Szybkie
informacje na wstępie. Dwie lub trzy najbliższe recenzje będą bez
zdjęć. Mój aparat zwariował i muszę czekać jak mu przejdzie.
Jak tylko wyzdrowieje, to dodam zdjęcie do recenzji.
Tekst powstał dla portalu Polacy nie gęsi i dzięki uprzejmości
założycielki Julity Sobolewskiej. Niestety, ukochane przeze mnie miejsce, zostało zamknięty, ale dostałam zgodę na upublicznienie u siebie,
wszystkich napisanych przeze mnie recenzji.
Leigh
Bardugo to pisarka, która w fantastycznym świecie porusza się z
wielką finezją. Każda jej nowa książka wywołuje niemały
zamęt. Dlaczego? Ponieważ kreślone przez nią historie są
unikatowe i wyróżniają się na tle już tych wydanych. Powieści z
serii „Szóstka wron”, należą do cyklu – dylogia. Każdy tom
to zamknięta historia i nie trzeba znać wcześniejszych pozycji,
aby móc zagłębić się w treść. „Królestwo kanciarzy”
zabiera czytelnika do świata Kaza Brekkera i jego towarzyszy. Jakie
przygody czekają na bohaterów serii? O tym przeczytacie w opinii.
Fabuła
Kaz
Brekker i jego współpracownicy przeprowadzili akcję, która była,
dosłownie, nie do wykonania. Nikt inny nie miałby odwagi się jej
podjąć. Niestety zapłata, obiecane trzydzieści milionów kruge,
po wykonaniu misji nadal znajduje się u kupca. Na domiar złego
przetrzymuje on również jednego z członków grupy. Wrony są
osłabione oraz czują się zdradzone. Muszą walczyć o przetrwanie
oraz fundusze, które pomogą im na powrót do branży.
Zamieszki
na ulicach wprowadzają zamęt. Nikt nie czuje się bezpieczny. Czy
ekipa Kaz'a stanie po stronie zwycięzców? Czy uda im się kolejny
raz dokonać niemożliwego? Jak w chaosie odbudować stracone
zaufanie oraz wyjść obronną ręką?
Moim
zdaniem
Z
niecierpliwością czekałam na drugi tom: „Szóstki wron”.
Pierwsza książka sprawiła, że chciałam więcej. Zasługą tego
jest styl pisania autorki. Leigh Bardugo tworzy na kartach swych
powieści miniaturowe dzieła sztuki. Każdy wątek jest dopracowany
do perfekcji, myśli ubrane w słowa tak, że czuje się kunszt
władania piórem. Plusem stylu jest podejście do zagadnień.
Autorka potrafi przemycić do książki wiele tematów, które nie są
ze sobą powiązane, a na końcu magicznie się scalają. Przeplata
dynamiczne i te nacechowane stoicyzmem.
Treścią dzieła zwodzi na każdym kroku. Kiedy czytelnik
myśli, że zna dalsze losy bohaterów, następuje zmiana o 180
stopni. W takich momentach siedziałam z wielkimi oczami i czekałam
na dalszy rozwój wydarzeń. Twórczyni podsyca zainteresowanie
odbiorcy. Jedni twierdzą, że to dobrze, a inni wręcz odwrotnie.
Dla mnie ta unikatowość jest warta zauważenia, nawet jeśli trzeba
się przy tym mocno wysilić.
W
„Królestwie kanciarzy”, wroni gang liczył na chwilę spokoju.
Po wydostaniu się z Lodowego Dworu, obiecano im sowitą wypłatę
oraz odpoczynek. Mimo wykonania zadania, zostali wystawieni do wiatru
i teraz muszą walczyć o swoje. Kaz, Nina, Jesper, Wylan i Matthias
starają się odbudować ekipę, tylko po to, by znowu być na
szczycie. Jednakże aby tak się stało, muszą odbić Iney. Niestety
to nie będzie takie proste. Zjawa jest dobrze strzeżona, ale gang
nie musi się martwić. Kaz Brekker dopracował plan ratunkowy do
perfekcji, włącznie z wyjściem awaryjnym. Żeby nikomu nie było
za łatwo, miasto Ketterdam, w którym rozgrywa się akcja książki,
powoli staje się terenem bitwy. Z całego świata zjeżdżają
najgroźniejsze zbiry, aby pozyskać pewien narkotyk. Problemy mnożą
się, a jednym z nich okazuje się znikający z ulic griszowie.
Jedynym wyjściem z sytuacji staje się ukrywanie własnego „ja”.
Plusem
lektury są dobrze wykreowane postaci. Każdy z nich dysponuje
indywidualnymi cechami, które łatwo wyłapać podczas zagłębiania
się w treść. Widać, że protagoniści ewoluowali w odniesieniu od
czasu „Szóstki wron”. Narracja prowadzona jest z punktu widzenia
różnych osób. Dzięki temu można rozszyfrować motywy działań
gangu oraz to, jak czasem jest ciężko osiągnąć względny spokój.
Przebyte doświadczenia rozwinęły ich charaktery. Kaz, jako
przywódca, zmaga się w wieloma rozterkami. Wątpliwości dopadają
go w najmniej odpowiednich chwilach, a musi przecież poprowadzić
bandę. Po przezwyciężeniu słabości, odkrywa w sobie nowe siły i
pokazuje na co go, tak naprawdę, stać. Dzięki twardemu
charakterowi, hardości oraz mrocznej osobowości jest w stanie
dokonać wszystkiego. Podejmuje decyzje, które są często
nieakceptowalne i ponosi wynikające z nich konsekwencje. Można
powiedzieć, że jest to postać negatywna wprowadzająca wiele
wątpliwości, a jego czyny nigdy nie są usprawiedliwiane. Wylan,
rozwija skrzydła. Staje się prawdziwym członkiem ekipy, a autorka
wreszcie poświęca mu więcej uwagi aniżeli w pierwszej części.
Inej, to znowuż twarda kobieta, która wie czego chce. W „Szóstce
wron” jej losy nakreślono dość zawile, ale w „Królestwie
kanciarzy” czytelnik odkrywa, że wszystko może poskładać się w
klarowną całość. Postacie Mathhiasa oraz Niny - rozczarowują.
Rosnące między nimi uczucie jest mdłe i budzi wątpliwości.
Mężczyzna stał się dość bezbarwny i nudny. Jesper nadal jest
sobą - zwariowanym rewolwerowcem, dla którego kasa to ważna
sprawa. Podczas czytania zapomina się, że kreacje tak naprawdę
mają ok. siedemnaście lat. Zachowują się jakby mieli więcej,
najmniej dziesięć lat. To, co przeszli w swoim krótkim życiu,
wywołuje współczucie, a nawet i zdziwienie.
Nic
jednak nie może przedstawiać się w wiecznie różowych barwach.
Pisałam o plusach, teraz czas na minusy. Mimo że styl autorki jest
bardzo dobry, to zbyt duża ilość obco brzmiących nazw –
przytłacza. Sytuacja pogarsza się, kiedy czytelnik nie ma zbyt
dobrej pamięci do imion. W „Królestwie kanciarzy”, tak samo jak
w poprzednim tomie, są one skomplikowane. Kolejnym minusem, który
rzuca się w oczy, jest zbyt niski wiek bohaterów ustosunkowany do
„bagażu życiowego”. Wiem, że ich życie nie jest usłane
różami, jednakże sporo sytuacji przerysowano. Myślę, że Leigh
Bardugo chciała pokazać wpływ negatywnych zdarzeń na zachowanie.
Odczuwam, iż przesadziła ze zbyt sporym dramatyzmem. Przez to
dzieło traci na realizmie. Następnym minusem są przytępione opisy
przemocy, które w takiej historii mogłyby zostać bardziej
rozwinięte. Jakby twórczyni, w którymś momencie przypominała
sobie, że lekturę tą przeczytają też nastolatki. Namiętne
uniesienia i agresywność jest mało znacząca. To do końca nie
jest złe, ale w wielu scenach aż się prosi o rozwinięcie.
Poczułam się lekko oszukana i miałam spory niedosyt. Kolejnym
minusem to spłycanie wątków. Autorka niepotrzebnie podjęła się
rozwijania wielu, różnych tematów. Oczywiście wszystko ma sens,
ale część motywów potraktowana jest po macoszemu. Uważam, że
jest to krzywdzące dla czytelnika, który oczekiwał czegoś więcej,
aniżeli strzępek informacji. Dodatkowo – zakończenie, które
zaskakuje -
w negatywnym znaczeniu, oczywiście. Treść zapowiadała, że poczuję smutek i zacznę tupać nogami z rozpaczy. Ostatecznie czułam, że jest mi przykro, ale nic więcej. Nie wiem dokładnie, co miało na to wpływ. Podejrzewam, że Leigh Bardugo na samym końcu zbyt słabo stopniowała napięcie. Kolejny raz jestem zdania, że pospieszyła się i nie dała sobie czasu na dopracowanie fabuły.
w negatywnym znaczeniu, oczywiście. Treść zapowiadała, że poczuję smutek i zacznę tupać nogami z rozpaczy. Ostatecznie czułam, że jest mi przykro, ale nic więcej. Nie wiem dokładnie, co miało na to wpływ. Podejrzewam, że Leigh Bardugo na samym końcu zbyt słabo stopniowała napięcie. Kolejny raz jestem zdania, że pospieszyła się i nie dała sobie czasu na dopracowanie fabuły.
Nagłe
zwroty akcji podsycają napięcie lektury. Poczucie humoru
przedstawione w książce, sprawiło, że się odprężyłam. Na
uwagę zasługuje szata graficzna dzieła. Wydawnictwo MAG wykonało
kawał dobrej roboty. Twarda oprawa, czerwone zakończenie kartek
oraz ciekawa okładka, przyciągają uwagę i są spełnieniem marzeń
każdego literackiego maniaka.
Tytuł
jest ciekawą propozycją, która na pewno wyróżnia się na rynku
wydawniczym. Nie doszukiwałabym się
w książce predyspozycji do miana arcydzieła. Jest to miła propozycja, która urozmaici wieczory. Mimo minusów, historia jest intrygująca. Warto zapoznać się z wykreowanymi bohaterami. Wkradają się do umysłu i nie chcą z niego wyjść. Można powiedzieć, że będę za nimi tęsknić. Książka jest bardzo dobra, jednak oczekiwałam czegoś więcej po świetnej „Szóstce wron”. Trochę zabrakło magii pierwszej części. Niedopracowanie niektórych szczegółów rzuca się w oczy. Cała historia zasługuje na odpowiednie przemyślenie. Polecam przeczytać. Jednak jako jedna z czytelniczek czuję niedosyt czaru Leigh Bardugo.
w książce predyspozycji do miana arcydzieła. Jest to miła propozycja, która urozmaici wieczory. Mimo minusów, historia jest intrygująca. Warto zapoznać się z wykreowanymi bohaterami. Wkradają się do umysłu i nie chcą z niego wyjść. Można powiedzieć, że będę za nimi tęsknić. Książka jest bardzo dobra, jednak oczekiwałam czegoś więcej po świetnej „Szóstce wron”. Trochę zabrakło magii pierwszej części. Niedopracowanie niektórych szczegółów rzuca się w oczy. Cała historia zasługuje na odpowiednie przemyślenie. Polecam przeczytać. Jednak jako jedna z czytelniczek czuję niedosyt czaru Leigh Bardugo.
Moja ocena: 4/6
Czy sowixy znają twórczość Leigh Bardugo? Lubicie, a może Was odpycha?