30 września 2016

L'oreal - Maskara Volume Million Lashes Fatale



Cześć!
Jakiś czas temu udało mi się załapać do akcji testowania najnowszej maskary L'oreala o nazwie Volume Million Lashes Fatale. Jeśli chcecie wiedzieć jak sprawdziła się u mnie różowa wersja z rodzinki VML, zapraszam Was dalej!
 
Opakowanie maskary designem nawiązuje do pozostałych jej sióstr. Także jak one posiada silikonową szczoteczkę. Tym razem jest ona średniej wielkości, jest prosta, a wypustki rozłożone są regularnie i wszystkie mają tę samą długość. Są one jednak połączone w pary i rozmieszczone tak, że przypominają spiralę. Maskara kosztuje 60 złotych, ma 9,4 ml pojemności i dostać ją można w większości drogerii. 
 
Założeniem Volume Million Lashes fatale jest pogrubienie rzęs i nadanie im objętości przy jednoczesnym dobrym rozdzieleniu. Szczoteczka ma docierać do każdej rzęsy, a formuła ma nie pozostawiać grudek. 
Tusz rzeczywiście pogrubia rzęsy, co w porównaniu do klasycznej złotej VML i VML So couture nieco mnie zaskoczyło. Obie wspomniane maskary nie dodawały rzęsom objętości, a przy Fatale faktycznie jest to zauważalne. Największa ilość produktu skupia się u nasady rzęs, dzięki czemu można osiągnąć efekt przyciemnienia tej linii. Tusz nie skleja rzęs, nie tworzy tzw. pajęczych nóżek. Z racji szczoteczki, która jest tak samo szeroka na początku i na końcu, maskara nie dociera do malutkich rzęs w kąciku wewnętrznym, ale niewiele kosmetyków mi to zapewnia. Wspomniany aplikator sprawia też, że łatwo się nim ubrudzić na powiece. Nie jest to także najlepsze rozwiązanie do dolnej powieki. Rzęsy po użyciu VML Fatale nie są niestety podkręcone ani wydłużone. Nie mają jednak grudek, co jest dużym plusem. Mają także intensywny, czarny kolor. 
Tusz nie kruszy się w ciągu dnia, nie opada na policzki, jednak mam wrażenie, że efekt z upływem godzin nieco  słabnie.
Efekt, jaki osiągam tą maskarą jest bardzo dzienny. W moim mniemaniu jest lepsza od klasycznej VML i na podobnym poziomie do VML So couture, choć ta ostatnia bardzo ładnie podkręca rzęsy. Żadna z nich jednak nie skradła mojego serca i raczej do nich nie wrócę. Bardzo intrygują mnie natomiast False lash wings sculpt oraz tusze z serii Architect, więc pewnie kiedyś trafią do mojej toaletki ;)
 
Znacie maskary L'oreal? Którą z nich polecacie?
Miłego dnia!

6 komentarzy:

  1. Żadnej mascary z tej firmy nie miałam i nie wiem czy wypróbuję. Może kiedyś się skuszę na jakiejś promocji w Rossmannie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam kiedyś So Couture So Black i niestety dla mnie okazał się rozczarowaniem (może nie było bardzo źle, ale inne mascary sprawowały się lepiej) i teraz już mi przeszła ochota na tusze tej marki ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Może się na nią skuszę teraz na promocji -49% w rossmannie;)

    OdpowiedzUsuń
  4. ja lubię so couture, natomiast feline absolutnie nie przypadła mi do gustu, jeszcze nie wiem, którą tym razem przetestuję

    OdpowiedzUsuń
  5. Efekt ładny,ale nie dla mnie ja wolę mocniejszy efekt .
    http://beautybloganeta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to dla mnie ogromna radość, na każdy odpisuję i staram się odwiedzić jego autora, jeśli również prowadzi bloga.

Nie wstydź się, napisz coś ;)