A jednak nadal funkcjonuje jako język Kościoła i Państwa Watykańskiego, w terminologii medycznej, prawniczej, ekonomicznej, naukowej. Mało tego dała początek wielu pojęciom w różnych językach. I „ślady” jej znajdziemy m.in. w angielskim, francuskim i oczywiście polskim. Zapożyczenia językowe od dawna miały wpływ na języki ojczyste. I tak było z językiem polskim. Język wzbogaca się o nowe słowa i jest to naturalny proces. Przecież musimy nazywać nowe urządzenia, zjawiska, rzeczy. Z drugiej jednak strony nic nie zwalnia nas z dbania o czystość i piękno języka ojczystego, poprawne jego używanie oraz niezaśmiecanie go koszmarkami, nieuzasadnionymi kalkami językowymi. Reguluje te zagadnienia „Ustawa o języku polskim”, gdzie m.in. przeczytamy:
- Podmioty wykonujące zadania publiczne na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej dokonują wszelkich czynności urzędowych w języku polskim, chyba że przepisy szczególne stanowią inaczej.
- Języka polskiego używa się w obrocie prawnym na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej pomiędzy podmiotami polskimi oraz gdy jedną ze stron jest podmiot polski. Dotyczy to w szczególności nazewnictwa towarów i usług, ofert, reklamy, instrukcji obsługi, informacji o właściwościach towarów i usług, warunków gwarancji, faktur, rachunków i pokwitowań.
- Posługiwanie się w obrocie prawnym na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej wyłącznie obcojęzycznymi określeniami, z wyjątkiem nazw własnych, jest zakazane.
- Obcojęzyczne opisy towarów i usług oraz obcojęzyczne oferty i reklamy wprowadzane do obrotu prawnego, o którym mowa w ust. 1, muszą jednocześnie mieć polską wersję językową.
- Napisy i informacje w urzędach i instytucjach użyteczności publicznej, a także przeznaczone do odbioru publicznego oraz w środkach transportu publicznego sporządza się w języku polskim.
- Nazwom i tekstom w języku polskim mogą towarzyszyć wersje w przekładzie na język obcy w wypadkach i granicach określonych w rozporządzeniu ministra właściwego do spraw administracji publicznej.
To nie jest tak, że Polacy nie troszczą się o czystość swego
języka, chociaż językoznawcy ubolewają, że następuje zdziczenie. Ależ czy
nie martwili się o to antenaci w różnych okresach historycznych?
Wystarczy tu przypomnieć tylko rejowe: „Polacy
nie gęsi i swój język mają”, Słowackiego: „Chodzi
mi o to, aby język giętki, powiedział wszystko, co pomyśli głowa. Mickiewiczowskie:
Ach, ja pamiętam czasy, kiedy do Ojczyzny
Pierwszy raz zawitała moda francuszczyzny!
Gdy raptem paniczyki młode z cudzych krajów
Wtargnęli do nas hordą gorszą od Nogajów,
Prześladując w Ojczyźnie Boga, przodków wiarę,
Gdy raptem paniczyki młode z cudzych krajów
Wtargnęli do nas hordą gorszą od Nogajów,
Prześladując w Ojczyźnie Boga, przodków wiarę,
Prawa i obyczaje, nawet suknie stare.
Toż to nic innego, jak przejaw troski o polskość i język
narodowy. Martwimy się i dzisiaj. Zaledwie kilkanaście dni temu (20 lutego)
w przeddzień Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego ogłoszona została przez Radę Języka
Polskiego i Narodowe
Centrum Kultury pod patronatem Prezydenta RP B. Komorowskiego - kampania społeczna „Ojczysty – dodaj do ulubionych”, która ma przypominać o roli i miejscu języka
ojczystego w życiu Polaków – zarówno społecznym, jak i indywidualnym. Ma
przyczynić się do podnoszenia świadomości językowej, do ugruntowania poczucia,
że polszczyzna jest tworzona przez każdego użytkownika i że to każdy z nas jest
za nią odpowiedzialny. Jednocześnie ma kształtować przekonanie, że język jest
wartością samą w sobie: że należy o niego dbać przede wszystkim dlatego,
że jest wspólnym dobrem.
Przytoczę kilka opinii RJP na temat współczesnej bolączki Polaków – anglicyzmów:
-określenie market powinno być zastąpione w szyldzie sieci sklepów spożywczych XXX wyrazem sklep;
-obcojęzyczne szyldy i napisy na sklepach, placówkach usługowych itp. — jeżeli nie towarzyszy im napis polski — uważam za przejaw mody i pretensjonalności oraz chęci podniesienia swojego prestiżu za pomocą form językowych. W Warszawie są nie tylko „restauranty”, „silvery” czy sklepy z „leatherem”, lecz także „Atelier teatru fryzur”, „Beibik” (sklep z ubraniami dla dzieci), „Chickenik” (sklep mięsny), a nawet „Mięso-shop” (!!!);
-nazwa listu elektronicznego "przeżywa" teraz okres przejściowy - obecna jest ciągle jej anglojęzyczna forma (e-mail), lecz jednocześnie coraz częściej pojawia się wersja spolszczona (mejl). Która z nich zwycięży - pokaże czas. Jednak obie są poprawne;
oraz uzupełnienie: Uchwała ortograficzna nr 7 Rady Języka Polskiego w sprawie zapisu nazwy listu elektronicznego (przyjęta na XII posiedzeniu plenarnym dn. 21 maja 2002 r.)
Poprawna forma nazwy listu elektronicznego to e-mail, potocznie: mejl.
Wracam jednak do zasadniczego problemu: języka polskich dziewiarek. Z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że istnieje. Może jego rozwój zatrzymał się - nie wiem na latach osiemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych XX w., ponieważ nie ma żadnych nowoczesnych, polskich wydawnictw (nie mam tu na myśli tłumaczeń) autorstwa Polek. Jednak jeżeli jeszcze Helena Dutkiewicz w swych książkach z lat czterdziestych i pięćdziesiątych („Roboty na drutach w teorii i praktyce”, „Dziewiarstwo ręczne”) – używa dość skromnej nomenklatury określającej np. różnego rodzaju wykonywanie oczek na drutach, to już w latach sześćdziesiątych np. Helena Gawrońska w książce „Roboty na drutach” swobodnie operuje takimi pojęciami jak: „oczko prawe od tyłu”, „dwa oczka razem na prawo od tyłu”, „dwa oczka skrzyżowane w stronę prawą” itp., a Jadwiga Turska i Małgorzata Korsak („W świecie oczek”, wyd.1991 r.) profesjonalnie stosuje polskie nazewnictwo np. „dwa oczka prawe przekręcone przerobione razem od tyłu”, dwa oczka lewe przerobione razem na lewo”, trzy oczka prawe złączone przeciąganiem” itd. A że długie te określenia są? No cóż tak brzmią w polszczyźnie. Przecież i tak przekładając obcojęzyczne zwroty na język polski, musimy te oczka tak właśnie opisywać.
Wydaje mi się jednak, że problem zasadniczy pojawia się przy nazywaniu nowych technik i metod dziania pochodzących zza granicy, które nie otrzymały jeszcze polskiej nazwy. No cóż trzeba tu liczyć na inteligencję naszych dwujęzycznych koleżanek dziewiarek, które w sposób profesjonalny, zgrabny, mądry przełożą te trudne anglicyzmy na "nasze".