Młodość
rządzi się swoimi prawami. Można się wyszaleć, być
nieodpowiedzialnym i nie martwić się co będzie jutro. Ach, co to
były za czasy gdy było się pięknym i młodym. Człowiek miał
tyle pomysłów na siebie, a uciekający czas nie miał znaczenia.
Życie od weekendu do weekendu, wspólne wyjścia po szkole na
drożdżówki lub inne rarytasy. Bardzo dobrze wspominam swoje
nastoletnie lata. Był to czas wielu pierwszych razów. Randek,
poważnych zakupów, próby alkoholu czy całonocnych imprez. Tak
powinno być u każdego, ale nie zawsze jest. Idealnym przykładem
jest książka Suzanne Young „Dzikie serca”. Autorka pokazała
jak może wyglądać młodzieńcze życie, kiedy poważne problemy są
co krok, a odpowiedzialność decyduje o przyszłości.
Marzę, żeby Kathy odwiozła Evana do domu i żebym mogła go uściskać. On wymaga ode mnie wielkiej odpowiedzialności, ale jest mój. Bez niego jestem pusta.
Fabuła
Życie
Savannah nie jest usłane różami. Jej największe problemy zaczęły,
gdy przebiła ołówkiem dłoń swojego byłego chłopaka Patricka.
Oczywiście została tą najgorszą, a nikt nie bierze pod uwagę
faktu, że naśmiewał się jej z jej upośledzonego brata. Przez
swój występek trafia do Brooks Academy, szkoły dla trudnej
młodzieży. Podobno jej brak kontroli nad gniewem sprawia, że jest
niebezpieczna dla otoczenia.
Na
domiar złego dziewczyna sama opiekuje się młodszym bratem. Jej
matka zniknęła, a ojciec woli regularnie zaglądać do kieliszka,
niż opiekować się swoimi dziećmi. Ciotka Kathy chce przejąć
opiekę nad chłopcem. Uważa, że Savannah się do tego nie nadaje.
Dziewczyna robi wszystko, aby tak się nie stało.
Nagle
w jej życiu i szkole pojawia się Cameron, który jest
niebezpieczny. Dlaczego? Ponieważ można się w nim zakochać, a
główna bohaterka nie może sobie na to pozwolić. Do tego Patrick
nadal wokół niej się kręci. Czy Savannah wygra walkę o brata?
Czy ujarzmi swoje dzikie serce i się nie zakocha? I czy Patrick da
jej nareszcie spokój?
Moim zdaniem
Kocham,
kocham i jeszcze raz kocham. Od pierwszego zdania, aż po ostatnie.
Jakiś czasem temu zaczytywałam się w książkach
z serii
„Program”. Nie mogłam sobie odpuścić najnowszego dzieła
autorki. Szczególnie, że podjęła się innych wątków. Muszę
przyznać, że jej styl jest jeszcze lepszy niż w poprzednich
dziełach. Sama nie wiem jak to jest możliwe. Tekst się dosłownie
wssysa oczami. I naprawdę nie żartuję. Od kiedy otworzyłam
okładkę, nie mogłam jej wypuścić z rąk.
Savannah,
to bohaterka z krwi i kości, która musi radzić sobie
z niemałymi
kłopotami. Młodszy brat , którego kocha ponad wszystko, jest
trudnym przypadkiem. Napady złości
i nadpobudliwość są u niego
na porządku dziennym. Do tego jest kochany, słodki, a główna
bohaterka nie wyobraża sobie życia bez niego. Kiedy pojawia się
wizja, że mogą jej go odebrać, zrobi wszystko, aby się tak nie
stało. Jednocześnie zatraca przy tym swoje nastoletnie życie.
Przyjaciele, Retha i Travis, starają się jej pomóc jak mogą.
Kolejnym problemem jest Patrick, który nie chce zostawić dziewczynę
w spokoju oraz domaga się przeprosin.
I nagle w jej życiu pojawia
się Cameron. Jest z zupełnie innego świata. Takiego, który ogląda
się tylko na okładkach kolorowych gazet. Rodzące się między nimi
uczucie jest magnetyczne, wciągające. Dosłownie kropka nad i całej
książki. Autorka zgrabnie wplotła początek romansu między
ważniejsze wątki. Chwała jej za to. Nie jest to kolejna książka,
która skupia się tylko na uczuciu dwojga bohaterów. Wszystko jest
wyważone
i odpowiednio dopasowane.
Stoimy tak o chwilę za długo, żadne z nas się nie rusza. Cameron na pewno czuje, ze serce mi wali, albo przynajmniej dostrzega, że rwie mi się oddech.
Bohaterowie
pierwszoplanowi są bardzo dobrze wykreowani. Poznajemy uczucia
głównej bohaterki oraz to jak postrzega świat. Nie jest głupiutka
nastolatką, która zastanawia się gdzie pójść na kolejną
imprezkę czy w co się ubrać. Młoda dorosła zajmująca się
domem. Dlatego Cameron jej tak wadzi. Poukładane życie nagle może
się rozpaść. Denerwuje mnie w jej charakterze jedno, że cały
czas mówi: nie zrobię, nie zrobię, a i tak to robi. Głównie
w
przypadku Camerona. Można zrzucić to na karb nastoletnich hormonów.
Takie przynajmniej odniosłam wrażenie. Jakby autorka chciała
pokazać, że Savannah zajmuje się poważnymi sprawami, ale w środku
nadal popełnia nastoletnie błędy. Nie takie duże jak inni młodzi,
ale zawsze.
Cameron
to istny cukiereczek całej książki. Trochę niebezpieczny oraz
tajemniczy. W swoim wnętrzu skrywa uczuciowego gościa, który ma
dużo, ale lubi się tym dzielić. On tak samo, jak główna
bohaterka, popełnił w życiu błąd, za który musi wziąć teraz
odpowiedzialność. Autorka w bardzo subtelny sposób ukazała jaki
tak naprawdę jest. Jego charakter ukazuje się czytelnikowi
stopniowo podczas czytania. Jak dla mnie jest to typ wymarzonego
chłopaka.
Na
uwagę zasługują także postacie drugoplanowe. Retha to totalna
buntowniczka, która nie da sobie w kaszę dmuchać. Walczy
o swoje z
mocą zawodnika MMA. Jest zazdrosna i zadziorna, a dla przyjaciółki
oraz chłopaka zrobi wszystko. Przyjaciółka idealna, która nigdy
nie zostawi w potrzebie. Travis jest bardziej spokojnym typem.
Dlatego z Rethą się fajnie uzupełniają. Oddany, przyjacielski,
ale tylko dla tych najbliższych. Mimo trudnego dzieciństwa, walczy
o lepsze jutro. Savannah nie mogłabym sobie wyobrazić lepszych
przyjaciół. Patrick to typ, którego się nielubi od pierwszego
momentu. Arogancki, zapatrzony w siebie buc. Myśli, że wszystko mu
się należy. Był z główną bohaterką, ale w ogóle nie zwracał
uwagi na jej problemy. Liczy się tylko on i to jemu powinna
poświęcać czas. Straszny z niego dziad.
Cameron nie jest rozluźniony i uśmiechnięty. Oczy ma zmrużone, a usta wygina mu grymas. Przysuwam się odrobinę bliżej, zafascynowana jego złością.
I
trochę jeszcze o fabule. Przeważnie lubię, kiedy akcja rozwija się
miarowo, ale ma dość dobre tempo. Tutaj nie ma miejsca na wielkie
zwroty akcji, a mimo to książka plasuje się wysoko. Przede
wszystkim przez swój klimat. Trochę mroczny, gnuśny, dobijający,
ale z tą cudowną iskierka nadziei, że może wszystko będzie
dobrze. Ten rodzaj, kiedy człowiek liczy na sukces w swoim życiu.
Ta niepewność oraz jednoczesna lekka radość. Dosłownie taka jest
cała książka. Właśnie przez to nie można się oderwać.
Dochodzą dobrze wykreowane postacie i ciekawa historia – książka
idealna. Uważam, że w swoim gatunku, to jeden z lepszych
reprezentantów.
Polecam
tak bardzo mocno, że aż tupię nogami z przejęcia. Autorka
pokazała siłę miłości, ale nie tylko tą romantyczną. Dała
wielkie pole dla tej działającej między rodzeństwem. Nakreśliła
ją w cudowny sposób. Dużo jest tutaj też odniesień do słowa
poświęcenie. Ile młody człowiek jest zdolny porzucić, aby druga
osoba była szczęśliwa. Czego można się wyrzec dla większego
dobra. Mimo, że wątek nie jest oryginalny w ogólnym rozumieniu, to
patrząc szczegółowo już tak. Połączenie, wszystkich
najważniejszych wątków, sprawia że pomysł jest nowatorski.
Swoisty powiew świeżości. Gwarantuje, że książka jest warta
poświęcenia dla niej czasu. Nie będzie on stracony, a wręcz
odwrotnie. Przyniesie wiele nauki i otworzy oczy na kwestie, które w
pośpiechu dnia codziennego pomijamy.
Moja
ocena: 6/6
A
Wy znacie już coś z twórczości Suzanne Young? Mam nadzieję, że
recenzja Was przekonała, żeby dać szansę „Dzikim sercom”. High wing sowixy :D
Za
książkę dziękuję Monice oraz wydawnictwu Feeria Young.