wtorek, 2 kwietnia 2024
Obserwacje wagonowe...
poniedziałek, 23 października 2023
Nadaktywność...
Jesteśmy różni, zarówno zewnętrznie, jak i od wewnątrz. Oczywiście nie chodzi o wielkość serca, kształt żołądka czy średnicę żył.
Nasze istotne wnętrze, to osobowość, wrażliwość, wyznawane wartości, ciekawość...
Różnią nas także typy zachowań - jedni są głośni, gestykulują, często wybuchają śmiechem; inni wyciszeni, rzadko się odzywają, czasem skiną tylko głową na pozdrowienie, oszczędni w gestach i mimice; jednym usta się nie zamykają, inni milczą godzinami; jedni na przystanku przechadzają się w tę i z powrotem, inni siedzą kamieniem na ławce.
Są cholery i flegmatycy...ale nie będzie to kurs przyspieszony z psychologii, to tylko wstęp do opisu sytuacji w pociągu.
Wracałam z Poznania w środku tygodnia, pociąg prawie pusty, nie to co w niedzielę, w moim przedziale jeden pasażer. Ucieszyłam się, bo lubię poczytać w pociągu, a gdy zdarzy się rozmowne towarzystwo lub hałaśliwa młodzież, to z czytaniem kiepsko. Pasażer był młodym człowiekiem, ale już nie nastolatkiem, choć jego ubranie "krzyczało" o uwagę, a na pewno niosło jakiś komunikat.
Pociąg stał na stacji kwadrans, w międzyczasie wsiadł i drugi pasażer, równie młody, siadł pod oknem i zanurzył w laptopie...
Wyjęłam książkę i napój, ruszyliśmy. Pasażer w krzykliwym stroju okazał się wprawdzie w miarę cichy, ale nadaktywny. Moja podróż trwała godzinę i kilka minut, a w tym czasie młody człowiek dał pokaz takiej ruchliwości, że i tak trudno było skupić się na czytaniu.
Przesiadał się z miejsca na miejsce (pustawy przedział), ruszał nogami, popijał z pogniecionej plastikowej butelki, szeleszcząc straszliwie i nie przerywając gry w telefonie, rozmawiał z kimś na linii, ustalając menu na kolację, wychodził na korytarz, szukał czegoś w plecaku, znowu wychodził.
Pokasływał przy tym potężnie i mam nadzieję, że nie zarażał żadnym paskudztwem. Jego nadaktywność była męcząca, drugi pasażer próbował odwrócić się maksymalnie bokiem i skupić na pracy w laptopie, ja siedziałam naprzeciwko , zastanawiając się czy nie zmienić przedziału...
W czasie kontroli biletów, nawet kod QR w telefonie pokazywał konduktorowi tak ruchliwie, że musiał to zrobić ponownie, bo konduktor nie był w stanie odczytać danych. Okazało się, że bilet jest ważny, ale na następny dzień, konduktor musiał wystawić nowy. Całe szczęście miejsc było mnóstwo...
Ja wysiadłam wreszcie, natomiast drugi pasażer, jeśli jechał z nadaktywnym do samej Gdyni, to współczuję szczerze.
Obserwowałam wielokrotnie osoby z podobną nadaktywnością w różnych sytuacjach i nie wiem, kogo bardziej ona męczy, samego zainteresowanego , czy jego otoczenie?
piątek, 10 marca 2023
W pociągu...
Ostatnio często jeżdżę pociągiem, a to doskonałe miejsce do obserwacji i czasami udaje się podsłuchać rozmowy pasażerów.
poniedziałek, 3 sierpnia 2020
Nie moje fotki...
Byłam w polskich górach i nad jeziorem, w lesie i wśród zabytków.
Wysyłałam i dostawałam zdjęcia na telefon od rodziny i znajomych, nawet od tych, którzy nie bali się wojaży zagranicznych.
Po każdych wakacjach spotykamy się w szerszym gronie i oglądamy, gdzie kto był i jakie przygody przeżył.
Zdjęcia, które dziś zamieszczam zrobili inni, ale pokazuję u siebie, bo warto chyba, może ktoś rozpoznał i powspomina swoje podróże.
Takie widoczki przysłał mi syn z pobytu na Krecie w ubiegłych latach...
...i tutaj obrazki jak z bajki, może zobaczę to wszystko za rok?
Jeśli mnie pamięć nie myli, to zdjęcia z Sardynii...
...a w tym basenie syn postanowił wypróbować kamerkę, prezent od dziadków synowej.
Te dwie fotki młodzi przysłali z zimowej wycieczki do Berlina, pojechali autokarem, mieszkali w hotelu blisko centrum.
Te ciekawe zdjęcia przysłała mi znajoma, jej dzieci podróżowały niedawno po Belgii i Francji, swoim autem, więc bezpieczniej, ale dobrze, że wrócili, bo znowu wzrasta liczba zarażeń tym przeklętym wirusem...
W tym roku obejrzymy jedynie fotki z wojaży po kraju, bo z kim nie rozmawiam, to przełożył lub wycofał wyjazdy zagraniczne.
Pewnie stąd taki tłok nad polskim morzem i w górach.
Ale niektórzy znaleźli zaciszny kąt w lesie lub nad jeziorem:-)
czwartek, 19 września 2019
Na walizkach...
Znajomy młody człowiek zawsze fascynował się tym, co oglądał w czasopismach i programach podróżniczych.
Od małego dojrzewało w nim marzenie, by zobaczyć na własne oczy widziane w National Geographic ciekawostki i cuda natury.
Nie był na tyle naiwny, by nie wiedzieć, że potrzeba na to pieniędzy. Pracował więc od kiedy mógł, studiował zaocznie, by zarobić na podróże. Nie było mu lekko, ale motywacja była silna.
Zaczął od bliskich dystansów - głównie Europa, ale nie były to kierunki pospolite. Jeśli Europa to Islandia z nocowaniem pod namiotem; Węgry, ale na rowerze wokół Balatonu; Hiszpania, ale autostopem...
Poznał dziewczynę, która podzielała jego pasję, z jednym wyjątkiem - bała się latać samolotem.
Znaleźli i na to radę, poradziła się terapeuty, opanowała na tyle lęk, by latać najpierw na krótszych dystansach.
Zamieszkali razem, oszczędzali, przedmiotów zgromadzili mało, mieszkanie wynajmowali. Pracowali praktycznie po to, by móc podróżować. Jedynie telefon musiał być dobry, bo pomocny w nawigacji i kontaktach ze światem.
Każdy wyjazd zaplanowany w najdrobniejszych szczegółach, zobaczyli mnóstwo krajów, także te najbardziej egzotyczne, podziwiałam zdjęcia, pomysły, odwagę i ciągły głód poznawania innych kultur.
Ostatni pomysł dwojga młodych obieżyświatów to roczny wyjazd na antypody w ramach specjalnego programu dla ludzi do 31 roku życia.
Roczny urlop bezpłatny w pracy, sprzedanie zbędnych przedmiotów, przechowanie reszty u rodziców obojga, spieniężenie auta, bo niepotrzebne, a każdy grosz potrzebny, załatwienie wizy i biletów.
Będą oczywiście pracować w miejscu docelowym, nie dłużej jednak,niż 3 miesiące u jednego pracodawcy.
Głównym celem są dla nich podróże, ale i nowe doświadczenia.
Po roku zdecydują co dalej, cieszą się bardzo, rodzice mniej, bo to tak daleko...
Kibicuję tym planom i czekam na relacje, bo to może być ciekawa opowieść.
sobota, 20 lipca 2019
Świat na dotyk...
Podobne skojarzenie nasunęła mi uroczystość rodzinna.
Co jakiś czas rozlegał się dzwonek telefonu, dzwonili bliscy i znajomi z życzeniami.
Jakże trudno w dzisiejszych czasach zebrać rodzinę przy stole. Bliscy i znajomi rozpierzchli się na wszystkie strony świata, mieszkają, podróżują, pracują w kraju i za jego granicami.
Ciężko jest spotkać się w święta, jeszcze ciężej w wakacje...
Komunikujemy się przez telefony, online, rzadziej przy pomocy kartek pocztowych czy listów.
Podróżujemy coraz częściej i coraz dalej. Jednak by poznawać Polskę i świat nie zawsze musimy ruszać się z domu. Wystarczy laptop i zaprzyjaźnione blogi, które są skarbnicą wiedzy nie tylko o walorach turystycznych krajów i miejscowości, ale przede wszystkim dostarczają ciekawostek z życia zwykłych ludzi, często rodaków na emigracji.
Tak więc świat cały mamy w zasięgu ręki czy raczej oczu.
Wielu blogerów przyznaje w komentarzach na blogach, że bez wychodzenia z domu poznają nowe miejsca, niektórzy tylko taką mają możliwość, dla innych jest to podpowiedź, co nowego warto zobaczyć w czasie następnej podróży.
To zadziwiające, jak wiele sama dowiedziałam się o nieznanych mi miejscach czy ludziach z blogów właśnie:
@ Marek z Ekwadoru pisze zajmująco nie tylko o swoim azylu, ale także o USA i pobytach u rodziny w Polsce
@ Ania O. ze Szwajcarii przybliża nam uroki górskich szwajcarskich szlaków i ulubionych miejsc w kraju
@ Celt niezwykle zajmująco zapoznaje nas z kulturą i historią Irlandii i Wielkiej Brytanii
@ Hegemon opisuje piękno podróżowania rowerem i kajakiem
@ Anabell, od niedawna w Berlinie, razem z czytelnikami bloga poznaje i utrwala urodę tego miasta
@ Stokrotka to specjalista od historii i życia kulturalnego naszej stolicy
@ Igomama mieszka chwilowo w Holandii i pięknie opowiada o kraju tulipanów na zmianę z Igotatą
@ Ewa donosi o zwyczajach i życiu codziennym egzotycznego kraju
@ Zajrzyjcie do L. , która odkrywa tajemnice Pomorza Zachodniego
@ Marijana zamieszcza krótkie teksty, ale zjawiskowe zdjęcia
@ Czesia z niezwykłą troską zapisuje i upowszechnia historię i teraźniejszość Objazdy i Pomorza
@ Hania z Wielkopolski równie pięknie pisze o swoim ogrodzie,jak i o podróżach małych i dużych...
@ Mokuren zadziwia wszystkich ciekawostkami z odległej Japonii
@ Świat Amasji jest równie egzotyczny, jak Jej nick
@ Wojtek wprawdzie ucichł na chwilę, ale piękno przyrody i podglądanie fauny to jego pasja
@ Z Frau Be podróżuję po ciekawych miejscach od Rzeszowa po Tunezję
@ Puch ze słów to nie tylko piękne opisy i refleksje autorki, zajrzyjcie koniecznie
@ Anna z Norwegii uzależnia widokami norweskich fiordów i praktycznymi poradami dla turystów
Jeśli jakieś podróże pominęłam, wystarczy, że zajrzycie w zakładki po prawej stronie.
Za te wszystkie cudne podróże bardzo wam dziękuję!
Jeśli chcecie kogoś polecić, to czekam na podpowiedź, nigdy dość wiedzy i dotykania świata, choćby wirtualnie!
środa, 17 lipca 2019
Podróż ze smakiem...
W czasie podróży ważne są nie tylko nowe miejsca, widoki, ludzie, ale także kulinaria.
Nie oszukujmy się, nawet człek mocno zachwycony widokami jeść musi.
Zabieramy jakiś prowiant, termos z herbatą zawsze, ale niekiedy lubimy zjeść coś ciepłego, często zatrzymujemy się na kawę, bo tej z termosu nie lubię.
Istotną częścią podróżowania poza tym, jest poznawanie nowych smaków i regionalnych przysmaków.
Nie mniejszą wagę przywiązujemy do wystroju wnętrz i zapachów.
Nie wypiję kawy i nie zjem niczego w lokalu, gdzie śmierdzi brudną ścierą, nie i już.
Miło, gdy restauracja, bar, karczma czy kawiarnia mają swojski klimat, czyste wnętrze i życzliwą obsługę. Nie zawsze w wypasionych na pierwszy rzut oka restauracjach bywa drogo i odwrotnie. Zdarza się, że knajpa pozostawia wiele do życzenia, ale cenami właściciele rekompensują sobie chyba kiepski status lokalu...
Osobnym tematem są toalety, ale dziś nie o tym...
Przed powrotem do domu poczyniliśmy zakupy, by zabrać ze sobą trochę smaków i zapachów z wakacji.
Na zdjęciu ćwiartka wielkiego bochna chleba na zakwasie z lokalnej piekarni, reszta wylądowała w zamrażarce na później. Ocet z czosnku niedźwiedziego zakupiony ze straganu na rynku w Lanckoronie, ilość różnych rodzajów octu przyprawiła mnie o zawrót głowy, najchętniej wzięłabym wszystkie...
Oscypki zakupione na targowisku w Zawoi, a miód spadziowy trafiliśmy przypadkiem na szlaku, nabyliśmy dwa słoje od miejscowego pszczelarza i mąż nosił je z poświęceniem na całej trasie w plecaku, ale warto!
Takie patio w stylu włoskim trafiliśmy przy hotelowej restauracji, nie usiedliśmy tam jednak, gdyż był to czas między deszczami i wszędzie było mokro, ale widok piękny.
To z kolei przytulny kominek w w miejscu Orawski Dwór, w okolicy Zubrzycy Górnej. Jeśli tam dotrzecie, polecam szczerze, tym bardziej, że na przeciwko umiejscowiono raj dla dzieci o nazwie Wypasiona dolina:-)
Hotel z restauracją i SPA, ale ceny umiarkowane i pyszne jedzenie, można tam też kupić miody i nalewki oraz wyroby rzemiosła.
To jeden z pysznych deserów w zawojskiej cukierni, fajnie próbować różnych ciast, z reguły dzielimy się na pół, by spróbować jak najwiecej, a nie przytyć za bardzo.
W jednej z karczm zamówiliśmy placki ziemniaczane z boczkiem dla męża , a pierogi ze szpinakiem dla mnie. Placki podobno były pyszne, moje pierogi natomiast średnie...
A to znana już szarlotka ze schroniska na Markowych Szczawinach, pyszna, wielka porcja i dobra kawa.
Pamiętam czasy, gdy w schroniskach dostępny był tylko kiepski bigos, herbata słodzona z wiadra, a toalety? Przemilczmy...
Kolejne dwa dania jedliśmy w hotelu Jawor, ceny do przyjęcia, miła obsługa, świeże i pyszne jedzenie.
Na pierwszym zdjęciu makaron ze szpinakiem, grillowanym łososiem i parmezanem, na drugim kociołek zbójnicki.
Ten kociołek to pikantna zupa gulaszowa, świetna na chłodne dni, olbrzymia porcja i atrakcyjne podanie.
Te obłędne pierogi jedliśmy bliżej domu, bo w Toruniu, w starej pierogarni, polecam wszystkim odwiedzającym Toruń, ale nie zamawiajcie większej porcji, bo nie dacie rady, słowo!
Kolejne danie na męski gust, kotlet gruby i chrupiący i fajnie podane frytki - frytek tak w ogóle najedliśmy się na rok z góry, nie spojrzę na ten przysmak dłuuugo!
Najlepszy na świecie sernik z malinowym sosem - kawiarnia w Lanckoronie.
Chociaż nie, równie dobry był w malutkiej miejscowości Żarki, w drodze do Bobolic, w kawiarni o wdzięcznej nazwie Ice love and Caffe
Powiem szczerze, że pierwsze, co zrobiłam po powrocie do domu , to zważyłam się, ale o dziwo, nie przytyłam... mam szczęście!
sobota, 29 czerwca 2019
Sielanka?
Jedni relaksują się w ruchu, inni w czasie spotkań towarzyskich, część z nas szuka przede wszystkim spokoju i ciszy.
I ci ostatni napotykają na trudności, bo o spokój i ciszę coraz trudniej i to nie tylko z powodu sporej liczby turystów.
Nawet tam, gdzie spodziewamy się oddechu od cywilizacji i tłumów zdarzają się zdumiewające sytuacje zakłócenia ciszy.
Chociaż, to może ja jestem dziwna i spodziewam się nie wiadomo czego...
Nie na darmo zamieściłam zdjęcie trawy i nożyczek. Od wczesnej wiosny do późnej jesieni prześladują mnie kosiarki, duże, małe i traktorowe.
Na osiedlu, w pracy, w mieście, na letnisku - wszędzie masowe koszenie traw, o każdej porze dnia, jedynie w niedziele jest trochę spokoju.
Koleżanka udostępniła nam domek nad jeziorem na weekend.
Teoretycznie mieliśmy się relaksować. Las, woda, cisza, spokój. Nic bardziej mylnego.
Od rana koszenie trawników, naprawy dachów, ogrodzeń, po południu śmierdzące grille, wieczorem imprezy z alkoholem i śpiewy: od Góralu czy ci nie żal, po hymn narodowy.
Na innym letnisku, gdy spaliśmy w przyczepie kempingowej, ktoś wpadł na pomysł gry w kosza o drugiej nad ranem.
W zasadzie, nie pozostało nic innego, jak przyłączyć się lub w akcie zemsty o 6 rano rozkręcić dyskotekę na powietrzu...
Byliśmy kiedyś w Szklarskiej Porębie, pensjonat niezbyt duży, prowadzony przez starsze małżeństwo, myślę sobie - tu będzie spokój, wyśpię się...
Pokoje miały balkony i na tych balkonach niektórzy goście urządzali sobie nocne pogawędki, niczym Romeo i Julia, ale nie w sensie romantycznych dialogów, a raczej krzyków z parteru na drugie piętro.
Na moje prośby, by raczej przenieśli się do pokoi, bo niektórzy chcą się wyspać przed wyruszeniem na szlak, spojrzeli na mnie dziwnie, choć nie miałam na głowie papilotów...
Pechowa jestem lub zbyt duże mam wymagania, bo nawet na działce rekreacyjnej u mojego taty o spokój trudno. Bywa tam bowiem akordeonista amator, który całe życie uczy się grać lub wydaje mu się, że już umie i raczy działkowiczów wokół swoja grą czy chcesz, czy nie.
Większość właścicieli działek chyba ma słuch przytępiony, bo nikt nie protestuje, ja przestałam bywać na działce, mam wybór.
Nie dalej, jak w zeszłym roku nocowalismy w Koniakowie. W tygodniu było O.K.
W piątek zjechały 3 rodziny z dziećmi ze Śląska, zaczęli grillem w ogrodzie, myślę, będzie dobrze, bo dzieci itd.
Owszem, położono dzieci spać w głębi pensjonatu, a w pokoju obok naszego dorośli rozkręcili imprezę.
O drugiej w nocy wyszłam na korytarz i poprosiłam o ciszę do rana, bo następnego dnia wracaliśmy do domu, a kierowca przed drogą powinien się wyspać.
Właścicielka pensjonatu spała w innym budynku, więc nie było u kogo interweniować...zresztą mieliśmy nadzieję, że kiedyś impreza się skończy.
Niektóre kwatery bazują chyba na weekendowych wizytach gości, bo w tygodniu pustawo tam.
Czy tylko my miewamy takiego pecha czy naprawdę cisza i spokój to wartości dziś już nieosiągalne?
poniedziałek, 3 grudnia 2018
Pamiątki z podróży.
Często są to zdjęcia, magnesy na lodówkę, wyroby regionalne (oscypki, koronki, lalki w strojach ludowych, obrazy), książki, foldery, mapy.
Wiele z tych pamiątek ma charakter praktyczny - wizytówki pensjonatów, restauracji, wystaw i muzeów zawierają cenne informacje, przydatne nie tylko dla nas, ale także dla rodziny i znajomych, sprawdzone adresy i kontakty.
Ciekawie wydane foldery i przewodniki stanowią dobrą zachętę dla niezdecydowanych.
Mapy, zwłaszcza gdy zaznaczymy pokonane szlaki i poznane miejsca są alternatywą naszej pamięci, która bywa dobra, ale krótka...
Widoczny na drugim zdjęciu Paszport Podróżnika otrzymaliśmy wraz z biletem w Muzeum Podróżników w Toruniu. Zachęca on do zbierania pieczątek i poznawania zabytków Torunia i okolic.
Niesamowita frajda, zwłaszcza gdy podróżuje się z dziećmi.
Czy trafiliście kiedyś na bilety wstępu wielokrotnego przeznaczenia?
Uwielbiam takie - bilety widokówki, które można wysłać z pozdrowieniami; bilety zakładki do książek wiadomego przeznaczenia; bilety jako informatory, pogłębiające naszą wiedzę o danym miejscu.
Szkoda, że niektórych smaków, wrażeń, zapachów i innych fascynujących elementów podróżowania nie da się zapakować i przewieźć, by później odtwarzać w cieple domowego ogniska w zimowe wieczory...
poniedziałek, 30 lipca 2018
Wojażowy mix...
W drodze może wiele się wydarzyć, można zawsze zatrzymać się i podziwiać punkty widokowe, jakiś miejscowy drewniany kościółek, poznawać przydrożne knajpki, nie mówiąc o zachowaniach niektórych kierowców....
W podróżowaniu ważne są także małe przyjemności, miłe zaskoczenia oraz rozmowy z napotkanymi ludźmi. Cenne jest doświadczenie, które gromadzimy, a które przydaje się w kolejnych podróżach i w życiu codziennym.
Takie akordeonowe trio spotkaliśmy na rynku w Krakowie, darmowy i cudny koncert, miłe zaskoczenie w letni poranek...
Dobrą kawę można wypić już w wielu miejscach, nawet w najmniejszych miejscowościach, ciacho było lekkie, pyszne i za rozsądną cenę:-)
Nie mniej miłe zaskoczenie w Cieszynie. Wracając od studni trzech braci znaleźliśmy kawiarnię KORNEL I PRZYJACIELE.
Bardzo urokliwe miejsce, kawiarnia, księgarnia i antykwariat w jednym, miejsce spotkań nie tylko turystów, powstałe na cześć Kornela Filipowicza, który po Cieszynie przechadzał się z Wisławą Szymborską. Można tu nie tylko wypić kawę i zjeść dobry deser, ale także poczytać książki jak w salonie u babci, obejrzeć pamiątki po pisarzu i zbiór kolejnych wydań jego dzieł.
A lemoniada arbuzowo-pomarańczowa w upalny dzień smakowała bosko!
Przy drzwiach można było "poczęstować" się zakładką z sentencją, co skwapliwie zrobiłam.
Miłym zaskoczeniem bywają urokliwe zakątki, których nie spodziewamy się, a bardzo wpływają na naszą wyobraźnię - jakiś posąg wśród kwiatów, figurka świętego na górskim szlaku, kapliczka przy drodze, grób żołnierza w lesie czy piękna drewniana rzeźba na skwerze...
Spotkania z różnymi ludźmi to osobny rozdział podróżowania, mogą wzbogacić naszą wiedzę lepiej od przewodników turystycznych, sprzyjają wymianie doświadczeń na temat szlaków i sposobów dotarcia w wiele miejsc, pozwalają poznać ludzkie historie o jakich scenarzystom się nie śniło...
Karczmy i schroniska to na szlakach niezastąpione miejsca na odpoczynek, zasmakowanie miejscowego kolorytu i podreperowanie sił posiłkiem skromnym lub bardziej wyszukanym, w zależności od zasobności portfela. Przekonaliśmy się jednak, że karczmy oferują smaczne i dobre jakościowo posiłki w odróżnieniu od różnych dziwnych lokali.
Wracając z wojaży do domu staramy się zawsze zatrzymać w jakimś ciekawym , nieznanym miejscu, by i droga powrotna nie była bezowocna pod względem wrażeń. W tym roku zatrzymaliśmy się by zwiedzić miejsce pamięci ofiar obozu w Chełmnie, gdzie stracono około 150 tysięcy Żydów, Polaków, Romów oraz więźniów innych narodowości.
Przestało akurat padać, a wracaliśmy w ulewnym deszczu. Miejsce to robi ponure wrażenie, tym bardziej, że z drogi widać tylko nikłą jego część. Niesamowita cisza i namacalny wręcz smutek...