Jest taka akcja w szkołach, a w zasadzie dwie:
Szklanka mleka oraz Owoce i warzywa w szkole.
Bardzo cenna inicjatywa, nie każde dziecko w domu pije mleko , nie każde dostaje owoce, a warzywa nie przez wszystkich są lubiane.
Jak to z różnymi inicjatywami bywa, akcje są nie do końca przemyślane i z tego, co obserwuję marnuje się wiele naszych wspólnych pieniędzy, bo i mleko i warzywa są oczywiście dla uczniów darmowe, owoce także.
Z dystrybucją już sobie szkoły poradziły, bo musiały, nikt nie pytał i pewnie nie ostatnia to akcja wymyślona dla dobra dzieci ( tak jak darmowe podręczniki), z której zorganizowaniem jak zwykle KTOŚ MUSI SOBIE PORADZIĆ.
W czym problem? Mleko dzieciaki dostają w kartonikach ze słomką, policzcie, ile takich kartoników zostaje na śmietniku po 5 dniach szkoły, gdy uczniów jest ok. 600, a większość mleko pije. Słomki walają się po całej szkole, nie mówiąc o rozlanym mleku, zalanych podręcznikach w plecaku itd.
Trudno jest dopilnować by uczeń wypił swoje mleko na przerwie śniadaniowej i kartonik wyrzucił, nie zawsze w danym momencie dziecko ma na to ochotę, a połączenie zimnego mleka i śliwek, wyobraźcie sobie te dziecięce brzuszki....
Część tych kartoników po mleku zaśmieca ulice, gdy idę do pracy i mijam kolejne szkoły, to szlak znaczony jest kartonikami po mleku, wyrzuconymi kanapkami i owocami.
Czasami są także soki, oczywiście w kartonikach ze słomką, a tyle sie ostatnio mówi o ograniczeniu plastikowych śmieci...
Owoce i warzywa to kolejny problem, kiedyś przyjeżdżały od dystrybutora w zgrabnych pojemniczkach ( niestety plastikowych) - rzodkiewki, winogrona, ogórki, papryka, pomidorki, jabłka w całości...
Teraz pojemniki zastąpiono folią zgrzewaną, więc wyobraźcie sobie, jak wyglądają śliwki czy krojona papryka po kilku godzinach w takiej folii bez tacek...próbowałam, niejadalne. Wszystko zaparzone, zgniecione na miazgę.
Jabłka i gruszki dostarczane do szkoły są chyba najgorszego sortu, po jednym ugryzieniu dzieciaki wyrzucają do kosza. Gruszki nie lepsze, wzięłam do domu kilka, by zmiękły, bo może to późna odmiana, ale nic z tego, nawet po tygodniu były niejadalne.
A może tylko u nas tak jest?
Ktoś za to płaci i to słono pewnie, bo koszt owoców, mycia, porcjowania, pakowania, transportu...
Dlaczego tak marudzę? Bo mnie krew zalewa na takie marnotrawstwo, bo ktoś na górze wymyśla akcje i hasła, a realizację zrzuca na szkoły, nie dokładając do tego etatów.
Te wszystkie zmarnowane owoce i warzywa oraz mleko nie są prezentem od rządu, my wszyscy za to płacimy i nie mamy prawa głosu...
I na koniec pytanie do Was - czy nie zdziwiłby Was w markecie kosz z napisem WYPRAWKA DLA KAŻDEGO UCZNIA i oczywiście zbiórka na ten cel?