Witajcie :-)
Złota polska jesień, to chyba moja najbardziej ulubiona pora roku :-) Już taka spokojniejsza, a nie zachłanna jak młodość wiosenna, nie taka rozdmuchana jak lato, a jeszcze nie tak zimna jak zima, więc ją uwielbiam. Pogoda wiadomo, nie zawsze nas rozpieszcza, ale kilka dni ładnych dostaliśmy. Dzisiaj jest już zupełnie inaczej, ale może jeszcze wróci. Postanowiłam ten czas uczcić jakimiś nowymi ozdobami ogrodowymi, a że akurat na blogu DIY, pojawił się tutorial na gipsową dynię, to niesiona natchnieniem zrobiłam lekki przegląd w garażu, bo porządki to chyba za duże słowo i odkryłam: resztę gipsu, masy szpachlowej i fugę w proszku. Wszystko przeterminowane, a kupione coś około 9-10 lat temu, więc nikt już tego nie będzie używał, ale ja owszem. Postanowiłam spróbować, mimo iż przepis mówił o kleju gipsowym, ale co tam, najwyżej się nie uda, ale ….. Udało się super, dyńki są, nawet mają drobne szlaczki w zależności od użytych pończoch (w szufladzie, też był przegląd). Zdecydowałam się na pomalowanie, bo różniły się kolorami. Dynie moje cudnie się zaprezentowały w jesiennym ogrodzie, a nawet mogłabym napisać, że pięknie obrodziły :-)
Część zamieszkała na tarasie:
a część od frontu:
w towarzystwie hortensji i wrzosów :-)
Na ten frontowy parapet może jeszcze coś dostawię, ale to w zależności od weny. Wcześniej stawiałam tutaj wiedźmę z papierowej wikliny, ale już się nie nadawała, więc trzeba by zrobić nową. Do wiedźmy miałam duży sentyment, bo to jedna z pierwszych prac pokazanych na tym blogu LINK, a było to już prawie cztery lata temu, wow. Ok, nie ma co sentymentalizować. Dzisiaj o dyniach. Są, leżą i będą jakiś czas jeszcze zdobić.
Na tym kończę, pozdrawiam serdecznie
i do zobaczenia wkrótce
Justyna
Złota polska jesień, to chyba moja najbardziej ulubiona pora roku :-) Już taka spokojniejsza, a nie zachłanna jak młodość wiosenna, nie taka rozdmuchana jak lato, a jeszcze nie tak zimna jak zima, więc ją uwielbiam. Pogoda wiadomo, nie zawsze nas rozpieszcza, ale kilka dni ładnych dostaliśmy. Dzisiaj jest już zupełnie inaczej, ale może jeszcze wróci. Postanowiłam ten czas uczcić jakimiś nowymi ozdobami ogrodowymi, a że akurat na blogu DIY, pojawił się tutorial na gipsową dynię, to niesiona natchnieniem zrobiłam lekki przegląd w garażu, bo porządki to chyba za duże słowo i odkryłam: resztę gipsu, masy szpachlowej i fugę w proszku. Wszystko przeterminowane, a kupione coś około 9-10 lat temu, więc nikt już tego nie będzie używał, ale ja owszem. Postanowiłam spróbować, mimo iż przepis mówił o kleju gipsowym, ale co tam, najwyżej się nie uda, ale ….. Udało się super, dyńki są, nawet mają drobne szlaczki w zależności od użytych pończoch (w szufladzie, też był przegląd). Zdecydowałam się na pomalowanie, bo różniły się kolorami. Dynie moje cudnie się zaprezentowały w jesiennym ogrodzie, a nawet mogłabym napisać, że pięknie obrodziły :-)
Część zamieszkała na tarasie:
a część od frontu:
w towarzystwie hortensji i wrzosów :-)
Na ten frontowy parapet może jeszcze coś dostawię, ale to w zależności od weny. Wcześniej stawiałam tutaj wiedźmę z papierowej wikliny, ale już się nie nadawała, więc trzeba by zrobić nową. Do wiedźmy miałam duży sentyment, bo to jedna z pierwszych prac pokazanych na tym blogu LINK, a było to już prawie cztery lata temu, wow. Ok, nie ma co sentymentalizować. Dzisiaj o dyniach. Są, leżą i będą jakiś czas jeszcze zdobić.
Na tym kończę, pozdrawiam serdecznie
i do zobaczenia wkrótce
Justyna