"Labirynt kłamstw" to pierwsza książka tej autorki jaką czytałam - przekonał mnie opis z tyłu książki :)
Są to dwie historie w jednej książce, więc podzielę jej opis.
"Telefon o północy"
Sarah nawet nie przypuszczała, że informacja o śmierci męża to nie całe zło, które wydarzy się w najbliższych dniach... Dla młodej mężatki ta wiadomość była ogromnym ciosem, jeszcze dobrze nie poradziła sobie z szokiem po stracie męża gdy okazało się, że najprowdopodobniej nie był on tym za kogo się podawał. Przez cały ten czas ją oszukiwał. Wiedziona instynktem, wierząc, że Geoffrey żyje postanowiła go odnaleźć. By poznać prawdę musiała udać się do Europy. Nie wiedziała komu ufać: policji? CIA? Ma tylko jednego sprzymierzeńca Nick`a O`Harę, ale czy on na pewno jest po jej stronie?
"Bez odwrotu"
Cathy nawet nie przypuszczała, że w ciągu ułamku chwili jej życie może tak bardzo się zmienić... Była spokojną kobietą o w miarę monotonnym życiu. Jednak moment gdy potrąciła nieznajomego przechodnia diametralnie odmienił wszystko. Szybko okazało się, że Victor przed wypadkiem został postrzelony. Nie wiadomo dlaczego, Cathy mimo strachu i bólu po śmierci przyjaciółki postanowiła mu zaufać i razem z nim uciekać i zdobyć dowody, by potwierdzić prawdę. Sytuacja była trudna, wiedzieli już, że w całe to zamieszanie wmieszany jest rząd, nie wiedzieli komu ufać. Na szczęście uciekinierom najpierw pomógł były mąż Cathy, a potem przyjaciele z okresu studiów Victora...
Autorka świetnie tworzy klimat książki. W obu powieściach intryga goni intrygę, nie wiadomo komu ufać i na kim można polegać. W obie sprawy wplątani są najwyżsi przedstawiciele państwa, więc sytuacja wydaje się bez wyjścia... Książka wywołuje w czytelniku różne uczucia gdyż obok wątków spiskowych, kryminalnych pojawia się romans. Tess Gerritsen ma lekkie pióro, bez trudu tworzy ciekawą fabułę na każdym kroku zadziwiając czytelnika.
Mając mało czasu dawkowałam sobie książkę rozdziałami, jednak co doszłam do końcówki jakiegoś rozdziału to pojawiający się na końcu wątek nie pozwalał się oderwać i czytałam dalej.
Szkoda, że nie wygrałam tej wielkiej kumulacji w totka... nie musiałabym już pracować i tylko bym czytała :) Kupiłabym sobie duży dom, w którym stworzyłabym piękną bibliotekę, z jednej strony przy ścianie postawiłabym półkę ze słojami z herbatą i stanowisko do jej parzenia (kawa oczywiście też, bo zawsze jak siadam do czytania to najpierw piję kawę). W pomieszczeniu byłaby też wygodna kanapa, na której leżąc czytałabym i mały stoliczek, na którym kładłabym filiżankę i ciastka.
Nie potrzebowałabym drogich samochodów, ubrań, egzotycznych podróży... tylko takie "swoje" miejsce, w którym mogłabym się zatracić w każdej chwili. Och...
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Pani Monice z: