Pokazywanie postów oznaczonych etykietą strach. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą strach. Pokaż wszystkie posty

środa, 5 sierpnia 2020

Sowie opowieści: Peternelle van Arsdale - „Bestia"


Kiedy słyszę słowo „bestia”, od razu przychodzi mi na myśl moja ukochana animacja od Disneya – Piękna i Bestia. Znam ją na pamięć, wszystkie piosenki, a biblioteczka, która w niej jest, to moje marzenie. Wiecie, o czym mówię? Kiedy zobaczyłam tytuł Bestia, w głowie pojawiło mi się: „mmmmmm tak!”. Po poznaniu opisu, okazało się, że będę mogła się podczas czytania przestraszyć. Baśń, obawa, potwór? To ja bardzo poproszę! Tylko czy moje wyobrażenia były tak samo dobre, jak rzeczywistość? Zaraz się dowiecie.
Prawda to czy jednak fikcja?

Wejdź w świat mary sennej, która tak naprawdę jest rzeczywistością. W tajemniczej wiosce Gwenith przychodzi pora wyniszczającej suszy, a zbiegła się z urodzeniem pewnych bliźniaczek – Angeliki i Benedicty. Mieszkańcy oskarżają je o klęskę i wypędzają, wraz z matką, do leśnej głuszy. Po wielu latach dziewczynki powracają do rodzinnej mieściny, ale zupełnie odmienione. Teraz są pożeraczkami dusz, a ludzka natura dawno w nich zanikła. Ich olbrzymi głód sprawia, że przy życiu pozostawiają tylko dzieci, które są przygarnięte przez mieszkańców sąsiedniej wioski, Defaid. Wśród nich jest Alys trzymająca w tajemnicy swój wyjątkowy dar. Jako jedyna może stanąć do walki z potwornym rodzeństwem. Kiedy osada jest w niebezpieczeństwie, dziewczyna rusza do lasu, aby uporać się z dziewczynami oraz ich sprzymierzeńcem – bestią. Czy Alysa uratuje nowy dom? A może tajemniczy stwór przejmie władzę nie tylko w lesie?

Na pierwszy rzut oka

Zacznijmy od kwestii wizualnej. Książka jest zaskakująco cienka – można powiedzieć, że to pozycja średniej wielkości, w porównaniu do innych tytułów z tego gatunku. Nieważne jak duża, istotne, co ma w środku, a treść zapowiadała się bardzo dobrze. Na uwagę zasługuje również przepiękna okładka, mająca wyraziste barwy, przyciągające wzrok, a z tajemniczą postacią po środku – naprawdę przyciąga wzrok. Baśniowy klimat jest dość popularny ostatnimi czasy, a całość idealnie wpisuje się w ten trend.

Rzeczywistość kontra sen

Opis książki zawiera w sobie słowo „oniryczna”. Wskazuje, że rzeczywistość literacka jest przedstawiona jako sen i zdecydowanie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Postacie są dosłownie wyjęte z baśniowych opowiadań. Realni w tym świecie, ale mało prawdopodobni w naszych czasach. Jest ich dość sporo, zaczynając od głównych bohaterów, a na epizodycznych rolach kończąc. Alysa to kluczowy element całej historii i to właśnie o niej dowiadujemy się najwięcej. Dziewczyna walczy ze swoją mroczną stroną, której nie chce dopuścić do władzy. Pragnie być normalna, ponieważ nie rozumie władającego nią daru, łączącego ją z pożeraczkami dusz. Cały czas nie wie, czy jest dobra, a może jednak zła. Życie wystawiło ją na wiele prób, więc mogłaby się poddać mrocznej stronie, tak byłoby łatwiej. Nie chce być jednak jak bliźniaczki, które zabijają według kaprysu. 

Klimat Bestii jest mroczny, wciągający oraz uzależniający. Początkowo, kiedy fabuła się rozwija, pragnie się odkryć jej ciemne zakamarki. Nie można jednak stwierdzić, że to pozycja mrożąca krew w żyłach. Nie da się tutaj przestraszyć, bardziej zaintrygować przedstawioną historią. Choć pomysł był naprawdę ciekawy i godny uwagi, to nie został w pełni wykorzystany. Można powiedzieć: dobre złego początki, ponieważ pierwsza część książki jest dobra, ale rozwinięcie już słabe. Właśnie dlatego miałam problem z oceną tej pozycji. Co zrobić, kiedy pół jest dobre, a reszta zła? 

Średniowieczne klimaty

Historia przedstawiona w książce jest osadzona w czasach stylizowanych na średniowieczne. Zabobony, wierzenia, strach przed demonami są na porządku dziennym. Wszystkie kobiety odbiegające od przyjętych norm, są postrzegane jako czarownice i najchętniej spalonoby je na stosie. Ludzie boją się tego, czego nie potrafią wyjaśnić. Wszystko jest dla nich złe oraz do zwalczenia. Kiedy zasiadałam do czytania, byłam pełna jak najlepszych chęci. Interesujący opis, ciekawa okładka. Wręcz czułam, że ten klimat to strzał w dziesiątkę. 

Coś dobrego też się znajdzie

Najgorsze jest to, że poza ciekawa atmosferą, znalazłam tylko jeden pozytyw. Dosłownie… Mam tu na myśli morał, który w dzisiejszych czasach można bardzo silnie odczuć. Nie powinniśmy bać się wymyślonych, niczym z koszmarów sennych, postaci. Najbardziej trzeba wystrzegać się ludzi – tych, którzy nas otaczają, oraz dalszych. Najgorsi są ci, grający bogobojnych i wierzących, a w sercu noszą zło. Takie osoby tylko udają dobro, a wywołują wokół siebie zamieszanie oraz zniszczenie. Właśnie oni są mieszkańcy książkowej wioski. Nigdy nie wiadomo, co za chwilę zrobią – miło odezwą czy wyklną. 

Równia pochyła

Potem dopadało mnie coraz większe znużenie, które skończyło się dopiero po zamknięciu okładki. Nie wiem, co tak naprawdę się stało, ponieważ pomysł wydawał się naprawdę dobry. Ten tytuł jest po prostu nudny. Akcja traci rozpęd, za dużo zbędnych opisów czy nic nie wnoszących scen. Wiem, że są one potrzebne, żeby scalić całość, ale tutaj przeważają – a to zabija radość czytania. Jak już zaczynało się coś dziać, to zostało prawie natychmiast zakończone. Fabuła jest tak leniwie poprowadzona, że raz mi się przysnęło z twarzą w książce. Nawet strach, który stał się obecny w codziennym życiu mieszkańców, nie wywołał żadnego dreszczyku. Myślałam, że połączenie go z magią będzie dobrą pozycją, a tu klops.

Styl pisania autorki można określić jako poprawny, ale to tyle. Język piękny, czasem starodawny, nie jest zły, ale też nie porywa. Tytuł byłby dobrym uzupełnieniem albo wprowadzeniem do dalszych losów bohaterów. W formie jednego tomu odbieram go jako zaskakująco średni. Czytałam, że ma powstać ekranizacja, którą chętnie zobaczę. Może reżyserowi uda się wycisnąć więcej życia z Bestii.

W każdej pozycji szukam mocnych i słabych stron. Mocną jest na pewno przedstawiona rzeczywistość. Ten mrok czuć z każdej strony. Są to zdecydowanie moje klimaty, dlatego tak bardzo chciałam, żeby Bestia była dobra. Niestety, nie samym mrokiem książka jest pisana. Zabrakło mi tego charakterystycznego dreszczyku, którym charakteryzują się takie tytuły. Gęsiej skórki, uczucia, że ktoś na was patrzy, potrzeby oglądania się za siebie czy może nikogo tam nie ma – tego rodzaju rzeczy. Myślałam, że Bestia stanie się moją marą senną i nie będę mogła zamknąć oczu, jak choćby po Inkubie Artura Urbanowicza.

Are you fu**ing kidding me?

Zabrakło mi w tej powieści wiele, ale chyba najbardziej lepszego przedstawienia całej historii oraz otoczenia. Nie czepiam się stylu pisania, lecz jednoosobowej narracji. Cały świat został przedstawiony tylko przez Alysę. Dzięki takiemu zabiegowi nie mamy możliwości lepiej poznać innych bohaterów oraz rozległej rzeczywistości, jaką chciała nam zaserwować autorka. W napięciu czekałam, żeby odkryć ciemne zakamarki lasu, uczucia bestii czy wszystkie motywy działania bliźniaczek. Nie zapałałam sympatią do żadnego z bohaterów. Płascy i nie wykazywali się więcej niż jedną cechą charakteru, na przykład Alysa miała mroczną naturę, z którą walczyła. Dodatkowo wszyscy zostali przedstawieni za słabo, żeby można było o nich dużo napisać. Przeszkadzało mi to, ponieważ odkrywanie złożoności postaci to jedna z najlepszych zabaw podczas czytania. Możliwe, że wpływ miała na to mnogość osób, które co chwilę przewijały się przez strony. Czekałam na elementy zaskoczenia, aż do ostatniego zdania. 

A ostatecznie…

Ostatecznie wyszło trochę mdło, nijako i ogólnie bardzo przeciętnie, a szkoda, ponieważ pozycja miała bardzo duży potencjał. Nie wiem, dlaczego opis sugeruje, że znajdziemy grozę, bo niczego takiego nie znalazłam. Jestem rozczarowana, ponieważ pomysł jest naprawdę niebanalny. Czy mogę polecić? Tak, jeśli szukacie miernej lektury z elementami baśni. Oczekujący czegoś więcej na pewno się rozczarują.



Moja ocena : 3/6

Recenzja powstała dzięki portalowi Popbookownik <3



Czytaj dalej »

środa, 28 listopada 2018

Sowie opowieści: Scott Cawthon, Kira Breed-Wrisley - „Czwarty schowek"


Mój związek opiera się na dzieleniu pasji. Narzeczony to zapalony gracz, a ja jestem maniakiem książkowym. Przekonuje go do czytania, z coraz lepszym skutkiem, a on mnie do grania. Muszę przyznać, że jest parę tytułów przy których potrafię zarwać nockę i to nie jedną. Dlatego też od samego początku wciągnęłam się w serię Five Nights at Freedy's. 

Książki zostały wydane przez twórcę gry o tym samym tytule co seria. Opierają się na kilku grach, które łączą w sobie survival horror oraz przygodówkę gdzie musimy kilkać na elementy. Przeszłam wszystkie i okazało się, że jestem ich fanką. Czwarty schowek jest luźno oparty na wydarzeniach w nich zawarte. 


I wracamy do zakręconego świata gdzie pluszowe misie żyją. John przeżył traumę, a teraz chce jak najszybciej zapomnieć o wydarzeniach, przez które przeszedł. Pizzeria Freddy'ego śni mu się po nocy. Kiedy myśli, że wszystko już za nim, w rodzinnym Hurricane pojawia się nowy lokal. I nic nie byłoby w tym dziwnego, gdyby nie to, że otwarcie zbiegło się z kolejnymi zniknięciami ludzi. Gdzie szukać tych biednych dzieci i kto je porywa? Paczka przyjaciół znowu musi połączyć siły żeby rozwiązać zagadkę. Po drodze odkrywają coraz więcej sekretów, które prowadzą do ojca Charlie, bohaterki wcześniejszych tomów. Czy naprawdę zginęła, a może wszystko to jedno wielkie kłamstwo? 


Ostatni tom to swoiste zamknięcie całości. Wzbraniałam się przed przeczytaniem jej, ponieważ nie chciałam zakończyć przygody. Może i gry są dobre, ale książki to małe dzieła sztuki. Tyle tu pokręconej logiki, zagadek, mrocznych wątków oraz zaskakujących wydarzeń. Każdy kolejny tom wbijał mnie w fotel, a ja brnęłam w tej psychodelii. Zawsze kończyło się z mózgiem na ścianie, a ja siedziałam z otwartą paszczą, bo ja przepraszam bardzo – co tu się właśnie stało? Po tym poznaję dobra pozycję – kiedy nie mogę się pozbierać przez dłuższy czas, to wiem, że było warto. 


John przejmuje stery powieści, to on jest głównym bohaterem. Dzięki takiemu zabiegowi mamy szansę odkryć jego odczucia i myśli. Nareszcie możemy też poznać lepiej Jessicę, Marlę, Carltona. Zdecydowanie brakowało mi tego we pierwszej i drugiej częściach. Patrzymy inaczej na wszystkie sytuacje, również te wcześniej opisywane. 

John to bohater, który nie boi się podejmować się ryzyka. Jest mieszanką wariata i rozsądnego chłopaka. Niby się nie da, ale twórcom wyszło to bardzo dobrze. Innie postacie są takie same jak wcześniej. Nie dostali jakiś dodatkowych cech. Jeśli polubiliście ich wcześniej, teraz też tak będzie. 

Trzeci tom czyta się bardzo dobrze, styl pisania się trochę poprawił, jest lepszy niż wcześniej. Z fabułą już nie jest tak dobrze, ponieważ nie zaskoczyła mnie niczym nowatorskim. Poznałam wszystkie zabiegi w Srebrnych Oczach i Zwyrodniałych, więc nie było momentów, które by mnie zszokowały. Wielka szkoda, ponieważ był to bardzo mocny punkt książek. Brakuje mi, że autorzy nie wymyślili nic nowatorskiego, jednak tytuł czyta się tak samo szybko jak poprzednie. 


Co do nowych wątków – pojawiają się i nie napisze o nich za dużo, ponieważ mogłabym wam zepsuć zabawę. Scott i Kira kolejny raz puścili wodzę fantazji oraz zaserwowali ciekawe pomysły – wielki plus. Gdyby tylko dodać do tego nowe schematy, to byłabym w pełni szczęśliwa. 


Cały cykl oceniam bardzo wysoko i uważam, że jest to jedna z lepszych serii sci-fi, fantasy, horror, oparta na grach jakie czytałam (niepotrzebne skreślić). Ostatni tom wzruszał, czasem przestraszył, a nawet rozśmieszył. Zakończenie jest... dobre. Spodziewałam się czegoś lepszego, ale jak już pisałam – poprzeczkę postawiam wysoko. Wszystko zamknęło się w sposób przyzwoity, a ja się z tym pogodziłam. Z całego serducha polecam trylogię, bo nikt nie pożałuje spędzonego z nią czasu. 


Za książkę dziękuję:
Czytaj dalej »

niedziela, 4 czerwca 2017

Sowie opowieści #41 Artur Urbanowicz - Gałęziste




Na wstępie napiszę, że nie mam jeszcze dostępu do aparatu, ale zmieni się to w najbliższym tygodniu. Okładka „Gałęziste” zasługuje na specjalną sesję. Na pewno nie przepuszczę takiej okazji.


Są książki, które przyprawiają o dreszcze na samą myśl o nich. Jedną z takich pozycji jest „Gałęziste” Artura Urbanowicza. Powieść chciałam przeczytać i nie poznawać jednocześnie. Bardzo przyciągała mnie do siebie fabuła
i cała otoczka tajemnicy lasu. Lekko odpychało wydawnictwo, z którym mam różne doświadczenia. Niestety, nasze kontakty, często kończyły się na wielkim rozczarowaniu. Postanowiłam jednak dać szansę (wydawnictwu oraz autorowi) i przekonać się czy polski twórca potrafi wywołać gęsią skórkę na moich rękach. Czy się udało? Tego dowiecie się z dalszej części tekstu.



Do tej pory to on korzystał z matematycznych argumentów w tłumaczeniu ciemnocie, że jest ciemnotą, i po raz pierwszy spotkał się z sytuacją, w której to druga strona wytoczyła aż tak ciężkie działa. 


Fabuła

Karolina i Tomek, to para studentów z Warszawy. Dziewczyna pragnie spędzić okres wielkanocny na suwalszczyźnie. Przyciągają ją piękne tereny i perspektywa ciekawych wycieczek. Oboje pragną, aby w ich związku znowu zagościła harmonia. Wiedzą, że ostatnio nie da dobrze się u nich dzieje i trzeba zawalczyć o poprawę. Po komplikacjach
z zakwaterowaniem, trafią do Białodębów oraz pięknej gospodyni Natalii, która ciepło ich przyjmuje. Wioska położona jest w lesie, gdzie nie ma zasięgu, a Internet nigdy nie zawitał w te rejony. Na domiar złego, dowiadują się, że w domu znajdują się zwłoki. Niepokojące wydarzenia psują ich sielankowy czas. Z dnia na dzień jest coraz gorzej, a para nie wie co się dzieje. Czy da im się wydostać z suwalskich lasów? Czy uratują swój związek? Kim, tak naprawdę jest Natalia i jakie ma plany?


Moim zdaniem


 Siostro, tlenu! Szybko! - wypowiadałam ten tekst nagminnie podczas czytania „Gałęziste”. Wniknęłam się w fabułę od pierwszych stron. Książka dosłownie przykleiła mi się do palców. Artur Urbanowicz trafił
w moje lęki. Wiem, że każdy jakieś ma, ale moim największym jest ciemność, a jeszcze bardziej – co z tej ciemności wyskoczy. Czarny, wielki las – poziom przerażenia level hard. Nie zliczę ile razy wpadałam w hiperwentylację podczas czytania. Mój chłopak myślał, że mam jakiś atak. Ktoś pewnie zapyta: skoro tak się boisz, to po co czytasz? Bo jestem masochistką. Uwielbiam przeciwstawiać się swoim własnym lękom. Pomaga mi to odzyskać kontrolę nad własnym życiem. Podczas czytania, co chwilę gadałam do bohaterów, ale oczywiście nigdy mnie nie słuchali.

Karolina i Tomek są tak różni, że bardziej się chyba już nie da. Ona katoliczka, on ateista, Ona marzy
o romantycznym związku, on uwielbia cielesne rozkosze. Ona wierzy w zjawiska paranormalne i ich oddziaływanie na życie, on bierze za pewnik tylko to, co można objąć własnym umysłem. Ona jest wrażliwą dziewczyną bujającą w obłokach, on woli realizm
i twardo stąpać po ziemi, nigdy nie przyzna się do słabości. Para, dzięki wyjazdowi, próbuje ratować związek. Wiedzą, że jest to ostania deska ratunku, choć nie przyznają tego głośno. Kiedy trafiają do Białodębów, zaczyna atakować ich okoliczny las oraz sytuacje, których nie potrafią wyjaśnić. Karolina ma bardzo realistyczne koszmary senne i nie potrafi ich wyjaśnić. Ma wrażenie, że ciągle ktoś się jej przygląda, śledzi. W głowie Tomka pojawiają się co chwile nieprzyzwoite myśli względem Natalii. Czy powstrzyma swoje męskie zapędy?

Artur Urbanowicz przedstawił bardzo realistyczną historię z dużą dozą nadnaturalnych zjawisk. Mimo że daleko mu do perfekcji literackiej, to z jego tekstu bije bardzo duży potencjał. Wykreowana historia skutecznie maskuje jakiekolwiek mankamenty. Tajemnica, spisek oraz zagadki, skutecznie przykuły mnie do siedzenia. Nie mogłam się oderwać. W tamtym momencie, musiałam poznać zakończenie. Przyznaje, że bardzo zaskakuje i na pewno nie da się go przewidzieć w takiej formie.

Główny zamysł, czyli las jako wróg, jest bardzo ciekawym zabiegiem. Głównie ten wątek przyciągnął mnie do tekstu Pana Urbanowicza. Nie jest jedynym plusem, ale myślę, że największym. Ciekawy oraz nowatorski pomysł, wybija dzieło na tle innych. Zielone tereny jako wróg człowieka, potrafią przysporzyć o wielki niepokój. Autor, idealnie wplótł w nie baśni
i legendy suwalskich terenów. Kolejny, ciekawy punkt. Nie da się nie zauważyć miejscowego folkloru oraz przypowieści. Splecenie tych aspektów sprawia, że książkę czyta się z zapartym tchem. Autor przekonał mnie do zainteresowania się tym rejonem Polski, który wcześniej pomijałam. Nie wiem czy od razu ruszę na zwiedzanie, opowiedziana historia jest naprawdę przerażająca.

Oczywiście nie obyło się także bez minusów. Ja zawsze muszę coś znaleźć. Pierwszy i podstawowy, w mojej ocenie, to główni bohaterowie, a konkretnie ich relacje. Są tak sztuczne. Dawno nie spotkałam się z postaciami, od których aż tak trącałoby niechęcią. Ich kontakty są nierealne oraz wymuszone. Jakby byli parą znajomych, a nie osobami tworzącymi romantyczny związek. Bardzo męczyłam się podczas czytania ich wewnętrznych rozterek, które często były śmieszne. Wszystko czytało się bardzo topornie. Zdecydowanie obyłabym się bez nich. Drugim, nie do końca minusem, są opisy. A konkretnie szczegółowe opisy okolic oraz wszystkich przeżywanych wydarzeń. Jakby autor nie zostawiał nic wyobraźni czytelnika. Ok, lubię jak twórca przedstawia to co się dzieje w książce, ale nie do najmniejszego szczegółu.

Atmosfera „Gałęzistego” jest tak wyjątkowa, że nie daje o sobie zapomnieć. Jestem totalnie zakochana w wyobraźni autora. Wiem, że chcę więcej i więcej. Nie mogę się doczekać, co jego pokrętny umysł jeszcze zaserwuje. Czytanie twórczości Artura Urbanowicza jest jak cudowna katusza. Tak, dobrze czytacie. Czasem coś denerwuje, ciągnie się jak flaki z olejem, doprowadza do szału, ale ostateczne wyjaśnienie rekompensuje wszystkie cierpienia. Mój masochizm został zaspokojony w nadmiarze. Wpisuje nazwisko twórcy wysoko na swojej liście: do czytelniczego prześladowania. Autor, który przywrócił mi wiarę w polski thriller z elementami horroru oraz paranormalnych odniesień. Treść potrafi przyprawić
o szybsze bicie serca. Nie obyło się bez wielu elementów, gdzie jest po prostu strasznie. Można powiedzieć: Cud, miód. Wiem, że ta recenzja wydaje się lizodupstwem i motylkami oraz tęczą szczęścia. Trudno, taka jest prawda. Nie potrafię napisać inaczej. Kiedy coś jest dobre, to jest warte zainteresowania.

Mam wielką nadzieję, że dacie szansę Arturowi Urbanowiczowi
i „Gałęziste”. Jest to dobry przedstawiciel gatunku, który zasługuje na uwagę. Brakuje mu trochę do mistrzów, takich jak np. King, ale zapowiada się wyśmienicie. Chciałam zwrócić uwagę na fakt, że jest to debiut pisarki. Pierwsza książka? Jestem w szoku jaka jest dobra. Boję się co będzie dalej. Ok, bardziej ekscytuję. „Gałęziste” mimo braków, strasznie wciąga oraz przyciąga przedstawioną tematyką. Jestem na wielkie tak.






Moja ocena: 5,5/6









Za książkę chciałam podziękować autorowi, który chyba podskórnie wiedział, że jestem masochistką i spełni moje horrorowe fantazje. Dziękuję za dedykację. Za możliwość przeczytania, chciałam również podziękować Oli z bloga Stan: Zaczytany, bez której nie miałabym możliwości poznania tej cudownej książki. Kochana, robisz tak wiele dla innych :*


Czy recenzja przekonała moje sowixy do przeczytania książki? Powiedzcie czy jesteście gotowi na wycieczkę
i zwiedzanie suwalskich lasów?
Czytaj dalej »

środa, 7 grudnia 2016

Sowie opowieści #23 Katie Alender - Bardziej martwa być nie może



Jestem osobą wierząc. Nie mówię tu tylko o Bogu, ale wierzę w rzeczy paranormalne. Większość się pewnie złapie za głowę i pomyśli, że jestem psychiczna. I może tak jest, jednak jeśli masz choć jedną rzecz, której wyjaśnić nie potrafisz, zastanów się dlaczego tak jest. Może ty także wierzysz, ale nie chcesz się do tego przyznać. Rozumiem, ówczesny świat nakarmiony new age, pozytywną energią i wróżbitą Maciejem, wyśmiewa normalnych. Takich, którzy dla siebie chcą odkrywać co jest pięć. Bez propagandy, nawracania i wielkiego splendoru. Ja nazywam ich normalnymi paranormalami. Czują, że coś jest nie tak i chcą poszerzać swoją wiedzę i postrzeganie. Ja się do nich zaliczam. Spotkałam w swoim życiu sytuacje, których nikt mi racjonalnie nie wyjaśni. Nie miały racji bytu. Nie powinny się stać, a jednak się stały. Tak jest też w przypadku głównej bohaterki serii Złe dziewczyny nie umierają. Zapraszam Cię na trzeci tom życia Alexis, pod cudowną nazwą „Bardziej martwa być nie może.




W chwili, gdy właśnie miałam przekręcić w zamku klucz, moja młodsza siostra Kasey otworzyła przede mną drzwi, Widząc, jak drżę, cała mokra, przypominając na wpół utopionego szczura, zacisnęła dłoń na framudze. Ona sama za to prawie lśniła. Długie włosy opadały jej na ramiona jak jedwabny złoty szal.

Fabuła

Alexis stara się żyć w nowej rzeczywistości. Lidia nie żyje, jednak nie chce jej opuścić. Wściekła i rozgoryczona, była przyjaciółka, ciągle jest przy niej. Na domiar złego, Alexis widzi martwych ludzi na zdjęciach. Jak pogodzić taki obrót rzeczy z pasją, jaką jest fotografowanie? Nie da się. Główna bohaterka ma wrażenie, jakby stała się kimś innym. Jej dawne życie, to tylko marne wspomnienie, a obecne wydarzenia jawią się jako koszmar. Nagle, jej przyjaciele zaczynają ginąć. Nikt nie wie co się dzieje. Alexis odkrywa, że to co brała za pewnik, jest jeszcze gorsze. Nowy wróg, nowa nienawiść i coraz trudniejsze wyzwania. Czy tym razem poradzi sobie z mistycznym światem? Czy będzie walczyć sama o przyjaciół? Czy jeszcze ktokolwiek jej ufa? 


Moim zdaniem


Pamiętam jak dostałam w swoje ręce pierwszy tom „Złe dziewczyny nie umierają”. Poziom ekscytacji sięgał zenitu. Uwielbiam książki, rozumiane przeze mnie, jako soft horror, tzn. dzieje się dużo strasznych rzeczy, ale nie na poziomie Kinga :). Takie, żeby nastolatki nie dostały zawału. Podchodziłam
z ekscytacją oraz dystansem do całej serii. Powód jest prozaiczny – zawód... I to straszny. Bardzo wiele obiecywałam sobie po tytule „Wypowiedz jej imię” James'a Dashner'a. Nie jest to dno, dna, ale bardzo mnie rozczarowała. I tak przeczytałam tom pierwszy złych dziewczyn, który mnie zachwycił! Przysięgam, że parę razy moje serduszko waliło jak mały koliberek. Jestem z natury masochistką. Boję się, ale horrory kocham :P. 
Nareszcie trafił do mnie tom 3, na którego czekałam
z utęsknieniem. Zdecydowanie mnie nie zawiódł. Mamy do czynienia znowu z duchami, ale jest to zupełnie inna historia, niż w tomie 1 i 2. I to się chwali. Nie ma powielania schematu, tylko coś nowego, świeżego, co motywuje do szybszego czytania. A co się zaraz stanie? Dlaczego tak się dzieje? Mnie zawsze to motywuje do czytania z prędkością światła. 
Jak w poprzednich częściach, Alexis musi radzić sobie
z otaczającym światem i rzeczywistością paranormalną. Do tego, dochodzi widzenie zmarłych na fotografiach. Niby niemożliwe,
a jednak. Jak miłośniczka fotografowania, ma sobie poradzić
z takim obrotem spraw? Nowy wróg jest silny i przebiegły. Zagraża nie tylko głównej bohaterce, ale także osobom z jej otoczenia. Metoda unikania, nie zdaje egzaminu.  



"Przestań", pomyślałam. "Nie zadawaj już żadnych pytań. Po prostu idź być normalną dziewczyną. Bądź szczęśliwa. Jedna z nas musi wyjść z tego bez szwanku i to nie będę ja. Przestań zadawać pytania".



Styl pisania autorki, jest coraz lepszy, jednak nadal denerwują mnie niepotrzebne wstawki. Podkreślanie oczywistości wynikającej z treści. Niby nic, ale jednak razi. Jest to dla mnie robienie z czytelnika idioty. Na pewno nie skapnie się, że jak wcześniej bohaterka myślała o wyjściu i zakomunikowała: To ja już sobie pójdę, to wstanie z krzesła. Trzeba dodać to oddzielnym zdaniem. Na szczęście, takich sytuacji jest zdecydowanie mniej, niż we wcześniejszych częściach. Wielki plus, widać że autorka się rozwija :). Co do reszty, nie mam nic do zarzucenia. Zdania są sensowne, składnia dobra.
Tempo historii rozwija się ze strony stronę. W pewnym momencie trochę zwalnia, ale jest to zabieg specjalny. Później tempo rozkręca się do zawrotnych prędkości. Nawet nie wiadomo na co najbardziej zwracać uwagę. Tu atakują, tam biegają, akcja pędzi na złamanie karku. I super! Taaak. Nareszcie soft horror, który daje uczucie gęsiej skórki, a nie bezsennej nocy. Przysięgam, nie ma momentu, żeby człowiek pomyślał: ale to już było. Co za nudy. Nie ma ani jednego.
Postaci są jeszcze dojrzalsze niż w tomie drugim. I to jest piękne
w seriach. Widać, jak ulubiony bohater dojrzewa z każdą kolejną częścią. Kasey jest cudowna pięknością, o złotym sercu. Zupełnie inną osoba. Nie wiem czy pamiętacie tą małą, zalęknioną istotę
z tomu 1? Tak, to właśnie ona.
Ciekawym zabiegiem jest wprowadzenie ducha Lidii. Nie wiadomo czy jest dobra, czy zła. Jej czyny są niejasne do pewnego momentu. Niczym detektyw, odkryjesz następne tajemnice. Bardzo podoba mi się, że autorka pozostawiła postać Lidii. Odkryjesz jej nowe cechy. Ona sama pokarze swoje prawdziwe ja, a nudne, to ono nie jest. Bałam się, że w tym tomie jej nie będzie. Wnosi ciekawy powiem świeżości oraz nietuzinkowy humor.
Na wielkie oklaski zasługuje kolejna, piekna okładka. Idealnie pasuje do poprzednich części. Kolorystyka odnosi się do ważnych aspektów w książce. A dziewczyna z okładki to.... oooo hol, hola Kasia. Ty mały spoilerowy gnomie. Nie wolno tak! Ale bym Wam powiedziała i dopiero by było. Bądź co bądź, cała oprawa książki jest dobrze przemyślana.
I to mi się podoba. Dla mnie okładka, powinna być jak teledysk – spójna z treścią.


Nagle jeden z nich przystanął, mówiąc coś głośno i ze złością, choć nie zdołałam zrozumieć słów. Zaraz potem wywiązała się pomiędzy nimi kłótnia i kiedy pomaszerowali dalej w dół ulicy, słyszałam ich rozgniewane głosy. 




Komu ja mogę polecić trzeci tom? Oczywiście tym, którzy znają poprzednie części. Jest to zdecydowany must read. Jeśli lubicie 1 i 2 tom, to koniecznie sięgnijcie po „Bardziej martwa być nie może”. Czy można czytać bez znajomości wcześniejszych tomów? Oczywiście! Umknie nam parę aspektów, ale nie jest to typ serii – nie dasz rady, bez wcześniejszych części. Ciekawe jest to, że autorka robi lekkie wstawki z pierwszej oraz drugiej książki. Dzięki takiemu zabiegowi, łatwo jest się odnaleźć w całości historii. Nie znamy wszystkich szczegółów, ale najważniejsze fakty już tak.
Fani horrorów, szczególnie wersji soft. Cała seria jest obowiązkowa! Gwarantuje, że się nie zawiedziecie. Czasem będziecie wyć z bezsilności, ale końcówka Wam to wynagrodzi.
Słyszałam, że to już koniec przygód dwóch sióstr. Ubolewam nad tym koszmarnie. Mam wielka nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Zakończenie daje możliwość powrotu. Mam wrażenie, że autorka dała sobie furtkę bezpieczeństwa :). Idealna książka na długie, ciemne i zimne wieczory :D.





Moja ocena: 6/6

Nic, tylko czytać sowixy! Aura jest idealna na tego typu książki. Z ręką na sercu przysięgam, że jest to seria godna polecenia.


Wydawnictwo Feeria Young oraz niezastąpiona Moniko - dziękuję za możliwość przeczytania :). Chciałam jeszcze napisać, że nie miało to wpływu na moją ocenę książki.


Czytaj dalej »