Tytuł: Dziewczynka z balonikami
Wydawnictwo: Szara Godzina
Miejsce i rok wydania: Katowice 2014
Ilość stron: 174
Osobom zdrowym, depresja i przebieg tej choroby może wydawać się czymś bardzo niezrozumiałym, odległym i niepojętym. Ja jestem niepoprawną optymistką i mnie w życiu cieszy dosłownie wszystko. To, że mówię, słyszę, chodzę, mam rodzinę, pracę, mam gdzie mieszkać, co jeść. Mogę się realizować i z uśmiechem iść do przodu, wszystko wydaje mi się piękne - słońce i deszcz, lato i zima, góry i morze. Każdy nowy dzień jest dla mnie darem i cieszę się, że mam możliwość go przeżyć. Niestety nie wszyscy mają tyle szczęścia. Ta podstępna choroba może dopaść każdego i zrujnować życie. Czasem wystarczy zaledwie iskra, która zniweczy nasze życiowe plany i sprawi, że stajemy się apatyczni, obojętni, smutni, rozgoryczeni i całkowicie tracimy chęci do dalszego życia.
Marlena Serafin jest młodą dziewczyną, w zasadzie całe życie przed nią. Jest zdolna, mądra i ma ambicje, by realizować swoje marzenia o pisarstwie. Niestety w jej życiu nie wszystko się układa. Właściwie od czasów gdy była nastolatką, co jakiś czas dopadają ją stany depresyjne, lęki przed ludźmi i światem, szeroko pojęte uczucie beznadziei i coraz częstsze myśli samobójcze. Przy kolejnym nawrocie choroby dziewczyna postanawia dać sobie ostatnią szansę i zgłasza się na leczenie do szpitala psychiatrycznego.
Narratorką w książce jest sama Marlena, która jak mniemam jest alter ego autorki. Bohaterka przedstawia czytelnikom proces leczenia szpitalnego, wplatając w treść wiele informacji na temat depresji (zwłaszcza afektywnej chorobie dwubiegunowej), procesu leczenia i przebiegu terapii. To właśnie sceny rozmów z psychologiem dają nam największy wgląd w duszę Marleny. Poznajemy jej przeszłość, dzięki czemu możemy zrozumieć przyczyny choroby, a tym samym samą depresję. Całość napisana bardzo spójnie i przystępnie. Autorka użyła prostego języka, dzięki czemu czytelnikowi łatwiej jest zgłębić temat. Wplatając w treść informacje o innych pacjentach daje nam zarys innych zaburzeń i chorób psychicznych oraz częściowo wskazuje ich ewentualne przyczyny.
W tym miejscu chciałam napisać coś na temat zachowania matki Marleny, ale dosłownie brakuje mi słów. Nie! Tego zrozumieć nie potrafię. Nie widzę żadnej możliwości usprawiedliwienia tego, w jaki sposób traktowała swoje dzieci. Tak naprawdę każde z czwórki dzieci uciekło od niej na swój sposób, a ona w ogóle nie była w stanie tego dostrzec. Nie rozumiem jak można własne dziecko tak obrażać, wyzywać, a mówiąc kolokwialnie wręcz gnoić (tak to słowo pasuje tu jak ulał). Jak można być tak chłodnym, apodyktycznym i niezainteresowanym prawdziwymi potrzebami dziecka? Żadna przeszłość nie jest tu wytłumaczeniem. Och!!! Jestem przekonana, że w tym przypadku to matka tak naprawdę jest wszystkiemu winna! Przez lata wprowadzała córkę w poczucie winy, wpajała, że jest głupia i gruba i nie widziała w tym wszystkim nic złego. Co gorsza, nie zmieniło się to przez lata, nawet wtedy gdy teoretycznie powinna sobie uświadomić zagrożenie ("Marlena, on jest ślepy, przecież nosi okulary, nie przyjrzał ci się, nie zauważył, jaka jesteś gruba. Teraz dopiero zobaczył i zrezygnował"*).
A jednak dostałam jakiegoś niepohamowanego słowotoku i coś w tej kwestii napisałam.
Jak wcześniej wspomniałam, trudno mi było wcześniej wyobrazić sobie czym jest depresja, jak można czuć się tak chronicznie smutnym, zniechęconym i niezadowolonym, a czasem nawet zupełnie obojętnym. Wydawało mi się, że wystarczy się rozejrzeć, by dostrzec dobro i piękno z każdej otaczającej nas strony. Wystarczy zrobić krok, by odnaleźć szczęście. Wydawało mi się, że sami jesteśmy kowalami swojego losu i tylko od nas zależy czy dostrzegamy swoje szczęście i chcemy być szczęśliwi, czy też widzimy wszystko w czarnych barwach. Wśród najbliższych mi osób jest też ktoś, kto cierpi na depresję (choć to inny jej rodzaj) i też wydawało mi się to niemal abstrakcyjne. Myślałam się, że jeśli udzielę kilka "mądrych" życiowo rad to wszystko minie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W rozmowach może nie popełniałam, aż takich błędów jak matka i brat Marleny, a jednak :(
Po lekturze książki nie czuję się bardziej kompetentna w tym temacie, nie uważam już, że wystarczy, że powiem coś pokrzepiającego, życiowego i optymistycznego i problem zniknie. Mam za to dużo większą wiedzę w zakresie tego tematu i postaram się ją pozytywnie wykorzystać. Zrozumiałam czym jest choroba oraz fakt, że nie ustępuje ona ot tak. Leczenie może trwać latami, a gorsze dni mogą pojawić się w każdej chwili, wywołane zwyczajnymi zdarzeniami. Teraz rozumiem, że matura może być takim samym momentem kryzysowym jak rozmowa o pracę czy koniec związku i każdy sygnał chorego należy traktować równie poważnie.
Najważniejszy wniosek, jaki nasunął mi się po lekturze książki to to, że nie musimy być ekspertami, lekarzami czy terapeutami. Wsparcie mentalne, rozmowy, akceptacja i okazywanie ciepłych uczuć może w pewnym zakresie być substytutem leków (oczywiście nie całkowicie). Dla nas to może być mały gest, a dla kogoś potrzebującego oznacza on bardzo wiele. Wiadomo, że w ten sposób nikogo nie uleczymy, ale też nie zaszkodzimy, a jeśli to nasze wsparcie okaże się choć trochę pomocne to w każdym przypadku warto się go podjąć.
* Agnieszka Turzyniecka, Dziewczynka z balonikami, Wydawnictwo Szara Godzina, Katowice 2014, s. 163
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
- Przeczytam tyle ile mam wzrostu (1,3 cm)
- Gra w kolory (zielony)
- Klucznik (z półki)
- Polacy nie gęsi
- 52 książki w 2015
- Zielono mi
Zachowanie matki Marleny z Twojego opisu rzeczywiście jest nie do przyjęcia. Depresja to na pewno niełatwa choroba, dobrze, że jest opisana tak dokładnie.
OdpowiedzUsuńMartyna, to co tu przytoczyłam o matce Marleny to zaledwie fragment jednej rozmowy, a coś takiego miało miejsce przez niemal całe życie Marleny, już od jej dziecięcych lat :(
UsuńTemat depresji bardzo mnie interesuje, o czym zresztą dobrze wiesz;) Koniecznie muszę poznać tę książkę.
OdpowiedzUsuńWiem Kasiu.
UsuńUważam, że ta książka doskonale pokazuje osobom zdrowym czym jest choroba, jak może zaskakiwać, jak trudno sobie z nią radzić i jak żmudny jest proces leczenia.
Mnie najbardziej przeraża bezsilność chorych, którzy mają pełną świadomość choroby i jej wpływu na chorego i jego rodzinę. To ona steruje życiem chorego nawet jeśli ten wcale tego nie chce.
Jak już wiesz jestem po lekturze książki o takiej właśnie tematyce, czyli depresji maniakalnej. Recenzja w połowie napisana, więc niedługo zapraszam na jej poznanie.
OdpowiedzUsuńA Twoją recenzję przeczytałam....ekhmmm... na początku i na końcu, wiesz czemu :D
Ja już czekam na Twoją recenzję - póki jestem w temacie...
UsuńTak, tak wiem dlaczego czytasz wybiórczo :) To tak jak ja u Ciebie, a i tak ostatnio trafiłam na fakty z części, której nie czytałam... i jak wiesz zmusiło mnie to do przeczytania tej właśnie części Malowniczego.
Czytałam, książka bardzo mi się podobała.
OdpowiedzUsuńTak, mimo trudnej tematyki książkę dobrze się czyta.
Usuń