Z góry przepraszam za niezgodny z profilem bloga temat dzisiejszego posta, ale gdy obejrzałam wiadomości po powrocie z wojaży, to myślałam, że to prima aprilis!
Bo kto mógłby przypuszczać, że w naszym parlamencie obu izb takie rzeczy się dzieją. Myślałam, że nic mnie już nie zdziwi, ale okazuje się, że inwencja naszych posłów i senatorów bywa niewyczerpywalna.
Nie będę wyliczać, czego owi parlamentarzyści sie dopuszczają, bo niektórzy pewnie oglądali lub słyszeli.
Innych zachowań wymaga sie już nie tylko od posła, ale od człowieka cywilizowanego w ogóle. Jaki przykład idzie do młodego pokolenia, skoro z mównic sejmowych takie inwektywy padają i jak mamy uczyć dzieci demokracji i śmiałego zadawania pytań (bo kto wszak pyta, nie błądzi), skoro słyszymy od marszałków, że w sejmie i senacie nie wolno dyskutować, co niektórych wycisza się, a jeszcze inni środkowe palce pokazują...
Wywołani do raportu na temat swego zachowania zaprzeczają jak dzieci w szkole, a gdy ktoś mówi : ale ja widziałem! odpowiadają, że to tamci zaczęli pierwsi. Ludzie , czy to sejm czy szkoła podstawowa?
Abstrahując od tego, kto tych przedstawicieli narodu wybierał (trudno poznać kogoś z listy wyborczej, a na spotkania z kandydatami mało kto chodzi) zadam pytanie: czy kandydaci na posłów i senatorów nie powinni odbywać stażu? Przecież od nowo zatrudnionych na wszelakich stanowiskach wymaga sie sprawdzenia w sytuacjach różnych, doszlifowania umiejętności praktycznych, pokazania sie od każdej strony. Tymczasem posłowie/senatorowie, nie dość, że nie mają przygotowania do pełnienia swoich funkcji, a niektórzy nawet wysłowić poprawnie się nie potrafią, to "zatrudniani" są od razu na całą kadencję i czasem ani razu nie zaistnieją na parlamentarnej scenie. A kasa sie należy czy pracują efektywnie czy nie.
Siedzą tylko, pół biedy jeśli słuchają i guziki naciskają. Może naiwna jestem, ale gdyby sprawdzić co niektórych w okresie stażowym, to pewnie trzeba by towarzystwu podziękować i brać następnych.
Ale z tego co obserwuję, pewna grupa posłów wybierana jest od lat na każdą kadencję, jakby abonament wykupili i nikt nie wymaga od nich sprawozdań, co porabiali w parlamencie przez 4 lata, a sale sejmowe pustawe, przynajmniej w ciągu dnia, bo porą późną to zbierają się wszyscy jak na sabat czarownic. Żadna z przepychanek w dodatku nie kończy sie niczym konstruktywnym, a nieliczni posłowie wiedzą w ogóle, o co chodzi, bo przysypiają.
Największy jednak mój sprzeciw budzi praca posłów w tzw. komisjach śledczych - czy wybrani do udziału w śledztwie mają dostateczne kwalifikacje, czy mają jakie takie pojęcie w czym rzecz, czy wiedzą, jakie pytania zadać, aby tezę udowodnić lub jej zaprzeczyć...wątpię.
Na koniec taka jeszcze refleksja z posiedzeń rządu i wcale nie o kompetencje mi chodzi. Zdziwiło mnie, że gdy ministrowie zbierają sie w sali obrad, to na stołach czeka na nich nie tylko kawa, herbata i inne drinki, ale ciasteczka, owoce itd. itp.
Powie ktoś : ważni ludzie, ciężko pracują. Jak my wszyscy, ja też pracuję, głową i fizycznie, szkolenia odbywam, na zebrania biegam i robotę do domu nieraz zabieram, a pies z kulawą nogą nie zapyta czy herbatki na zebranie zrobić i czy po całym dniu pracy, a przed zebraniem połączonym ze szkoleniem obiad jadłam. Herbatę robię sobie sama, kanapki przynoszę z domu, a gdy czajnik elektryczny odmówi współpracy robimy zrzutkę na nowy. Sponsorów brak, niestety...