„Szeptacz” to kolejny thriller, który ostatnio wylądował na moim tablecie, w ramach abonamentu Legimi. Często tak mam, że wpadam w fazę thrillerów, romansów, sensacji czy kryminałów i czytam ciągiem książki z danego gatunku.
„Szeptacz” znalazł swoje miejsce w moim ciągu „thrillerowym” i chociaż czytałam go dość długo (wyjazdy, targi książki, etc.), to muszę przyznać, że całkiem niezły to był dreszczowiec.
Tytułowy Szeptacz to seryjny morderca chłopców, który odsiaduje swój wyrok w więzieniu. Jednak pojawia się nowy drapieżnik i władze nie wiedzą, kim on może być. Naśladowca? Fan? A może ktoś o wiele lepszy, szybszy, bardziej niebezpieczny?
Jednocześnie śledzimy losy znanego pisarza, Toma Kennedy’ego, który wraz z synkiem Jakiem zmienia miejsce zamieszkania i wprowadza się do domu w owianym złą sławą miasteczku, z którego pochodził sławny seryjny zabójca. Tom ma problem z synkiem, który po dramatycznej śmierci matki zaczyna się dziwnie zachowywać. Ciągle mówi sam do siebie, a kiedy znajduje się sam, wygląda tak, jakby z kimś rozmawiał. Tom nie wierzy w duchy, ale… Czy to co siedzi w głowie chłopca, w jego wspomnieniach, może okazać się prawdą? A czy Szeptacz istnieje naprawdę, czy Jake wie, kto z nim rozmawia, czy zło uderzy ponownie?
Nieco rozczarowało mnie jednakże zakończenie, za szybko, za łatwo, zbyt oczywiście. Ale mimo tego oceniam tę lekturę na niezłą.
„Szeptacz” to, mimo wszystko, wciągający i mroczny thriller, który miejscami mocno oscyluje w kierunku horroru, a przynajmniej dreszczowca. Niektóre sceny sprawiają, że jeśli będziecie czytać tę książkę nocą, radzę sprawdzić, czy drzwi i okna są szczelnie zamknięte.
Polecam, na jesienne wieczory idealna lektura, aby się trochę bać. A właściwie nie trochę.