Pokazywanie postów oznaczonych etykietą newbook. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą newbook. Pokaż wszystkie posty

sobota, 30 marca 2019

"Piekło jest puste, bo wszystkie diabły są tutaj" W. Szekspir

- Kocham cię tak, że czasami nie mogę oddychać. A dopiero niedawno przy tobie zaczęłam to robić bez jakiegoś ciężaru na piersi. Kiedy znikasz, znowu nie mogę nabrać powietrza.
– Przepraszam. Nigdy już cię nie zostawię – obiecałem.
– Kostek. – Poczułem jej dłonie na policzkach. Uniosła moją głowę i patrzyła mi w oczy. Była przerażona i zapłakana. Zacisnąłem pięści. – Kiedy ogarnia cię szaleństwo, jestem tu po to, aby je przyjąć na siebie. Ty jesteś moją bronią, ja mogę być twoją tarczą.
Kucnąłem i złapałem ją za ramiona. Przyciągnąłem do siebie i pocałowałem w usta.
– Kocham cię. Nie wiedziałem, że to kiedykolwiek będzie możliwe. I wybacz mi. Próbuję z tym walczyć. Obiecuję, że już nigdy cię nie zostawię. Przysięgam.
– Ale z walki nie zrezygnujesz? – Jej głos zabrzmiał tak cholernie smutno, że poczułem dławienie w gardle.
– Nie… – szepnąłem. – Muszę to doprowadzić do końca.
Objęła mnie ramionami i przytuliła tak, że niemal zabrakło mi tchu. Jak na tak drobną kobietę miała całkiem silny uścisk.
– Będę tam z tobą. Stanę obok Polluksa i będę wycierać ci twarz z krwi tego gnoja.
– Anita, cholera… – Jej słowa mnie zdruzgotały, ale jednocześnie podnieciły. – Jesteś moją kobietą. Jesteś kobietą Kastora. Prawdziwą twardzielką.
Odsunęła się i spojrzała na mnie z miłością.
– Tak, jestem kobietą Kastora. I nie daj sobie zrobić krzywdy. Bo wtedy… mnie też już nie będzie…
Nazajutrz Patryk napisał mi wiadomość, żebym przyjechał do podziemi około dziewiętnastej. Anita umówiła się z Inez z fundacji, miały się przygotowywać do zajęć, widziałem, że się polubiły, i cieszyłem się, że moja dziewczyna znalazła bratnią duszę mniej więcej w swoim wieku. Umówiłem się z nią, że potem przyjedzie do klubu i zostanie aż do końca walki. Gdy wszedłem do PantaRhei, mój przyjaciel siedział przy barze i rozmawiał z Albertem. Kiedy mnie zobaczył, poszedł do naszej loży.
– Wczoraj ci odwaliło? I co? Biegi czy autostrada? Bo do mnie nie przyjechałeś. – Usiadł naprzeciwko i patrzył na mnie intensywnie.
Nikt nie znał mnie tak dobrze jak on. Może czasami nawet lepiej niż ja sam.
– Autostrada – mruknąłem.
– Poszło o walkę? Anita dzwoniła do mnie, spanikowana. Uspokoiłem ją, że musisz odreagować. Potem wydzwaniała Martyna. Stary, nie jesteś już sam. Nie możesz tak robić.
– I kto to mówi? – prychnąłem.
– Ja nikogo nie mam. I nikogo mieć nie będę. – Patryk wzruszył ramionami.
– Też tak kiedyś myślałem.
– Ale ja to wiem. Dobra, chodźmy na dół. Sprawę mam. Poza tym musisz się rozgrzać.
Zjechaliśmy do podziemi. Słyszałem dobiegające z dołu odgłosy walki i muzykę. Spojrzałem zdziwiony na Patryka. Ten wskazał mi klatkę. W środku był jeden z trenerów, Leon, który sparingował z…
– Co on tu, kurwa, robi? – odwróciłem się i spojrzałem z wściekłością na Patryka.

"Bezlitosna siła. Kastor. Tom I"


środa, 27 marca 2019

To będzie historia o miłości, która narodziła się w świecie pełnym brutalności i bólu...

Siedziałem z nosem w notowaniach giełdowych, ale nie byłem w stanie się skupić. Moment, kiedy dostrzegłem łzy w jej oczach, coś we mnie poruszył. Ona z trudem hamowała płacz, a przecież nic, kurwa, złego nie powiedziałem! Wyraziłem tylko troskę, co było kompletnie odjechane, bo gdyby usłyszała mnie Martyna, najpewniej wezwałaby egzorcystę, księdza i szefową HR-u. A potem… gdy ona, Anita, wychodziła… Zauważyłem to. I to zmieniło wszystko. Szczupły siny nadgarstek, noszący ślady przemocy, jakby ktoś mocno ścisnął tę wątłą rękę. Poczułem, że ogarnia mnie szał. O tak, to było przynajmniej znajome uczucie, bo to, co pojawiało się w mojej głowie, kiedy myślałem o Anicie, trochę mnie przerażało. Ale wiedziałem jedno: muszę jak najszybciej dowiedzieć się wszystkiego o tej dziewczynie. A mówiąc „wszystko”, właśnie to miałem na myśli. Wszystko. Dlatego wziąłem komórkę i zadzwoniłem do naszego, to znaczy mojego i Patryka, wspólnego znajomego.
– Agencja MarkoSpy.
– Jezu, Marek, nie przedstawiaj się tak – powiedziałem i westchnąłem.
– Jestem profesjonalistą. – Stary gliniarz, który kiedyś wyciągał mnie i Patryka z kłopotów, uśmiechnął się. – Siema, Kostuchna.
– Siema, Marek, mistrzu pseudoreklamy. Potrzebuję przysługi.
– Zabiłeś kogoś?
– Nie dzisiaj. Chodzi o coś innego. – Przekazałem mu moje oczekiwania.
Marek obiecał, że w ciągu dwóch tygodni coś mi dostarczy. Gdy skończyłem rozmawiać, nie wiedziałem, czy robię dobrze, czy źle, ale zdałem sobie sprawę z jednego: coś takiego nigdy mi się nie zdarzyło. Zaczynało mi na kimś zależeć. Chciałem komuś pomóc. Oczywiście wcześniej pomagałem w całkiem inny sposób, ale to okazało się bardziej osobiste. I bardziej… ludzkie.
Co było już kompletnie pojebane, bo człowieczeństwa wyzbyłem się milion batów temu.


Bezlitosna siła. Kastor. TOM I



sobota, 23 marca 2019

To będzie ostra historia.

Tetralogia "Bezlitosna siła" jest jedną z najostrzejszych serii i w ogóle książek, jakie do tej pory napisałam.
Łączy dwa światy, na pozór niemające ze sobą nic wspólnego: świat zawodników podziemnego MMA i kobiet prowadzących fundację "FemiHelp", niosącą pomoc kobietom i dziewczynom, które znalazły się na zakręcie.
To opowieść o czeterech mężczyznach:
Kastor
Polluks
Saturn
Mars
i czterech kobietach:
Anicie
Martynie
Inez
Liwii
Ich przeszłość zaważa na ich obecnych losach, a te zaczynają się ze sobą przeplatać.

To dramat, romans, erotyk i sensacja w jednym.

Pierwszy tom "Kastor" już niebawem - wkrótce ogłoszę datę premiery.

Tymczasem fragment I tomu:


Poprawiłem czarną skórzaną maskę, którą podczas walk zawsze nosiłem na twarzy. Pod nią niemal się roztapiałem, pot mieszał się z krwią. Mój przyjaciel i trener, Polluks, wszedł do klatki, omijając plamy krwi gościa, którego pomocnicy właśnie znosili z maty. Jego biała koszula i eleganckie spodnie od garnituru szytego na miarę stanowiły ciekawy kontrast z otoczeniem, a zwłaszcza ze mną. Domyślałem się, jak wyglądam. Ale Polluks nie takie rzeczy widział i nie takie rzeczy robił. Wręczył mi symboliczny czek, wszystkie pozory musiały zostać zachowane.
– Gratuluję, kolejna wygrana!
– Dzięki!
– Brawa dla Kastora! – Krzyknął do mikrofonu, a zgromadzony tłum wiwatował.
Piski dziewczyn stojących przy samej klatce oznaczały, że walka musiała się podobać. A ja to na pewno.
Wyszedłem z klatki bocznym wyjściem dla zawodników i udałem się na zaplecze klubu. Polluks szedł za mną.
– Stary, co to kurwa było?
– Ale co?
– Podstawiłeś mu się na początku.
– Był silny i szybki.
Stanąłem i spojrzałem na przyjaciela. Był mojego wzrostu, więc gapiłem się wprost w jego czarne przerażające gały.
– Widziałem. Podłożyłeś się, jakbyś chciał dostać wpierdol.
Oczywiście, że miał rację. Ale nie zamierzałem się do tego przyznawać. Nie jemu. Właściwie to nikomu.
– Widzisz, co chcesz widzieć.
– Uważaj. Nie chciałbym zdrapywać twojej ślicznej buźki z maty. – Swoim zwyczajem włożył dłonie w przydługie czarne włosy i przeczesał je palcami. 
Robił tak zawsze, od pierwszej klasy podstawówki, kiedy się poznaliśmy.
– Don’t worry.
Poszedłem do pokoju dla zawodników, po drodze minąłem niską blondynkę, którą już kilka razy widziałem w podziemiach. Była jedną z hostess. Spojrzała na mnie, przerażona, i czym prędzej odwróciła wzrok, jakby bała się dłużej na mnie patrzeć. Uśmiechnąłem się. Musiałem wyglądać bardzo interesująco. Wielki, zakrwawiony, w czarnej skórzanej masce, z której wyzierały moje jasnoniebieskie, niemal lodowate oczy. Uwielbiałem, gdy ludzie się mnie bali. To było takie… orzeźwiające. Dziewczyna mocniej przytuliła tacę, którą niosła, i przyspieszyła. Gdy mnie mijała, nie powstrzymała się od zerknięcia i skuliła się w sobie. W jej zielonych oczach przez ułamek sekundy zobaczyłem coś, co powinno mnie zastanowić. Miałem to jednak gdzieś, tak jak większość rzeczy, które mnie otaczały. Wszedłem do szatni dla zawodników. Marzyłem, by ściągnąć maskę i wziąć prysznic. Dostrzegłem jakąś kobietę o długich kasztanowych włosach.
– Zgubiłaś się? – zapytałem.
– Chciałam prosić o autograf. – Uśmiechnęła się, spojrzała mi śmiało w oczy i już wiedziałem, o jakiego rodzaju podpis jej chodzi. 
I gdzieś głęboko w sobie poczułem, że mam dość tych śmiałych, zachęcających spojrzeń, rozbierających i bezkompromisowych. Tamta dziewczyna patrzyła całkiem inaczej… 
– Masz coś do pisania?
– Mam to. – Laska zrzuciła złotawe wdzianko i moim oczom ukazały się kształtne cycki, które sterczały i zachęcały do zabawy.
– Ciekawe. – Złapałem ją za biodra i popchnąłem na ścianę. Postanowiłem wyrzucić z głowy wszystkie rzewne pierdoły, tak samo jak postać blondynki z jej niepewnym spojrzeniem. – Widzę, że masz bardzo określone hobby. – Odwróciłem ją i ścisnąłem cycki.
Pisnęła i otarła się o mnie zachęcająco. Dzisiaj nie miałem zamiaru jej pieprzyć. I tak wiedziałem, że wróci. One zawsze wracają.



Okładka niebawem!!!









sobota, 16 marca 2019

Jarek Karski&Piotr Sadowski... Przeszłość powraca.

- No patrzcie, nasz bohater. - Karski uśmiechnął się znajomo, ale jego oczy patrzyły nieprzyjaźnie.
- Wróciłeś do domu?
- Stary, ja już nie mam domu. 
- Co masz zamiar robić? 
- Wrócę do armii. - Zaśmiał się głośno. Piotrowi dreszcz przebiegł po plecach. - Masz dla mnie jakąś propozycję?
- Jarek, to były twoje wybory, pamiętasz?
- Oczywiście, a ty mi w tym zupełnie nie pomogłeś.
Piotr zmrużył oczy. Negatywne emocje, tak znajome, zduszone głęboko w środku, zabrzmiały mu w głowie i przywołały obrazy z przeszłości.
- Nie zabiłem cię. To się liczy? - Spytał spokojnie.
- O! I to oficer Sadowski, którego znam i pamiętam!
- Chcesz czegoś ode mnie? Jeśli tak, to wyartykułuj to. Jestem tu i czekam. - Piotr był już wkurzony.
- Mnóstwo rzeczy, Piotrusiu. Ogrom! - Karski uniósł potężne ramiona, zaśmiał się i ruszył do zaparkowanego nieopodal Audi.



Tak, to II tom "Bez przebaczenia", noszący roboczy tytuł "Bez pożegnania".

PISZE SIĘ :))))


i moja inspiracja SIA


piątek, 22 lutego 2019

Bez pożegnania - pisze się :) fragment

Weronika zastanawiała się, gdzie Jacek może być. Najpierw pojechała na basen, był wieczór, kilka pasów było zajętych, ale nie dostrzegła nigdzie wysokiej sylwetki Kralla. A potem… przypomniała sobie, gdzie go jeszcze spotkała. Wróciła do domu, przebrała, podmalowała oczy i pojechała do modnego klubu.
W środku panował spokój, weekendowe szaleństwo minęło, widziała pary w lożach, kilka dziewczyn krążyło niemrawo na parkiecie. Weronika podeszła do baru i zamówiła wodę. Usiadła na wysokim stołku i rozglądała się po klubie. I wówczas jej wzrok trafił na oddaloną lożę, z której wychodził on. Jacek. Trzymał za rękę jakąś dziewczynę. Ona była lekko pijana, a on nieźle sfazowany. Poprowadził ją w kierunku ciemnego korytarza, gdzie znajdowały się toalety. Weronika zacisnęła dłonie. Z jednej strony chciała wybiec z tego klubu, zachować się tak, jak zachowałaby się każda zraniona kobieta. A z drugiej… wiedziała, że to nie jest takie oczywiste. Znowu jego demony wzięły go w obroty. A ona przecież obiecała mu pomoc. Wzięła łyka wody i poszła w kierunku korytarza. Dobiegły ją jakieś odgłosy. Dziewczyna jęczała. Gdy skręciła, ujrzała Jacka, który trzymał blondynkę w objęciach, jego dłoń miarowo poruszała się w jej spodniach. Ale najbardziej uderzył ją wyraz jego twarzy. Wpatrywał się nad głową kobiety w ceglaną ścianę, był spokojny, jakby oderwany od rzeczywistości. Jakby znajdował się gdzie indziej. Dziewczyna wiła się pod nim, widać było, że jest już blisko spełnienia. Wówczas Jacek spojrzał w bok i popatrzył wprost na Weronikę. Przez jego twarz przebiegł cień, ale po chwili śmiało ponownie spojrzał w jej oczy. Jakby chciał powiedzieć: patrz, taki jestem! Właśnie to robię! Na twoich oczach!
Weronika miał wrażenie, że ziemia usuwa się jej spod nóg. Ale wytrzymała ten wzrok. Oparła się o mur i skrzyżowała ramiona. Dziewczyna ją zauważyła i spłoszyła się. Jacek odsunął się i z premedytacją wyjął chusteczkę z kieszeni i wytarł w nią dłonie. Wciąż nie spuszczał oczu z Weroniki.
- Hej, kto to jest? twoja żona? - Dziewczyna spytała, przerażona.
Jacek nie odwracając wzroku, odparł:
- Tak, moja żona. Spadaj stąd.
- Kutas! - Blondynka wysyczała, wyminęła Weronikę, patrząc na nią z wyższością i zniknęła.
- Co ty tutaj robisz? - Krall zmrużył oczy. Nie udało mu się jednak ukryć rozszerzonych źrenic.
- Patrzę na ciebie. - Weronika odparła spokojnie.
- I co zobaczyłaś?
- Ciebie.
- No tak, to właśnie ja. - Wzruszył ramionami.
- Dlaczego nie przyszedłeś dzisiaj?
- Myślisz, że to ma sens?
- A o co konkretnie pytasz?
- O wszystko.
- Tak. - Weronika odepchnęła się od murku i podeszła do Jacka. Miała wrażenie, że się spłoszył, że jej bliskość go jakoś przeraziła. Osłabiła. - Nie odpuszczę, jeśli o to ci chodzi. Możesz nawet przelecieć na moich oczach wszystkie laski z tej dyskoteki. Nie takie rzeczy mnie dotykały. Dobrze o tym wiesz. Lubisz mnie ranić? Okej. Ale wiesz co? Myślę, że teraz najbardziej zraniłeś siebie.
- Skąd wiesz? - Wyszeptał. - Wiesz wszystko? Masz monopol na wiedzę tajemną?
- Właśnie tak. Siedzę w twojej głowie.
- To powiedz mi, o czym teraz myślę? - Wyprostował się, podszedł bliżej i spojrzał na Weronikę z góry. Sięgała mu do ramienia, zadarła głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Choć starał się, aby ją odrzucić, ona się nie poddawała. Była uparta. A on był idiotą. Zdał sobie sprawę z tego po raz kolejny. I cholernie był wściekły na siebie. Jedyne o czym teraz myślał, to to, żeby ją przytulić, poczuć jej zapach i błagać o wybaczenie.
- Myślisz o tym, że jesteś zmęczony. I że chciałbyś się przespać.
- To co chcę nie równa się temu, co mogę. Nie śpię od roku.



poniedziałek, 18 lutego 2019

Bez pożegnania - pisze się

Gdy się wyszykowałam, wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do Orzysza, do jego mieszkania.
- Przepraszam, że mam bałagan. Ale sprzątaczka rzuciła pracę.
- Okej, jakoś to przeżyję.
Mieszkanie nie było duże, ale za to przytulne. Panował w nim mały chaos, na fotelu zalegała warstwa ciuchów, a na stole piętrzyły się książki, wśród których wyłapałam tytuły Chrisa Cartera i Larsa Keplera. Natomiast obok wysokiej klasy sprzętu RTV stała wysoka szafka z imponującą kolekcją płyt CD. Dostrzegłam dyskografię Metalliki, AC/DC, Led Zeppelin, a także sporo pozycji polskich zespołów: Lady Pank, Maanam, Perfect, Dżem.
Uśmiechnęłam się.
- Co? - Zerknął na szafkę z płytami.
- Stara szkoła.
- Aaa, no tak. Wiesz, tam… - na chwilę jego twarz spochmurniała. - Muzyka dawała nam trochę luzu, pozwalała zaczerpnąć oddechu.
- A ty sięgałeś po mocne uderzenie.
- Znasz taki kawałek Metalliki, „One”?
- Kojarzę teledysk. - Już wiedziałam o co chodzi.
- O tak. Ten huk bomb. Ten biedny wojak. To byłem ja. - Jacek podszedł bliżej i złapał mnie za nadgarstki. Zacisnął na nich palce, jakby mierzył mi tętno. Byłam pewna, że czuje, jak bardzo jest przyspieszone. Pochylił się, jego oddech musnął mi włosy. - To jestem ja. Ale kiedy jesteś ze mną, mogę słuchać czegoś innego.
- To zrobimy to razem. - Spojrzałam mu w oczy. Były spokojne i pogodne. Odetchnęłam z ulgą.
- Jak wszystko, pani doktor. - Pocałował mnie w usta, miękko i słodko, a potem odsunął się i pokręcił głową.
- Może lepiej idź się przebrać. - Szepnęłam.
- Może lepiej pójdę. Bo w życiu nie dotrzemy na te urodziny.



Metallica ONE


Słowa tego kawałka idealnie oddają to, co miota się w głowie mojego bohatera, porucznika Jacka Kralla:

Nie pamiętam absolutnie nic
Nie wiem czy to jawa czy sen
W głębi mnie narasta krzyk
Lecz powstrzymuje mnie ta potworna cisza

Teraz, kiedy wojna skończyła ze mną
Budzę się lecz nie widzę
Jak niewiele ze mnie zostało
Nic nie jest prawdziwe, prócz bólu

Wstrzymuję oddech pragnąc śmierci
Błagam cię, Boże, obudź mnie (...)




niedziela, 20 stycznia 2019

Nowa książka-pisze się :) Co to będzie???

No właśnie, wiecie już???

Oto fragment:

Co z nim zrobimy? - Kuba spojrzał na milczącego szwagra, kiedy weszli na klatkę schodową.
- Mam klucze. Olka mi kiedyś dała. Na wszelki wypadek. 
- To dzisiaj jest ten wszelki wypadek. - Kuba kiwnął głową.
- Yhym. A co z nim zrobimy? Wyrzucimy gnoja. - Piotr pobiegł po dwa schody na pierwsze piętro, Kuba ruszył za nim.
Musiał niczego się nie spodziewał. Spał w fotelu, na stole stały cztery opróżnione butelki po piwie.
- Co za bagno… - Kuba warknął i szarpnął Mariusza, który po chwili otworzył nieprzytomne oczy. - Wstawaj, skurwielu! - Jednym pociągnięciem postawił się słaniającego faceta na nogi.
- Chyba pomyliłeś adresy, gnoju! - Piotr złapał go dłuższe włosy i zmusił, aby skupił wzrok na nim. - Co ja ci ostatnio powiedziałem?
- Sadowski, ty chuju…. - Wybełkotał Mariusz, widać było, że próbuje zorientować się, co właściwie się z nim dzieje.
- A tak, masz rację. - Piotr uśmiechnął się lekko, jego zielone oczy patrzyły beznamiętnie. Wyjął komórkę z kieszeni i wybrał numer. - Przytrzymaj tego gnoja, muszę coś załatwić.
Kuba pociągnął faceta w stronę przedpokoju i rzucił go na podłogę.
- Żebyś niczego jej nie zafajdał, ty kupo gówna!
- To ty! Ty, gwiazdo sportu! - Musiał sprawiał wrażenie, że dopiero teraz zorientował się, kto go trzyma. - To przez ciebie. Ona tylko ciebie kochała. Ja byłem dla niej nikim. Nikim. Wszystko twoja wina!
- Zamknij się!
- Zostawiłeś ją, a ona chciała tylko ciebie!!! - Mariusz ryknął i próbował złapać Kubę za nogi i przewrócić. Latkowski zamachnął się i wyprowadził cios prosto w twarz chłopaka. Ten jęknął i osunął się na podłogę.
- Co się dzieje? - Piotr wszedł do przedpokoju i spojrzał na Jakuba.
- Rzucał się.
- Hm. Zaraz przyjedzie po niego mój kumpel z żandarmerii. Zamkniemy go, aby wytrzeźwiał. Zadzwonię do jego brata, mieszka w Olsztynie. Zabierze go do domu, do matki. 
- Dobrze. - Kuba wciąż zaciskał dłonie i starał się uspokoić. Zorientował się, że jego szwagier wciąż na niego patrzy. Poczuł się niepewnie, jak zawsze pod wzrokiem tego faceta, który sprawiał wrażenie, jakby przenikał bardzo głęboko i widział to, co normalnie było niedostrzegalne.
- Okej, Kubuś. A teraz powiedz mi, o czym on mówił. O kim właściwie? Kogo zostawiłeś? I kto nadal cię kocha? - Sadowski uniósł brew, a jego zimny wzrok zdawał się uderzać w sam środek wielkich nieustających wyrzutów sumienia Jakuba Latkowskiego.





poniedziałek, 17 września 2018

Bezlitosna siła. KASTOR

Fragment I tomu kwadrylogii:


Zacisnąłem zęby, zacisnąłem pięści i kompletnie nie wiedziałem co jest grane. Gdy dziewczyna wyszła, spojrzałem na Martynę.
- Posłuchaj…- zacząłem, ze zmrużonymi oczami, ale ona oczywiście nie dała mi dojść do słowa.
- Zawsze musisz wrzucać te swoje beznadziejne teksty. Robiłam ci ostatnio wykład o mobbingu. Cholera, Kostek.
Dodam, że tylko ona tak się do mnie zwracała i wciąż jeszcze oddychała.
Przewróciłem oczami i usiadłem za biurkiem.
- Jeśli wpuszczasz tutaj nowych pracowników, bądź łaskawa ich poinformować, o zasadach jakie wszystkich obowiązują. - Powiedziałem zimnym tonem.
- Och, daj spokój! - Machnęła ręką i usiadła na rogu mojego biurka. Wiedziała, że tego nienawidzę. - Dostałam dzisiaj info od znajomego, że ProtectFinance traci głównego udziałowca. Jest szansa na odkupienie 51% udziałów.
- Skąd ty wiesz takie rzeczy, Martyna? - Oparłem dłonie o metalowe oparcia fotela i spojrzałem na moją przyjaciółkę. Jej ciemnobrązowe oczy śmiały się do mnie. Była piękną kobietą, pracowaliśmy razem od pięciu lat, wiedziałem o niej wszystko, znałem jej przeszłość i sekrety. Ona także wiedziała prawie wszystko o mnie. Prawie.
- Ty masz swoje źródła, ja mam swoje, szefuniu. - Uniosła znacząco brew.
- Jesteś niemożliwa.
- Wiem.
- Zajmiemy się tym. A jak przygotowania do imprezy?
Czekała nas w sobotę impreza rocznicowa, moja firma świętowała siódme urodziny. Nie chciałem robić z tej okazji wielkiej fety, ale Martyna była innego zdania. Dlatego w Hotelu Monopol we Wrocławiu miał się odbyć wielki raut, połączony z dyskoteką. Patryk pomagał to organizować, w końcu on najlepiej znał się na takich rzeczach, miał trzy dyskoteki we Wrocławiu i jeszcze kilka innych, nazwijmy to, biznesów.
- Idealnie.
- To okej.
- Dobra, o dwunastej mamy spotkanie, pamiętasz? - Uniosła brew, zeskoczyła z biurka i spojrzała na mnie znacząco.
- Zawsze.
- I pamiętaj co ci mówiłam. Wszyscy…
- Tak, tak. - Przerwałem jej, zniecierpliwiony. - Wszyscy są zespołem.
- No. Dobry szef.
Gdy wyszła, uśmiechnąłem się. Miałem do niej słabość, ale nie w jakimś gównianym damsko-męskim znaczeniu. Bardzo ją lubiłem, kiedyś jej pomogłem, łączyła nas jakaś dziwna przyjaźń, coś jakby była moją siostrą. Nie liczą się więzy krwi, tylko więzy duszy, czy innego gówna. Wziąłem głęboki wdech, otworzyłem laptopa i przez interkom zamówiłem kawę. Moja asystentka wiedziała, że do południa nie wchodzi się do mnie, a gdy czegoś chcę, sam zamawiam. Jednak zanim zacząłem pracować, wziąłem telefon i wybrałem numer do Patryka. Przyjaciel odebrał po trzech sygnałach. Był zaspany.
- Człowieku, jest poniedziałek. - Powiedział, zamiast standardowego „halo”.
- Tak się najczęściej dzieje po niedzieli. - Wstałem, okrążyłem biurko i oparłem się o nie. - Wstałeś?
- Ty sobie kurwa żartujesz?
- Nie, tak pytam bez zainteresowania.
- Kostuchna, o co kaman?
- Chciałem cię zapytać o twój personel.
- Z klubu, czy…?
- I tu i tu.
- O kogo chodzi? - Patryk chyba się dobudził. Słyszałem szum ekspresu do kawy.
- Dziewczyna.
- Stary, mówiłem ci, żebyś nie tykał hos…
- Nikogo nie tykam. Pracuje u ciebie Anita Sokół? - Spytałem bez ogródek. Znałem zasady Patryka. Dziewczyny pracujące u niego były nietykalne. Szanowałem tę regułę i nigdy jej nie łamałem. Poza tym… brałem tylko to, co mi ofiarowano. A personel, to był personel.
- Jest taka. A co? - Słyszałem rezerwę w głosie kumpla.
- Powiesz mi coś więcej o niej?
- Niewiele wiem. Pracuje od kilku miesięcy. Pracowita. Spokojna. Jakaś taka przytłumiona. Każdy ma swoje story, sam dobrze wiesz, stary. Po co ci ona?
- Ona mi do niczego niepotrzebna. Ale wygląda na to, że obydwaj ją zatrudniamy.
- Co ty bredzisz?
Opowiedziałem w skrócie Patrykowi o dzisiejszym spotkaniu w moim gabinecie. Kumpel wziął głęboki wdech, który usłyszałem w telefonie.
- To bardzo niedobrze.
- Ale co niby?
- Dobrze wiesz.
- Nie ma szans. - Odparłem.
- Niby nie, ale jednak. Poza tym my się znamy.
- No co ty?
- Kostuchna, powiedz szczerze, tylko dlatego cię zainteresowała? Że pracuje u ciebie? I u mnie?
- Tak. - Odparłem sucho. Tak właśnie było. Nie widziałem innego powodu. Absolutnie.
- Yhym. - Mruknął Patryk. - I lepiej, żeby tak zostało.
- Tak zostanie. Słuchaj, bierzesz swoich ludzi na sobotę?
- No jasne, tak jak ustalaliśmy. Kilka hostess i trzech twoich ulubionych kucharzy. W „Monopolu” wszystko dograne.
- Okej. Weź ją.
- Co?
- Masz ubytek słuchu? - Westchnąłem.
- Stary, nie pakuj się w to. Dziewczyna wygląda, jakby…
- Wiem, jak wygląda. Wydaje mi się, że potrzebuje kasy, skoro pracuje w kilku miejscach. Niech dostanie porządną premię za swoją pracę na imprezie. To wszystko.
- A ty podobno nie lubisz ludzi. - Patryk się zaśmiał.
- Nienawidzę. Ludzie to mendy, a świat to pies.
- Amen.




czwartek, 13 września 2018

Lubicie dramaty? Dilerka emocji szykuje coś... grubego!

A tu fragment książki, która czeka na wydanie. Roboczy tytuł: "Gdyby miało nie być jutra". Gatunek: dramat, sensacja, romans. Akcja dzieje się w Wałbrzychu.
UWAGA! Pojawi się tutaj Wasz ukochany gangster!


Milena Kępska uśmiechała się swoim firmowym uśmiechem, który sprawiał, że obecnym tu dziennikarzom miękły kolana. Miała do perfekcji opanowane kontakty z prasą, pismacy ją lubili, bo zawsze znalazła dla nich czas i powiedziała kilka słów do kamery. Stawała się jedynie wrogo nastawiona w momentach, gdy któryś z przedstawicieli mediów próbował naciągnąć ją na zwierzenia osobiste. Dlatego na każdej konferencji prasowej padało zastrzeżenie, aby nie zadawać pytań związanych z życiem sławnej aktorki.
- Jak pani ocenia swoją grę w „Gdyby miało nie być jutra”?
- Dałam z siebie wszystko. Główna bohaterka... jakby żyła we mnie. To było tak, jakbym na jakiś czas porzuciła swoją osobowość i stała się Natalią, główną postacią filmu.
- Jak współpracowało się pani z resztą obsady?
- Świetnie. To profesjonaliści, a do tego wspaniali ludzie. Zespół był naprawdę zgrany.
- Dlaczego akurat Wałbrzych?
- To moje rodzinne miasto. Taki powrót do korzeni. To chyba normalne?
- Czy pani bliscy są dumni z pani osiągnięć? - To pytanie zadał jakiś jasnowłosy dziennikarz, sprawiając że stali bywalcy konferencji prasowych Mileny, spojrzeli na niego nieomal z pogardą.
- Następne pytanie! - Joanna była jak zawsze czujna.
- Jakie są pani najbliższe plany?
- Teraz trochę się pourlopuję, dostałam kilka propozycji, przeglądam scenariusze, jeszcze nie podjęłam żadnej decyzji.
- Czy pani matka będzie na premierze filmu?
Milena spojrzała z wściekłością na wścibskiego dziennikarza i dała sygnał swojej menadżerce do zakończenia spotkania.
- Dziękujemy państwu, panią Kępską czeka jutro emocjonujący wieczór, na pewno po pokazie niektórzy z państwa będą mogli zadać jej kilka pytań.
- Ale... Pani Kępska!... Milena! Może jeszcze... Jak?
Pytania utknęły w kakofonii ogólnego zamieszania, ale Milena już tego nie słyszała. Wyszła bocznym wyjściem, odprowadzana przez ochronę, za nią szła Joanna.
- Co to za dupek? - Warknęła aktorka, gdy już znalazły się w samochodzie.
- To jakaś tutejsza gazeta. Dostał akredytację, bo jest przedstawicielem lokalnych mediów. Nie chcieliśmy, aby później pisali, że masz gdzieś mniejsze gazety.
- Szuka taniej sensacji. Wredna mała menda – Milena zaciskała szczęki i ciężko oddychała.
- Nie przejmuj się nim, to płotka.
- Zasady są zasadami! - Rudowłosa kobieta utkwiła w swej menadżerce twardy wzrok. - Nikt nie ma mnie prawa pytać o moje życie. I... o nią!
Igor zrobił ostatni przelew internetowy i oparł się o skórzane oparcie fotela. Czekał na Sebola, który już jechał w kierunku Cristala. I myślał o swoich synach, młodszy miał w przyszłym tygodniu urodziny, zastanawiał się nad prezentem dla chłopca. Myślał o wielu rzeczach, byleby tylko zaprzątnąć czymś umysł i nie skupiać się na tym, o czym bał się rozmyślać. Na całe szczęście usłyszał tupot ciężkich butów i po chwili otworzyły się drzwi do jego gabinetu. Do środka wpadł wysoki, potężny facet z ogoloną czaszką i wielkimi brązowymi oczami, otoczonymi gęstymi rzęsami. Trochę to śmiesznie wyglądało, bo nadawało jakiś piękny i romantyczny wygląd tej twarzy miastowego zakapiora.
- Co się tak tłuczesz? - Igor przewrócił oczami.
- Szefie. Ale jaja! - Wielkolud usiadł na krześle, które zaskrzypiało pod jego potężnym ciałem.
- Co jest?
- Rozmawiałem z menadżerką, ta impreza co jutro tu będzie, to po premierze tego filmu, co gra ta szefa znajoma.
Igor nic nie odpowiedział, bo doskonale o tym wiedział. I zastanawiał się czy ona zrobiła to specjalnie? Aż tak go nienawidziła? A może nie? Wolał o tym nie myśleć, bo od tego dostawał tylko migreny.
- Ale wielka sensacja. Przecież wiedziałem o tym, myślisz, że nie wiem co się dzieje w mojej firmie?
- Ale szefie. Ta Kępska to wielka gwiazda. Zajebista reklama dla naszej knajpy.
- Wiem. Dlatego się zgodziłem. Tylko dlatego – dodał Krasny ucinając wszelkie spekulacje.
Przynajmniej swoich pracowników mógł okłamać. Bo siebie samego... nie, to już nie było takie proste. Nic nie było proste, kiedy tylko rudowłosa postać pojawiała się w jego głowie. I w jego wspomnieniach. Była tam niemal zawsze. Ukrywał to głęboko, ale ona tam tkwiła jak zadra, przypominając o czasach, które minęły. A które naznaczyły go na zawsze. I które sprawiły, że nie widział dla siebie ratunku. Chociaż przecież miał dla kogo żyć! Co z tego, skoro życie bez niej było jedną wielką udręką bez końca.
***
Jechałem do niej, mieszkała na Podgórzu w starej poniemieckiej kamienicy. Kilka razy odprowadziłem ją tam, widziałem, że krępuje zaprosić mnie do siebie. Podejrzewałem, że chyba ma jakiś problem ze starymi, ale nie byłem pewien. Wiedziałem tylko, że muszę się z nią zobaczyć. Coś mnie do niej ciągnęło, cały czas o niej myślałem, a w szkole notorycznie starałem się na nią wpadać. Moi kumple domyślili się, że ta mała ruda bardzo mi się podoba. Miałem gdzieś ich głupie docinki, najważniejsze było dla mnie to, że Milena zawsze ze mną rozmawiała i była szczera. Otwarta. Nigdy przede mną nie grała. Nie udawała, nie przymilała się. Była sobą. I przy niej też mogłem taki być. Szedłem ulicą Katowicką i skręciłem w Reymonta. W tym brudno-pomarańczowym budynku mieszkała ona. Wbiegłem na parter i do moich uszu dobiegły odgłosy jakiejś burzliwej awantury. Zorientowałem się, że ten hałas dochodzi z mieszkania Kępskich. Stanąłem niezdecydowany, nie wiedząc co robić. Wreszcie usłyszałem krzyk Mileny: mam tego dość!!! Drzwi otworzyły się z trzaskiem i zapłakana dziewczyna wypadła na klatkę schodową. Gdy mnie dostrzegła, zatrzymała się na moment.
- Co ty tu... - jej dalsze słowa zginęły w duszącym szlochu, machnęła ręką i zbiegła po schodach na dwór. Z mieszkania wytoczyła się ładna blondynka o przepitej twarzy, ubrana tylko w prześwitującą halkę. Za nią stał kiwający się facet, którego czerwony nochal jednoznacznie wskazywał na zainteresowania.
- Śliczniutki – wybełkotała roznegliżowana blondynka. - Zgubiłeś się?
Bez słowa odwróciłem się i wybiegłem na ulicę w poszukiwaniu rudowłosej postaci. Dostrzegłem ją w górze ulicy. Biegła w kierunku starego wiaduktu. Ruszyłem za nią i szybko dogoniłem. Złapałem za ramiona i odwróciłem do siebie. Była zapłakana, miała czerwony policzek z odbitymi grubymi palcami.
- Milena, co się stało?
- Zostaw mnie. Wszyscy mnie zostawcie! - Odepchnęła mnie i dopiero chyba zrozumiała, że jestem tutaj. - Co ty robisz? Po co tu przyjechałeś? Jezu! - Zakryła dłońmi twarz, ale w jej oczach dostrzegłem wstyd i zażenowanie.
- Twój ojciec cię uderzył? Milena, proszę, spójrz na mnie – złapałem ją za nadgarstki i zmusiłem, żeby spojrzała na mnie.
- Krasny. Źle ulokowałeś swoje zainteresowania. Idź do swojego świata. - Patrzyła na mnie już bez wstydu. Za to z jakimś skrytym żalem.
- Myślę, że doskonale ulokowałem swoje zainteresowania. Chcę być z tobą. Nieważne kim są twoi rodzice. Liczy się to, kim ty jesteś.
Patrzyła na mnie i wiedziałem, że intensywnie myśli. I rozważa to, co jej powiedziałem. Analizuje. Mierzy. Waży. Prawda czy fałsz. Szczerość czy kłamstwo. Wreszcie westchnęła i ramiona opadły jej jakby w geście bezbronności i rezygnacji. Spojrzała na mnie oczami pełnymi rozpaczy.
- To nie jest mój ojciec. Ja... nie mam ojca. A moja matka jest alkoholiczką.
Prawda. Proste słowa. Niemal beznamiętne. Uderzyły mnie jak obuchem. Zawsze miałem rodzinę. Ojca. Matkę. Siostrę. Kochali mnie, a ja ich. Pierwszy raz porównałem moje życie z życiem tej dziewczyny. I poczułem ogromną różnicę, przepaść, koszmarny dyskomfort. Ogarnął mnie niewypowiedziany żal. I zrozumiałem, że dla mnie już nic nie będzie takie samo. Dopóki nie pomogę Milenie wyrwać się z tego impasu.
- Chcę z tobą być. Zależy mi na tobie. Bardzo. I pomogę ci. Tylko pozwól mi na to. - Podszedłem bliżej i patrzyłem jej prosto w oczy. Ona wpatrywała się w moje i znowu wszystko na szybko rozważała. I wreszcie... podeszła jeszcze bliżej, a ja wtedy przytuliłem ją do siebie. I tak staliśmy, ja głaskałem jej włosy, ona szlochała w moją kurtkę. I wiedziałem. Że ta dziewczyna na zawsze zagości w moim życiu. Pragnąłem tego bardziej niż czegokolwiek innego.


niedziela, 5 sierpnia 2018

Bezlitosna siła. Mars. TOM IV

I czas na fragment IV tomu "Bezlitosnej siły", zatytułowanego "Mars" 
- Chodź. Liwia. Nie zjem cię.
Na sam dźwięk mojego imienia w jego ustach poczułam dziwną słabość. Ale zeskoczyłam ze stołka i podałam mu rękę. Jego dłoń była duża i ciepła. Ruszył w kierunku wyjścia, gdy odchodziliśmy, machnęłam do moich przyjaciółek, że zaraz wracam. Widziałam niepokój w oczach Martyny i uśmiech na twarzy Inez. A także dostrzegłam Konrada, który zmarszczył brwi. Spokojnie, poradzę sobie. Chyba.
Darek torował drogę pomiędzy zbitymi na masę ludźmi, którzy rozstępowali się przed nim niczym Morze Czerwone. Widziałam zachwycone spojrzenia dziewczyn, które oczywiście wiedziały, kim on jest. Na mnie zerkały z zazdrością. Oj, dziewczęta, to tylko kumpel. Nikt więcej.
Kiedy zaczął mnie prowadzić w kierunku korytarza, gdzie mieściły się pokoje do prywatnych tańców, zatrzymałam się. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Jeśli myślisz, że tam z tobą wejdę, to... chyba jakiś żart. - Może i byłam trochę wstawiona, ale nie zalana i na pewno nie zamierzałam być jednym z jego licznych „zaliczeń”.
Darek zmarszczył brwi i po chwili zerknął na czerwone drzwi i na mnie. Jego czoło się wygładziło, ciemne oczy zrobiły się niemal czarne i wyglądał prawie jak Polluks. Uśmiechnął się tym swoim kpiącym uśmiechem, podnosząc jeden kącik ust.
- Serio, pani doktor, taki z pani tchórz?
- Akurat odwaga ma niewiele z tym wspólnego. - Zamierzałam wyrwać się z jego uścisku i wrócić do dziewczyn, zła, że zachowuje się jak idiota. Ale on przyciągnął mnie do siebie, uderzyłam o jego twarde ciało, wszystkie moje zmysły zapaliły się niemal jak alarm w centrum handlowym. Boże, co za durne porównania przychodziły mi do głowy!
- Spokojnie, Liwia, tu cię prowadzę. - Pochylił się do mnie i szepnął, a jego ciepły oddech pachnący gumą do żucia, musnął mi szyję. Zagryzłam policzek od wewnątrz i wzięłam głęboki wdech. On uniósł brew, gnojek, obserwował mnie, wszystko wyczuwał. Uśmiechnął się szerzej i wciągnął mnie w wąski korytarz i już wtedy wszystko zrozumiałam. Zapomniałam o tym tajnym przejściu. Prowadził mnie do podziemi.
- Nie martw się, kotek. Do czerwonego pokoju pójdziesz ze mną z własnej woli. - Zaczęliśmy schodzić w dół.
- Niedoczekanie. - Burknęłam i podążyłam za nim.
Musiałam przyznać sama przed sobą. On mi się cholernie podobał. Ale to nie wszystko. On mnie pociągał. Nie czułam czegoś takiego przy żadnym mężczyźnie. Nie czułam tego przy Mariuszu. Ale pożądanie to nie wszystko. A Darek był dzieciakiem. Mogłam się z nim dobrze bawić, ale nic więcej. Poza tym on raczej nie sprawiał wrażenia, jakby dorósł do czegokolwiek, poza wożeniem się swoim BMW, zadymami, walką w klatce i zaliczaniem dziewczyn.
Weszliśmy do podziemi, Darek zapalił światła, włączył muzykę.
- Chodź, spuścisz trochę pary. Widzę, że za bardzo główkujesz, kotek.
- Nie jestem żadnym kotkiem. - Pokręciłam głową. Ale w sumie... to było nawet fajne.
Chyba naprawdę musiałam wyluzować. Sztywna pani doktor.
- Jesteś. - Darek oczywiście uwielbiał się ze mną droczyć. - Wskakuj.
- W tych szpilkach?
Skrzywił się.
- Może jednak zdejmij.
- Okej.
Miałam na sobie dżinsy, obcisłą bluzkę i skórzaną marynarkę. Tę zdjęłam, zsunęłam też szpilki. Stanęłam na macie, on wszedł do środka. Wziął rękawice i podszedł do mnie. Górował nade mną, wpatrywał się we mnie przez chwilę, miałam wrażenie, że zaraz zrobi coś, za co dostanie ode mnie po łapach, albo i nie... ale on po chwili wziął głęboki wdech i powiedział spokojnie:
- Ręce.
Czy ja poczułam rozczarowanie? Zaczynałam sama siebie wkurzać. Wysunęłam dłonie, a on zaczął zakładać mi rękawice.
- To sparingówki. Jak walniesz mi kilka razy, to może polubisz mnie trochę?
Wzruszyłam ramionami.
- Lubię cię bez bicia.
Uśmiechnął się kącikiem ust.
- To może polubisz mnie bardziej.
Fot: internet /MGK/


niedziela, 29 lipca 2018

Bezlitosna siła. Saturn. Tom III

Mam nadzieję, że lubicie dramat, erotyk i sensację w jednym. Taka będzie właśnie kwadrylogia "Bezlitosna siła". 

Nazajutrz siedziałem od rana w hali, a po południu pojechałem na trening. Dzisiajćwiczyłem razem z Marsem. Gdy wszedłem na salę ćwiczeń, ten wariat już tam był. Wygolił sobie włosy po obu bokach głowy i widać teraz było jego jaskrawe tatuaże przedstawiające planetę Mars w czerwonych oparach. Włosy miał postawione na „irokeza”. Skakał i z półobrotu walił stopą w gruszkę zawieszoną jakieś łtora metra nad ziemią. Polluks stał obok i go instruował.
  • -  Wyżej, stopa zgięta, noga prosta, mocniej się wybij!
  • -  Kiedyś ciebie tak strzelę! - Darek wydyszał pomiędzy uderzeniami.
  • -  Już raz próbowałeś, braciszku.
  • -  Dajesz, Mars! - Kastor wyszedł z zaplecza i zauważył mnie. - No, jesteś, Saturn,
    rozgrzewka! Czterdzieści okrążeń. - Włączył muzykę. - Dajesz!
  • -  Cię kurwa nienawidzę... - Mruknąłem, ale zacząłem bieg. Potem Kastor rzucił mi skakankę i zaczął liczyć.
Obunóż, czterdzieści powtórzeń!
Skakałem w równomiernym rytmie, wsłuchując się w dudniącą muzykę i przebijający sięniski głos Kastora.
  • -  Teraz z wyskokiem! Czterdzieści, dajesz!
  • -  Kolana wysoko, czterdzieści!
  • -  Wykroki, dajesz!
    Po oko
    ło czterdziestu minutach skakania mięśnie paliły mnie żywym ogniem. Kastor wytarł mi twarz, dał trochę lodu do possania i już wchodziłem do klatki, gdzie rozgrzewał się Darek. Sparing trwał ł godziny, w seriach.
    Teraz le
    żeliśmy na macie z Darkiem i patrzyliśmy w sufit.
  • -  Może kiedyś zatańczymy z tymi dwoma sadystami? - Darek położył mokry ręcznik na
    czoło.
  • -  Bardzo chętnie, ale najpierw zrobią sześćset powtórzeń z tą pierdoloną skakanką.
  • -  No dziewczynki, pod prysznic! I proszę mięśnie nasmarować, Anatol da wam maść. -
    Polluks stanął nad nami i uśmiechał się jak psychol.
    Zebrali
    śmy się niemrawo, ale gdy spojrzałem na zegarek powieszony na ścianie sali, to od razu przyspieszyłem tempa.
  • -  Kurczę, muszę jechać po Inez. - Ruszyłem do szatni.
  • -  Do fundacji? - Darek był już koło mnie.
  • -  No a gdzie?
  • -  Może pojadę z tobą?
  • -  A niby po co?
  • -  Mars, ty się lepiej nie zajmuj rudą panią psycholog.- Kastor szedł tuż za nami.
  • -  Potrzebuję pomocy, mam w głowie bałagan. - Darek uśmiechnął się szeroko, ale jego oczy pozostały poważne.
  • -  Yhym, w to nie wątpię, ale od Liwii z daleka.
    Darek wyci
    ągnął środkowy palec i zniknął łazience. Spojrzałem na Kastora.
  • -  Słuchaj, mam pytanie.
  • -  Co tam?
  • -  Ten koleś, Baca, co do niego chodziłeś, nadal na Kościuszki siedzi?
  • -  Tak, nic się nie zmieniło. A co? Aaaa, rozumiem.
  • -  Tak, to ten temat.
  • -  Myślęże pomoże, jest genialny.
  • -  Okej, dzięki.
    Wcze
    śniej opowiedziałem Kostkowi co spotkało Inez i że chcę jej pomóc w tym temacie. Kostek się wkurzył i oo razu podpowiedział mi, co możemy zrobić.
    Po treningu odebrałem Inez i pojechaliśmy do mnie. Zamówiłem jedzenie, piliśmy wino, oglądaliśmy jakiś film. Potem kochaliśmy się, a jeszcze później moja dziewczyna nasmarowała moje zgnębione mięśnie i zasnęliśmy tuląc się jak nastolatki. Bo tak naprawdę... to była nasza nastoletnia miłość. Gdyż nigdy nie przeżyliśmy czegoś takiego i nigdy nie byliśmy nastolatkami. Tak czasami jest, jak od razu się dorasta i pomija pewien etap w życiu. My pominęliśmy całkiem sporo.