piątek, 29 listopada 2019

Eva García Sáenz de Urturi "Rytuały wody"

Rytuały wody” to drugi tom trylogii Białego Miasta, autorstwa Evy Garcíi Sáenz de Urturi. Po „Ciszy białego miasta”, która zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, od razu sięgnęłam po dalsze losy inspektora Unaia Lópeza de Ayala, ps. Kraken. 

Historia rozpoczyna się zaraz po zakończeniu śledztwa w sprawie seryjnych podwójnych zabójstw, a Kraken i jego przełożona Alba stają w obliczu nowego wyzwania, jakim będzie ciąża pani komisarz. Inspektor de Alaya zmaga się jednocześnie z problemami zdrowotnymi, po postrzale w głowę stracił umiejętność mówienia i potrzebuje pomocy logopedy, aby się rehabilitować i zacząć mówić. Teraz posiłkuje się słowem pisanym i będzie w ten sposób musiał prowadzić śledztwo, bo oto pojawia się nowy drapieżnik. W górach zostają znalezione zwłoki kobiety, która została zamordowana wedle obrządku celtyckiego, mówiącego o potrójnej śmierci. Okazuje się, że ofiara była w zaawansowanej ciąży i że kiedyś… była dziewczyną Krakena. Ale nie tylko jego. Kraken musi cofnąć się do przeszłości, kiedy on i jego przyjaciele na pewnym obozie poznali odważną i pewną swego seksualnego uroku dziewczynę, która bardzo namieszała w ich chłopięcym świecie.
Trop prowadzi do starodawnych wierzeń, Celtów i rytualnych morderstw i skrzywdzonych dzieci.

W tej części sporo miejsca poświęconego jest także osobistym przeżyciom i zmaganiom Krakena, poznajemy nie tylko jego przeszłość, ale i obserwujemy, w jakim kierunku zmierza jego związek z Albą. I dowiadujemy się, co czuje do niego jego partnerka, inspektor Estibalz. Mniej więcej po dwóch trzecich książki już wiedziałam kto jest mordercą i tutaj zabrakło mi zaskoczenia z pierwszego tomu. Niemniej jednak nadal utrzymany jest duszny klimat baskijskiego miasteczka i sporo ciekawostek związanych z tamtym regionem Hiszpanii, świetnie tworzy nam tło fabularne.

Zdecydowanie przeczytam tom trzeci, aczkolwiek pierwsza odsłona tej serii podobała mi się bardziej. Ale i tak polecam, bo to naprawdę dobrze napisane kryminały. 

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Muza SA.

czwartek, 28 listopada 2019

Kim Holden "Druga strona"

Jest moje drugie spotkanie z twórczością Kim Holden. Po nieudanym dla mnie „Promyczku”, nie było nam po drodze, jednak teraz za sprawą Domi Czyta postanowiłam przeczytać najnowszą powieść pani Holden, zatytułowaną „Druga strona”.
I powiem wam, że to zdjęcie i napis na moim kubku z kawą, są wcale nieprzypadkowe. Bo ta książka była naprawdę Awesome!

Głównym bohaterem jest Toby Page, blisko osiemnastoletni chłopak, który wynajmuje pokój u weterana wojny w Wietnamie, Johnny’ego (akcja powieści toczy się pod koniec lat 80-tych). Toby nie płaci za wynajem, w zamian pełni funkcję konserwatora w domu, którego właścicielem jest Johnny. Chłopak jest zamknięty w sobie, odlicza dni do rozdania świadectw i ukończenia liceum, bo na ten dzień zaplanował coś bardzo ważnego dla siebie. Wtedy skończą się jego bolesne wspomnienia i koszmary, przez które cierpi na bezsenność, jest wycofany, bez najmniejszego poczucia własnej wartości. Wszystko w jego życiu jest szare, nawet nie czarno-białe, a dlaczego się tak dzieje, czytelnik odkrywa powoli i z coraz większym zaniepokojeniem, a nawet szokiem. Kiedy do domu wprowadzają się nowi najemcy, coś zaczyna się zmieniać. Alice jest śliczna, pewna siebie i niewidoma. Rozmawia z Tobym, a on bardzo bardzo powoli zaczyna się przed nią otwierać. Jednak nic tutaj nie jest łatwe, proste i szybkie. Chłopak skrywa tragiczną tajemnicę, cierpi na depresję i nie przestaje czekać na nastanie upragnionej daty. Jednak okazuje się, że nie jest sam, że wokół niego jest mnóstwo osób, którym pomógł, które go kochają i uważają za bohatera. Lecz czy to w czymś pomoże, jeśli on sam nie zacznie siebie tak postrzegać?

„Druga strona” to poruszająca dramatyczna opowieść o tym, jak dzieciństwo wpływa na ludzkie losy, jak łatwo można zniszczyć człowieka, jak ważne jest wsparcie otaczającego świata i jak trudno wyrwać się z okowów depresji. 

Książka niesamowita, wzruszająca, zaskakująca, z tajemnicami z przeszłości, świetnie skonstruowana, wyciskająca łzy. Tak, tak, łzy. Wiem, u mnie ciężko z tym, ale skoro już piszę Wam, że kilka razy się popłakałam, to wierzcie… jest na czym.
Polecam, świetna powieść, którą czyta się jednym tchem!

Domi, dziękuję! <3 b="">


wtorek, 19 listopada 2019

Eva García Sáenz de Urturi "Cisza białego miasta"

„Cisza białego miasta” to pierwszy tom trylogii hiszpańskiej pisarki, Evy García Sáenz de Urturi. Autorka urodziła się i wychowała w kraju Basków i ta właśnie kraina gra główną rolę w jej powieściach. 

Tom I wprowadza nas w klimat hiszpańskiej prowincji, poznajemy głównego bohatera, inspektora Unaia Lópeza de Ayala, pseudonim „Kraken”. Inspektor od lat zafascynowany jest sprawą bliźniaków Ortiz de Zarate. Jeden z braci Tasio, odbywa karę dwudziestu lat więzienia za seryjne morderstwa sprzed lat, a jego bliźniak Ignacio, jest byłym policjantem, który wsadził brata za kratki. Jednakże Kraken nie do końca jest przekonany o winie Tasio, a on sam zaczyna z inspektorem blisko współpracować, kiedy pojawiają się nowe rytualne mordy, które mogą wskazywać albo naśladowcę, albo prawdziwego mordercę. Mordercę, który wciąż pozostaje na wolności.

Wątków i tropów jest naprawdę dużo, a akcja rozwija się najpierw w powolnym, a potem coraz bardziej dynamicznym tempie. Tłem tej pasjonującej pogoni za seryjnym mordercą jest piękna hiszpańska Vitoria, pełna zabytków, legend, historii sprzed lat i smacznego jedzenia. 

„Cisza białego miasta” to niesamowicie wciągający i zaskakujący thriller, który czyta się na wdechu. Uwielbiam takie klimaty, a jeszcze bardziej lubię, kiedy fabuła i zwroty akcji mnie zaskakują, sprawiając, że zaczynam mówić sama do siebie: „no nie!”, „ale numer!”, „serio???” i inne takie. Do tego muszę także pochwalić kreację głównego bohatera, Krakena, który jest świetnie zobrazowany, mimo nieco stereotypowego rysu gliniarza po przejściach i po przeżyciu rodzinnej tragedii. Kraken jest interesujący, pociągający no i przystojny. Jego najbliższe otoczenie też zasługuje na uwagę, a zwłaszcza blisko stuletni dziadek, którego umiejętności lecznicze i parapsychiczne czasami przyprawiają o gęsią skórkę.

Polecam, polecam i jeszcze raz polecam, a ja tymczasem sięgam pilnie po tom drugi.


niedziela, 10 listopada 2019

Belle Aurora "Dirty"

„Dirty” to drugi tom serii Raw Family autorstwa Belle Aurora. Głównym bohaterem tutaj jest Julius, przyjaciel Twitcha - głównej postaci z pierwszej części. 

Julius wciąż przeżywa śmierć przyjaciela i wraz z Ling nadal prowadzi swoje interesy polegające na wykonywaniu zleceń dla zorganizowanych grup przestępczych, w tym włoskiej mafii. Właśnie z jednym zleceń wiąże się fabuła tego tomu. Julius ma znaleźć zabójcę niejakiego Raula Mendozy, na zlecenie mafijnej rodziny Castillo. Córka szefa mafii - Alejandra jest w związku z synem drugiego rodu mafijnego-Dino Gambino. Wszyscy wierzą, że dziewczyna jest w udanym i szczęśliwym związku, jednak to tylko maska, fasada, która niebawem runie z wielkim hukiem. Młoda kobieta od lat jest w rękach męża i jego brata, który często znęca się nad nią i gwałci na oczach małżonka i ku jego wielkiemu zadowoleniu. I kiedy myśli, że nic już jej nie uratuje, wpada na iście szatański plan, który pozwoli jej uwolnić się od dwóch katów. Julius zostanie wciągnięty w sam środek tej rozgrywki pomiędzy włoskimi rodami mafijnymi i wszystko byłoby dobrze, gdyby jednocześnie nie zostało zaangażowane w to jego serce, które zacznie mocniej bić dla młodej i skrzywdzonej Any.
Jednocześnie obserwujemy działania Twitcha, który oczywiście żyje i próbuje odkręcić wszystko, aby móc wrócić do żony i syna. Działając potajemnie, jednocześnie pomoże Juliusowi i Anie zakończyć i rozwiązać ich sprawy.

Ta część podobała mi się bardziej niż tom pierwszy, może dlatego, że bohaterka kobieca nie była wykreowana na niestabilną irytującą dziewczynę, która nie wie czego chce i zachowuje się irracjonalnie. Ana przeszła piekło, ale jest w miarę zorganizowana i stara się utrzymać na powierzchni. Poza tym w tym tomie jest o wiele więcej akcji sensacyjnej, co także wielce przypadło mi do gustu.

Oczywiście tę historię trzeba czytać po lekturze tomu pierwszego, aby zrozumieć wszystkie wątki.

Tymczasem nie pozostaje nic innego, jak czekać na tom trzeci, który zakończy tę trylogię i zamknie (mam nadzieję) wszystkie elementy fabuły. Polecam.


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Niezwykłego.

czwartek, 7 listopada 2019

Jakub Żulczyk "Czarne słońce"

Kiedy sięgałam po „Czarne słońce” - najnowszą powieść Jakuba Żulczyka, po części byłam przygotowana na specyficzny język i formę, które poznałam już przy okazji lektury „Wzgórza psów” czy „Ślepnąc od świateł”. Jednakże to były tylko moje osobiste nadzieje, że wiem wszystko, że znam sposób tworzenia obrazów, a nade wszystko postaci przez tego pisarza. Rzeczywistość przeszła moje oczekiwania i nie mogę powiedzieć, że jestem z tego powodu rozczarowana czy niezadowolona. Raczej pogruchotana emocjonalnie, zachwycona, przerażona, a w głowie mam papkę zamiast mózgu, którą próbuję poskładać do kupy i wyartykułować parę składnych zdań na temat tej powieści.

Nie będę tutaj pisać żadnych streszczeń, bo tego nie da się opowiedzieć w kilku zdaniach krótkiej subiektywnej czytelniczej opinii. Akcja rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, kiedy nie ma już Polski, jest za to Wielka Polska, rządząca przez Ojca Premiera. Ugrupowania katolickie w całości przejęły władzę nad krajem, Polska nie jest już członkiem Unii Europejskiej, a religia stała się główną tezą, myślą przewodnią i konstytucją państwa. Główną postacią, wokół której rozgrywają się wydarzenia, jest niejaki Gruz, neonazista, członek i założyciel ugrupowania Prawdziwy Faszyzm. Wraz z Suchym, Gwiazdą, Burzymem, Mengelem i resztą wykonują rozkazy swojego przywódcy, Damiana, który nakazuje im rozprawić się z zamkniętym obozem dla „ciapatych” czyli uchodźców. Wszystko idzie według planu, jednak krwawa, a właściwie ognista jatka, niesie za sobą poważne konsekwencje. Które będzie musiał ponieść Gruz. Zostaje dostarczycielem ważnej przesyłki, do rąk własnych Ojca Premiera, a przesyłką tą okazuje się być młoda Arabka i jej mały synek. Faszysta-Gruz musi zrobić wszystko, aby przewieźć ich przez pół kraju, gdzie każdy ma prawo strzelać do „ciapaka” i w imię Chrystusa Króla może zrobić z nimi co zechce. I to jest ta część książki, którą w sumie łatwo zreferować i gdyby dodać do tego ogrom scen przemocy, drastycznych opisów upadku ludzkości, myśli i pragnień głównego bohatera, mielibyśmy dystopijną historię końca moralności, empatii i zrozumienia. Ale do tego dochodzi to drugie dno, spojrzenie autora na świat i na to co się dzieje z drugiej strony, kiedy realizm zaczyna przeplatać się z tym, co roi się w umyśle Gruza, co szykuje się tuż obok. Młoda Arabka i jej synek. Kim są? Jaka jest ich misja? Czy główny bohater jest w stanie zapomnieć o nienawiści, którą mu wpajano od najmłodszych lat? Ech, pytań jest ogrom, a gdybym chciała napisać o tym wszystkim, co mam w głowie po lekturze „Czarnego słońca”, ta recenzja miałaby z dziesięć stron. 

Podsumowując: książka Jakuba Żulczyka jest powieścią o miłości, o końcu świata, o walce z Antychrystem, o wierze w człowieka, nie w żadnego boga, czy kościół. W to, że coś w nas jeszcze tkwi, jakiś pierwiastek dobra i może nie wszystko jest stracone.

Czasami obrazoburcza, na pewno drastyczna, bolesna, wciągająca, miejscami zabawna ( no co? mam poczucie humoru podobne do Gruza), książka-podróż, gdzie mamy tak naprawdę czterech głównych bohaterów: Gruza, Alfę, Nehlę i Jakuba Żulczyka. Powieść, którą należy czytać na raty, bo zbyt duże nasycenie emocjami, myślami, brudem, krwią, nienawiścią i miłością, może sprawić, że będziemy wyłączeni z życia na jakiś czas.  Dla mnie numer jeden. 
      
                                               ***

„Nienawiść da ci siłę, jeden z drugim, żebyś zrobił rozbieg i uderzył głową w ścianę, ale tylko miłość sprawi, że ta ściana pęknie.”
*
„- Nie. Nieprawda. - Blondyn się zaperza. - To wymaga pokonania wielkiego lęku. Zrobienie tego, o czym mówię, zajrzenie w otchłań.
- Chyba w otchłań twojej leniwej dupy  - odpowiada Alfa, a ja parskam brechtem, fajnie mi, bo przecież wiadomo od kogo podłapał te teksty, od kochanego wujka Gruza.”
*

„Przyniosłem wam miłość, a wy mnie zabiliście, co więcej, zrobiliście sobie święty symbol z narzędzia, którym mnie zabito. Gdybyście mnie utopili, to teraz modlilibyście się do garnka z wodą?”



piątek, 1 listopada 2019

Alex North "Szeptacz"

„Szeptacz” to kolejny thriller, który ostatnio wylądował na moim tablecie, w ramach abonamentu Legimi. Często tak mam, że wpadam w fazę thrillerów, romansów, sensacji czy kryminałów i czytam ciągiem książki z danego gatunku.
„Szeptacz” znalazł swoje miejsce w moim ciągu „thrillerowym” i chociaż czytałam go dość długo (wyjazdy, targi książki, etc.), to muszę przyznać, że całkiem niezły to był dreszczowiec.

Tytułowy Szeptacz to seryjny morderca chłopców, który odsiaduje swój wyrok w więzieniu. Jednak pojawia się nowy drapieżnik i władze nie wiedzą, kim on może być. Naśladowca? Fan? A może ktoś o wiele lepszy, szybszy, bardziej niebezpieczny?
Jednocześnie śledzimy losy znanego pisarza, Toma Kennedy’ego, który wraz z synkiem Jakiem zmienia miejsce zamieszkania i wprowadza się do domu w owianym złą sławą miasteczku, z którego pochodził sławny seryjny zabójca. Tom ma problem z synkiem, który po dramatycznej śmierci matki zaczyna się dziwnie zachowywać. Ciągle mówi sam do siebie, a kiedy znajduje się sam, wygląda tak, jakby z kimś rozmawiał. Tom nie wierzy w duchy, ale… Czy to co siedzi w głowie chłopca, w jego wspomnieniach, może okazać się prawdą? A czy Szeptacz istnieje naprawdę, czy Jake wie, kto z nim rozmawia, czy zło uderzy ponownie?

Nieco rozczarowało mnie jednakże zakończenie, za szybko, za łatwo, zbyt oczywiście. Ale mimo tego oceniam tę lekturę na niezłą.

„Szeptacz” to, mimo wszystko, wciągający i mroczny thriller, który miejscami mocno oscyluje w kierunku horroru, a przynajmniej dreszczowca. Niektóre sceny sprawiają, że jeśli będziecie czytać tę książkę nocą, radzę sprawdzić, czy drzwi i okna są szczelnie zamknięte.

Polecam, na jesienne wieczory idealna lektura, aby się trochę bać. A właściwie nie trochę.