Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Angelfall. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Angelfall. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 23 czerwca 2013

Susan Ee "Angelfall"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Filia.


Opowieści o postapokaliptycznej rzeczywistości, końcu świata, upadku cywilizacji i wszelkich wartości, anarchii i dyktaturach powstało w ostatnim czasie nieskończenie wiele. To kolejna moda po wampirach, która prowokuje do powstawania historii coraz to wymyślniejszych i nieprawdopodobnych. W moje ręce wpadła ostatnio powieść z podobnego „nowogatunku”, zatytułowana „Angelfall. Opowieść Penryn o końcu świata” autorstwa Susan Ee.

Tutaj autorka także wykorzystała panujący obecnie topos, jednakże tym razem to nie ludzie sobie zgotowali okrutny los, ale przyczyniły się do tego istoty, które w świecie religii stanowią uosobienie surowej sprawiedliwości, opiekuńczości i dobra. Dobra przede wszystkim dla ludzi, którymi powinni się opiekować. Anioły. To one, te cudowne istoty z białośnieżnymi skrzydłami i dobrotliwym uśmiechem na twarzy stały się w tej opowieści synonimem bezwzględnego i wszechobecnego zła. Nie są to już pucułowate grubaski, które hasają po niebiańskich łąkach. To wojownicy z krwi i kości, równie piękni, jak okrutni. Ludzi nazywają małpami i traktują jako nawóz, albo pokarm dla swoich mieszańców. W tym wszystkim, w tym świecie pozbawionym jakichkolwiek zasad, w tym najgorszym koszmarze, a jednak będącym rzeczywistością próbuje odnaleźć się Penryn, która oprócz codziennej walki o przeżycie, musi opiekować się niepełnosprawną siostrą Paige i chorą psychicznie matką. Każdy dzień to bitwa o przetrwanie, walka o zdobycie kocich chrupek do jedzenia i o znalezienie kryjówki przed zmrokiem. Bo oprócz skrzydlatych wrogów, ludzie stali się nieprzyjaciółmi także dla siebie, łącząc się w gangi i napadając na swoich pobratymców. Penryn nienawidzi aniołów, jednak pewnego razu trafia na swego rodzaju egzekucję. Kilku skrzydlatych łapie jednego silnego anioła o pięknych śnieżnobiałych skrzydłach i obcina mu je, zostawiając okaleczonego mężczyznę na pewną śmierć. Penryn, wbrew wszystkiemu co czuje, postanawia zaopiekować się byłym już teraz aniołem i tak jej los splata się z losem Raffego, który okazuje się być silniejszy, niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Ale Penryn nie kieruje się kiełkującym zainteresowaniem do przedstawiciela tego złowrogiego gatunku. Dziewczyna ma jeden cel. Raffe musi jej pomóc odnaleźć młodszą siostrę, która została porwana przez zgraję skrzydlatych. Rozpoczyna się walka. Walka z czasem. A także z całym okrucieństwem, którego nawet nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić.

„Angelfall” może i powiela modną ostatnio tematykę, ale robi to w sposób świeży, pomysłowy i wciągający. Akcja goni akcję, bohaterka wzbudza sympatię i sprawia, że chcemy jej kibicować, a piękny anioł Raffe od początku intryguje i daje nadzieję, że nie wszyscy skrzydlaci to wyzbyte uczuć potwory. Ta powieść to pierwsza część trylogii, chociaż nie przepadam za książkami tego typu, to jednak na pewno sięgnę po kolejne odsłony przygód Penryn, bo to po prostu bardzo intrygująca i wciągająca historia. Polecam.