Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wiedźmy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wiedźmy. Pokaż wszystkie posty
"Więź" Anna Lewicka

"Więź" Anna Lewicka

    Religie neopogańskie, czyli te stojące w opozycji do religii monoteistycznych, powstałe w wyniku eklektycznego połączenia elementów zaczerpniętych z różnych wierzeń, w dzisiejszych czasach przeżywają renesans. Przynależność do danej grupy wyznaniowej coraz częściej łączy się z noszeniem młota Thora, pentagramu czy różnych innych talizmanów lub zakładaniem szpiczastych kapeluszy. Być członkiem wspólnoty stało się trendy. A jeśli coś jest modne to prędzej czy później stanie się przedmiotem zainteresowania twórców. Jedną z prekursorek nurtu neopogańskiego w literaturze polskiej ostatnich lat,  a przynajmniej tą która zgrabnie wylansowała temat, jest Katarzyna Berenika Miszczuk, ze swoją książką "Szeptucha". Od tego czasu, kolejne pisarki, mniej lub bardziej udanie, próbują ją naśladować. Temat religii neopogańskich, ze względu na brak dokładnych źródeł historycznych, jest trudny do zbadania a dzięki temu podatny na dowolną interpretację. A nawet nadinterpretację. "Więź" jest z pewnością powieścią, której autorka garściami czerpała z dawnych wierzeń, jednak w swojej fantazji poszła o ciut za daleko. 

Alicja, studentka informatyki na warszawskiej Politechnice, korzystając z przerwy międzysemestralnej, wybiera się w samotną podróż w Bieszczady. Celem jej wędrówki jest spisany ręką jednego z jej przodków grymuar z zaznaczonym miejscem ukrytego skarbu. Dziewczyna, zaopatrzona w magiczne wahadełko, oraz zestaw niezbędnych do rytuałów artefaktów, postanawia odnaleźć tajemniczą kryjówkę. Kiedy dociera na miejsce okazuje się, że jest zupełnie nieprzygotowana na przetrwanie w bieszczadzkiej głuszy. Po kilku godzinach wędrówki odnajduje jednak miejsce zaznaczone na mapie. Kiedy wbija saperkę w podłoże okazuje się, że znajduje się na środku pokrytego śniegiem jeziora. Lód pęka a dziewczyna wpada do wody. Ratuje ją przechodzący nieopodal samotnik-artysta, Wiktor. Zabiera dziewczynę do swojej chaty, gdzie będzie mogła w spokoju dojść do siebie. Pomiędzy dwojgiem nieznajomych zaczyna rodzić się uczucie. 

Z informacji zamieszczonych na portalu lubimyczytać.pl dowiedziałam się, że autorka książki, Anna Lewicka, mieszka na stałe w Warszawie. Jako rodowita stoliczanka, muszę przyznać, że dość dobrze znam to miasto, jego smaczki, bary, muzea, restauracje a nawet obywateli. Mam mieszkanie w samym centrum i również tam (oraz na Starej Pradze) spędzam czas, socjalizuję się i kształcę. Dlatego zdziwiłam się gdy przeczytałam wzmiankę o placu Zbawiciela, który jakoby jest miejscem spotkań hipsterów-drwali. Bywałam na tym placu, z tęczą i bez tęczy, w Corso i w Planie B, gdzie długo biło kulturalne serce miasta. Hipsterzy się stamtąd wynieśli już dobrych kilka lat temu a na ich miejsce przyszli ludzie zakręceni, dziwacy, których widuje się tam codziennie. Jest gość, który wygląda jak Szczepan Twardoch i tak się przedstawia, choć tak naprawdę nim nie jest, jest artystka, która siedzi na kamiennych schodkach i tworzy motyle origami a nawet przybysz z Mauritiusa, pracujący w branży IT, który wieczorami lubi siąść przy ulubionym stoliku i wypić piwo, lub dwa. Jednak hipsterów tutaj brak. Widać przenieśli się w inne miejsce, lub też skończyła się na nich moda. No dobrze, a czy znajdziemy tutaj drwalopodobnych? Czy jak wolicie lumberoseksualnych? Myślę, że jeśli kiedykolwiek tutaj byli to odeszli razem z hipsterskimi brodami. Bo to z nimi zazwyczaj są utożsamiani. Lecz drodzy państwo : mężczyzna-typ drwal z hipsterem ma tyle wspólnego co stringi z barchanami. To chłop i to chłop, lecz na tym podobieństwa się kończą. 
Nasz główny bohater jest drwalem, lecz nie tym z wyobrażonego przez autorkę nierealnego placu Zbawiciela, lecz prawdziwym drwalem z krwi i kości. Ponoć ideałem w oczach dzisiejszych kobiet. Jeszcze kilkanaście lat temu była moda na mężczyzn metroseksualnych, którzy przestali się wstydzić swojej wrażliwości. Szał na wypielęgnowanych panów się skończył, kiedy kobitki zaczęły się spóźniać do pracy, gdy ich faceci godzinami okupowali łazienki a drogie kremy podejrzanie szybko znikały z pojemniczka. Był to znak, że sprawy zaszły za daleko. Powoli zaczęła się pojawiać tęsknota za prawdziwym samcem. Tak zrodziła się moda na mężczyzn drwalopodobnych. 
Ale drogie Panie, Wiktor nie dość że jest seksownym, silnym, odważnym i uzdolnionym na wielu frontach, drwalem to jeszcze jest berserkiem. Jeśli nie wiecie kto zacz, to pokrótce powiem, że berserkowie to nieznający strachu, nordyccy wojownicy. Skąd się wzięli w Bieszczadach w to już wnikać nie będę. Widać za mało znam historię. Może spławili się morzami i rzekami z północy. Jednak jak na Berserka to nasz Wiktor jest niezwykle delikatny, romantyczny, czuły i do rany przyłóż. Owszem czasem zdarzają mu się fochy, jednak w dzisiejszych czasach nawet drwalom może się przytrafić zły humor. 
Alicja to studentka informatyki i wiedźma. Jest niezwykle pięknym i czarującym odludkiem. Mieszka z dwoma siostrami, które podobnie jak ona, są dziwaczkami. Kilka razy do roku celebrują neopogańskie rytuały ku czci Peruna i Mokosz. Oczywiście jak przystało na dziewczynę z dobrego domu, Alicja jest dziewicą, która tylko czeka na swojego księcia z bajki (tym razem drwala z lasu). 
Niestety nie mogłam się przemóc i polubić tej bohaterki. Była naiwna, momentami wręcz głupia, zdesperowana i kierująca się niewłaściwymi priorytetami. 

Tym co wyróżnia tę książkę z tłumu innych opowiastek o insta love jest motyw neopogaństwa. Tym razem na tapetę trafiły bóstwa słowiańskie, a konkretnie najważniejsze z nich czyli : Mokosz, Perun i Weles. Przyznam się bez bicia, że temat  słowiańskich wierzeń jest mi zupełnie obcy, więc czytanie przytoczonych przez autorkę legend, opisów rytuałów świąt i czarów, sprawiało mi sporo radości. Wiecie, że przez cały czas myślałam, iż zostawiany na stole w Wigilię pusty talerz, ma być nakryciem dla zgubionego wędrowca, a okazuje się że było to miejsce przeznaczone dla duchów naszych przodków? Podobnie suszone owoce i grzyby, które są symbolem połączonych światów : naszego i duchowego. Zadziwiające jak wiele można się dowiedzieć z napisanej ku rozrywce gawiedzi, książki. Tematem, który mnie niezmiernie zaciekawił, były słowiańskie lalki. Wśród naszych przodków niezwykle silna była wiara w demoniczne istoty. Powszechne było tworzenie lalek-amuletów, które miały chronić przed złem, przynosić szczęście oraz spełniać życzenia. Zwyczaj ten przetrwał w szczątkowej formie do dziś na terenie Ukrainy, gdzie robi się lalki „motanki” oraz częściowo na Białorusi, gdzie robione są lalki „żadanice”. Właśnie z tej tradycji czerpała nasza autorka. Tak mnie to zafascynowało, że postanowiłam zgłębić ten temat i dowiedziałam się, że cechą charakterystyczną słowiańskich lalek był brak twarzy – lalki nie mogły mieć oczu, ponieważ oczy są zwierciadłem duszy, a lalka nie mogła uzyskać swojej własnej tożsamości, ponieważ nie spełniała by wówczas życzeń twórczyni tylko swoje własne. Przerażające. 
Podsumowując : mamy tutaj wierzenia słowiańskie, wiedźmy, berserków i insta miłość. To niestety nie mogło się udać. Bardzo chciałam uwierzyć w uczucie pomiędzy Alicją i Wiktorem, jednak brak jakiejkolwiek platformy porozumienia oprócz cielesności, sprawił że związek ten był dla mnie zbyt grubymi nićmi szyty. 

Jadnak najgorszy w tej książce był fakt braku fabuły. Rozumiem, że "Więź" to dopiero pierwszy tom cyklu, i że jego celem było zaznajomienie nas z bohaterami, jednak jeśli autorka w takim tempie zamierza prowadzić dalszą narrację, to akcji doczekamy się gdzieś około 50 tomu. Choć bardzo się starałam, to nie dopatrzyłam się żądnego sensu, celu, niczego co mogłoby motywować naszych bohaterów. Nie ma tutaj zagadki, nie ma wątku kryminalnego, nie ma nawet gorącego seksu. Jest powieść obyczajowa, bez zgłębiania charakterystyk bohaterów i choć napisana z dwóch punktów widzenia to nadal bardzo płytka. Może chociaż w tym głębokim jeziorze ukryty jest prawdziwy skarb?

Żałuję, że autorka już w pierwszym tomie nie zdradziła nam czego, oprócz romantycznej miłości, poszukuje nasza główna bohaterka. Anna Lewicka, nazywana kobietą orkiestrą, zdecydowanie umie pisać. Styl jest poprawny, tempo na właściwym poziomie, całość wyszła zgrabnie. Jednak zabrakło mi tutaj treści, szkieletu na którym można by rozciągnąć skórę i stworzyć dobrego książkowego golema. Lubię dawać drugie szanse, dlatego z pewnością skuszę się na kolejne tomy, mając wielką nadzieję, na jakiegoś wyskakującego z lasu wilkołaka, który podkręci trochę atmosferę. Na samym końcu muszę pochwalić wydawnictwo za piękną, przyciągającą wzrok okładkę, dobra robota.


Tytuł : "Więź"
Autor : Anna Lewicka
Wydawnictwo : Jaguar
Data wydania : 16 stycznia 2019
Liczba stron : 372





Za możliwość  zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 
 
 
 
Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html
 

"Labirynt strachu. Tom II" Beata Nowosielska

"Labirynt strachu. Tom II" Beata Nowosielska

Jednym z największych wyróżnień dla bloga (i również blogera) jest propozycja patronatu medialnego. Tym razem wydawnictwo Novae Res postawiło na mnie. Kilka tygodni temu zaproponowano mi objęcie patronatem najnowszą książkę Beaty Nowosielskiej "Labirynt strachu. Tom II". Muszę przyznać, że dość długo się wahałam czy podjąć się tej współpracy. Po pierwsze część pierwszą Labiryntu, oceniłam dość nisko więc co jeśli kontynuacja również nie spełni moich oczekiwań? Ciężko jest krytykować dzieło wydane pod własnym patronatem, a musicie wiedzieć że decydując się na tę formę promocji i wydawnictwo i bloger działają w ciemno. Jednak ciężko  doszczętnie "zniszczyć" książkę, którą firmuje nasze logo. Po drugie nie wiem czy mój blog jest już gotowy na "patronowanie", ciągle zdobywam zaufanie czytelników, doskonalę się i dopiero uczę korzystać z potencjału mediów społecznościowych. Jednak po rozważeniu plusów i minusów postanowiłam zaryzykować. W końcu opiniując Labirynt Strachu vol. 1 obiecałam, że dam autorce kolejną szansę, więc dlaczego nie zacząć z grubej rury? A po drugie lubię thrillery, horrory i wszelkiego rodzaju baśniowe fantasy więc klimat książki jak najbardziej pasuje do mojego bloga. Więc zaczynajmy. 

Rok po traumatycznych wydarzeniach w siedlisku, Marek natrafia na znajomo brzmiące ogłoszenie w gazecie. Kolejny raz ktoś chce wynająć dom w zamian za posprzątanie ogrodu. Sara wraz z Witkiem postanawiają sprawdzić czy ktoś nie uległ urokowi miejsca i nie wybrał się tam na pozornie beztroski urlop.Kiedy przyjaciele docierają na miejsce, okazuje się, że w siedlisku wciąż dzieją się dziwne rzeczy. Na podwórku stoi samochód na zagranicznych numerach rejestracyjnych a w domu, otoczony wyrysowanym kredą pentagramem, kiwa się mężczyzna. W jednej z szafek Sara odnajduje dokumenty potwierdzające, że domek wynajęła czteroosobowa rodzina. Jednak oprócz dziwnie zachowującego się obcokrajowca, lokum stoi puste. Czy uda się uratować członków zaginionej rodziny? Co tak naprawdę dzieje się w tym pełnym zagadek miejscu?

W jednym z wywiadów Beata Nowosielska przyznała, że od najmłodszych lat fascynowały ją horrory i thrillery. Wraz z przyjaciółką obejrzała chyba wszystkie ówcześnie dostępne na rynku filmy grozy. Pisząc swoje powieści czerpała inspirację od takich mistrzów jak Stephen King, Graham Masterton czy Dean Koontz. Muszę przyznać, że troszkę się bałam. Pisarzom, którzy otwarcie przyznają, kto jest ich wzorem, często brak pomysłów i zamiast napisać coś oryginalnego kopiują cudze . W tym wypadku moje obawy były nieuzasadnione. Choć oczywiście czuć tutaj nutkę mistycyzmu znaną z powieści angielskiego pisarza czy fascynację legendami i baśniami typową dla prozy jego amerykańskiego kolegi, tak całość jest niestandardowym i pomysłowym dziełem. Zdecydowanie nie jest to żadna kopia. Tym razem autorka postanowiła odejść od konwencji typowego, krwawego horroru na rzecz thrillera z nutką powieści przygodowej rodem z Indiany Jonesa. Kiedy w tomie pierwszym trup słał się gęsto, tak tutaj mamy do czynienia z bardziej zagadkową fabułą, poszukiwaniami i suspensem.  Nadal czuć klimat grozy jednak jest on dawkowany i nieco bardziej subtelny. Nie ma tutaj flaków, wieszania ludzi czy krwiożerczych bestii. Całość jest utrzymana w klimacie Blair Witch Project, gdzie strach nie jest efektem działań sił nadprzyrodzonych tylko tkwi w naszych umysłach. Boimy się tego co wiemy, sił które znamy i osób, które mogą stanąć na naszej drodze. W odróżnieniu od pierwszego tomu, tutaj to człowiek jest przedmiotem naszych zainteresowań a duchy sprowadzone są do roli nieszkodliwych poltergeistów. Pod koniec książki, po dotarciu do punktu kulminacyjnego, zrobiło się sensacyjnie, rodem z zabawy w policjantów i złodziei. Troszkę zabrakło mi tego "horroru", klimatu gore, z którym miałam do czynienia w pierwszej części. Tutaj autorka bardziej skupiła się na warstwie obyczajowej, czego mi wcześniej brakowało, magii i sylwetkach naszych bohaterów. Zmniejszyła tempo a działania Sary, Witka i Toma stały się bardziej przemyślane. No i w końcu miałam czas by ich polubić. 

Widać, że oprócz fascynacji thrillerem i literaturą kryminalną, autorka ma szeroką wiedzę na temat rytuałów spirytystycznych, duchów i demonów oraz wszelkiego rodzaju asortymentów związanych z wróżbiarstwem. W książce pojawiają się mieszkające w koronach drzew wiedźmy, portale do innych wymiarów, świetnie zaopatrzony sklep dla wszelkiego rodzaju mediów, karty tarota oraz talizmany. I to właśnie one zwróciły moją uwagę. Czy wiecie, że to w dużej mierze Kościół Katolicki miał wpływ na to, że ludzie przestali z nich korzystać? Zostały uznane za grzeszne a nawet demoniczne, osoby używające ich mocy same skazywały się na potępienie. Autorka przypomina nam czasy kiedy ludzie wierzyli w duchy i naturę. To z ziemi, słońca i gwiazd czerpali moce i siły witalne. Talizmany były niczym dzisiejsze modlitwy. Robiono je z drewna i kamienia, ozdabiano rysunkami. Miały wielką moc, o której potem zapomniano. 
Nowosielska wskrzesza Strażników Ognia i Opiekunów, wzorującą się na starodawnych wierzeniach i praktykach sektę, której celem jest zgromadzenie jak największej potęgi zarówno tej fizycznej jak i metafizycznej, za pomocą złożonych w ofierze osób. Co prawda sama sekta działa jakby w oddaleniu od naszej fabuły , jednak nareszcie mamy czas by dokładniej się jej przyjrzeć, poznać historię i cele. Już nie jest, jak w pierwszym tomie, deus ex machina.  Został tutaj użyty dość utarty schemat walki dobra ze złem, ciemiężycieli z podatnymi na manipulację osobnikami. Jak widać nawet powieść o zabarwieniu kryminalnym, może nieść jakiś morał. W tym przypadku jest to przestroga przed wszelkiego rodzaju zgromadzeniami, fałszywymi religiami, charyzmatycznymi przywódcami, którzy tylko czyhają na nasze pieniądze, zdrowie bądź też duszę. 

Bardzo podobały mi się sylwetki kobiece stworzone przez autorkę. I nie chodzi tutaj o samą Sarę, która wydoroślała, nauczyła się nowych rzeczy i (choć nadal brakuje jej wiary we własne możliwości) stała się naprawdę potężnym medium. Również Leila, narzeczona Toma, jest postacią niezwykle silną, oryginalną i potrafiącą postawić na swoim. Lubię książki, w których to kobiety noszą spodnie. Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że bohaterowie męscy są mdli i do niczego. Nic podobnego. Witek okazał się prawdziwym przyjacielem, dobrodusznym inteligentem z głową pełną pomysłów a Tom to postać chimeryczna, istny Joker, osoba o tysiącu masek, którą nie sposób jest do końca poznać. Rozmywa się jak dym i nawet doświadczenia obcujących z nim towarzyszy nie wnoszą nic do naszego systemu poznawczego. 

"Labirynt strachu. Tom II" jest kontynuacją, która na głowę bije debiut literacki. Choć zachowany został mroczny klimat, to autorka odeszła od konwencji horroru, nadając powieści bardziej przygodowy/kryminalny wymiar. Dzięki temu książka nabrała głębi, a warstwa obyczajowa sprawiła, że bohaterowie stali się nam bliżsi i możliwe było nawiązanie z nimi więzi. Zakończenie sugeruje, a nawet zmusza czytelnika do uwierzenia, że szykuje się kolejna część. Sporo spraw pozostało nierozwiązanych a wręcz przeciwnie, cała przygoda się dopiero rozpoczyna. I ja się bardzo ciesze, że mogę wziąć w niej udział. To mój pierwszy patronat i uważam go za bardzo udany. Mogę z dumą powiedzieć, że moje logo zdobi okładkę całkiem przyzwoitej powieści. A w kolejnych tomach będzie jeszcze lepiej. Tego autorce życzę. Polecam.


Tytuł : "Labirynt strachu. Tom II"
Autor : Beata Nowosielska
Wydawnictwo : Novae Res
Data wydania : 2018
Liczba stron : 296



Za możliwość objęcia patronatem bardzo dziękuję wydawnictwu : 


https://novaeres.pl/
 


"Tajemna historia czarownic" Louisa Morgan

"Tajemna historia czarownic" Louisa Morgan

     Powodem dla którego sięgnęłam po tę powieść była niesłabnąca fascynacja wszystkim co magiczne. Już sam tytuł "Tajemna historia czarownic" sprawił, że podskoczyło mi ciśnienie. Spodziewałam się epickiej powieści, przepełnionej czarami, wieszczeniem, tajemnymi miksturami z zaskakującą fabułą i odrobinką romansu. Niestety książka nie do końca spełniła moje oczekiwania. Choć proza Pani Morgan nie pozostawia nic do życzenia to tym razem zawiodła sama historia. Świeżo po lekturze mam dość mieszane uczucia. Z jednej strony przeczytałam, dobrze się bawiłam, opowieść mnie wciągnęła, może nie pochłonęła ale jednak czytało się miło, jednak z drugiej strony nie czułam tej satysfakcji jak zazwyczaj po przeczytaniu dobrej książki. Miałam wrażenie, że to wszystko już było. Komu polecić? Może początkującym w temacie?


Po śmierci wieszczki rodu, grupa Cyganów, ścigana przez Inkwizycję zmuszona jest do opuszczenia
Bretanii. Osiadają na wyspie gdzie przez długie lata udaje im się pozostać niezauważonym i wtopić w lokalną społeczność. Mimo strachu kobiety starają się zachować romską tradycję i w tajemnicy przed mężczyznami celebrują dawne obrzędy, które dzięki ustnym przekazom, świętemu kamieniu oraz księdze zaklęć przekazywane są z pokolenia na pokolenie. "Tajemna historia czarownic" opowiada historię pięciu kobiet z rodziny Orchire, poczynając od początków XIX wieku a na II Wojnie Światowej kończąc.

Książka Louisy Morgan jak na sagę rodzinną jest dość nietypowa. Po pierwsze w większości skupia się tylko na żeńskim pierwiastku rodziny a po drugie opowiada tylko fragmenty życiorysów, resztę pozostawiając w domyśle. Akcja książki rozpoczyna się w 1821 roku kiedy to poznajemy pierwszą z naszych głównych bohaterek Nanette. Młoda kobieta nie zdaje sobie sprawy z magicznego talentu, do czasu kiedy jej siostry zdecydują , że jest gotowa do rytuału wtajemniczenia. Na jednym z sabatów pokazują dziewczynie niezwykły czerwony kryształ i wprowadzają ją w tajniki zaklęć i wieszczenia. Motyw wtajemniczenia i początkowego odrzucenia jest wspólny dla każdej z pięciu opowieści i sprawia, że czytelnik ma wrażenie powtarzalności. Jak dla mnie powieść czasami stawała w miejscu. Z każdą kolejną panną Orchire wiedziałam jak potoczy się fabuła, do czego wykorzystany zostanie kamień i jakie zaklęcia zostaną wypowiedziane. Głównym elementem fabuły są narodziny kolejnej czarownicy i sprawienie by magia pozostała w rodzinie. By tego dokonać kobiety z rodu Orchire chwytają się różnych sposobów na poznanie odpowiedniego (a często i nie) mężczyzny, z którym za wszelką cenę chcą spłodzić dziewczynkę, w której obudzi się moc. Jak kolejna czarownica osiągnie wiek, jej poprzedniczka (siostra lub matka) przekazuje jej całą wiedzę, którą posiada. I tak kółko się domyka, historia toczy koło. Jedyna różnica to postęp cywilizacyjny i zmieniające się zewnętrzne zagrożenia. 

Czytając tę powieść, zdałam sobie sprawę ze swoistej naiwności, którą przepełnione były jej karty oraz z nieścisłości historycznych. Często zastanawiałam się jakim cudem mężczyźni, którzy mieszkali z naszymi czarownicami, często dzielili z nimi łoże lub po prostu byli blisko, w większości nie orientowali się z kim mieli do czynienia. Sabaty organizowane były 8 razy w roku. I przez te osiem nocy nikt nie zauważył, że jego własna żona wymyka się z łóżka na kilka godzin i w piżamie wędruje do schowanej na szczycie wzgórza jaskini? Nawet w takie noce jak Boże Narodzenie? Jakim cudem młoda, ciekawska, wychowana na wsi dziewczyna nie odkryła świątyni gdzie jej matka wraz z ciotkami odprawiały swoje obrzędy? Ja jak byłam małą dziewczynką to znałam każdy kąt mojego podwórka, nic nie można było przede mną ukryć. I w końcu : skąd pomysł, że w XIX wieku"miesiąc miodowy" kojarzony był z podróżą? Z kronik historycznych wiadomo, że był to okres beztroski tuż po ślubie, kiedy młodym podawano bez umiaru miód pitny mający pomóc się rozluźnić przed nocą poślubną. Podróże to wymysł raczej współczesny. 
I w końcu rzecz, która miała największy wpływ na mój odbiór książki. Fabuła rozpoczyna się w 1821 wieku, kiedy to Romowie uciekają przed Inkwizycją. Ale kto tak naprawdę ich ściga? Ksiądz fanatyk? Psychopata? Inkwizycja Francuska nie istniała już od dobrych paru lat, a hiszpańska skończyła swój żywot właśnie w tym roku. Czego tak naprawdę bały się kobiety? Przecież w tamtych czasach już mało kto wierzył w czarownice. Oczywiście książka jest fikcją literacką, jednak samo podanie dat sugeruje, że została ona osadzona w historycznych realiach, i ten rozdźwięk niestety bardzo boli. 

Jednak jest rzecz, która sprawiła, że powieść zyskała w moich oczach inny wymiar. Tym czymś jest miłość między matką a córką, która jest bardzo ważnym elementem tej książki. Morgan opowiada o różnych rodzajach tej miłości, tego bezgranicznego uczucia, którego nie da się odrzucić, nawet jak by się chciało. To opowieść o więzi, która się tworzy wraz z pępowiną. 
Jest to również opowieść o odważnych kobietach w patriarchalnym świecie, gdzie jakakolwiek inicjatywa płci pięknej była bojkotowana lub wyśmiewana. Te silne kobiety potrafiły zachować tradycję, celebrować obrzędy, rzucać zaklęcia wiedząc, że jak zostaną nakryte to grozi im niebezpieczeństwo. Choć żyły w cieniu mężczyzn to często one były tymi, które pociągały za sznurki. To tak naprawdę opowieść o korzeniach feminizmu.

Choć można wywnioskować, że historia ta ma więcej wad niż zalet to jednak polecam jej przeczytanie. Jak na debiutancką powieść to naprawdę kawałek solidnej literatury, wciągająca opowieść o losach twardych i często doświadczonych przez los kobiet, które nie czekały by ktoś za nie pokierował ich życiem tylko wzięły cugle we własne ręce i wraz z zaprzęgiem ruszyły w nieznane. To książka o trudnych wyborach, które zawsze mają swoje konsekwencje. Pytanie jest tylko jedno : czy jesteśmy na nie gotowi?


Tytuł : "Tajemna historia czarownic"
Autor : Louisa Morgan
Wydawnictwo : Prószyński i S-ka
Data wydania : 24 kwietnia 2018
Liczba stron : 560
Tytuł oryginału : A Secret History of Witches


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 

 
Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger