niedziela, 14 lutego 2010
Szerszeń na Facebook
sobota, 13 lutego 2010
Jack Raymond - E.L. Voynich
środa, 12 września 2007
Fragmencik "Przyjaźni przerwanej"
Rozdział I
Orszak pogrzebowy wlókł się mokrą, ponurą drogą wiejską, następnie błotną ścieżyną ku cmentarzowi na wzgórku, a ludzie odkrywali głowy i żegnali się z większą czcią niż zwyczajnie, gdy koło nich przechodził. Kilka starych kobiet w białych czepcach zamykało pochód – niektóre płakały. Pani markiza była dobra dla biednych, odczuwają też jej brak.
Nie jakoby w Marteurelles-le-Chateau był ktokolwiek prawdziwie biednym. Nędza w dawnej swojej formie, nędza-ludożerczyni, miażdżąca, potworna nędza, jaką kobiety owe znały w swej młodości, nędza ta minęła wraz z życiem, które skończyło się przed katastrofą. Zniknęła wraz z pańszczyzną i opłatami od soli, podatkami i rogatkami, wraz z całą wspaniałością i przywilejami dawnego Marteurelles. Dym płonącego zamku uniósł ze sobą tyle rzeczy, które we wspomnieniu tych co pamiętali swe życie z przed r. 1789, zachowały się jedynie jako zmora potworna.
Jednakowoż być biedniejszym od swego sąsiada, znaczy bądź co bądź być biednym, a w Marteurelles dokonała się w ciągu jednego pokolenia tak radykalna zmiana w położeniu włościaństwa burgundzkiego, że za biednego uważano już człowieka, nie posiadającego własnej krowy.
Dla tych właśnie nieszczęśliwych a także dla wszystkich chorych i strapionych, nieboszczka była przyjaciółką dobrotliwą. Jej miłosierdzie nie przejawiało się w hojnych darach, gdyż Rewolucja obdarzywszy dobrobytem wieś, równocześnie zubożyła zamek. Była im jednak zawsze dobrą sąsiadką i jakby matką, a jakkolwiek nie mogła nikogo obdarzyć krową, to dzbanek mleka wręczała z tak życzliwym uśmiechem i tak serdecznem zainteresowaniem dla zdrowia niemowlęcia, że jak stara Piotrowa zauważyła do kmotry Papilllon: „nikt by nie powiedział, że ona należy do tych przeklętych arystokratów”.
A w rzeczywistości, to należała do nich jedynie na mocy swego małżeństwa. Córka lekarza z Dijon, wniosła mężowi skromny tylko posag mieszczański, a za cały herb, szlachectwo charakteru. On jednak miał herbów za dwoje, jak mogły zaświadczć zdruzgotane pomniki i tablice pamiątkowe w kościele parafialnym; poza tem, niby druga Kordelja, była sama wianem, a pustka, jaką pozostawiła odchodząc, był też odpowiednio wielka.
Wyglądał dziwnie bezradnie, stojąc nad grobem z dwoma synami; tak bezradnie, że patrząc nań, można było przypuszczać, iż nieboszczka była wdową, osierocającą oto nie dwóch, lecz trzech synów, z których jeden miał już włos siwawy na skroniach.
piątek, 7 września 2007
Przyjaźń przerwana - E. L. Voynich
"326 stron, oprawa introligatorska, ślady użytkowania, podniszczony grzbiet, na stronie tytułowej dedykacja, jedna kartka luzem, w jednym miejscu poluzowane szwy".
Właśnie wygrałam licytację na allegro. Jeszcze nigdy, żadnej aukcji nie towarzyszyły takie emocje. Jako miłośniczka "Szerszenia" musiałam ją mieć... koniecznie. Dobrze, że nie musiałam wydać na nią fortuny. Dlatego też troszkę podstępnie nic nikomu nie wspominałam... a nóż znalazłby się ktoś chętny :D
Więc jednak istnieje... jest... została wydana w języku polskim. Nie wiem nawet w którym roku została wydana. Wypatruję teraz listonosza. Chcę już ją zobaczyć... dotknąć... przeczytac... To będzie wspaniały moment... nawet jeśli treść nie będzie zbyt ciekawa (w co wątpię).
Jeju jeju... gdzie ten listonosz.
Dnia 11.09.2007
Ddzisiaj wreszcie przyszedł listonosz :D
Książka jest dosyć mała, ale ciężka... w twardej oprawie... zniszczonej na grzbiecie... muszę się tym zająć. W środku całkiem nieźle... tylko jedna luźna kartka. Kilka stron warto będzie podkleić. Tylko nie wiem co zrobić z kurzem... to stara książka... i "pachnie" jak najstarszy i najmniej uczęszczany dział w bibliotece. Myślę, że i grzybka dałoby się znaleźć... takiego książkowego.
Nie wiem jak to przetrwa moja alergia.
Na razie mam nieprzyjemne uczucie "brudnych rąk" muszę ją w jakąś gazetę owinąć... inaczej nie przeczytam jej z takim smakiem jak bym chciała. Lubię stare książki... ale tak starej chyba jeszcze nie czytałam.
Nie znalazłam daty wydania... ale jest dedykacja z 6 grudnia 1950 r.
Mniam mniam
Wpis z dnia 21.09.2007
Niestety już przeczytane :(
Szybko poszło. Bardzo mi się podobała. Wg mnie razem z Szerszeniem powinna tworzyć całość... pierwsza część Szerszenia - pierwsza część Przyjaźni - druga część Szerszenia - druga część Przyjaźni. Nie widzę powodu dla, którego obie książki nie są połączone. A już najdziwniejsze jest to, że Szerszeń był kilkakrotnie wznawiany a o Przyjaźni nie wiadomo właściwie nic. Teraz dopiero historia Artura jest pełniejsza. Choć nie zupełnie pełna. Nie zdziwiłoby mnie gdyby okazało się, że jest jeszcze jedna powieść, która uzupełnia lukę pomiędzy dwiema pierwszymi częściami.
Hehe dla osób, które nie czytały Przyjaźni... to co napisałam wyżej to bełkot.
Jedno jest pewne, jeśli czytałaś/łeś Szerszenia i podobał Ci się... Przyjaźńprzerwana to lektura obowiązkowa.
niedziela, 26 września 2004
E. L. Voynich - Szerszeń
Chciałam napisać coś o tej książce... wyjęłam ją z regału, otworzyłam blog, napisałam tytuł.... i stwierdziłam, że nie wiem co napisać... Książkę tą czytałam baaardzo dawno temu, pamiętam mniej więcej o czym ona jest, nie pamiętam szczegółów... ale wiem, że jest to książka bardzo ważna dla mnie. Pamiętam klimat, okoliczności, w których ją czytałam. Pożyczyłam ją wtedy od koleżanki. Później chciałam ją koniecznie kupić ale była nie do dostania. Prosiłam koleżankę aby mi ją dała.... bo jej się nie podobała nawet. Wiele razy prosiłam, kilka razy pożyczałam aby znowu przeczytać. Kiedyś, kiedy już o niej zapomniałam prawie, dostałam ją od niej na urodziny. Książka była już zaczytana okropnie, zniszczona, chyba tylko przezemnie. Ale chyba nigdy wcześniej ani później, żaden prezent tak mnie nie ucieszył... Teraz mam ją na swojej półce... i tyle mam związanych z nią wspomnień. Nie będę pisać o czym ona jest... Próbowałam znaleść w internecie jakiś tekst o niej... i nic nie znalazłam. Kilka linków się wyświetliło, ale nic w nich nie było. Jeśli uda Wam się tą ksiażkę dostać, przeczytajcie, spróbujcie, wg mnie warto, może i Wam się spodoba. A może ktoś ją czytał... W obu przypadkach dajcie mi znać... proszę... Niech się dowiem, że nie jestem jedyna.... :))))
Po dwóch latach dopisuję kilka nowych informacji. Można je przeczytać w komentarzach ale postanowiłam uporządkować zawartą tam wiedzę i przedstawić ją tutaj.
Niedawno napisała do mnie Agata [w komentarzach[. Prawdziwa kopalnia wiedzy na temat Szerszenia i innych powieści E.L. Voynich. Oto co zostawiła:
"W roku 1910 Voynich napisała "Przerwaną przyjaźń", która opowiada o losach Artura w Ameryce Południowej od momentu kiedy przyłączył się do ekspedycji Dupre i do jego powrotu do Europy i wyjazdu do Włoch (kiedy zaczyna się II część Szerszenia). Jeśli władacie rosyjskim można ją znaleźć w internecie. W oryginale angielskim i w tłumaczeniu rosyjskim - "Szerszeń" nosi tytuł "Giez" - The Gadfly. Książka była ekranizowana trzykrotnie. Po raz pierwszy w ZSSR w latach 50-ch - muzykę napisał Szostakowicz (film fabularny). W 1980 powstał 3-odcinkowy serial tv. częściowo nakręcony we Włoszech, a częściowo na Krymie. Kardynała Montanellego w tej wersji grał Sergiusz Bondarczuk, a Gemmę - Anastazja Wertyńska. Obecnie we Lwowie powstaje serial (chyba co najmniej 50-odcinkowy) w koprodukcji ukraińsko-chińskiej. (Szerszeń jest tam jedną z najpopularniejszych powieści dla młodzieży). Ja po książkę sięgnęłam dzięki owemu serialowi z 1980r (można ściągnąć e-mulem plik nazywa się "Ovod") - ale najpierw przeczytałam Szerszenia po rosyjsku, potem po angielsku, a wersję polską kupiłam dla ciekawości - i przyznam, że tłumaczeniu przydałoby się uwspółcześnienie i zweryfikowanie z oryginałem. Mam pytanie: czy w waszych egzemplarzach macie na początku cytat z Ewangelii Łukasza?" [Agata]
I jeszcze raz:
"Jeśli chodzi o te 2 pozycje związane z Szerszeniem - to wywołują one sprzeczne opinie wśród czytelników - jedni uważają je za słabsze - spotkałam się ze stwierdzeniem, że "Przerwana przyjaźń" to typowe dzieło autora, który nie może uwolnić się od swojego bohatera. Z drugiej strony wiele osób twierdzi, że obie książki są lepsze i autorce wyrządzono krzywdę lansując wyłącznie Szerszenia". [Agata]
[Tutaj] można przeczytać angielski artykuł o E.L. Voynich.
Poniżej kilka zdjęć na temat:
Portret z Luwru, który posłużył za inspirację przy tworzeniu postaci Artura.
Artur w filmie z roku 1980.
Artur w filmie z lat 50-tych.
A teraz najlepsze :) Fragmetn powieści E.L. Voynich "Przerwana przyjaźń", której tłumaczenie nigdy nie ukazało się w Polsce. Mam je oczywiście dzięki uprzejmości i wysiłkowi Agaty!! Za jej pozwoleniem dzielę się nim z Wami.
Jest to fragment 4 rozdziału, w którym spotykamy Artura.
"Kotara cicho podniosła się i opadła. Odwróciwszy się i zobaczywszy stojącego w wejściu człowieka Rene zaskoczony omal nie podskoczył. Rzeczywiście było to straszydło. Jose, można chyba było wybaczyć. Chyba w całym Ekwadorze nie znalazłoby się bardziej żałosnego ludzkiego wyrzutka. Biedak doprowadzony był do takiego stanu, kiedy samo nieszczęście wywołuje raczej wstręt niż współczucie. Rene popatrzył na brudne szmaty, na bose pokaleczone nogi, potem przeniósł wzrok na okaleczoną lewą rękę, nagie ramię, tak wychudzone, że przez skórę wyraźnie wystawały kości, na pałające głodnym wilczym blaskiem oczy pod splątanymi kosmykami czarnych włosów. Oczywiście metys. Jednak ten brązowy odcień skóry bardziej przypominał opaleniznę niż naturalny kolor. Ale jak mógł Europejczyk znaleźć się w tak rozpaczliwej sytuacji? Co go do tego doprowadziło?. . pomyślał Rene i z zaciekawieniem wpatrzył się w twarz nieznajomego.. Wyrażała ona tylko jedno. Głód. Wzruszywszy ramionami Rene zaczął zadawać zwykłe pytania. - Oferuje Pan nam swoje usługi jako tłumacz? Do tej pory człowiek milczał. Nadal stał w drzwiach trzymając się kotary i szybko oddychając. Teraz odparł szeptem: - Tak. - Jakie Pan zna języki? -Francuski, hiszpański, angielski, keczua, guarani i... jeszcze kilka."
(...)
"Zwykle kuleję o wiele mniej niż teraz, proszę Pana. Nie będę zostawał w tyle. Mówiąc to człowiek gwałtownie zrobił kilka kroków do przodu, odchodząc wreszcie od wejścia. Co by nie mówić, teraz kulał tak mocno, że musiał oprzeć się ręką o stół. Rene już zauważył pokrytą bliznami lewą rękę, na której brakowało 2 palców. Teraz zerknął і na prawą, zdrową, sądząc, że zobaczy na paznokciach niebieskawe dołki, demaskujące metysa. Przecież to biały!... zdumiał się Rene. Opalenizna na ręce była prawie kawowa, jednak paznokcie niezaprzeczalnie udowadniały, że w żyłach tego człowieka nie ma ani kropli tubylczej krwi. I taka piękna ręka z niedowierzaniem myślał Rene... Coś w nim sprawia, że zupełnie nie przypomina zwykłego włóczęgi. Może doprowadziło go do tego pijaństwo? A jeśli nie, to jest sens go wyprobować, sprawdzić. Rene jeszcze raz wpatrzył się w nieznajomego, i zszokowało go nieludzkie napięcie w ciemnych oczach. Powodowało w nim odczucie niezręczności, rozdrażniało swoja niestosownością. Dlaczego on tak patrzy? Co się z nim stało? Nie, nic z tego nie wyjdzie; czy można wiązać się z człowiekiem, który ma taką twarz? A nuż poderżnie w nocy komuś gardło lub pójdzie ukradkiem do lasu i się powiesi. Brrr! -Niestety. Powiedział Rene - raczej nie będzie Pan nam pasować. Potrzebujemy... trochę innego człowieka. Żaden z odrzuconych przez Rene tłumaczy nie odszedłby bez krzyku i kłótni, bez próby rozczulenia go. A ten zrobił krok do przodu, z głęboką rozpaczą zajrzał w oczy Rene i nie mówiąc ni słowa, odwrócił się do wyjścia. - Proszę poczekać!- wykrzyknął Rene. Chude ramiona człowieka drgnęły, zatrzymał się i powoli odwróciwszy zastygnął, opuściwszy głowę. - Nie podejmę ostatecznej decyzji bez rozmowy z dowódcą ekspedycji - kontynuował Rene - Proszę na to za bardzo nie liczyć nie sądzę, żeby Pan nam pasował, ale może Pan na niego poczekać. Rene ogarnął absurdalny i dręczący wstyd, jakby uczynił coś obrzydliwego, jakby podle uderzył istotę niezdolną do własnej obrony. Niech go diabli – myślał. Co mogę zrobić? Brać go to głupota. Na pewno zachoruje i będziemy musieli się wokół niego krzątać. Pewnie też kradnie. I chyba do tego ma suchoty... Człowiek nagle podniósł wzrok. Jego oczy nie były czarne, jak początkowo wydawało się Rene, a niebieskie, koloru morskiej wody." [E.L.Voynich, Przerwana przyjaźń]
PS. Dziękuję! Bez Ciebie nie udało by mi się napisać tej notki.
W związku z tym, że teksty te przenoszę ze swojego starego bloga w innym miejscu... poniżej wkleję komentarze do tego postu... szkoda byłoby je utrocić.
|
i pamiętam jak dziś, babcia Hela przyniosła mi książkę w twardej oprawie z jakimiś zmazami na tle flagi włoskiej..."masz, to książka dla dorosłych, nie wiem czy ją zrozumiesz, a jak komuś powiesz, że Ci ją dałam, to.....koniec cytryny bez skórki"( uwielbiałam wtedy zajadać się cytryną z cukrem hahaha)
ech, to była miłość od pierwszej strony.....połowy nie zrozumiałam, nie wiedziałam za bardzo o co chodzi, ale....miała w sobie coś takiego...
czytam ją przynajmniej 2 razy do roku, a potem, tata mi podpowiedział, gdzie mam poszukac o tle historycznym, o tych wydarzeniach w książce opisanych....w końcu zaczęłam rozumieć treść...
uwielbiam do niej wracać....właśnie ją wyciągnęłam z półki, przeczytam dziś i powspominam...
dziekuję, za ten wpis
przypomniałaś mi o niej, akurat kiedy zastanawiałam się co by przeczytać...