Ostatnio
mam maseczkowy zawrót głowy. Musisz mi wybaczyć, ale nie mogę się oprzeć. Dzisiaj
robiłam sobie wynalazek domowej roboty. Testowałyśmy z mamą słynną peel off z
węglem aktywowanym. Trochę brudu, trudu i bólu, ale efekty genialne. Spróbuje
jeszcze parę razy i dam znać co sądzę. Znajdę też najlepszy sposób, bo
dzisiejsza była na żelatynie. Były grudki L Ale trening czyni mistrza L Czego się
dla Ciebie nie robi. Moja twarz dba o Twoją J
Przejdźmy do dziwnego dziwu, który mi się ostatnio przytrafił :/
Sama nie wiem dlaczego tak się stało.
Przejdźmy do dziwnego dziwu, który mi się ostatnio przytrafił :/
Sama nie wiem dlaczego tak się stało.
Kupiłam
jakiś czas temu maseczkę z Deli. Opakowanie składało się z dwóch saszetek,
oczywiście pierwszą wypróbowałam od razu.
Konsystencja
była akurat. Takie płynne czerwone błotko.
Parę dni
temu ruszyłam z zamiarem ratowania twarzy i zrobiłam przegląd maseczek.
Popatrzyłam na błotko i mówię : tak, czas wylać dziada na twarz. Otwieram, a
tam szok. Gdzie błotko? Co to za grudy? Czy ja wyglądam jakbym chciała produkty
z kopalni?
Fakt, po
mocnym nacisku uzyskuje się konsystencje do rozsmarowania, ale chyba za bardzo
kocham swoją twarz, żeby ją tak napinać. Maseczka leżała ok. 3 miesięcy, data
ważności jest. Co się mogło stać ? Opakowanie nie miało żądnej dziurki,
powietrze nie mogło się dostać.
Macie
jakieś pomysły ?
Oto
maseczka :
I wykopaliskowe grudki :
Ostatecznie
wpadłam na pomysł rozmiękczenia dziada. W ruch poszła miseczka, woda, hydrolat,
łyżeczka i grudki. Po uzyskaniu zadowalającej konsystencji nałożyłam na twarz….
i szybko zmyłam.
Polik
zaczął niemiłosiernie piec. Nie, że szczypać - piec jak ogień piekielny. Po
zmyciu miałam czerwone przebarwienie i lekko wysuszoną skórę.
Nigdy
więcej. O nie….
Miałaś/łeś
kiedyś dziwną przygodę z kosmetykiem?
Pisz
koniecznie.
High wing
sowixy J