto (w którym jest absolutnie wszystko!) i wyczaiłam tam zestaw - szampon + odżywka Gliss Kur, seria z olejkiem z marakeszu i kokosem. Cena 14,99. Znalazłam tam też farbę do włosów firmy Marion w kolorze ciemny brąz, która była bajecznie tania. 

We wrześniu dorwałam także Rexonę clear diamond w sprayu, postanowiłam wypróbować "czarny" wariant. W Realu kosztowała ok. 8 zł. 
A na ryneczku znalazłam prześliczny cień sypki - no name. Zazwyczaj nie kupuję takich rzeczy, ale jak go zobaczyłam to doznałam olśnienia - od jego blasku w słońcu ;) 
Kosztował całe 1,50 zł, a na poniższym zdjęciu możecie zobaczyć jak błyszczy :)

W Biedronce upolowałam:
 trójpak wacików Carea za 5,55 zł oraz nawilżane chusteczki Dada 
(Zapytacie: dlaczego pokazuję wam chusteczki do wycierania dziecięcej pupci? Wycieram nimi ręce podczas robienia makijażu - w innym przypadku miałabym eyeliner i cienie na całej twarzy ;)). 
Kupiłam też zmywacz w płatkach Ferity, o którym pisałam TU. Tym razem wariant jagodowy. 

Na poniższym zdjęciu widać ostatnie zakupy, poczynione już w końcowych dniach września.
Po pierwsze zestaw Timotei: szampon + odżywka, wersja z różą jerychońską, który złapałam na wyprzedaży w Netto (tak, znów w Netto ;)), bo kosztował 7,99! 
Obok mgiełka do ciała Playboy Play it lovely
która tak mnie zachwyciła w sklepie, że nie chciałam bez niej wyjść. 
Ostatnia rzecz to kredka do ust Impact od Oriflame w kolorze Pink impact. 
Pierwsze wrażenie: CHCĘ WIĘCEJ! ;)

Dużo tego, wiem, ale, jak widać, niemal wszystko zakupione było w promocji lub na zastępstwo zużytych produktów. Moja toaletka jest pełna i szczęśliwa ;) (no może brakuje jej kilku drobiazgów ;))

A jak tam Wasze zdobycze? Znaleźliście/znalazłyście coś godnego uwagi? Piszcie! :)

Miłego dnia!