Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zoeva. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zoeva. Pokaż wszystkie posty

19 września 2016

Swatchowisko - Zoeva Naturally yours

Cześć!
Jakiś czas temu trafiła do mnie paleta cieni Zoeva Naturally yours. Wybrałam ten wariant, gdyż był najbardziej neutralny. Pozostałe palety tej marki są jakąś dziwną,w moim odczuciu, mieszaniną przypadkowych kolorów. Dlatego też od początku wiedziałam, że wersja naturalna będzie jedyną w mojej kolekcji pochodzącą od tego producenta. No chyba, że pojawi się na rynku jakaś ciekawa nowość ;) Nie będę ukrywać, że kolory nie są takie, jak mi się wydawało po (wielokrotnym!) oglądaniu swatchy w internecie. Może ten post pokaże Wam te odcienie z innej strony, tak,byście mieli rzeczywisty ich obraz. Zobaczcie sami!


Jak Wam się podoba ta paleta? Dajcie znać co myślicie!
Miłego dnia!

30 lipca 2016

Zdobycze lipca 2016

Cześć!

Plany zakupowe na miniony miesiąc były skromne pod względem ilości - miałam kupić tylko paletę Lorac Pro 1 lub Tarte Tartelette, jednak kiedy zabrałam się za zakup którejś z nich, okazało się, że są wyprzedane w obydwu miejscach, które w ogóle je sprzedają. Moje rozczarowanie było tym większe, że nie dostałam odpowiedzi od żadnego z tych sklepów na pytanie, kiedy owe palety wrócą do sprzedaży. Mentalnie więc pokazałam język wspomnianym sprzedawcom i kupiłam coś zupełnie innego. Jeśli chcecie zobaczyć czym się pocieszyłam, zapraszam dalej!

Skusiłam się na paletę cieni Too faced Chocolate bar. Zakupiłam ją z 20% zniżką na stronie Sephory, więc jej cena nie była aż tak przerażająca. Too faced nie jest marką, która interesuje mnie jakoś szczególnie - niewiele rzeczy stamtąd mnie kusi, jednak postanowiłam sprawdzić jakość cieni, które są tak bardzo lubiane. I już rozumiem czemu. Chocolate bar to strzał w 10 i cieszę się, że ją kupiłam, choć nie sądzę, by kiedyś wpadły mi do koszyka inne palety tej marki - nie do końca odpowiadają mi kolorystycznie. 

Jedna paleta cieni to jednak zbyt mało, więc na Mintishop zamówiłam Naturally yours od Zoevy. Totalna klasyka i tutaj, tak jak wyżej, inne wersje kolorystyczne tego producenta zupełnie mnie nie kręcą. Ta jednak była na tyle neutralna, że chciałam ją mieć. Swatche w internecie okazały się jednak trochę zgubne, bo z palecie znalazłam dwa okropnie brzydkie złote kolory. Niemniej, cienie ładnie się rozcierają i sa naprawdę trwałe. Mam nadzieję, że dalsze testy będą udane. Przy okazji tych zakupów dorzuciłam także dwa produkty Golden rose - słynny terracota powder w odcieniu 04, czyli satynowy kosmetyk brązujący oraz eyeliner w żelu w kolorze czarnym. Wstępnie jestem zadowolona z obydwu tych produktów. Dorzuciłam także taki drobiazg - maskarę do brwi Make me brow od Essence w kolorze nr 2. Jest świetnym zastępcą Browdrama Maybelline, która właśnie dobiła dna. 

Na początku roku dawałam Wam znać na Facebooku, że zakupiłam podróbki pędzli Bold metals Real techniques. Sprzedawca mnie jednak oszukał (mnie i kilkadziesiąt innych osób) i okradł, więc pędzli nie zobaczyłam. Chodziły mi jednak one po głowie tak bardzo, że znalazłam je u innego sprzedawcy i kupiłam drugi raz. Tym razem szczęśliwie. Pędzle są świetnie wykonane i hipermiękkie. Fantastycznie mi się sprawdzają i choć gardzę trochę podróbkami to wybaczam sobie tę decyzję. Poza tym, Real techniques ustaliło dla nich taką cenę, że jestem na markę trochę obrażona - syntetyczne pędzle nie są warte tak horrendalnych kwot. 

Moja farbka do brwi z NYXa kończy się i potrzebowałam czegoś, co mi ją zastąpi. Uwielbiam ją, ale jej forma jest wkurzająca - trzeba ją na coś wyciskać, a ja nie mam cierpliwości czyścić jeszcze jednej powierzchni ubabranej trudnozmywalnym kosmetykiem. Wybrałam więc konturówkę do brwi z Inglota w kolorze nr 16. Tę pomadę można przynajmniej nałożyć bezpośrednio ze słoiczka. Kolor jest naprawdę ciekawy i konturówka spisuje się dość dobrze. Nadal jednak króluje NYX. 

Bell znów podbiło moje serce swoją limitowanką. Tym razem wybrałam dwie wodoodporne konturówki do oczu z serii Maroccan dream w kolorach 04 (metaliczny beż) i 06 (metaliczny szmaragd). Na blogu już pojawiła się ich recenzja, więc zapraszam Was TU. 

Newslettery to są jednak paskudne stworzenia, mówię Wam. Po wiadomości od Urban Decay skusiłam się na zakup bazy pod cienie Eyeshadow primer potion w kolorze original i wersji travel. Obniżka -20% sprawiła, że zapłaciłam za nią 44 złote. Gratis dostałam miniaturę maskary Perversion, której aktualnie używam. 

Na koniec rzeczy zupełnie przypadkowe, czyli takie, które wpadły mi do koszyka przy okazji zakupów w supermarkecie. W Biedronce złapałam dwupak płynu micelarnego Garnier 3w1, czyli mojego must have. We wspomnianym dyskoncie zajrzałam również do nowych szaf Delii i wybrałam rozjaśniacz do włosów. Nie wiem po co. Wiecie, to taki zakup jak czarna szminka czy kolorowe pudry do włosów, czyli absolutnie nie wiem po co mi to, ale chcę to mieć ;) Wrzuciłam także do koszyka coś hiperdziwnego - antyperspirant Old spice w wersji Wolfthorn. Dlaczego kupiłam męski kosmetyk? Mój Luby wziął taki dla siebie, a kiedy go powąchałam okazało się, że pachnie jak pomarańczowa oranżadka w proszku! Delikatnie sugerowałam mu, żeby mi go oddał, ale nie chciał, więc kupiłam sobie drugi ;) W Eurosparze kupiłam orzeźwiającą mgiełkę zapachową od Ziai. Na upały będzie w sam raz!
A Wy, co kupiliście w lipcu? Pokażcie swoje zdobycze :)

Miłego dnia!

3 marca 2016

Wiosenna wishlista kosmetyczna

Cześć!
Dziś zaprezentuję Wam moje kosmetyczne plany zakupowe na najbliższe kilka miesięcy. Już powoli skupiam się na kompletowaniu kosmetyków do mojego makijażu ślubnego, więc zamierzam postawić raczej na produkty o dobrej opinii i szeroko polecane. Chcecie zobaczyć moją wihslistę? Zapraszam dalej!

MAC Mineralize skin finish w kolorze Lightscapade to przepiękny rozświetlacz, który jest na mojej liście od kilku lat. Mieszanina różnych kolorów ma dawać delikatny i elegancki efekt tafli, który, mam nadzieję, mnie zachwyci. Wciąż waham się czy nie postawić na kolor Soft&gentle, jednak bardziej przemawia do mnie jaśniejsza i chłodniejsza wersja.
MAC Pro logwear concealer to kolejny wysokopółkowy kosmetyk, który chcę mieć. Podobno jest dobrze kryjący i właśnie takiego korektora szukam dla siebie. Pompka również przemawia na jego korzyść. Mam nadzieję, że będzie uniwersalny i będę mogła nakładać go zarówno pod oczy, jak i na niedoskonałości.

Makeup Revolution Ultra Contour Palette, czyli zestaw ośmiu pudrów do konturowania twarzy. Paleta jest niedroga, a odcienie w niej ukryte wyglądają obiecująco. Mamy tu pudry beżowe, jeden żółty i kilka odcieni brązu. Nie są one szare i mocno chłodne, dzięki czemu nie powinny wyglądać sino i niezdrowo (jak np. Kobo Nubian desert). Mam ostatnio problem z brązerami i nawet Bahama mama marki Thebalm nie wygląda na mnie dobrze, o Soleil tan de Chanel nie wspominając. Stąd nadzieja, że może tu odnajdę kolor dla siebie.
Makeup Revolution Ultra Cream Contour Palette to kremowa siostra palety wyżej. Mam już zestaw różów o tej konsystencji od tejże marki i są FANTASTYCZNE, mniemam więc, że i produkty do nadawania kształtu twarzy będą podobnej jakości.


Ardell Sztuczne rzęsy i klej Lashgrip także zakupię z myślą o ślubie. Nie wiem jeszcze, który model rzęs wybiorę  (najpewniej dwa ;)) - może mi coś polecicie? Dodam, że Demi whispies są dla mnie za długie.
Inglot Konturówka do brwi w żelu kusi mnie i choć uwielbiam moja farbkę do brwi z NYXa, nie zamykam się na nowości, więc chcę spróbować także tego kosmetyku. Może okaże się jeszcze lepszy? Nie dowiem się, póki nie spróbuję ;)
Catrice Glow Mineral highlighter urzekł mnie od pierwszego momentu, w którym pojawiły się zapowiedzi wiosennych nowości. Czuję, że to będzie hit. Nie wiem czy już jest w moich (nieco opóźnionych) drogeriach, ale niebawem to sprawdzę. Mówię Wam - mam przeczucie, że powali to nas wszystkie na kolana.

                       źródło                                                                          źródło

Zoeva pędzle nr 109 i 126 są brakującym elementem w moich pędzlowych zasobach. Potrzebuję czegoś konkretnego do konturowania i czegoś jajeczkowatego do różu. Intryguje mnie wersja kolorystyczna Rose golden vol.2, czyli ta z beżowymi trzonkami. Po zrobieniu reaserchu w internecie uznałam, że Zoeva będzie najlepszym wyborem. Poza tym mam zestaw do makijażu oczu tej marki i spisuje się świetnie - TU jest cała recenzja. 

NYX photogenic HD concealer to kosmetyk, który pragnę kupić ponownie. Pierwsze opakowanie wspaniale się spisało, więcej o tym TU. Korektor jest naprawdę fajny, nie jest widoczny pod oczami, nie wchodzi w załamania. Polecam dopisać go do listy ;)
NYX Eyebrow gel w kolorze brunette to również produkt, który znam i który uwielbiam. Zapisuję go na listę, gdyż wiem, że w ciągu kilka najbliższych miesięcy się skończy, a nie chcę funkcjonować bez niego. Jest to naprawdę fajna, trwała farbka do brwi, a kolor brunette jest naprawdę ładny, neutralny i odpowiednio ciemny dla mnie. Kilka słów o nim w ulubieńcach roku.
Thebalm róż do policzków w kolorze Fratboy lub Downboy - tutaj podaję dwie wersje, gdyż jeszcze nie zdecydowałam, który będzie lepszy. Skłaniam się bardziej w stronę chłodniejszego Fratboya, ale zobaczymy. Potrzebuję czegoś neutralnego, nienachalnego i świeżego, co sprawi, że będę wyglądać na zakochaną nastolatkę ;)
Essence Make me brow to tak bardzo polecany produkt, że nie mogę go odpuścić. Mój żel do brwi z Maybelline się kończy, więc dobrze się składa ;)
To właśnie są moje kosmetyczne marzenia na nadchodząca wiosnę. A jakie są Wasze? Dajcie znać!

Miłego dnia! 

25 lutego 2016

Complete eye set - Zoeva Rose golden - recenzja

Cześć!
Uwielbiam pędzle. Wciąż dopisuję kolejne do listy zakupów, wciąż przeglądam internet w poszukiwaniu  nowinek. Dziś pokażę Wam Complete eye set marki Zoeva i podpowiem czy warto taką inwestycję popełnić czy też można ją sobie darować z czystym sumieniem.


Zoeva complete eye set w wersji Rose golden to zestaw 12 pędzli do makijażu oczu. Mamy tutaj bogactwo zarówno kształtów, jak i rodzajów włosia. W tej wersji trzonki mają kolor brązowy, a skuwki, jakże modny ostatnio, odcień rose gold. Całość wygląda elegancko i niebanalnie. Warto zwrócić uwagę na detale, takie jak żłobienia na trzonkach czy  logo na suwaku kosmetyczki, które są dowodem niezwykłej dbałości marki o swój wizerunek. Ogromnym plusem jest także niesamowitej jakości, wspomniana wyżej, kosmetyczka, która (gdyby dołączyć do niej pasek) mogłaby służyć z powodzeniem jako kopertówka. Zestaw kosztuje 259 zł, a dostać go można np. w Mintishopie.


Przejdźmy jednak do omówienia pędzli jeden po drugim.
142 - Conealer buffer to mocno zbity, kulkowy, syntetyczny pędzel do rozcierania korektora. Lubię go także do nakładania cieni w kremie.
317 - Wing liner to pędzel przeznaczony do nakładania eyelinera. Według mnie jednak jest do tego zbyt gruby, natomiast idealnie sprawdza się do wypełniania brwi. Włosie jest miękkie, ale dość sprężyste, więc nie giba się na boki. Jak na skośny pędzel ma zaskakująco długie włosie.
322 - Brow line to pędzel przeznaczony do podkreślania brwi, jednak dla mnie jest do tego zbyt sztywny i zbyt zbity. Lubię go używać do robienia kreski z cienia tuż przy linii rzęs - do tego jest odpowiednio precyzyjny. Jest skośny, ale baaardzo delikatnie.
231 - Luxe petit crease najlepiej spisuje się do zaznaczania V w zewnętrznym kąciku oka. Powiedziałabym, że to większy brat 230, zresztą zobaczycie to na zdjęciach dalej.
224 - Luxe definer crease to pędzel z włosia naturalnego, niezbyt duży, wąski u nasady i rozszerzający się ku górze. Bardzo niepozorny. Idealnie nadaje się do bardzo delikatnego podkreślania załamania powieki lub nakładania chmurki koloru na granicy cieni. Fantastyczny.
230 - Luxe pencil to malutki, bardzo zbity i idealnie przycięty pędzel do precyzyjnej roboty. Spisuje się przy rozświetlaniu wewnętrznych kącików i przy podkreślaniu dolnej powieki. Będzie również użyteczny przy tworzeniu cut crease, ponieważ jest odpowiednio giętki.


227 - Luxe soft definer to pędzel, który robi wszystko. Można zrobić nim cały makijaż i to naprawdę dobry oraz fajnie rozblendowany. Pędzel świetnie rozciera cienie i to już przy kilku ruchach. Jest lekko spłaszczony, dzięki czemu, obracając nim, można uzyskać różny efekt.
226 - Smudger to pędzel, który wydawał mi się zbędny. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że nie ma nic lepszego do malowania dolnej powieki. Pędzel świetnie nakłada cień, jednocześnie go rozcierając . Jest dość zbity, ale odpowiednio napakowany włosiem, by robić to, co powinien.
237 - Detail shader to malutki, płaski pędzel, który sprawdza się przy dorabianiu szczegółów makijażu. Najczęściej używam go do nakładania pigmentu w wewnętrznym kąciku, bo ładnie chwyta sypki produkt i oddaje go na powiekę.
234 - Luxe smoky shader to pędzel, który ma, według mnie, nie najlepszą nazwę. Dla mnie jest to podstawowy pędzel do nakładania bazowego cienia na całą powiekę. Jest odpowiedniej wielkości, by zrobić to szybko, ale i precyzyjnie.
228 - Luxe crease to pędzel z włosia naturalnego idealny do rozcierania cieni. Używam go do blendowania pośredniego koloru w załamaniu powieki. Jest na tyle sprężysty, że świetnie się przy tym sprawdza.
315 - Fine liner to zgięty, cienki pędzelek do nakładania żelowego eyelinera. Jest odpowiednio cienki, jednak ścięty jest linią prostą i nie mogę nim wyciągnąć takiej ostrej końcówki, jaką lubię najbardziej.
Kilka zdjęć porównawczych:



Moją opinię zacznę od tego co mnie w pędzlach Zoeva zdziwiło. Po pierwsze - waga. Są one bardzo lekkie, lżejsze niż Hakuro, Maestro czy Lancrone. Po drugie - pędzle mają trzonki różnej długości. Przyjęłam za pewnik, że skoro to zestaw to wszystkie są równe, jak kredki w pudełku, stąd moje zaskoczenie.


Jak sprawują się po ponad pół roku używania?
Pędzle spisują się świetnie. Przez pół roku nie stało się z nimi praktycznie nic. Włosie się nie odkształciło, żaden włos nie wypadł, lakier z trzonków nie odprysnął, a materiał, z którego są wykonane nie wgniótł się. W zasadzie wyglądają jak nowiutkie - z jednym małym wyjątkiem - pędzel, którego używam dzień w dzień, czyli 317, odbarwił się na skuwce, jednak nie przeszkadza mi to zupełnie.

Pędzle łatwo się piorą, nie odkształcają się podczas wysychania, trzymają swój kształt nawet bez osłonek. Są przyjemne dla oka, zarówno pod względem wyglądu, jak i komfortu miziania nim po powiece. Ponadto cały zestaw jest idealnie skomponowany - jest to 12 pędzli potrzebnych do wykonania absolutnie każdego, kompletnego makijażu. Gdybym była minimalistką powiedziałabym, że wystarczy mi tylko ta wspaniała dwunastka i nic więcej mi nie potrzeba (ale nie jestem minimalistką i kocham pędzle, więc kupię więcej ;)). No i najważniejsze - pędzelki robią to, co powinny. Bez żadnego wyjątku - absolutnie wszystkie spisują się świetnie i zwyczajnie ułatwiają pracę. Uwielbiam je i chcę dokupić brakujące mi modele, a to chyba najlepsza rekomendacja.


Powiem krótko - ja ogromnie polecam ten set i jestem pewna, że się nie zawiedziecie!
Znacie pędzle Zoeva? Które modele możecie mi polecić?
Miłego dnia!