Obserwatorzy

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą vichy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą vichy. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 15 września 2014

Uzupełnienie zapasów kosmetycznych

Dawno nie było żadnego wpisu z zakupami, a robię je prawie non stop. Muszę jednak przyznać, że obecnie moje zakupy są zdecydowanie skromniejsze, ograniczone ilościowo i bardziej przemyślane. Nadal mam sporo zapasów, które systematycznie zużywam. Przy okazji wizyty u mojego fryzjera w Poznaniu, zaszłam do Kupca Poznańskiego, gdzie znajduje się stoisko marki Ziaja. Moją uwagę przykuła stosunkowa nowość, czyli mydła w płynie. Zdecydowałam się na dwa o konsystencji kremowej, a dostępne są jeszcze dwie inne wersje w żelu. Zapach Moringa Z Kokosem jest jeszcze bardzo letnim zapachem. Na stronie internetowej producent sugeruje, że produkt ''nadaje skórze wyjątkowy kokosowy zapach''. Nie zgodzę się z tym. Dla mojego nosa kokos jest praktycznie niewyczuwalny. Zdecydowanie dominuje moje ulubiona woń drzewa tropikalnego moringa! Mydło przyjemnie się pieni, dobrze myje i zapach zostaje na dłoniach. Wersja Herbata Z Cynamonem trafiła do zapasów i otworzę je dopiero zimą. Jednak sprawdziłam zapach i czuć cynamon, ale dość subtelnie. Warto spróbować i poznać to mydło (7 zł/270 ml). Dodatkowo design opakowania jest według mnie całkiem miły dla oka. :)


Robiłam zamówienie leków z Apteki Słonik i przy okazji do koszyka wrzuciłam dwa rosyjskie kosmetyki. Moja ukochana drożdżowa maska do włosów Receptury Babuszki Agafii (13,79 zł/300 ml), którą nadal serdecznie polecam [recenzja]. Nowością dla mnie jest oczyszczająca maseczka dziegciowa do twarzy Receptury Babuszki Agafii, którą właśnie zaczynam testować (6,77 zł/100 ml). Do zamówienia dostałam dużo próbek, ale jest to zasługa koleżanki blogerki! Zasady promocji opisane są na blogu Czarna Ines i tę właśnie nazwę należy podać w uwagach do zamówienia, aby otrzymać próbkę Lierac.


Miała być jedna próbka, a przyszedł zestaw! ;) Dziękuję!


Pod koniec sierpnia odwiedziłam drogerię Rossmann i skorzystałam z promocji. Płyny do kąpieli Luksja (6,99 zł) bardzo polecam. Dają dużą pianę i są wydajne. Zapach Creamy jest bardzo delikatny, mleczny i kojarzy mi się z czystością. Natomiast Sweet Macaroons to woń słodkich ciasteczek. Zimą na pewno wrócę do wersji czekoladowo-pomarańczowej...


Produkty Nivea spisują się całkiem nieźle na moich włosach. Ulubiony lakier to ten w wersji Long Repair (8,99 zł). Utrwala, ale nie usztywnia włosów. Łatwo daje się wyczesać. Odżywki Nivea kupuję dość regularnie zmieniając tylko rodzaj (6,99 zł).


Wzięłam także szampony Alterra (5,99 zł) i ulubioną maskę z granatem i aloesem [recenzja] (5.99 zł).


Przy kolejnej wizycie znów wzięłam szampony Alterra (5,99 zł) i antyperspirant Dove, który bardzo lubię (7,49 zł).
Zauważcie, że design opakowań marki Alterra uległ lekkie modyfikacji. 


Aktualnie w markecie Kaufland antyperspiranty marki Garnier dostępne są w cenie 5,99 zł, a więc tanio. Ja je bardzo lubię i kupuję regularnie. Na zdjęciu moje dwie ulubione wersje. Polecam także pastę do zębów Herbal bez fluoru od Rebi-Dental. Jest niesamowicie tania (2,29 zł), a w smaku przyjemnie ziołowa. To naturalna pasta oparta na indyjskiej recepturze. Wow! 


Przy okazji wspólnego zamówienia w pracy, kupiłam dwa dermokosmetyki z Apteki Gemini. Mój ulubiony filtr do twarzy z Vichy (43,99 zł). Jeśli macie skórę tłustą lub mieszaną, to polecam spróbować [recenzja]! Przy stosowaniu kwasów muszę mieć zawsze pod ręką jakąś ''deskę ratunkową''! Stawiam na sprawdzony Cicaplast od La Roche-Posay (16,49 zł), który jest jak opatrunek dla skóry. Naprawdę łagodzi wszelkie podrażnienia i daje przyjemne ukojenie. Polecam serdecznie! :-)


Miłego poniedziałku! :-)


poniedziałek, 1 września 2014

Powakacyjnie...

Moje wakacje definitywnie się już zakończyły. Dzisiaj wraz z powrotem uczniów do szkoły, ja wróciłam do pracy. Odpoczęłam i z nową energią mogę zacząć wrzesień. Polska pogoda jest iście deszczowa, ale nawet mnie cieszy ta nadchodząca jesień... Słoneczny Brzeg był bardzo dobrym wyborem. Pogoda pod koniec sierpnia dopisała i większość dni z naszego pobytu była słoneczna, a nawet upalna. Dużo czasu spędziliśmy na plażowaniu, więc konieczny był odpowiedni arsenał kosmetyczny. 


Staram się nie opalać twarzy, zatem obowiązkowo stosuję wysoką ochronę przeciwsłoneczną. Długo szukałam idealnego kosmetyku, który sprawdziłby się przy mojej tłustej cerze. Od ponad roku czasu jestem wierna matującej emulsji z Vichy SPF 50, którą nadal serdecznie polecam [recenzja]. Aktualnie design opakowania został zmieniony i teraz wygląda tak ---> KLIK.


Do ochrony ciała wybrałam niską ochronę przeciwsłoneczną i postawiłam na kosmetyki marki Pollena-Eva. Balsam do opalania SPF 10 był naprawdę niesamowicie skuteczny. Pozwolił mi uniknąć poparzeń, czy też jakichkolwiek zaczerwienień. Ma lekką konsystencję, łatwo się rozprowadza i szybko wchłania. Nie bieli, nie tłuści, nie zostawia plam. Tuba jest bardzo wygodna w użytkowaniu. Oprócz tego zaopatrzyłam się w Kokosowy olejek do opalania SPF 6. Tutaj ochrona jest już znikoma, ale mimo wszystko nadal obecna. Olejek delikatnie pachnie koksami, dość szybko się wchłania i nie zostawia mocno tłustej warstwy. Przyjemnie wygładza, zmiękcza i nawilża skórę. Poprawia koloryt skóry i jest bardzo wydajny. Przyspieszacz opalania trudno mi ocenić, bo użyłam go tylko trzy razy. Ma gęstą i kremową konsystencję, ale szybko się wchłania. Minusem jest słaba dostępność tych kosmetyków. Ja zamówiłam cały zestaw na Allegro. Ceny wahają się od 5 zł do 10 zł maksymalnie.


Po kąpielach słonecznych stosowałam duet z Ziai. Żel łagodzący po opalaniu był niczym kompres dla rozgrzanej skóry. Właściwości chłodzące były raczej znikome, jednak żel przynosił wyraźne uczucie ulgi. Na pewno trzymanie tego kosmetyku w lodówce dałoby lepszy efekt.  Konsystencja to typowy żel, który szybko się wchłania. Skóra jest gładka, nawilżona i złagodzona. Minusem jest mała wydajność. Nawilżające mleczko utrwalające opaleniznę ma lekką konsystencję i szybko się wchłania. Przyjemnie koi skórę oraz daje efekt nawilżenia. Na pewno pomaga dłużej utrzymać efekt morskiej opalenizny. Niewątpliwym plusem tych kosmetyków jest łatwa dostępność i niska cena. Ja kupiłam je w PoloMarket za około 7 zł każdy.


Mam nadzieje, że moje letnia opalenizna zostanie ze mną przez długi czas. ;-)


Sława mnie wyprzedza! ;-) Mój blog został polecony w gazecie Bravo. Duma mnie rozpiera. ;-)
A tak poważnie to, kiedy byłam nastolatką regularnie czytałam Bravo i Bravo Girl! Miło wspominam te czasy.
Czy ktoś się jeszcze do tego przyzna?


Odkrycia tego dokonała Ania Kęska, która prowadzi blog #Ania maluje.


poniedziałek, 2 czerwca 2014

Uzupełnienie zapasów kosmetycznych

Zakupy robię często i gęsto, ale niestety nie nadążam z ich prezentacją. Tym samym część promocyjnych cen będzie już lekko zdezaktualizowana. Tak jest w przypadku odżywek do włosów Nivea. Kupiłam je pod koniec kwietnia za 5,99 zł w markecie Kaufland (informowałam o promocji na FB). Bardzo niska cena, a te odżywki są genialne w swym działaniu. Warto odwiedzać dział kosmetyczny tego sklepu, bo czasami pojawiają się kosmetyki w dużo niższych cenach, niż w drogeriach.


W mojej ulubionej Biedronce udało mi się dorwać peeling Soraya (8,99 zł). Bardzo go lubię, bo to duża tuba (150 ml), jest wydajny i niesamowicie skuteczny. Skończył mi się płyn micelarny, więc skusiłam się na płyn do demakijażu 2w1 z Garnier (9,89 zł). Produkt działa i dobrze zmywa makijaż, ale po dwóch tygodniach dobiłam dna, więc więcej razy już go nie kupię. Kolejny raz za to kupiłam żel-krem z BeBeauty (4,99 zł). Delikatny w działaniu, ale spełnia swoje najważniejsze zadanie.


W pracy minimum dwa razy w miesiącu organizujemy wspólne zamówienie z Apteki Gemini. Tym razem kupiłam szczoteczki do zębów Curaprox (28,99 zł) [recenzja]. Sama używam głównie szczoteczki elektrycznej Oral-B, ale kupuję regularnie Curaprox dla bliskich z wrażliwymi dziąsłami. Jeśli macie ten problem, a jeszcze nie znacie tych szczoteczek, to warto się zainteresować. Regularnie kupuję różne suche szampony, a tym razem padło na Batiste (14,99 zł) do włosów jasnych i blond [recenzja]. Skusiłam się także na serum intensywnie rewitalizujące Biolique (12,99 zł), ponieważ czytałam o nim wiele pozytywnych opinii. Do zakupów dorzuciłam jeszcze organiczny olej z awokado Etja (7,99 zł), którego używam głównie do olejowania włosów.


Skupisko kilkunastu młodych kobiet w pracy to zło! ;-) Stale coś zamawiamy. Wystarczy, że jedna rzuci pomysł, a zaraz reszta dołącza do zamówienia. Niestety, nie pamiętam nawet nazwy drogerii internetowej, w której zamawiałyśmy kosmetyki Marion. Wiem tylko, że ceny były bajecznie niskie. Lubię markę Marion. Tanie, polskie i całkiem dobre jakościowo. Wybrałam słynną mgiełkę termoochronną do włosów oraz mikrodermabrazję w saszetkach. Z całego serca polecam zabieg laminowania włosów, maski odżywiające kolor włosów oraz kuracje parafinowe na dłonie i stopy. Te saszetki są godne wypróbowania!


Przed ślubem zamierzam odwiedzić kilka razy solarium. W celu regeneracji skóry zamówiłam mleczko po opalaniu Vichy (9,99 zł). Oprócz tego zakupiłam słynny krem Cicalfate (20,99 zł). Używałam go kilka lat temu na bliznę. Teraz potrzebuję czegoś silnie regenerującego skórę, więc postawiłam wrócić do tego kremu. Oba kosmetyki zamówiłam na Allegro i mogę Wam polecić użytkownika AptekaRosaPl. Zamówienie było szybko wysłane i gratis otrzymałam miniaturkę (5 ml) maseczki z Avene.


Odwiedziłam także drogerię Rossmann, w której uzupełniłam podstawowe braki kosmetyczne. 
Kupiłam dwa żele pod prysznic Isana o nowych letnich zapachach (2,49 zł).


Zapas mydeł w płynie Isana (2,29 zł). Limitowana wersja wiosenna jest w bajecznie niebieskim kolorze!
Bardzo polecam grejpfrutowe mydło do kuchni (2,99 zł). Genialnie pachnie i ten zapach długo utrzymuje się na dłoniach.


Kupiłam także dwa płyny do kąpieli z Original Source o owocowych zapachach (6,79 zł). 
Bardzo je lubię za wydajność i super pianę. Dobry stosunek ceny do jakości.


Dawno nie miałam żadnego antyperspirantu z Rexona, a ten był akurat na promocji (6,49 zł). 
Zazwyczaj kupuję lakier do włosów marki Nivea, ale tym razem padło na Pantene-ProV (12,99 zł).
No i standardowo już zapas chusteczek do higieny intymnej Facelle (2,99 zł). Polecam!


Uff, to by było tyle ;-)



wtorek, 18 czerwca 2013

Vichy, Capital Soleil, Matująca emulsja do twarzy SPF 50

Filtry to dla mnie bardzo ciężki temat. Mniej więcej około siedmiu lat temu zaczęłam swoją przygodę z kwasami. Wiedziałam, że w parze z tym musi iść filtrowanie. No i zaczęła się moja droga przez mękę. Chodziłam po aptekach i prosiłam o próbki. Prawie zawsze dostawałam ich bardzo dużo, bo widocznie kremy z takimi wysokimi filtrami nie cieszyły się popularnością. Szybko jednak okazało się, że nie jest łatwo znaleźć filtr idealny. Wybierając kolejne kremy z filtrem do testów, zazwyczaj posiłkowałam się forum Wizaż. Szczególnie brałam pod uwagę opinie osób, które mają cerę mieszaną i tłustą. Miałam nadzieje, że skoro u tych osób filtr się sprawdza to może i u mnie będzie dobry. Jednak nie zawsze tak było. Przetestowałam kilka albo nawet kilkanaście najpopularniejszych kremów aptecznych. Niestety, zawsze było coś nie tak. Problemem była też moja cera, która jest tłusta. Kremy z filtrem zazwyczaj też są tłuste, treściwe i skoncentrowane. Do tego zazwyczaj bieliły twarz, mazały się, nie chciały wchłaniać, śmierdziały alkoholem, szczypały w oczy. Koszmar! Testowałam kilka sposobów nakładania, zmniejszałam przepisową ilość i nic. Za każdym razem to samo, czyli trupio blada twarz jakby nasmarowana olejem. Oczywiście trochę demonizuję, ale generalnie nie wyglądało to dobrze, było uciążliwe i kłopotliwe. O ponownej aplikacji w ciągu dnia nie było już mowy. Byłam bardzo zniechęcona, ale trwałam w nakładaniu filtrów. Z czasem zaczęło się pojawiać coraz więcej badań i publikacji, z których wynikało, że tylko restrykcyjne filtrowanie daje efekty. Ja nie nakładałam przepisowej ilości kremu, zatem ochrona drastycznie malała. Mimo tych dylematów nie porzuciłam filtrów całkowicie, chociaż trochę zwątpiłam w ich sens stosowania. Zatem nakładałam je głównie latem, a na jesień już odpuszczałam. Po czasie myślę, że to był błąd. Kiedy stosowałam filtry systematycznie na mojej skórze nie było żadnych przebarwień. Przerwy, które sobie fundowałam wyrządziły mi sporo krzywdy, ponieważ nabawiłam się wielu przebarwień. Teraz już mądrzejsza o te obserwacje w ciągu kilku lat, powróciłam do całorocznego stosowania filtra. Operuję jedynie innymi faktorami - w lato wyższy, a zimą niższy. Mam nadzieje, że za kolejnych kilka lat zobaczę pozytywne efekty walki z przebarwieniami. A jeśli te stare nie znikną to chociaż mam nadzieje, że nie nabawię się nowych. Także mój burzliwy romans z filtrami trwa. A jak wygląda Wasza historia? ;)


Ten filtr to dla mnie objawienie tego roku! Po pierwsze jestem w stanie nałożyć przepisową ilość, czyli około jednego mililitra na całą twarz. Krem trzeba dość szybko rozprowadzać, ponieważ lubi zastygać i ekspresowo się wchłania. Daje piękne matowe wykończenie. Nic się nie świeci, nie lepi, nie śmierdzi alkoholem. Gładka i aksamitna buzia. Nie szczypie w oczy i spokojnie można go stosować na powieki. Filtr ten całkiem dobrze współpracuje z moim makijażem. Dla mnie stanowi świetną bazę. Nic się nie waży, nie spływa, nie roluje. Co istotne filtr ten nie podkreśla porów, ani nie zapycha. Mat oczywiście nie jest trwały. Po około 3-4 godzinach zaczynam się dość mocno świecić, ale wystarczą bibułki matujące i jest dobrze. Ja krem stosuję bezpośrednio na skórę. Nie nakładam wcześniej innego kremu, gdyż dla mnie było by to za dużo. Sam filtr zapewnia mi już odpowiednie nawilżenie i pielęgnację. Co do samej ochrony to trudno się wypowiedzieć, ponieważ takie działanie można ocenić dopiero po kilku latach. Myślę jednak, że filtr skutecznie chroni, ponieważ przy dłuższej ekspozycji na słońce, nie pojawiają się zaczerwienienia. Generalnie jak na razie jest to jedyny filtr, który nie czyni ze mnie świecącej się gejszy ;-)



sobota, 15 czerwca 2013

Uzupełnienie zapasów kosmetycznych

Witam Was w tę piękną i słoneczną sobotę! Czas pędzi jak szalony i dopiero dzisiaj uświadomiłam sobie, że to już połowa czerwca. Jak pewnie zauważyłyście ostatnio mało mnie tutaj... Nie umiem się jakoś zorganizować i zmotywować. Ale mimo, że nie piszę to zakupy robię dalej i kosmetyków przybywa. Także dzisiaj zapraszam na kilka nowości jeszcze z maja i  z czerwca.

Natura

Kupiłam mój ulubiony balsam brązujący z Lirene za 9,99 zł [recenzja], sprawdzone antyperspiranty Garnier oraz nieznany mi do tej pory płyn do higieny intymnej Lirene. Skusiłam się też na żel do golenia od Gillette i Olay w promocyjnej cenie 13,99 zł.


 Rossmann

W ekspresowym biegu do koszyka wrzuciłam zapas pasty do zębów Colgate (6,79 zł), chusteczek do higieny intymnej Facelle (3,19 zł) i antyperspirantów Garnier (6,49 zł). Wzięłam także sprawdzony żel do golenia Isana (6,99 zł), ulubioną mgiełkę Playboy (11,99 zł)  i olejek Babydream (9,99 zł). Całkowitą nowością jest dla mnie mydełko do stóp z Fuss Wohl (7,49 zł).


 Biedronka

Przy okazji zakupów spożywczych wypatrzyłam taki oto zestaw za około pięć złotych. 
Płatki kosmetyczne są bardzo duże i wytrzymałe, ale jednocześnie delikatne.


Przy kolejnej wizycie zgarnęłam dwa żele pod prysznic o zapachu Bali i Brazylia. Oba świetnie pachną!


Kolejne zamówienie rosyjskich kosmetyków :-) Bardzo dobrze znam jedynie drożdżową maskę do włosów, którą wszystkim szczerze polecam [recenzja]. Reszta to dla mnie nowość! Zakupy zrobiłam w sklepie internetowym Kalina. To moje bodajże czwarte zamówienie i zawsze wszystko jest ok. Paczka dobrze zabezpieczona i przesyłka szybka. Zdecydowanie polecam!


Dermokosmetyki Vichy i La Roche-Posay zamówiłam na Allegro. Nie polecę Wam jednak sprzedawcy. Właściwie jest to apteka internetowa, która ewidentnie oszukuje w sprawach podatkowych, czego dowodem jest paragon. Mniejsza z tym...


Z Allegro przyleciały do mnie kolejne buteleczki Seche Vite [recenzja].


Skusiłam się także na słynny tusz do rzęs z Oriflame
Używałam go kilka lat temu i jestem ciekawa, czy zobaczę różnicę. 
Pamiętam, że byłam z niego bardzo zadowolona.


Dostałam także kilka przesyłek od marek, z którymi współpracuję długofalowo.

Rimmel


Dove


Original Source


 Lidl


Miłego weekendu!

wtorek, 20 listopada 2012

Bioderma Matricium® - kuracja 15-dniowa


31 października rozpoczęłam moją przygodę z Biodermą. O samym produkcie pisałam w tym poście KLIK. Moja kuracja została zakończona kilka dni temu, a dzisiaj chcę się podzielić moim odczuciami odnośnie tego produktu... Dodam, że stosowałam kosmetyk systematycznie na noc.


Najpierw trochę od strony technicznej... Kosmetyk został umieszczony w sterylnych ampułkach - każda o pojemności 1 ml. Wydaje się mało, ale jest to idealna ilość, która wystarcza nie tylko na twarz, ale także na szyję. Ampułki są bardzo wygodne, ponieważ można je ponownie zakręcić. Sam produkt ma konsystencję wodnistą. Początkowo wydawało mi się, że produkt jest bezzapachowy. Ale nic bardziej mylnego. Ta woda pachnie dość specyficznie. Określiłabym to jako lekko kwaśny zapach. Ale nie jest nachalny, więc nie przeszkadza. Prawdopodobnie większość osób nawet nie zwróci uwagi na ten specyficzny zapach... Kosmetyk łatwo się aplikuje i ekspresowo wchłania.


Po aplikacji w szybkim tempie odczuwałam spore napięcie skóry. Ale nie był to efekt ściągnięcia jak przy przesuszeniu, tylko takiego jakby naciągnięcia. Dość dziwne uczucie i jeszcze żaden kosmetyk nie dawał mi takiego odczucia. Przyznam, że było to przyjemne, ale jednocześnie uświadamia mi to, że już w tak młody wieku (26 lat) na mojej skórze jest już co ''naciągnąć''. Z racji lekkiej konsystencji zalecana jest aplikacja kremu. Ja ze swoją tłustą cerą zrobiłam eksperyment i nie nakładałam kilka razy kremu. Sama woda okazała się na tyle odżywcza, że nie czułam potrzeby aplikacji kremu. Ale to był tylko wyskok, a przez większy okres kuracji sumiennie aplikowałam krem. A właściwie dwa!


Zamiennie używałam dwóch kremów. Jeden ''mocniejszy'' o działaniu wspomagającym walkę z czasem, czyli Vichy LiftActiv Retinol Ha. Bardzo dobry odżywczy krem. Oraz drugi trochę ''lżejszy'' także przeciw zmarszczkom Corine de Farme. Oba kremy zapewniały mi odpowiednie odżywienie.


Wracając jednak do meritum sprawy... W ciągu tych 15 dni zaobserwowałam dużo pozytywnych reakcji. Przede wszystkim w znacznym stopniu moja skóra się wygładziła. Prawdopodobnie ten efekt gładkości wynika z tego, że jest lepiej napięta. Przez cały okres kuracji na mojej buzi nie pokazała się żadna zmiana trądzikowa. Cera zyskała jednolity koloryt, jest taka bardziej zwarta i zbita. Ogólnie mam wrażenie, że moja skóra wygląda lepiej i bardziej promienniej. Pisałam Wam wcześniej o mojej lwiej zmarszczce. Nie zaobserwowałam żadnych zmian w jej wyglądzie. Trochę szkoda, ale na cuda nie liczyłam! Matricium stosowałam także na skórę pod oczami. Początkowo trochę się bałam podrażnienia, ale jednak nie było czego, bo skóra zareagowała bardzo pozytywnie.


Podsumowując, nie mogę w pełni ocenić tego kosmetyku, bowiem 15-dniową kurację można jedynie potraktować jako wstęp do dłuższej rozgrywki ;-) Nie mniej, te zmiany, które zaobserwowałam są bardzo pozytywne. Jestem przekonana, że ten produkt działa, bo czuć jak realnie napina skórę. Moja cera jest odświeżona, ujednolicona i jej stopnień nawilżenia na pewno wzrósł. Według producenta Matricium robi dużo więcej, ale są to procesy raczej nie widoczne gołym okiem. Wierzę, że tak jest!