Dobry wieczór, dzień dobry, hejka!
Ufff... Gorączka minęła. I nie ta przedświąteczna, ale realna, z termometrem pod pachą. Jeszcze trochę smarkam i kaszlę, ale chyba idzie ku dobremu po dwóch tygodniach nicnierobienia. Noo, nie całkiem... nie całkiem... bo przecież bym z nudów umarła szybciej, niż z tej gorączki, gdybym czymś rąk nie zajęła. A że słabość mnie dopadła, to i usprawiedliwienie było, że pierniki nieupieczone, zakupy niepoczynione, że okna niepomyte, a ja haftuję.
Chałupka w rozsypce? No trudno, tak czasem być musi. Ale bez upominków dla Bliskich i znajomych być nie może. Zatem pracy lekuchnej się chwyciłam. Niczym styropianowa bombka ;-)))
I tak oto powstała pierwsza taka w mojej praktyce robótkowej.
A prezentuje się tak:
A początki... hmm... Nie były obiecujące 😅
Kleju użyłam wyłącznie do sznurków wokół haftu.
;-))))
Wybaczcie, proszę, jakość tych fotek. Za oknem ciemnica, a ja i mój aparat w takich warunkach świetlnych po prostu sobie nie radzimy
;-(
Dziękuję za ogląd i komentarze.
Trzymajcie się zdrowo i do sklikania :-)