Wrzesień w styczniu?
Okazuje się, że się da! I nie, absolutnie mi się nie pomieszało w głowie. Po prostu pod koniec zeszłego roku zauroczył mnie wzór swetra o nazwie September (klik). Zauroczył na tyle, że musiałam go mieć na wczoraj.
Nawet nie wiecie, jak się cieszyłam, że mam w zapasach włóczkę na ten projekt! Jakiś czas temu dostałam w prezencie od koleżanki Alicji włóczkę Kidsilk Aura o fantastycznym składzie: 75 % mohair + 25% jedwabiu oraz, jak to się Alicja wyraziła, w świetnym kolorze "kitu do okien". Zrobiłam próbkę- była w punkt (choć jak zwykle na drutach o mniejszym rozmiarze), nabrałam oczka i cała w skowronkach dziergałam rząd za rzędem, do czasu...
Do czasu aż mnie mało szlag nie trafił. Tzn. zupełnie nie wiem, jak to się stało, ale w ogóle nie przeliczyłam, czy mnie tej włóczki wystarczy! Nabrałam oczka i ku chwale Ojczyzny! Oczywiście, że miałam za mało o jakieś 100 gramów (czyli dla brioche to pewnie rękaw i kawałek). Oraz oczywiście, że włóczka ta okazała się być niedostępną, nawet w zagranicznych pasmanteriach internetowych, a żaden z dostępnych w Polsce Kidsilk Haze (którego bym mogła ewentualnie w 3 nitki) nie miał tego wyjątkowego odcienia kitu do okien... Jako że ja się na ten sweter uparłam i nie miałam zamiaru pruć tego, co już udało mi się wydziergać, zaczęłam kombinować, z czym by tu to cudo połączyć i jak.
Wyobraźcie sobie, że nie ja jedna byłam w takiej sytuacji życiowej- poszukujących zamiennika dla Rowan Kidsilk Aura musi być wiele, skoro na tę okoliczność powstają posty na blogach! Dzięki stosownym dziewiarskim bogom udało mi się upolować w jednej z poznańskich pasmanterii włóczkę moherową- Katia Ingenua, która ma podobne parametry i daje identyczną próbkę, a różni się ciut większą zawartością mohairu, brakiem jedwabiu i dodatkiem owczej wełny. 13% poliamidu byłam w stanie "przełknąć", taka byłam zdeterminowana!
Oczywistym jest dla was, że odcień prawie idealny był niedostępny, prawda? (Gdyby był, to tego samego dnia bym zagrała w totka, serio) A ja nadal musiałam kombinować, tak? Najpierw spróbowałam cieniowania, jednak dokupiona Ingenua była na tyle kontrastowa, że aż prosiło się o paski. Z uporem maniaka przerabiałam te puchate oczka w szerokie pasy, licząc rzędy, aby szerokość owych pasów na korpusie i rękawach była zbliżona. Wzór zakłada dość spory luz, którego się trochę obawiałam (nie chciałam mieć przecież puszystego pokrowca na Wawel), a sam ściągacz angielski tworzy dzianinę, która pracuje i się rozciąga, dlatego wybrałam najmniejszy z możliwych rozmiarów. Dziergało się w tempie ekspresowym (przecież musiałam mieć go już, nosić natychmiast), wszędzie gdzie się dało (pozdrawiam mojego Wikinga i obiecuję więcej moheru w aucie nie dziergać), kończąc ten puch pod koniec roku 2019.
Zblokowałam i mam, najbardziej puszysty sweter w mojej szafie. Miękki, lekki, rozsiewający wszędzie kłaczki, idealny sweter, z luzem dokładnie takim, jaki mi się marzył. Z ciekawym formowaniem ramion i dekoltu. Sweter, który sprawił, że chcę teraz mohairu w każdym dzierganym projekcie i naprawdę walczę, aby nie przepuścić rodzinnych sreber w pasmanterii. I z pewnością nie jest to ostatni model tego swetra - marzy mi się kolejny, jednokolorowy, rudy ;)
Dane techniczne:
Wzór: September by PetiteKnit
Rozmiar XS
Włóczki; Kidsilk Aura (135 g) + Katia Ingenua (100 g)
Druty: 4,5mm
Wam życzę miłego weekendu i mnóstwa przerobionych mohairowych oczek :)
Pozdrawiam,
D.
Podziwiam determinację, żeby przy tak wielu kłodach rzucanych pod nogi doprowadzić projekt do szczęśliwego końca. Sweter oraz pierogi należą się Śmiałkowi, który mohair pruł!
OdpowiedzUsuńCudny:) Bierz się za pierogi.
OdpowiedzUsuńŁadny sweter a że w paski - wyszło mu na dobre😁 a rudzielec może być fantastyczny. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAle puch, ale plusz. Piękności :-)
OdpowiedzUsuń(Hej, ja mam copyrighta na pokrowiec na Wawel ;))
Jaki ładny! Widać jego miękkość, lekkość. Prucie moheru? Szacun wielki!!!! Toż to koszmar wielki. No, ale warto było, bo sweter wyszedł fantastyczny:)))
OdpowiedzUsuńByłam sceptyczna, kiedy widziałam ten project in statu nascendi, ale czapki z głów, wyszedł super :). To ja, odlurkowuję się :).
OdpowiedzUsuńAch, jaki puszysty i miękki już na pierwszy rzut oka! Krój bardzo ciekawy, takiego jeszcze nigdy nie robiłam. Podziwiam Cię za determinację i zdolności wyszukiwawcze :). Grunt, że znalazłaś odpowiednią włóczkę do pary. I w ogóle dlaczego ja tak późno trafiłam na Twojego bloga! Czyta się i ogląda świetnie. I jest co podziwiać!
OdpowiedzUsuń