Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Feeria Young.
Zbieram myśli, zbieram, nie spodziewałam się, że po przeczytaniu książki, która jest reklamowana „pierwsza z trzech części serii dla dziewcząt” ta nabałagani mi w głowie tak, że będę się zastanawiać nad każdym słowem.
„Powód by oddychać” Rebecki Donovan to początek cyklu Oddechy, który otwiera i ukazuje historię szesnastoletniej Emmy. Dziewczyna jest półsierotą, jej ukochany ojciec zginął przed laty, a matka, będąca za pan brat z alkoholem, powołująca się na własną nieporadność, nie mogła opiekować się dziewczyną. Tak więc Emma trafiła pod opiekę brata ojca-Georga i jego żony Carol. Małżeństwo ma dwoje małych dzieci, Jacka i Laylę, co nie jest bez znaczenia, jeśli chodzi o rozwój wypadków.
Emma stara się być niewidzialna, uczy się świetnie, odnosi sukcesy w sporcie, chodzi na tyle zajęć pozalekcyjnych, na ile tylko może, a wszystko to ma jeden cel. Jak więzień odsiadujący wyrok i robiący kreski na ścianie, odliczające kolejne przeżyte dni, tak samo Emma liczy ile dni zostało jej do skończenia szkoły i wyjechania na studia. Marzy się jej Stanford. Dlaczego nastolatka ma tak ściśle nakreślony cel? Musi wydostać się z tego domu, w którym mieszkają dwa potwory. Carol, która notorycznie znęca się nad swoją podopieczną (bije, kaleczy, parzy) i George, który udaje, że niczego nie dostrzega. I teraz nasuwa się pytanie: dlaczego bohaterka, zdolna, inteligentna, tak bardzo broni tej okrutnej tajemnicy i nikomu nie mówi o swoim koszmarze? Martwi się bowiem o swoje kuzynostwo i w imię ich bezpieczeństwa postanawia wytrwać.
Jej sekret zna tylko jedyna przyjaciółka Sara, a już wkrótce pojawi się chłopak, Evan Matthews, który najpierw zabierze jej serce, a potem także odkryje co przechodzi dziewczyna, którą pokochał.
Jeśli myślicie, że w tym tomie znajdziecie rozwiązanie tej historii, to ogromnie się mylicie. Książka kończy się tak, że niezbędnym staje się posiadanie tomu drugiego, bo zakończenie jest więcej niż irytujące. Cała powieść to mieszanina emocji i nerwów. Może jestem za dorosła (aby nie powiedzieć za stara) na taką historię, gdyż ośli upór bohaterki, jej postawa, odrzucanie pomocy, ranienie przyjaciół niezmiernie mnie irytowały. Poza tym to nie malutkie dziecko, które wobec przemocy zamyka się w sobie i często nie wie, nie rozumie, że może poprosić o pomoc. Z drugiej strony gdzie szkoła, nauczyciele, którzy owszem, w końcu coś zauważyli, ale i tak nikt nie przeszkodził Carol w realizacji ostatecznego planu.
No dobrze, książka wyzwoliła we mnie emocje, nie zawsze te pozytywne, zgadza się. Pomijając główny wątek dziewczyny gnębionej przez psychopatyczną (nie ma co czarować) ciotkę, mamy tutaj pierwsze zauroczenia, chłopaka, którego chyba każda dziewczyna chciałaby mieć i przyjaciółkę, o której niejedna nastolatka marzy.
Mam nadzieję, że sprawiedliwości stanie się zadość i w kolejnych tomach zło zostanie ukarane, a dobro zwycięży. Tak jak w bajkach i historiach dla nastolatków powinno być.