Pomimo iż nie należę do matek które udają, że wymienione powyżej rzeczy nie istnieją i nie staram się na siłę wmówić mojemu dziecku, że korzystanie z nich jest "Beee" to od czasu do czasu główkuję jak tu zrobić, żeby owe przedmioty aż tak bardzo go nie interesowały.
Odkąd urodził się i zaczęliśmy spacerować codziennie mamy swój poranny rytuał w którym czas na bajki jest tylko wtedy kiedy: mama się ubiera, przygotowuje śniadanie i zmienia pampersa. Następnie jest wychodne długi spacer i odwiedziny prababci która robi przepyszną kawę. Bez tego ani rusz. Po powrocie czas na drzemkę i przy "dobrych wiatrach" trwa ona nawet 2-3 godziny. Problem pojawia się po przebudzeniu. Im bliżej nocy i wieczora tym trudniej jest wyszukać zajęcie małemu łobuziakowi które by go zainteresowało na dłużej. Często ulegamy i dajemy u do zabawy telefon, włączmy bajki... Wiem, że robimy źle. Nie czuję dumy kiedy o tym piszę. Co robić kiedy na dworze zimno? Jak zająć roczne dziecko zabawą tak by mieć choć chwilę dla siebie? Czy to w ogóle jest wykonalne bez użycia owych sprzętów?
Wiem, że wiosną i latem nie będziemy mieć z tym problemu bardzo lubimy spędzać aktywnie czas całą rodziną na zewnątrz- dużo spacerujemy. Już nie mogę się doczekać aż rozłożę koc na rozgrzanym trawniku i będziemy się razem bawić i leżakować. Huśtawka znów będzie ulubionym miejscem spotkań całej rodziny.
Myślę też nad zakupem małego basenu dla Arona który bardzo lubi się pluskać w wodzie i nad niewielkich rozmiarów piaskownicą ale zastanawiam się czy nie jest jeszcze zbyt mały na tego typu zabawy.
Czekam na wasze komentarze!