Cześć!
Dziś
mam czwartą część ostatniej serii o zużytych produktach, tym razem będzie to
pielęgnacja twarzy. Jeśli jesteście ciekawi, co wcierałam w skórę ostatnio to
zapraszam do przeczytania!
Zacznę
"po bożemu", czyli od oczyszczania i demakijażu.
Do
zmywania makijażu oczu mam trzy płyny micelarne. Pierwszy z nich to miniatura
Avene, która była dołączona do jakiegoś czasopisma. Zmywał makijaż oczu
nieźle, nie podrażniał, ale nie powiedziałabym, żeby był na tyle wyjątkowy, by
płacić za niego ok 35 złotych. Drugi jest mój faworyt - Garnier 3w1 wersja
różowa. Zmywa absolutnie wszystko, nie szczypie w oczy, nie wysusza skóry, jest
tani i wydajny. Mój hit. Ostatni jest Jaśmin w płynie micelarnym z Ziai, który
słabo radził sobie z makijażem oczu i podrażniał je, więc męczyłam się z nim
okropnie. Jest tani, ale nie zawracajcie sobie nim głowy.
Nie
obyło by się bez moich ulubionych płatków kosmetycznych Carea, które są
najlepsze, nie rozwarstwiają się, są tanie i nie zostawiają pyłku oraz
chusteczek nawilżanych Dada, które służą mi do przecierania rąk z podkładu. Są
dobrze nasączone, jest ich dużo, więc je lubię.
Do
oczyszczania twarzy zużyłam dwie różne pojemnościowo sztuki emulsji micelarnej
Anida. Jest to mój ulubiony zmywacz makijażu od ponad roku. Jest bardzo tania
(ok 15 zł), wydajna (300 ml) i ma lepszy skład niż emulsja marki Cetaphil.
Anida zmywa makijaż twarzy, nie pozostawia skóry ściągniętej, nie wysusza jej,
nie podrażnia. Polecam. Mam tu także ciekawostkę, czyli
Quick treat firmy Glov. Jest to taka mała rękawiczka na jeden palec do zmywania
makijażu oczu przy użyciu samej wody. Dziwne to jest i nie do końca w moim
guście, ale nie można powiedzieć, że nie działa. Zmywa makijaż, jednak powoli i
strasznie irytuje mnie uczucie oporu, jaki tworzy się, kiedy rękawiczka dotyka
skóry. Dobrze dopiera się z kosmetyków. Można spróbować, bo jest to jakaś
innowacja. Ważne! Nie pierzcie jej w pralce (jak ja to uczyniłam), gdyż zbierze
cały brud, który napotka i niestety jest wtedy nie do doczyszczenia.
Czas
na nawilżenie! Krem na dzień Nutritive vegetal marki Yves rocher to całkiem
fajny nawilżacz. Nie jest zbyt ciężki i nie roluje się pod makijażem. Ma
zapach, który staje się irytujący przy dłuższym stosowaniu dlatego ja robię sobie z nim przerwy. Skóra po jego użyciu jest nawilżona i gładka. Bandi fem@le
energetyzujący multiaktywny koktajl był
bardzo lekki i przyjemny, ładnie wygładzał skórę i przepięknie pachniał. Super
opakowanie air less umilało używanie. Nie ma jednak na tyle ciekawego składu,
bym wydała na niego tyle, ile kosztuje (75 zł/30 ml). Dwa dobre kremy z Ziai -
kuracja dermatologiczna z witaminą C +HA/P oraz kuracja ultranawilżająca
mocznik 3%. Będę o nich mówić zbiorczo, gdyż niewiele się między sobą różnią.
Nieźle nawilżają, nadają się pod podkład, wygładzają skórę. Ten z mocznikiem
odrobinę lepiej nawilża. Warto się
im przyjrzeć (nie mają parafiny w składzie). Ostatni w tej kategorii mam krem z
filtrem 30+ Sun care marki Etre belle. Naprawdę fajny krem na lato, nieźle
nawilża, ma wysoką ochronę, nie bieli twarzy jakoś dramatycznie i również, co
ciekawe, nadaje się pod podkład. Uwaga na oczy, bo szczypie. Niewykluczone, że
wrócę do niego latem.
Kosmetyki
specjalnej troski, że się tak wyrażę, czyli takie, które działają
przeciwwypryskowo, mam dwa. Jednym z
nich jest maseczka z minerałami z Morza Martwego marki Avon. Świetnie
oczyszcza pory, wągry są mniej widoczne, wypryski przygaszone. Skóra wyraźnie
staje się gładsza. Drugi kosmetyk to superskuteczny roll-on SOS marki Eveline,
który skuteczny jest tylko z nazwy. Na mnie niestety nie działa, a jego zapach
(tandetnych, męskich perfum z bazaru) doprowadza mnie do szału. Produkt
bardzo wydajny, ale nie zmienia to faktu, że bezużyteczny.
Pod
oczy mam dwa kosmetyki - oba równie beznadziejne. Żel ze świetlikiem lekarskim
Floslek nie robił zupełnie nic, a jego klejąca konsystencja mnie odpychała.
Jaśmin w kremie pod oczy i na powieki od Ziai, który miał być
przeciwzmarszczkowy, czyli w założeniu mocno nawilżający, był mocno nijaki. Nie
nawilżał wcale, nie zauważyłam żadnego jego działania, skóra nie stała się
gładsza, ani mniej sucha. Tyle jego plusów, że nie podrażniał oczu. Niemniej,
nadal uważam, że jest po prostu słaby.
Do
oczu mam jeszcze trzy rzeczy. Po pierwsze henna marki Progres, która tak bardzo
szczypała w oczy, że nie dałam rady sobie zrobić nią rzęs i na tym przygodę z
nią zakończyłam. Po drugie aktywne serum do rzęs na dzień marki L'biotica, które
nie dość, że nie działało, to nie nadawało się na dzień, gdyż zwyczajnie nie
dogadywało się z maskarą. Po trzecie, wreszcie, świetna odżywka stymulująca
wzrost rzęs Realash. Niestety miałam tylko miniaturkę, która wystarczyła na
miesiąc, a już po tym czasie zauważyłam, że rzęsy dużo urosły i zagęściły się.
Jak będę miała kiedyś stówkę na zbyciu, to chętnie zainwestuję w ten kosmetyk.
Z
pielęgnacji ust także zużyłam kilka kosmetyków. Balsam z woskiem pszczelim od
Avon był fantastyczny i chętnie kupię go ponownie. Ładnie nawilżał usta, dawał
przyjemne, śliskie uczucie i ładnie pachniał. Niebieska kuleczka to balsam
czekoladowy z Biedronki, nie wiem jakiej marki. Był niezły, choć ten zapach był
mocno chemiczny. Długo trzymał się na ustach. Trzeci jest malinowy Balmi - tak
mnie zirytował swoim badziewnym opakowaniem, które rozpadło się po pięciu
użyciach, że szok. Balsam sam w sobie niby niezły, ale to opakowanie skreśla go
w moich oczach.
Na
koniec masa próbek, jednak żadna z nich mnie nie porwała na tyle, żeby
rozejrzeć się za pełnowymiarowym opakowaniem.
Dajcie
znać co Wam udało się zużyć ciekawego ostatnio!
Miłego
dnia!