Ampułki wzmacniające Rzepa przeznaczone są dla włosów przetłuszczających się, ze skłonnością do łupieżu i wypadania. Zawierają bogaty zestaw aktywnych składników - ekstrakt z czarnej rzepy oraz inne wyselekcjonowane ekstrakty naturalne, a także witaminę PP, mentol, dermosacharydy i prowitaminę B5, aby skutecznie zmniejszyć przetłuszczanie się skóry głowy oraz działać energizująco i wzmacniająco. To specjalistyczny produkt do wcierania w skórę głowy, który pozwala osiągnąć wyjątkowe rezultaty przy regularnym stosowaniu. Unikatowa receptura preparatu oparta jest na starannie dobranych składnikach działających stymulująco, wzmacniająco i energizująco na cebulki włosowe. Zawiera wyjątkowo wysokie stężenie ekstraktu z czarnej rzepy, uznawanej przez medycynę ludową za jeden z najskuteczniejszych, naturalnych środków wzmacniających i zapobiegających wypadaniu włosów.
Ostatnimi czasy bardzo wypadały mi włosy. Skuszona promocją w Naturze kupiłam Ampułki wzmacniające od Joanny. Miałam już kiedyś ten kosmetyk, ale nie zapamiętałam zbyt pozytywnie. Teraz myślę, że po prostu kiedyś nie mogłam zauważyć efektów, ponieważ nie miałam takiego realnego problemu. Ampułek jest siedem i mają po 10 ml pojemności. Jest to dość sporo i myślę, że można by kurację spokojnie rozdzielić na 14 dni. Ja jednak zużyłam te ampułki w ciągu 7 dni wcierając w skórę głowy każdego wieczora i zostawiając na noc. Wykonywałam przy tym masaż.
Ampułki mają rzadką i wodnistą konsystencję, taką typową dla wcierek. Aplikacja przebiega dość łatwo. Zapach jest bardzo mocny - alkoholowa woń rzepy. Mi to wcale nie przeszkadza, ale wrażliwe nosy mogą narzekać. Po masażu skóra głowy zaczyna mrowić oraz robić się ciepła. Jest to prawidłowa reakcja oznaczająca, że krążenie zostało dobrze pobudzone. Po jakimś czasie efekt zanika i można zapomnieć, że cokolwiek nałożyło się na włosy. Producent zaleca dwa tygodnie kuracji, więc byłam przekonana, że po zaledwie siedmiu dniach nie zauważę żadnej różnicy. Bardzo się myliłam. Do tej pory włosy wypadały mi masowo i były dosłownie wszędzie. Z całą stanowczością mogę stwierdzić, że ta kuracja zahamowała wypadanie włosów i znacząco zminimalizowała problem. Wierzcie mi, że różnica jest ogromna i zauważalna. Uważam, że włosy faktycznie się wzmocniły. Polecam, bo według mnie warto wypróbować i dać się miło zaskoczyć :-)
Ampułki są ze szkła. Biała kropka wskazuje miejsce w którym należy naciskać, aby przełamać szkło. Wiem, że łatwo o zranienie przy takim zabiegu, dlatego ja zawsze otwieram tego typu ampułki przez ręcznik. Warto spróbować, bo metoda jest bardzo fajna i nie ma wtedy szans, żeby się zranić.
Aktualna pielęgnacja moich włosów jest bardzo minimalistyczna...
Szampony
Szampon z Yves Rocher przeznaczony jest do wrażliwej skóry głowy. Generalnie ma być bardzo delikatny. No i jest, jednak mam mieszane uczucia i używam go tylko dwa razy w tygodniu do oczyszczania skóry głowy, ponieważ mimo swojej delikatności na drugim miejscu w składzie ma SLS. Do codziennie mycia używam płynu do higieny intymnej Facelle, który świetnie się u mnie sprawdza. Myje, oczyszcza, nie przesusza. Nie wymagam wiele od szamponu i jestem zadowolona.
Odżywki
Nie znam niemieckiego, ale obie te maski stosuję zamiennie jako codzienne odżywki. Po umyciu włosów nakładam je na kilka minut albo i dłużej, a potem obficie spłukuję. Początkowo bardziej polubiłam maskę z Alverde. Teraz jednak stwierdzam, że maska Yanao jest dużo lepsza! Niesamowicie zmiękcza, nawilża i zostawia włosy gładkie, niczym taflę lodu. Obie sprawdzają się.
Maska
Cały czas sobie zadaję pytanie, dlaczego tak późno odkryłam ten kosmetyk? Maska z granatem i aloesem z Alterry jest rewelacyjna! Niesamowicie zmiękcza, nawilża, odżywia, regeneruje i przy tym wcale nie obciąża moich cienkich włosów. Maska jest wydajna, ślicznie pachnie i świetnie działa.