Cześć!
Zapraszam
Was dziś na recenzję kolejnego rozświetlacza, który wzbogaca moją kolekcję o
odcień, którego nie ma żaden inny kosmetyk w tej kategorii. Dodam, że post
będzie przydatny szczególnie dla bladolicych, ale i osoby o innych karnacjach
zapraszam do jego przeczytania!
Rozprawiać
dziś będę o właściwościach mineralnego rozświetlacza do oczu i twarzy Shiny
touch marki Lirene. Jest to, prócz podkładów, kolorówkowy debiut marki - w
serii pojawił się także brązer i pudry matujące. Czy sprosta zadaniu czy tez
zginie w tłumie połyskujących kosmetyków?
Puder
zamknięty jest w solidnym opakowaniu z grubego plastiku (dokładnie takim samym jak kosmetyki marki
Catrice) mieszczącym 9 gramów produktu. Występuje tylko w jednej wersji
kolorystycznej, podzielonej jednak na cztery odcienie pośród każdego
opakowania. Sprowadzając je do najprostszych nazw i nie bawiąc się w niuanse
kolorystyczne są to: złoto, biel, róż i brzoskwinia. Rozświetlacz ma piękne tłoczenie,
oddzielające odcienie między sobą i sprawiające, że produkt wygląda ciekawie.
Jego cena to ok. 25 złotych i można go dostać w Rossmannie.
Lirene
zadbało o pigmentację - jest bardzo dobra, co jednak przy rozświetlaczu nie
zawsze jest dobrym pomysłem. Dlatego właśnie kosmetyk trzeba bardzo dobrze
rozetrzeć, by uniknąć białych plam pudru. Piszę białych, ponieważ po
wymieszaniu wszystkich odcieni właśnie taki kolor powstaje.
Warto wspomnieć, że
puder ma drobinki, nie jest to brokat, ale są one dość widoczne, a do tego
błyszczą na srebrno. To sprawia, że ciepłe karnacje raczej nie odnajdą tu
swojego wymarzonego rozświetlacza. Na twarzy ten puder także wypada chłodno,
srebrzyście, daje nieco zmrożony efekt. Idealnie wpisze się w potrzeby
dziewczyn z alabastrową skórą, a już fenomenalnie będzie wyglądał przy typie
urody ala Królewna Śnieżka. Efekt oczywiście można stopniować, ale już jedną,
delikatna warstwa daje mocny błysk.
Rozświetlacz będzie się gryzł z brązerami,
więc przy używaniu go warto wybrać raczej puder do konturowania czy róż niż
kosmetyk dający efekt opalonej cery. Konsystencja Shiny touch jest bardzo
miękka, prawie kremowa. Trzeba uważać podczas nakładania pudru na pędzel, gdyż
pyli się on przeokrutnie. Raczej polecałabym delikatne "maczanie"
pędzla w rozświetlaczu niż majtanie nim po całej powierzchni.
Kosmetyk bardzo
intensywnie pachnie, trochę przypomina zapachem klasyczny krem Nivea. Wspominam
o tym, gdyż zdaje sobie sprawę, że nie wszyscy tolerują tak perfumowane
kosmetyki. Rozświetlacz utrzymuje się na twarzy około 8 godzin.
Shiny
touch od Lirene polecam osobom z jasną, chłodną cerą, którym nie przeszkadza
talk w składzie i intensywny zapach.
Znacie
kolorówkę od Lirene? Co o niej myślicie?
Miłego
dnia!