Feeria Young to wydawnictwo, które uwielbia ze mną pogrywać. Przez nich odrzucam obowiązki i wszystkie ważne sprawy żeby tylko sięgnąć po kolejną, wydaną powieść. Tym razem padło na pierwszy tom serii Ani słowa od Rebecca Donovan. Autorkę poznałam już przy trzech tomach Oddechów. Były to książki, które rozpłatały mi mózg i wyprały z emocji. Pamiętam, że długo nie mogłam się po nich pozbierać. Dlaczego i tym razem zdecydowałam się na uczuciową lobotomię? Chyba jedna jestem masochistką...
Cóż, przykro mi to mówić, ale "żyli długo i szczęśliwie" to stek bzdur - iluzja wymyślona po to, aby sprzedawać książki i bilety do kina. Mimo to ludzie chcą - nie, oni muszą - wierzyć, że coś takiego istnieje. Wolą kłamstwa.
Lana nie kłamie. Po prostu nie potrafi – jest szczera do bólu, a to niestety przynosi jej więcej cierpienia niż pożytku. Każda kobiet z jej rodziny ma jakąś cechę, która wyróżnia je na tle innych. Matka głównej bohaterki jest ufna do bólu, co sprowadza na nią ciągłe cierpienie. Dlatego jej córka chce być inna. Nie ma ochoty na łzy i rozgoryczenie – pragnie żyć według własnych zasad. Godna pochwały cecha sprowadza na nią nie lada kłopoty. Dziewczyna jest świadkiem wydarzeń, które zakrawają na przestępstwo, a ona postanawia milczeć. Dla dobra siebie, przyjaciół, osób jej bliskich. Prawdomówność może jej wcale nie pomóc, a wręcz przeciwnie – nikt jej nie uwierzy. Przez taki splot wydarzeń trafia do przedziwnej szkoły gdzie będzie musiała nauczyć się na nowo żyć, ponieważ nie jest to zwykłe miejsce. Pełne sekretów, tajemnic – zdecydowanie to nie miejsce dla Lany - tylko czy na pewno? Czy odnajdzie się w nowej rzeczywistości? Czy osoba odpowiedzialna za jej cierpienie poniesie karę? Czy trafiła do nowej szkoły przypadkiem?
Znamy to z autopsji. Wszyscy wkoło mówią, że szczerość jest dobra, pytają o zdanie, chcą wiedzieć co sądzę – do czasu... Kiedy odpowiedź nie pokrywa się z ich oczekiwaniami, pojawia się ból, cierpienie, wściekłość, obraza i przysłowiowy dąs z przytupem. Nie da się tego nazwać inaczej. Ludzie niby chcą znać prawdę, ale tylko tą ładną, pasująca im i obwiązaną różową wstążeczką, a ja tak nie lubię. Nie znoszę półprawdy. Jeśli nie chcesz czegoś wiedzieć – po prostu nie pytaj. Jestem zadziorna, wredna, złośliwa i nieprzewidywalna. Czasem sama siebie zaskakuje. To nas z Laną łączy, ale reszta różni. Ona jest filigranowa, jasnowłosa. Do tego ćpa, imprezuje co wieczór, jest lepem na kolesi i uwielbia ich zmieniać jak rękawiczki. Nie wiąże się w damsko-męskie relacje i ma dwie zaufane przyjaciółki. Mimo że jest tak konkretna oraz zabójcza, to wie też kiedy się zamknąć – dla dobra ogółu. Właśnie to ostatnie wpędza ją w kłopoty, które Rebecca Donovan opisała w swojej książce.
Nie chcę do nikogo należeć. Nie jestem niczyją własnością. Tak wiele razy byłam świadkiem, jak jedna osoba zatraca się w drugiej. Nie identyfikuje się już jako osobny człowiek, ale jako my. Dopóki jedno z nich nie oznajmia, że my to za mało i odchodzi, bo w końcu zawsze tak się dzieje. Ja nie zatracę się w nikim. Dzięki temu, kiedy ten ktoś odejdzie, nie zabierze mnie razem z sobą.
I tak przechodzimy do części, która zaskoczyła mnie najbardziej. Czytam sobie czytam, a tu nagle koniec oraz podziękowania. Ale jak to, po 150 stronach? Halo, halo, ja przepraszam bardzo! Okazało się, że pierwsza część to wcześniejsze opowiadanie twórczyni, które rozwinęła. Zachowała je w pierwotnej wersji, ponieważ stwierdziła, że będzie to bardzo dobre wprowadzenie - tym sposobem podziękowania pokazały się już w mniej niż połowie książki. Zaskakujące – tak, fajne – tak, coś nowego – zdecydowanie. Druga część miała być tak samo magiczna oraz wciągająca jak pierwsza i była, ale tylko w pewnym stopniu. Pani Donovan przenosi nas do szkoły, która była wspomniana trochę wyżej. Niestety wchodzimy w utarte już schematy takich miejsc. Na pewno czytaliście niejeden tytuł, który opierał się na pewnych punktach. Ona, zagubiona i niewiedząca co się dzieje - pojawia się w tajemniczej akademii, która spowita jest tajemnicą. Pełno tu mroku, zagadek, ukrytych przejść oraz zasad. Do tego trzeba dorzucić parę męskich ciasteczek, niewyjaśnione wydarzenia i bam – mamy książkę. Czemu, ach czemu ona poszła tą drogą, a nie tamtą. Pierwsza część była powiewem świeżości, tajemnicza, wartka, z ciekawą intrygą. Po przeczytaniu pierwszych podziękowań myślałam, że tak będzie dalej. Niestety trochę się przeliczyłam.
W pewnym momencie nie wiedziałam co się dzieje, bo tematyka tajemniczej palcówki jest fajna, ale totalnie nie pasująca do całości. Wiele scen jest przeciągniętych jak guma od majtek. Nie mogłam odpędzić od siebie wrażenia, że twórczyni sama nie wie jak dalej poprowadzić fabułę dlatego tkwimy w całkiem ciekawej historii, ale miejscami nużącej. Popatrzcie, ile razy można czytać o zagubieniu w nowym miejscu? Na początku tak, a potem już jakoś człowiek się dostosowuje - Lana ciągle nie wie co się dzieje. Do tego jej kontakt z innymi bohaterami wychodzi czasem karykaturalnie, jakby nie była to ta sama bohaterka. Zmiana miejsca zamieszkania odebrała jej osobowość.
Zakończenie jest otwarte i daje szansę na wiele możliwości. Mam nadzieję, że Rebecca Donovan pokaże na co ją stać, a fabułę poprowadzi ciekawiej niż drugą część. Naprawdę trzymam kciuki za serię Ani słowa. Wiem, że może być naprawdę dobrze. Czytałam Oddechy, a i Gdybym wiedziała daje nadzieję na mocną kontynuację. Gdyby tylko wrócić do pierwszego planu i troszkę go podkręcić. Wtedy nie pojawi się jakiś tam odgrzewany kotlet mielony, a rasowy schabowy w pysznej panierce.
Miłość to nie jest coś, czego można się trzymać albo określić jako coś namacalnego. Istnieje, bo my nią jesteśmy. To istota nas samych.
Polecam? Tak, myślę że seria ma naprawdę silne podstawy, potencjał. Bohaterka jest godna uwagi, wątki ciekawe, akcja zaskakuje, a relacje damsko-męskie nieprzesłodzone. Może odrzucać trochę wszędobylski alkohol, seks i rock&roll, ponieważ powieść opisuje życie 15-16 latków, a Lana do grzecznych dziewczynek nie należy. Mimo wszelkich minusów czuję, że będzie dobrze i wyczekuję drugiego tomu!
Moja ocena: 4/6
Za książkę dziękuję: