piątek, 6 grudnia 2024

Jak dobrze wstać skoro świt.

 


W sumie to nie z własnej woli. Skoro się zapomniało rodzinie prezenty w buty poupychać, to trzeba było wstać. 

4:34 , tak wskazywał podświetlany zegarek na nocnej komodzie, odbyła się pobudka  smoka... a raczej smoczycy.  To nie było ciche i na paluszkach wygrzebywanie się spod kołdry. To było jak wygrzebywanie się z leży. Najpierw nastąpiło piep**nięcię się o szafkę nocną, aż zadudniło i zatrzęsło szafką i tym,  który się piep**nął. Potem szukanie i szuranie kapciami, no bo przecież nie zapalę światła. To wszystko ma się odbywać w najgłębszej tajemnicy. Nie wydam Mikołaja, że za niego robotę odwalam. 

Młoda spała jak suseł a eM (?).... jeżeli nawet to dyskretnie udawał, że nic się nie dzieje, potem zaś odegrał urocze zaskoczenie. Ja natomiast niczego nie odgrywałam. 

Poranek jak poranek. Nic nadzwyczajnego. Można by go było spokojnie przespać. Pochmurny, deszczowy i wietrzny.  Tylko się zakopać w koc po same uszy. Nie dane mi to jednak było. Młoda poprosiła o podwózkę do szkoły. Deszcz nikogo jeszcze nie rozpuścił, ale ten wiatr. Tutaj wiatry bywają dość silne. Czasami w okolicy, z tego powodu, zamyka się szkoły, autobusy nie jeżdżą... 

Podwiozłam więc Marie choć po drodze spotykałyśmy opatulone dzieciaki maszerujące do pobliskiej podstawówki. W takich dniach moja fantazja pracuje na najwyższych obrotach, obawiam się spadających z drzew gałęzi, które mogą uszkodzić dzieci. 

Małżonek mój znalazł sobie nowe zajęcie. Obserwuje okolicę, tzn. swoją 5 arową posiadłość. Ponieważ nakupował ostatnio trochę nowocześniejszego sprzętu, trzeba przecież podążać za postępem ażeby te ojcowskie hektary obrobić, umieścił na tyłach domostwa kamerę skierowaną na drzwi do skarbca Ali Baby. Każdy większy ruch na tyłach domu powoduje, że małżonek dostaje od ręki foto na  komórkę kto zacz. 

Teraz to on może wiedzieć kiedy wyjeżdżam z garażu, kiedy wjeżdżam. Kiedy Młoda do domu wraca, bo ona wchodzi do domu z tyłu. No ma nas pod kontrolą. Ale nie tylko nas. Przyszło mu na komórkę zdjęcie polnej myszy, która zakrada się nam do schowka pod werandą i zaczęło się ... polowanie na myszkę. Wariactwo jakieś jak nic. 

Okazało się, że eM tę mysz śledzi już od jakiegoś czasu. Zastawiał pułapki, ale nie takie, żeby zwierzakowi łeb ucięło tylko żeby zwierzak wszedł do klatki. Potem łaskawy myśliwy chciał stworzenie wywieźć w odpowiednie miejsce i wypuścić. Ten pomysł nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. Mysz nie taka głupia. Nie da się wysiedlić. Nie chce być myszą na uchodźctwie. W takim układzie eM postanowił umilić jej tak życie, że powinna sama zapragnąć uchodźctwa i poprosić o azyl w jakimś innym sprzyjającym jej domu. Zakupił brzęczyk. Wydający, unoszący się i opadający dźwięk: uuuuuuUUUUUUUUUuuuuuuuuUUUUUUuuuuu...........UUUUUUUuuuuuuuuUUUUUUUUuuuuuu.......

W domu go nie słychać, ale kiedy wyjdzie się na zewnątrz to ... w każdym razie pies na początku lekko zgłupiał. Ja też... myślę, że sąsiedzi odczuwają to podobnie.

- Nie powinieneś zawiadomić sąsiadów,  o co chodzi? Umilasz tym brzęczkiem życie nie tylko myszy. 

- Mój brzęczek i moje myszy. Mogę robić z nimi co mi się podoba. 

Jakbym Kargula usłyszała, przechadzającego się z pomalowanym kabanem po lesie. 

No cóż. W razie czego trzeba będzie robić dobrą minę do złej gry i mówić, że widocznie UFO się w okolicy zagnieździło. 

poniedziałek, 25 listopada 2024

Ani ręką, ani nogą.

 Przyszło mi w tym roku zrobić prezenty dla 10 dzieci. Dzieciaki są w wieku od 3 do 17 lat. Rozstrzał spory. Kiedy chodzi o 17 latków, jakoś dam sobie radę. Mniej więcej orientuję się co może ich zadowolić. Najprawdopodobniej kasa, ale żeby nie wyglądało to na totalną łatwiznę należałoby coś niewielkiego do tego dodać. Coś spersonalizowanego. Coś co by świadczyło o tym, że się ich zna i wie czym się interesują. Do tego warto by było dać im też coś co byłoby praktyczne. Praktyczne i spersonalizowane... i zaczyna się myślenie:" Jak to ugryźć? " No i też, żeby nie było to okrutnie drogie. Nie chodzi aby było postaw się a zastaw się, 

Ze starszymi, jak już wspomniałam, jakoś sobie poradzę. Z młodszymi zaś ... w tym monencie zaczynają się schody. Wyrosłam z małych dzieci. W  przypadku maluchów mam zagwozdkę. Co teraz jest u nich na topie? Jakie bajki oglądają? 

Wybrałam się dzisiaj na niewielki rekonesans po sklepach. Miał to być niewielki rekonesans a stał się wielki. Wyjechałam przed 11:00 ( to dobra godzina, sklepy nie są naładowane ludźmi) a wróciłam w okolicach 17:00. Spragniona, padnięta, przebodźcowana i z pełną torbą. 

Ludzie! Ta konsumpcja nas kiedyś zabije... kupujemy, kupujemy, kupujemy.... jeździmy od sklepu do sklepu. W marketach kupa chińszczyzny, badziewia... włożyłam niemały wysiłek aby jednak coś sensownego z tego wszystkiego wygrzebać i nawet mi się to wygrzebywanie powiodło. Co się jednak nagrzebałam to moje. 

Wróciłam do domu, uzupełniłam płyny i nie mogę ani ręką ani nogą ruszyć. Skupiska ludzi baaaardzo mnie męczą. Poza tym robienie zakupów przyprawia mnie ostatnio o zły nastrój. Kiedy widzę moje rachunki przy kasie, jestem chora. W sumie nic wielkiego nie kupuję. No dobrze,  dzisiejsze wydatki były z tych niecodziennych . Takie coś robi się od wielkiego dzwonu. Pomimo wszystko wychodzenie na zakupy stało się dla mnie czynnością wielce stresującą.

Mamy w okolicy pewien market, w którym można kupić niezły towar. Z jakiegoś powodu producent przyznał mu drugą jakość. Czasami są to np.: krzywo naklejone etykiety, czasami zaś nie można zauważyć żadnych braków. W sklepie tym pracuje pewna ekspedientka. Elegancka pani blisko sześćdziesiątki. Pracuje tam chyba tak długo, jak długo istnieje ten przybytek. Niewiasta ta bywa okrutnie niemiła. Razu pewnego kasa jej szwankowała i doliczała klientom jakieś dziwne produkty, których nie mieli na taśmie. Zaczeli zwracać jej uwagę, że coś nie gra z nabijaniem ona zaś podniosiła głos,  obliczała w pamięci i zarzucała klientom, że to oni się mylą i chcą ją wrobić. Mi też raz się  przytrafiło starcie z nią i racja nie została mi przyznana. Musiało być wiele skarg na niemiłą ekspedientkę, bo w rezultacie na kasach stoją teraz młodsze, milsze osoby.

Żeby jednak nie było, że tego tam... dzisiaj usłyszałam tę sprzedawczynię na sklepie. Tubalnym głosem zwróciła pewnemu klientowi uwagę:

- Niech pan nie otwiera tego pudełka! Widzę i obserwuję! Otworzył pan,  to musi pan kupić! Wszystko widzę!

-Tak, tak...! - Żachnął się facet. 

Poczułam się jak w szkole:" iXiński! Co tam robisz w kącie? Wszystko widzę! Znowu puściłeś bąka i kręcisz pokrętłem od kaloryfera?!"

Potem, chyba w okolicy, w której przebywał wcześniej skarcony mężczyzna, przeglądałam gry dla dzieciaków. Było tam kilka gier w porozrywanych pudłach. Nie powiem,  korciło aby zajrzeć. I aż mi w gardle zaschło z wrażenia, że co to mogło by się dziać gdyby zauważył mnie ten cerber rodzaju żeńskiego. Jak najszybciej opuściłam tę część sklepu. Może facet się nadział na reprymendę, bo skorzystał z okazji i zajrzał do rozerwanego wcześniej opakowania?