Obserwatorzy

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Recenzje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Recenzje. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 12 marca 2023

Dziewczyna disco polo (2)

Kontynuując wątek, chciałabym najpierw skupić się na strojach estradowych idoli muzyki disco polo. Generalnie Zenek Martyniuk i obecnie Sławomir Świerzyński oraz kilku pozostałych, hołduje  strojowi prostemu: biała, albo czarna koszula z  rozpiętym  kołnierzykiem, jednokolorowe spodnie i marynarka. I właśnie marynarki stają się clou występu. Obok czarnych, bardzo ciemnych granatowych rzadko pojawiają się bordowe i ciemnozielone. Najczęściej są to marynary błyszczące złotem, albo srebrem, połyskujące kryształkami, szyte z bardzo ozdobnych materiałów: lamy, aksamitu, atłasu. Pamiętam, iż wcześniej Idol S. Świerzyński dawniej występował w bliżej nieokreślonych kapotach/katanach w dziwnym  kolorze. 

A tak a propos Idola: śpiewał na imprezie urodzinowej Bartosza Rybaka, współpracownika ministra Czarnka. Nie dość, że zaproszeni goście otrzymali darmowe wejściówki i zmierzyli się najpierw z wielką sztuką (nie kupując biletów) obejrzawszy w Operze Wrocławskiej "Cyganerię" Giacoma Pucciniego, to następnie wzięli udział w zamkniętej imprezie urodzinowej na scenie opery! I tu znalazło się pole do popisu dla Idola - zaśpiewał "Majteczki w kropeczki". Ruszyła lawina: media rozpoczęły batalię, że jak to! że opera! że kolebka sztuki!  że złamane zostały zasady bezpieczeństwa! że na scenie są zapadnie, a tu... "Majteczki w kropeczki". Stanowisko straciła dyrektorka opery Halina Ołdakowska. Minister Czarnek poszedł w zaparte: "nie było żadnego występu Bayer Full. Nie słyszałem tam ich piosenki, choć jak wielu lubię też taką muzykę". No cóż jeden zaręcza się na dole w kopalni węgla kamiennego, inny świętuje urodziny w operze. 

https://www.fakt.pl/polityka/majtki-dla-przemyslawa-czarnka-chodzi-o-afere-opera-plus/6qt6s99

Przy okazji można wspomnieć też o niewypale pana Zenona. Ponoć 20 lutego miał  ze swym zespołem "Akcent" dać koncert w Auli Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu na "Zakończenie karnawału z Zenonem". Ostatecznie koncert w tym miejscu odwołano, o czym poinformował jeden z radnych na sesji Rady Miasta.

Ale miałam o strojach idoli. I tu najbardziej w oczy rzucają mi się dwa zespoły "Boys" i "Weekend" z Radkiem Liszewskim. Ci pierwsi ze swoim solistą Marcinem Millerem bardzo wczuwają się w swój sceniczny wizerunek i występują np. w garniturach w kolorze żółtym neonowym, w marynareczkach ciemnych z białymi kieszeniami, albo jasnych z ciemnymi lamówkami. Niekiedy są to stylizacje wojskowe, albo kombinezony (przypominające kombinezon montera). Ciekawa na swój sposób stylizacja to: wydrukowane litery na koszulkach poszczególnych członków zespołu układające się w słowo: B O Y S. Nie da się nie zauważyć zespołu, który na scenie prezentuje się w tych swoich estradowych "uszytkach".

Natomiast Radek Liszewski "zabija" marynarkami  z dużymi aplikacjami umieszczonymi asymetrycznie tzn. tylko po prawej, lub lewej stronie. Pojawiają się marynarki stylizowane na mundur z szamerunkiem, ale niekoniecznie służącym do zapięcia, czasem zdarzają się ozdobne pagony lub pagony z frędzlami. W ogóle stylizacje na galowy mundur bliżej nieokreślonych służb cieszą się dużym powodzeniem.

Hmm, rozumiem że jest to takie sceniczne emploi...

poniedziałek, 20 lutego 2023

Dziewczyna disco polo (1)

W TVP zmienił się prezes. Wyraźnie można zobaczyć, że NOWY nie gustuje w muzyce disco polo, gdyż liczba  programów z gwiazdami tejże muzyki zdecydowanie spadła. Nie ma ci już tak często występującego, jak dawniej, naczelnego gwiazdora Zenka Martyniuka, o którym film był zdecydowanym gniotem. Nie pojawia się także Bayer Full z Sławomirem Świerzyńskim śpiewającym na podsumowaniu wszelkich imprez muzycznych, a nawet patriotycznych: … Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina, starszy czy młodszy, chłopak czy dziewczyna... Naturalnie zamysłem tej rytmicznej piosenki miało być połączenie pokoleniowe Polaków oraz młodych par, ale idąc dalej, możemy też mówić o połączeniu Polaków o różnych przekonaniach politycznych, zainteresowaniach kulturalnych, preferencjach seksualnych - itd. itd. i dalej... Upojeni muzyką... i nie tylko, Polacy chętnie łączą się na takich koncertach, a także po nich...

Zamysł tego posta (który, zdaje się, rozrośnie się na kilka odcinków) powstał jeszcze w czasie zdecydowanie letnim, kiedy to pomieszkiwaliśmy w Zagórzu i tam odcięci od świata, po dniu ciężkiej harówki niekiedy włączaliśmy telewizor. Jako, że mamy tam jedynie słuszną telewizję czyli głównie programy TVP, a w porywach TVN i Polsat, zmuszeni byliśmy oglądać głównie telewizję tę "słuszną". Oczywiście pod warunkiem, że dało się cokolwiek pooglądać. Telewizor nie odbierał, kiedy sąsiedzi na posesji obok, dokładnie o 20.30 zaczynali kąpiele w jacuzzi. Tak jakoś zakłócało impulsy telewizyjne, że u nas  ekran był czarno-biały, pasiasty lub gwiaździsty, a dojmującym dźwiękiem z zewnątrz było buczenie (maszynerii) i radosne pokrzykiwanie sąsiadów pijących, w tym swoim dmuchanym jacuzzi, jakieś winko (my niestety spożywaliśmy wykonany przeze mnie cydr). Wtedy, ani żadnego filmu, ani koncertu  z Wakacyjnej Trasy Dwójki nie było nam dane obejrzeć. Jednak, kiedy sąsiedzi wrócili do Holandii (tam pracują) nastawał czas bez jacuzzi i uff: telewizja nasza! Ale znów pod warunkiem, że antena umieszczona na pokaźnym drągu wyłapała impulsy tv... 

A sporo tych letnich programów było, nawet na tych kilku kanałach.  Przez cały tydzień "leciały" jakieś miałkie seriale miłosne - zwykle tego nie oglądaliśmy, bo lato wynagradzało - w porywach - pięknymi  wieczorami i żal było siedzieć wieczorem w domu. Lepiej popiec kiełbaskę na patyku w nowym kręgu ogniskowym i śpiewać fałszywie piosenki z czasów młodości. Całe serce wkładaliśmy w te pieśni i tak powtarzalny repertuar: "A wszystko te czarne oczy", "Hej, hej sokoły" poprzez piosenki partyzanckie, harcerskie i biesiadne. Moją ulubioną, jeszcze z przedszkola, jest "Czerwona róża, biały kwiat". Tak się składa, że całości nie zna, ani mąż, ani córka, więc na mnie spoczywała odpowiedzialność wyśpiewania tej piosenki do końca. A słuchu muzycznego to  ja ci nie mam, no nie mam. Drzeć się tam mogliśmy do woli, bo z trzech stron otulający nas las nie pozwalał nieść w przestrzeń naszych popisów wokalnych. 

A w telewizji weekendowe  koncerty jak nie we Włocławku, to w Zabrzu, albo w jakimś Augustowie!  Mąż mój - wielbiciel muzyki disco polo nie potrafił przeboleć, że nie zawsze wysłuchał Zenkowych przebojów, szczególnie ulubionych: "Przez twe oczy zielone" czy "Życie to są chwile".  Z perspektywy czasu myślę, że ta muzyka była w miarę, bo teraz katuje mnie (wstyd powiedzieć) ludową muzyką niemiecką. Wynalazł sobie mój małżonek jakiś kanał, gdzie śpiewają artyści (dla mnie rodem z lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych ubiegłego wieku), pieśni ludowe, jodłują, grają w ludowych kapelach.  Ubrani są w elementy niemieckiego saksońskiego stroju ludowego. A jak akcja dzieje się w górach, w tle iskrzy się śnieg, to dominują swetry we wzory norweskie o klasycznych fasonach z przeszłości. (Ja, to głównie na te swetry patrzę). Wszystko to jakieś takie trącące myszką, czasem wzbudza we mnie nostalgiczne wspomnienia fotografii z ubiegłowiecznych niemieckich żurnali z modą m.in. dziewiarską.

W deszczowe dni spragnieni informacji oglądaliśmy TVP 24. I tu zdecydowanie nie byłam w stanie wytrzymać psychicznie. Miałam do wyboru: siedzieć w cieple, popijać herbatkę, zagryzając batonikien (co później przełożyło się na wzrost wagi), albo udać się do starej chałupy, gdzie ziąb i wilgoć dawały w skórę i tam słuchać radia (przeważnie ZET). Zostawałam więc w luksusowym, cieplutkim pomieszczeniu i słuchałam nachalnych bzdetów prowadzących TVP 24. Najlepsze jednak były weekendowe występy pani Ogórek i pana Jachimowicza. Jak tych dwoje potrafiło prowadzić program! Smutno mi się zrobiło, kiedy nagle pani Ogórek porzuciła pana Jachimowicza i ten zaprezentował się z nową partnerką (naturalnie antenową, nie wnikam wszak w prywatne życie prezentera). I ciągle otwierały mi się coraz szerzej oczy ze zdziwienia... W rzeczywistości nie udało mi się uzyskać pięknych, szeroko otwartych oczu, gdyż zmęczone za szkłami okularów, za nic nie chciały stać się takie przepastne, by ktoś mógł się w nich utopić...

I tak to zamiast dojść do meritum, wdepnęłam w dygresje...

Do zasadniczego tematu, którym jest dziewczyna disco polo może dojdę w następnym odcinku.


sobota, 10 lutego 2018

Biało-czarny świat... i wystawa Wyspiańskiego

Dzisiejsze fotografie naprawdę były robione aparatem z funkcją koloru. Jednak w efekcie pokazują świat biało-czarny. Tak, spadło u nas mnóstwo śniegu. Padało nawet podczas mojej wycieczki z psami. A ponieważ słońca nie było, a aura raczej pochmurna - zdjęcia wyszły właśnie tak. Ciężko się dzisiaj wędrowało, gdyż utrudniał to dość wysoki śnieg. Wybierałam więc trasę miejscami przedeptaną,  miejscami szłam tam, gdzie przejechał jakiś ciągnik i pozostawił za sobą koleiny śniegowe.





Tym razem z dwoma psami (moimi), gdyż Hirek po ponad miesięcznych zimowych wakacjach wrócił do domu. Zawita do nas jeszcze na tydzień, kiedy córka z rodziną wyjedzie na narty. Hiruś bardzo dobrze się u nas zaadaptował i dostosował do zwyczajów domowych.




Kiedy wrócił do swego domku ponownie zaczął zachowywać się jak piesek miejski: grzeczny w domku, spokojny, cichutki. U nas nieustannie zaczepiał Ifkę, szczekał, kiedy wychodziło się z domu i zostawał z psimi dziewczętami, szalał na spacerach i wskakiwał na łóżko lub kanapę.
Razem z córką pojechałam do Krakowa, więc miałam okazję porównać zachowanie pieska.





*   *   *
W Krakowie zwiedziłam w Muzeum Narodowym Wystawę Wyspiański. Zależało mi, żeby ją zobaczyć. Została wspaniale przygotowana i doskonale wyeksponowała dzieła artysty, który jak się okazuje, był tytanem pracy - wszechstronnym.



Jakoś najbliższy był mi Stanisław Wyspiański jako pisarz i malarz. Wystawa otworzona w 110 rocznicę śmierci artysty pokazuje nie tylko malarza - nie powiem dreszczyk emocji przebiegał mi po plecach, kiedy patrzyłam na oryginały najbardziej znanych obrazów...

 
 
Zaprezentowano więc obrazy, szkice, projekty witraży, projekty kostiumów teatralnych, plakaty teatralne, pierwsze wydania dramatów, rękopisy wierszy i dramatów, dokumenty, zdjęcia, meble, a nawet kilimy zaprojektowane przez artystę.
Jak stwierdził dyrektor Muzeum Narodowego dr hab. Andrzej Betlej wystawa zajęła 2500 m kw. i jest wstępem do przyszłej galerii stałej poświęconej Wyspiańskiemu, ponieważ Kraków wciąż takiej stałej ekspozycji nie posiada.
Warto, a nawet trzeba zobaczyć tę wystawę. Na chwilę zapomnieć o otaczającej nas rzeczywistości - zanurzyć się w młodopolskość Krakowa końca XIX i początku XX wieku, popatrzeć choćby na kolejne widoki na kopiec Kościuszki malowane z okna błękitnej pracowni mieszczącej się przy ul. Krowoderskiej.


Każdemu, kto może się wybrać do Krakowa, polecam tę wystawę. Faktem jest, że odwiedzają ją tłumy (my byliśmy w niedzielę).

Reprodukcje obrazów Stanisława Wyspiańskiego pochodzą ze strony: https://opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZK/wyspianski_meteor.html

wtorek, 29 października 2013

O znaczeniu robótek ręcznych...

Nie pamiętam czy wspominałam kiedyś o tym, że zbieram stare książki na temat robótek ręcznych. Niedawno dotarło do mnie przedwojenne wydawnictwo "Bluszcza" - jeden z zeszytów - podręczników "nauki bardzo modnych dziś robót ręcznych".


Seria obejmowała następujące zeszyty:


"Ściegi szydełkowe i na drutach",
"Szydełkiem i na drutach dla dzieci",
"Szydełkiem i na drutach dla młodzieży",
"Szydełkiem i na drutach dla pań i panienek",
"Szydełkiem i na drutach dla panów i chłopców",
"Mereżki i hafty".
Ten pierwszy znalazł się w moim posiadaniu. Cena przedwojenna: 1,50 zł. Na odwrocie strony tytułowej  wydawca zachęca do kupowania  czasopisma "Ja to zrobię": Jeśli umiesz szyć - nie wydajesz na krawcową, jeśli haftujesz, Twój dom nabiera wdzięku i przytulności, jeżeli szydełko i druty sprawnie poruszają się w Twoich rękach, nie kłopoczesz się o zimowy ekwipunek swoich bliskich - koszt bowiem surowca w porównaniu do pracy jest minimalny i tylko trzeba, aby te  ręce, niezastąpione, pracowite ręce kobiety, posiadały potrzebne im umiejętności i wzory.



A przedmowa w tym pierwszym zeszycie jest znakomita; najpierw nawiązuje do czasów "babci":



By potem wypowiedzieć pochwały na temat ładnych i młodych osób o różowych, wypolerowanych paznokciach, których paluszki z przyjemnością poruszają długimi drutami, a mowa o "trykocie"" nie nasuwa myśli o starodawnych "dessous", o zdegradowanych czepkach, lub ciężkich - niewygodnych ubraniach.
Następnie o tym, że chcąc dogodzić paniom "oddającym się z zamiłowaniem robotom ręcznym", przygotowano serię zeszytów. Na zakończenie autor przedmowy konkluduje: Nasze albumy są łatwe i tanie, więc każda z pań zapewne zechce je nabyć, aby móc zaopatrzyć dzieci, męża i siebie w cały ten komfort współczesny, tak potrzebny w mieście, nad morzem i w górach.

Wydawnictwo podzieliło poradnik na dwie części: pierwsza jest poświęcona szydełku:


roboty szydełkowe, tak nazwane od małego narzędzia, którem się je wykonuje, są najprostsze, najłatwiejsze i najprędzej można się ich nauczyć.  Znajdują się tu podstawy szydełkowania, przedstawiono też ściegi proste i bardziej skomplikowane: "muszlowe", "centki" (tak to zostało napisane), "barankowe", ażurowe, koronki, galony, wstawki. Rozdział 10 ilustruje jak wykonać "pikoty", "frendzle" (znów pisownia oryginalna) i pompony.

Część druga poświęcona drutom:


tak została zaanonsowana: Trykot jest to tkanina, mniej lub bardziej zwarta, zależnie od materjałów użytych do jej wyrobu. Nie miał on naczelnego miejsca wśród robót ręcznych, ale był jedną z tych, które nigdy nie wychodziły z użycia. W obecnej dobie trykot zdobył uznanie wszystkich praktycznych kobiet, ma bowiem liczne  zastosowanie. Jest to robota przyjemna, zręczna do przenoszenia i można  łatwo i mile gawędzić poruszając drutami.
Instrukcje pisemne i obrazkowe ilustrują: jak nabierać oczka, wykonywać proste ściegi, gubienie oczek, ściegi bardziej skomplikowane i fantazyjne: ażury, koronki, żakardy i tweedy.
A tak tłumaczy się splot zwany "trykot angielski":


gdzie pojęcie "oczko wetknięte" zostało  wyjaśnione, jako "oczko wkłute".
Książeczka zawiera też dwie plansze  ilustrujące jak wykonać papierowe zabawki na choinkę.

piątek, 21 grudnia 2012

Przed świętami

Strudzona gotowaniem  (gołąbki dochodzą) i sprzątaniem, przysiadłam na chwilę przy komputerze. Troszkę "pobiegałam" po blogach, nieco podumałam o przyszłych planach dziewiarskich, pozastanawiałam się nad kontynuacją tematyki "Historia dziewiarstwa", tym bardziej, że w końcu sprawiłam sobie prezent gwiazdkowy i kupiłam tę oto książkę:


Szczerze powiedziawszy, w tej chwili czasu nie mam, żeby ją przeczytać; przekartkowałam tylko po odebraniu przesyłki z poczty.
Potem przypomniałam sobie, że napisała do mnie  pani, autorka strony o Islandii (której do tej pory nic nie odpisałam...). Znaleźć  tam można nie tylko relację z podróży po Islandii, ale i różne ciekawostki oraz to, co nas dziewiarki może  najbardziej zainteresować: ofertę  sprzedaży oryginalmej włóczki Lopi. Zaznaczam, że nie jest to z mojej strony żadna kryptoreklama, ot raczej chęć podzielenia się ciekawostką, tym bardziej (co mnie zdziwiło niezmiernie), autorka odnosi się w liście do mojego wpisu na temat swetrów Lopi.
Potem zaczęłam się zastanawiać nad kolejnym projektem dziewiarskim. Chodzi mi po głowie żakard. A podoba mi się ten sweter R. Laurena:


Sweter R. Laurena
 
Osinki  go już robią. Tu wątek on line. Jednak podoba mi się również taki projekt swetra, jak prezentowany na tym blogu. Karczek swetra zrobiony na okrągło wzorem Marius. Powiem szczerze,że taka wersja  jest niezwykle pociągająca.
A na koniec zapowiedź swetra wykonanego przeze mnie wzorem irlandzkim:


czwartek, 26 kwietnia 2012

Dotarł

w końcu dzisiaj  mój prezent, jaki sprawiłam sobie na urodziny. Urodziny miałam wprawdzie dwa miesiące temu i tyle czekałam na tę książkę (tak, tak dwa miesiące), ale w końcu mam. Nawet jeszcze dokładnie nie przejrzałam, bo kiedy dotarłam do domu po 12 godzinach, to zdążyłam tylko rozciąć kopertę, przekartkować, zrobić  jedno zdjęcie (po tym jednym siadły akumulatorki w aparacie) i się chwalę. Oto ona:


Recenzja będzie później, kiedy dokładniej poprzeglądam i poczytam. Autorką książki jest Lela Nargi, pod tym adresem znajduje się jej blog.
A w niedzielę z bratową i bratem ruszamy na Pikuj - najwyższy szczyt  Bieszczadów (na Ukrainie).

niedziela, 11 marca 2012

Knit grafitti/Włóczkowe grafitti

Historia dziewiarstwa
Zapewne  Czytelniczki i Czytelnicy o ruchu knit grafitti słyszeli już dawno, jednak mnie ten temat dobrze komponuje się  z zagadnieniami związanymi z historią dziewiarstwa, oczywiście  tą najnowszą.
Zaczęło się  w Ameryce, w Teksasie. Magda Sayeg w 2005 r. „ubrała” klamkę w swoim sklepie w szydełkowe ubranko. Później się potoczyło. Przyłączyły się kolejne dziewiarki, których celem stało się uprawianie sztuki grafitti, ale nie farbą a włóczką. Strojono w dzianinę (wykonaną na drutach lub szydełkiem) słupy, latarnie i drogowskazy w Mexico City, znaki drogowe w Los Angeles, uchwyty w autobusach w Nowym Yorku, drzewa w parku, pomniki itp. Entuzjastów  włóczkowego grafiitti  zaczęło przybywać na całym świecie: tworzyły się grupy w Stanach Zjednoczonych, Australii,  Skandynawii, Japonii, Chinach, Afryce Południowej… Znane jest powszechnie zdjęcie autobusu w Mexico City odzianego w kolorowe dzianiny czy fotografia pomnika Lenina w Seattle w czerwonych moherowych rękawiczkach.
Yarn bombing czyli bombardowanie włóczką (inne określenia knit graffiti to właśnie yarn bombing, guerrilla knitting, or yarnstorming) zatacza coraz szersze kręgi. W 2009 r. ukazała się książka Mandy Moore i Leanne Prain, które mieszkają w Vancouver (Kanada):  “Yarn Bombing: The Art of Crochet and Knit Graffiti”, w której autorki prezentuja projekty knit grafitti,  dają rady jak je tworzyć, przeprowadzają wywiady z członkami ruchu yarn bombing.   


Zdjęcie książki - stąd



Mamy i my Polki osiągnięcia w tej dziedzinie. Artystka Agata Oleksiak na Wall Street w Nowym Yorku  ubrała w gustowne szydełkowe wdzianko posąg byka.  W Poznaniu na wystawie „Miasto dziergane” Anna Maćkowiak ozdobiła włóczką bilety transportu miejskiego, a Miejskie Przedsiębiorstwo Robótek Ręcznych obszyło rogi poznańskich koziołków. Zobaczyć można było ozdobione włóczką studzienki kanalizacyjne i  drzewa. W czerwcu ubiegłego roku  ktoś nałożył na tarczę Syrenki wydziergany szydełkiem pokrowiec ze znakiem Supermana

Zdjęcie stąd

To tylko przykłady działań ruchu włóczkowego grafitti. Przedsięwzięć tego rodzaju było zdecydowanie więcej, zarówno na świecie, jak i w Polsce. Zachęcam do obejrzenia blogu Sayeg  i http://yarnbombing.com/

Źródło:
 „Wysokie obcasy" nr  14(617) z 9 kwietnia 2011 r. 

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails