Pokazywanie postów oznaczonych etykietą średniowiecze. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą średniowiecze. Pokaż wszystkie posty
"Tajemne życie seksualne kobiet w średniowieczu" Rosalie Gilbert

"Tajemne życie seksualne kobiet w średniowieczu" Rosalie Gilbert

 Historia kobiet, również historia ich kobiecości, jest historią o "kontroli". Czy zdajecie sobie sprawę, że swobody którymi się cieszymy, równość wobec prawa, możliwość dokonywania suwerennych wyborów są zdobyczą ostatnich stu lat? Od czasów starożytnych, przez średniowiecze, czas wojen i wczesny okres powojenny, kobiety były podporządkowane i kontrolowane przez mężczyzn. Nie miały prawa głosu, nie mogły o sobie stanowić. Zresztą w niektórych krajach ( spójrzmy chociażby na Iran) ten stan rzeczy pozostał do dziś. Kobiety Zachodu mogą uważać się za wyzwolone, jednak czy na pewno? Myślę, że ta książka przyniesie wam odpowiedzi na pytania, które każda z nas sobie zadaje. Lektura Gilbert tak naprawdę nie jest książką o seksualności i łóżkowych praktykach lecz  życiu średniowiecznych kobiet pod kontrolą mężczyzn. Autorka odpowiada na pytania z rodzaju : co było dozwolone dla  niezamężnych oraz tych zamężnych przedstawicielek płci pięknej a co było zakazane.

Seks, miłość i średniowiecze – sprawdź, co działo się za zamkniętymi drzwiami sypialni setki lat temu. Poznaj prawdziwe historie średniowiecznych kobiet. Oto seksowny, barwny i rzeczywisty obraz najbardziej tajemniczej epoki w dziejach.  


W czasach średniowiecznych kobiece ścieżki "kariery" były mocno ograniczone i sprowadzały się albo do służby w domu męża albo w domu Bożym. Te, które nie miały ochoty sprzątać i gotować , ani tym bardziej zajmować się gromadą dzieci, miały jeszcze jedno wyjście : zostawały prostytutkami. Mogły uprawiać seks z kimkolwiek chciały, gdyż nie szkodziło to ich , i tak już zszarganej, reputacji. Jeśli były dobre w swoim fachu czasami udawało im się odłożyć pieniądze na starość, kiedy będą musiały ustąpić miejsca młodszym. Jeśli pieniędzy z uprawiania nierządu starczało im zaledwie na codzienne wydatki, zawsze mogły zgłosić się do lokalnego klasztoru. Jedynym warunkiem zamieszkania za murami świętego przybytku było wyznanie wiary i odmówienie pokuty. W zamian na codzienną modlitwę "upadłe kobiety" dostawały ciepłe łóżko, jedzenie i ochronę. Często za klasztornymi murami udawało im się dożyć późnej starości, czyli około 50 lat, co w tamtych czasach było wielkim osiągnięciem, gdyż średnia długość życia prostytutek wynosiła 43 lata. Religia działała na korzyść kobiet również i w małżeństwie. Musicie pamiętać, że średniowiecze było okresem bardzo bogobojnym. Mężatka, jeśli miała dość męża, lub też nie chciała mieć więcej dzieci, mogła uciec się do podstępu. Zdarzała się iż kobiety udawały iż Bóg do nich przemówił i przykazał zachować czystość. Od tego czas ani mąż, ani nikt inny nie mógł ich dotknąć. Te, które usłyszały Stwórcę, nie dość że zyskiwały ogromny szacunek i posłuch w swojej społeczności, to jeszcze miały spokój w nocy. No oczywiście zdarzały się gwałty, które uchodziły mężczyznom na sucho. Gwałt w czasach średniowiecza nie był traktowany jako przestępstwo. Kobiety nie zgłaszały, że zostały wykorzystane seksualnie dlatego sprawców ani nikt nie ścigał ani nikt nie karał. Nawet w dzisiejszych czasach kobiety boją się mówić o tym, że padły ofiarą gwałtu. W Stanach Zjednoczonych na 1000 przypadków napaści na tle seksualnym zgłaszanych przez kobiety tylko 25 mężczyzn zostanie skazanych. Uważa się, że zgłoszono mniej niż jedną trzecią przypadków, a więc na 3000 przypadków napaści ukaranych zostanie 0,83% mężczyzn.
W Wielkiej Brytanii jest jeszcze gorzej. Dane pokazują, że 25% kobiet (powyżej 16 lat) zostało napastowanych seksualnie lub zgwałconych w ciągu swojego życia, ale zgłoszono mniej niż jedną szóstą napaści, więc na każde 1000 zgłoszonych, 5000 mężczyzn więcej napada i gwałci kobiety bez obawy przed odwetem . Gdyby większość policji, prokuratury koronnej i sądownictwa stanowiły kobiety, nie sądzę, żebyśmy mieli tak lekceważący stosunek do napaści seksualnej na kobiety.Wróćmy więc do czasów średniowiecza. Czy wiecie że,  kobieta, która zaszła w ciążę w wyniku gwałtu, nie mogła zostać zgwałcona. Dlaczego? Gdyż uważano, że zarówno kobieta, jak i mężczyzna muszą osiągnąć orgazm, aby dziecko mogło zostać poczęte. 


Książka Gilbert nie jest lekturą, która da nam do myślenia i nad którą trzeba się mocno skupić. Autorka zgłębia wiele różnych aspektów z życia codziennego  i wyzwań, przed którymi stały kobiety w epoce średniowiecza. Tę książkę należy brać taką, jaka jest,  patrząc na odniesienia i tylną okładkę można stwierdzić, że nie jest to mocny kawałek historii. Pisanie Gilbert jest beztroskie i szczyci się sporą ilością humorystycznego kontrastu z nowoczesnej perspektywy.  Ogólnie jej pisarstwo jest ostre, a treść lekka. Jest nowym głosem w literaturze historycznej jednak bardziej gawędziarskim niż reporterskim.
Większość złych recenzji tej książki wydaje się pochodzić od mężczyzn, którzy czują się dotknięci historią opowiedzianą z kobiecej perspektywy. Jednak co innego można było napisać ?Kobiety w średniowieczu miały bardzo mało praw i były przedmiotem gwałtów, nadużyć i braku autonomii. Co zdaniem mężczyzn powinno znaleźć się w tej książce? Wyuzdane pozycje seksualne?
 
Polecam tę pracę wszystkim zainteresowanym historią kobiet, zwłaszcza w epoce średniowiecza. To dobre źródło wtórne, które może prowadzić do wielu źródeł pierwotnych. Zapewne trochę się pośmiejesz z okazjonalnych dowcipów autora. Nawet jeśli nie, wciąż jest tutaj wystarczająco dużo interesujących informacji, aby inwestycja się zwróciła.
Ten tekst to przyjemna, pouczająca i merytoryczna lektura, wypełniona wieloma datami, faktami i nazwiskami z dokumentów historycznych. Uważam że recenzenci, którzy powiedzieli, że niczego się z niej nie nauczyli, w rzeczywistości nie przeczytali książki w całości lub dokładnie. Z mojej strony szczerze polecam. 


Tytuł : "Tajemne życie seksualne kobiet w średniowieczu" 

Autor : Rosalie Gilbert

Wydawnictwo : Rebis

Data wydania : 12 października 2021

Liczba stron : 320

Tytuł oryginału : The Very Secret Sex Lives of Medieval Women 
 
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 



Kings of the Wyld

 
 


A dostępna jest w salonach lub sklepie internetowym sieci :  
https://www.empik.com/zbyt-blisko-daniels-natalie,p1227335289,ksiazka-p
 
 

"Służąca" Alicja Sinicka

"Służąca" Alicja Sinicka

 Czy wy też się czasem zastanawiacie, co was skłoniło do sięgnięcia po konkretną książkę?  Jeśli chodzi o "Służącą" to zdecydowanie skusiła mnie okładka. Połączenie twarzy pięknej dziewczyny z liściastym ornamentem tym razem wydało mi się bardzo mroczne, wręcz sprawiło że miałam ciarki na plecach. Od razu wiedziałam, że w tej książce będzie się działo coś złego. Kolejną sprawą był sam tytuł. Zawsze przed Świętami Bożego Narodzenia wynajmuję kogoś do pomocy przy przedświątecznych porządkach. Niestety przy dwójce dzieci nie jestem w stanie wszystkiego ogarnąć sama. Sięgając po tę książkę myślałam, że to tytułowa służąca okaże się psychopatką, która wpędzi rodzinę w tarapaty. Jednak tym razem było inaczej. To ktoś z pracodawców (a może tych osób było więcej niż jedna?)okazał się szaleńcem, chcącym wyrządzić przykrość młodej dziewczynie. Pytanie tylko czy znalazł się ktoś kto stanął w jej obronie? O tym już musicie przekonać się sami. 


Julia chciałaby otworzyć firmę sprzątającą. Trafia do domu Państwa Borewskich, w którym ma za zadanie dbać o porządek. Maria jest zadbaną kobietą po czterdziestce, a Mikołaj atrakcyjnym adwokatem zafascynowanym okresem średniowiecza. Ich syn Kacper zajmuje się pisaniem.
Już pierwszego dnia Julia otrzymuje propozycję przeprowadzki do ich domu, lecz stanowczo odmawia. Podczas sprzątania otwiera starą szafę na poddaszu. Znajduje rząd zakurzonych czarnych sukienek z białymi mankietami.W trakcie kolejnej wizyty w domu Borewskich Julia traci przytomność. Gdy otwiera oczy, czeka na nią koszmar. Będzie musiała podjąć nierówną walkę o sprawiedliwość. I życie. 


W życiu nie przypuszczałam, że ktoś może lubić sprzątać. Owszem znam ludzi, którzy cenią sobie porządek i dobrze zorganizowaną i zaplanowaną  przestrzeń jednak sam proceder tego organizowania do najprzyjemniejszych nie należy. Jednak jak się okazuje nie każdy musi zostać adwokatem czy lekarzem, by kochać swoją pracę. Najlepszym tego dowodem jest Julia, która po prostu kocha sprzątać aż tak, że robi to po domach obcych ludzi. Pragnie zebrać pieniądze i dobre referencje , by móc wystartować z własną firmą. Szczerze powiedziawszy to jeszcze nigdy nie czytałam książki, w której to pomoc domowa grałaby pierwsze skrzypce. Dlatego też czytałam z jak największym zainteresowaniem, bo po prawdzie, co takiego może się przydarzyć służącej? Spadnie ze schodów? Ukradnie klejnoty? Będzie mieć romans z właścicielem domu? Okazuje się, że życie pisze różne scenariusze, a to co zaplanowało dla Julii było istnym horrorem. Kilka lat temu czytałam historię dziewczyny, która została odurzona pigułką gwałtu, w lokalnej dyskotece. Kilka godzin później obudziła się w wannie pełnej lodu, z wyciętą nerką. Ta tragiczna historia jest doskonałym przykładem na to jak ubezwłasnowolniony i nieświadomy niczego staje się człowiek po narkotykach. Jak bardzo trzeba uważać na to z kim się przebywa, co je i pije. Nasza Julia również nie miała szczęścia. Już po kilku dniach jej najnowszy pracodawca dosypał jej do napoju środka odurzającego po którym zrobił coś, co zmusiło dziewczynę do uległości. Tutaj muszę stwierdzić, że Julia, jako bohaterka miała dość słabą psychikę, gdyż pozwoliła sobie na szantaż, który bardzo szybko mógłby zostać zniweczony. Postanowiła grać w grę Mikołaja i Marii i pogrążała się coraz bardziej w spirali kłamstw i nienawiści. Tak naprawdę to już na samym początku można było całą tę aferę zdusić w zarodku idąc na policję. Może nie obyłoby się bez wstydu, jednak odpowiednie osoby zostałyby ukarane, szczególnie że Julia miała sporo dowodów. No tak, ale gdyby nasza bohaterka zgłosiła się do służb porządkowych, to nie byłoby naszej książki, więc w sumie dobrze że tego nie zrobiła, gdyż dalsza historia okazała się niezwykle interesująca. 

Autorka, Alicja Sinicka, jest mistrzynią w budowaniu portretów psychologicznych. W "Służącej" występuje bardzo mało postaci, dlatego też był czas na ich dopracowanie. I został on dobrze wykorzystany. Najważniejszą cechą thrillerów jest to, żeby były one nieprzewidywalne. Atmosfera musi być mroczna, gęsta i wzbudzająca lęk. I tak właśnie było już od samego początku, od momentu jak poznaliśmy naszych domowników. Mikołaj jest adwokatem , który ma fiksację na punkcie średniowiecza i rycerzy. Bierze udział w różnego rodzaju inscenizacjach bitew, jeździ na spędy , kupuje zbroje i broń. Jego fascynacja tą epoką dawno już przekroczyła zdrowy poziom, dziś nawet zwykłych ludzi, chce traktować jak swoich podwładnych. Możecie więc sobie wyobrazić w jak chorej sytuacji znalazła się nasza Julia. Z kolei pani domu, Maria, jest postacią niezwykle antypatyczną i zdystansowaną. Zamiast pomóc młodej dziewczynie, rzuca jej kłody pod nogi, znęca się nad nią i we wszystkim wspiera swojego chorego psychicznie męża. Na koniec zostawiłam sobie Kacpra. Muszę przyznać, iż od samego początku, nie zapałałam miłością do tej postaci. Tak już mam z pisarzami, nie wiem czy mogę im ufać. Momentami myślałam, że stoi po stronie Julii i chce jej pomóc z drugiej irytowała mnie jest pozorna bezczynność. Kacper w ogóle nie działał, a jak już coś zrobił to nie miało to większego sensu. Tak naprawdę maskował zło, zamiast je unicestwić. Zastanawia mnie czy autorka napisze kolejne tomy (zostawiła otwartą furtkę) i czy dowiemy się czegoś więcej na jego temat. Jak na razie mogę go określić zaledwie jednym słowem : śliski. Więc jak widzicie nie jest to dramat wielu aktorów, jednak to właśnie kameralność tej powieści działa na jej korzyść. 

Zakończenie mnie zaskoczyło, gdyż poszło w zupełnie dla mnie nieoczekiwanym kierunku. Na początku myślałam, że było to trochę naciągane, jednak po przemyśleniu doszłam do wniosku, że wszystko tutaj ze sobą grało. Dzięki temu co zrobiła autorka, nie dostaliśmy kolejnego sztampowego thrillera lecz ciekawą, oryginalną powieść gdzie to zemsta zbiera swoje największe żniwo. Książka ta nauczyła mnie tego, że zawsze warto być dobrą dla innych ludzi, bo nigdy nie wiemy na kogo możemy trafić. 

Po przeczytaniu tej książki, panie (i panowie) sprzątające, pomoce domowe, opiekunki, będą się z pewnością bały iść do pracy. Choć ja nie mam nic wspólnego z żadnym z wymienionych zajęć to sama odczuwam pewien irracjonalny lęk. A noż to mój szef okaże się psychopatą ? Albo jak w końcu otworzą puby i wyjdę na drinka, to ktoś mi wrzuci do niego pigułkę gwałtu? I właśnie za ten lęk, te emocje długo po skończeniu lektury, cenie sobie panią Sinicką. Nie wszystkie książki tak na mnie działają. Mogę wręcz powiedzieć, że "Służąca" jest wyjątkowa. Zdecydowanie polecam. 


Tytuł : "Służąca"

Autor : Alicja Sinicka

Wydawnictwo : Kobiece

Data wydania : 14 października 2020

Liczba stron : 368

 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 
 
 
 

 

 

 

 

[PRZEDPREMIEROWO]"Zwiadowcy. Pojedynek w Araluenie" John Flanagan

[PRZEDPREMIEROWO]"Zwiadowcy. Pojedynek w Araluenie" John Flanagan

"Zwiadowcy. Pojedynek w Araluenie", pomimo zaliczenia książki do cyklu Zwiadowców, jest tak naprawdę spin-offem, czyli nowym produktem, powstałym na bazie popularnej serii. Saga Flanagana, skupiająca się na losach Willa Treat'ego, skończyła się na tomie jedenastym. W Polsce, w przeciwieństwie do oryginalnej wersji, nie zostało to rozróżnione. Czytelnicy, którzy pokochali sprytnego zwiadowcę i jego kompanów, mogą poczuć się zawiedzeni. Willa tutaj jak na lekarstwo a na scenę wkroczyło następne pokolenie w postaci królewskiej córki Maddie, która wstąpiła w szeregi korpusu. Ponoć nie odgrzewa się kotletów bo może to grozić zgagą. Czy Flanagan sam sobie strzelił w stopę? Otóż nie! Po prostu nadszedł czas na nowe. A czy równie dobre?

Stary i ranny król Duncan, wraz z prawowitą następczynią tronu Cassandrą, uwięzieni zostali w zamku Araluenie, przez Klan Czerwonego Lisa, na którego czele stoi zdrajca Dimon. Również mąż kobiety,Sir Horace, zwabiony podstępem w pułapkę, zmuszony został do okopania się w jedynym z fortów, oblężonym przez klan. Jedyną nadzieją na wyjście z tej patowej sytuacji jest, należąca do Korpusu Zwiadowców, Maddie, córka Cassandry i Horace'a. Dzięki tajemnym przejściom udaje jej się uciec z zamku i odnaleźć sojuszników, którzy pomogą jej uwolnić rodziców i przegonić, ogarniętego rządzą władzy, uzurpatora.

John Flanagan jest pisarzem z prawdziwego zdarzenia, typowym pasjonatem, który wenę poczuł już jako nastolatek. Dziś pisze od poniedziałku do piątku, w godzinach od 10 do 13. Potem zajmuje się innymi sprawami, może wymyśla kolejne rozdziały? Inspiracją dla cyklu "Zwiadowców" były krótkie historyjki pisane dla 12-letniego syna. Sam autor od zawsze pasjonował się okresem średniowiecza, zaś jego podopieczny jest fanem łucznictwa. Z takiego połączenia wyszła całkiem niezła historia. Łucznicy są tutaj obecni, i to pod wieloma postaciami. Są wyszkoleni w tym kierunku wojskowi, łucznicy z powołania i wyboru a także początkujący oraz łucznicy dwie lewe ręce. Sami zwiadowcy to specjaliści w tej dziedzinie. Nie bez powodu tylko Gilen mógł posługiwać się mieczem, reszta miała do wyboru inną broń. A łuk to podstawa. Choć praktycznie na każdej stronie czuć tutaj fascynację tym orężem to autor nie pozostaje jednostronny i przyznaje, że niektóre środowiska uważają łuk za broń tchórzy, która nie pozwala na starcie wręcz.
Muszę zresztą przyznać, że tych starć i potyczek mamy tutaj całe mnóstwo. Sięgając po pierwszy tom Zwiadowców,( a musicie wiedzieć że zrobiłam to tuż po przeczytaniu wspaniałej trylogii fantasy Trudi Canavan), myślałam że jest to połączenie historii z fantastyką, magii i miecza. Na początku byłam bardzo rozczarowana, gdy dowiedziałam się że czarów tu brak, a jedynym śladem mocy tajemnych jest gadający koń. Z każdym kolejnym tomem zaczęłam się jednak przyzwyczajać.Teraz po przeczytaniu 17 książek autora muszę przyznać, że miały one bardzo duży wpływ na moją wyobraźnię i w przeciwieństwie do innych utworów, gdzie opisy walki zajmowały dużo miejsca, te mnie nie znudziły. Wpływ na to ma niezwykle prosty i przejrzysty styl autora, więź wytworzona między mną a bohaterami, która sprawia że interesuję się ich losami, oraz niesamowicie dynamiczne tempo akcji. Opisy scen balistycznych, popisów szermierczych oraz działań machin oblężniczych znajdują się w co drugim rozdziale. Zresztą sam tytuł książki "Pojedynek w Araluenie" daje nam pewne wskazówki co do samej treści. Pamiętać jednak musimy, że jest to książka skierowana w większości do młodzieży, więc zawarte w niej informacje ciężko są naciągnięte na potrzeby fabuły. Chociażby fakt gaszenia płonącej smoły wodą - radzę nie próbować w domu.

Przypuszczam, że wszyscy wielbiciele Zwiadowców pokochali Willa Treaty. Trudno się temu dziwić. Postać ta towarzyszyła mi od lat. Na książkach w oryginalnej wersji językowej uczyłam się języka angielskiego, co i wam polecam, ze względu na prosty styl, brak rozbudowanych opisów, figur stylistycznych oraz krótkie zdania. Jednak wszystko co dobre musi się skończyć. Kiedy jeszcze w przypadku poprzedniego tomu łudziłam się, że odstawienie Willa na boczny tor, to tylko etap przejściowy, tak teraz już wiem, że autor postanowił na dobre, dokonać zmiany pokoleniowej. Utalentowany zwiadowca jest tutaj jedynie wspomnieniem, żywą legendą i wzorem do naśladowania dla nowego narybku. Pałeczkę przejęła rodzina królewska, Sir Horace, Cassandra oraz Maddie. Wszystkie postaci znamy oczywiście z poprzednich tomów. Tym razem, Flanagan, postawił na silne osobowości kobiece, co wyróżnia tę powieść spośród jej konkurentek. Cassandrę pokochałam, za to że była po prostu sobą. Niesamowicie inteligentną, uczącą się na błędach i słuchającą rad innych osobą. Uważam, że będzie sprawiedliwą i dobrą królową. Nieco inaczej sprawy się mają z Maddie. Jest to typowa bohaterka dotknięta syndromem Mary Sue. Zapatrzona w siebie, ogarnięta manią wielkości i troszeczkę "hej do przodu" dziewczyna, niestety nie zdobyła mojej sympatii. Jest poniekąd przeciwieństwem cierpliwego, zaradnego i uczącego się na błędach Willa. Kiedy chłopak musiał walczyć o uznanie i pozycję, Maddie, dzięki królewskiemu pochodzeniu, dostaje wszystko na tacy. Nawet możliwość przystąpienia do Korpusu Zwiadowców, co do tej pory było zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn. Jednak nie da się ukryć, że jest to bohaterka silna, zdeterminowana i posiadająca atrybuty dotychczas nie przyznawane kobietom. Z pewnością może stać się wzorem dla nastolatek i pomóc im w walce z własnymi kompleksami .

Nie da się ukryć, że "Zwiadowcy. Pojedynek w Araluenie" jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń z poprzedniego tomu. Najlepiej byście zrobili sięgając po całą serię, jednak dla tych, którzy nie mają takiej możliwości, polecam lekturę Księgi Trzynastej, która przybliży wam zarys historii i najważniejszych bohaterów. Nie wiem czy pokusiłabym się o sięgnięcie po tę książkę, gdybym nie znała realmu Zwiadowców. John Flanagan stworzył niesamowicie dynamiczną i pełną akcji powieść, która zadowoli zarówno młodszych jak i starszych czytelników. Praktycznie na każdej stronie coś się dzieje. Oprócz potyczek zbrojnych mamy tutaj oblężenie, ucieczkę z więzienia, trebusze. Jedna strona stara się przechytrzyć drugą. Walczą zarówno za pomocą broni jak i rozumu. Cassandra, Maddie, Sir Horace oraz Dimon to wspaniali stratedzy, z głowami pełnymi pomysłów. Cały czas zastanawiałam się, co znowu wymyślą by wybrnąć z patowej sytuacji. Rozwiązania były zaskakujące a jednocześnie wspaniałe w swojej prostocie. I oczywiście dużą rolę w przeciąganiu liny na swoją stronę grali łucznicy.

W jednym z wywiadów John Flanagan powiedział, że jego książki napisane są dla wszystkich tych, którzy lubią wartką akcję, dobre dialogi oraz ciekawych i nietuzinkowych bohaterów. To wydawca wybrał konkretną grupę docelową dlatego dziś, Zwiadowców znajdziemy na półce z literaturą młodzieżową w stylu Percy Jacksona. Moim zdaniem prozie australijskiego autora bliżej do R.R Salvatore czy Joe Abercrombiego, cenionych pisarzy literatury fantasy. Było dobrze i ciekawie. Samo to, że już teraz z niecierpliwością czekam na kolejny tom, mówi samo za siebie. Jednak gdzieś w głębi serca nadal tli się we mnie iskierka nadziei na powrót Willa. I tym nostalgicznym akcentem pragnę się pożegnać. Książkę jak najbardziej polecam.

Tytuł : "Zwiadowcy. Pojedynek w Araluenie"
Autor : John Flanagan
Wydawnictwo : Jaguar
Data wydania : 14 listopada 2018
Liczba stron : 400
Tytuł oryginału : Ranger's Apprentice The Royal Ranger 3: Duel at Araluen



Za możliwość przedpremierowego zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 



http://wydawnictwo-jaguar.pl/
"Institor" Adam Lard

"Institor" Adam Lard

     Nigdy nie przypuszczałam, że, na poły historyczna książka nieznanego mi autora, do tego wydana przez mało znane wydawnictwo okaże się strzałem w dziesiątkę. Ponieważ mamy dopiero początek roku to ciężko stwierdzić czy okaże się moją najlepszą książką 2018, jednak muszę przyznać, że zrobiła na mnie ogromne wrażenie, i pomimo swoich 600 stron dosłownie ją pochłonęłam. "Institor" to oparta na prawdziwych wydarzeniach opowieść o żyjącym na przełomie XV i XVI wieku inkwizytorze, autorze powieści "Młot na czarownice" Heinrichu Kramerze. To również wspaniała powieść kryminalno-przygodowa inspirowana najgłośniejszymi dziełami tego gatunku. 

Pod koniec 1517 roku, przebywając w okolicach Lyonu Heinrich Kramer, znany w Europie
inkwizytor, zostaje poproszony o zbadanie sprawy trzech kobiet, które rzekomo widziano jak na
miotłach leciały nad jeziorem. W wyniku wnikliwego, nie pozbawionego tortur śledztwa, kobiety okazują się winne tego czynu i skazane na stos. Choć to nie sam inkwizytor rozpali płomień, to trzy kobiety dołączą do grona setek skazanych przez niego osób. 
Jesień 2017 roku. Jan Gutman, czeski historyk, przyjeżdża do Lyonu w poszukiwaniu informacji na temat legendarnego dziennika autora "Młota na czarownice". Dzięki wrodzonemu uporowi i pewnej dozie szczęścia udaje mu się spotkać z przeorem zakonu dominikanów, ojcem Rogerem, jednak ten zamiast mu pomóc odradza pisanie pracy na temat znanego inkwizytora. Jan się nie poddaje. Zgłębiając historię institora wpada na trop tajemnic, które kończą się śmiercią poznanych w Lyonie osób. 

"Institor, kto pierwszy podpalił stos" to cudowny miks gatunkowy, gdzie fakty historyczne przeplatają się z literacką fikcją. Mamy tu do czynienia z powieścią historyczną, thrillerem, kryminałem, a nawet dziennikiem. Tak się składa, że postać Heinricha Kramera jest mi bliska (fascynacja na studiach). Przeczytałam kilka książek o życiu tego znanego inkwizytora, zapoznałam się również z różnymi tłumaczeniami jego prac naukowych. Pod tym względem muszę przyznać, że Adam Lard dość lekko połączył ze sobą fakty historyczne wyjęte z życia Kramera z motywami fikcyjnymi, które miały na celu wzbogacenie książki. Laikowi, który nie czytał biografii Institora, i zna tę postać jedynie z lekcji historii czy filozofii ciężko będzie odróżnić ziarno od fałszu. Cóż nawet data śmierci została przesunięta w czasie by zmieścić się w ramach powieści. Adam Lard, ma tak lekkie pióro, i taką zdolność przekonywania, że w moich oczach Heinrich Kramer, z potwora który posłał na stos kilkaset osób (głównie kobiet) zrobił groźną lecz zabawną, inteligentną lecz służalczą postać, której nie sposób nie polubić. Mało tego Institor w naszej powieści, zaczyna wątpić w swoją wiarę i swój kościół, ba sam przeradza się w demona, które bezustannie tropie. Z pewnością jest to jedna z lepszych książkowych postaci jakie dane mi było poznać, mistrzostwo rodem z Dostojewskiego. 

Książka podzielona jest na rozdziały, te których akcja dzieje się w przeszłości ( dziennik Kramera) i te osadzone w czasach nam współczesnych. Choć część "pamiętnikowa" moim zdaniem była majstersztykiem, tej współczesnej, opowiadanej przez narratora w trzeciej osobie, też nie można nic zarzucić. Jedno jest pewne : jest akcja, jest moc. Z początku myślałam, że będę mieć do czynienia z rozprawką religijno-filozoficzną, rzeczą bardzo przegadaną, aż do czasu kiedy pojawiło się pierwsze ciało, a potem następne i kolejne. Trup ściele się gęsto, bohaterowie i miejsca (tak dobrze czytacie, miejsca) znikają aż czytelnik ma wrażenie, że wrócił do miejsca początkowego, tylko w nieco uszczuplonym składzie. Dostajemy tutaj więcej pytań niż odpowiedzi, ba cała fabuła oparta jest na tezie, która nie została do końca wyjaśniona a samo zakończenie trzeba przeczytać wielokrotnie i za każdym razem możemy całość interpretować inaczej. Dla mnie osobiście było to świetną zabawą a całość skojarzyła mi się z jedną z moich ulubionych powieści "Wyspa tajemnic".

Muszę przyznać, że autor posiadł ogromną wiedzę z dziedziny historii religii, historii średniowiecznej Europy oraz filozofii. Nie dość, że tę wiedzę ma, to jeszcze w przystępny sposób potrafi się nią dzielić. Nie tak jak znany nam wszystkim autor "Kodu Da Vinci" Dan Brown , który swoje wywody opiera na wymyślonych faktach. Tutaj coś wynika z czegoś i jest poparte głęboką analizą faktów. Wykład profesora Descura (moim zdaniem najlepsza część książki) na zaledwie 50 stronach maszynopisu zawarł wszystkie istotne informacje na temat synkretyzmu religijnego, coś o czym miałam wykłady w trakcie 2 lat studiów. Lekkość pióra autora sprawia, że czytając o rzeczach, które pozornie mogą nas nie interesować, nadal jesteśmy w pełni skupieni i zaangażowani i nawet tak nudny temat jest problemy wewnętrzne Kościoła katolickiego, dobrze przedstawiony może nas wciągnąć.

"Institor" to powieść nie tylko o życiu jednego z najbardziej znanych europejskich inkwizytorów, to również powieść o historii średniowiecznej Europy, przemianach dokonujących się w Kościele i podejmowanych próbach jego reformacji. Na kartach powieści poznajemy mnóstwo postaci historycznych, które miały duży wpływ na rozwój naszego kontynentu, myśli technicznej, sztuki i polityki. Jest tu papież Sykstus VI, cesarz Fryderyk II, Marcin Luter i wielu innych. Choć prawda miesza się tu z fikcją literacką, autorowi w przyjazny i barwny sposób udało się przedstawić warunki panujące kilka wieków wstecz, a dla urozmaicenia wprowadził wątek nam współczesny, który z pewnością przemówi do tych co szukają mocnych wrażeń. "Institor" to ciekawie i z rozmachem napisana powieść, którą polecam wszystkim bez wyjątku.


Tytuł : "Institor"
Autor : Adam Lard
Wydawnictwo : Fabuła Fraza
Data wydania : 25.10.2017
Liczba stron (wraz z dodatkami) : 600

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 



"Hilda" Nicola Griffith

"Hilda" Nicola Griffith

Tytuł : "Hilda"
Autor : Nicola Griffith
Wydawnictwo : Zysk i S-ka
Data wydania : 4 września 2017
Liczba stron : 620
Tytuł oryginału : Hild




Koneserom



Uwielbiam książki historyczne, szczególnie te opowiadające o dziejach Wielkiej Brytanii i Irlandii gdyż właśnie tu przyszło mi spędzić ostatnie 10 lat życia. Gortner, Gregory, Mantel to nazwiska do których czuję sentyment. Myślałam, że Nicola Griffith dołączy do tego zacnego grona i zajmie chlubne miejsce na mojej półce powieści historycznych. Czy brytyjsko-amerykańskiej pisarce udało się podbić moje serce? Swoją pierwszą przetłumaczoną na język polski książką z pewnością dowiodła, że jest mistrzynią researchingu. Cechuje ją wytrwałość, ambicja i niezwykła dbałość o szczegóły. Czy to wystarczy by napisać dobrą książkę? Tym razem, pomimo epickości dzieła, czegoś zabrakło. Jednak nie traćmy nadziei. "Hilda" to dopiero pierwszy tom trylogii więc wszystko się może zdarzyć.

Hilda z Whitby urodzona została w 614 roku w Nortumbrii. Ochrzczona w wieku 13 lat dwadzieścia lat później wstąpiła do zakonu by całkowicie oddać się służbie Bogu. Jak na realia VII w. była kobietą wykształconą, studiowała Pismo Święte i łacinę, była autorytetem nie tylko wśród zwykłych ludzi i duchowieństwa, o radę prosili ją również uczeni i władcy. Pomimo roli jaką odegrała w ówczesnym społeczeństwie historia o niej zapomniała. 

Powiem szczerze, że gdyby nie nasza autorka nigdy bym się nie dowiedziała o istnieniu Hildy z
Whitby. Co prawda uwielbiam książki historyczne jednak mój książkowy wehikuł czasu nigdy jeszcze nie zabrał mnie aż tak daleko, do początków VII wieku, czasów kiedy król Nortumbrii, Edwin, przyjmował chrzest od przybyłego z Rzymu świętego Paulina z Yorku. Książka ta opowiada nie dość, że o fascynujących ludziach, to jeszcze ciekawych czasach, kiedy chrześcijaństwo dopiero zaczynało raczkować, a kult pogański był niezwykle trudny do wytrzebienia. To mroczna, brutalna, pełna opowieści i zabobonów powieść kiedy królowie zamiast zbytkiem otaczali się zaufanymi ludźmi, szukali krótkotrwałych sojuszów i żyli z dnia na dzień w jakże odmiennych czasach. 
Ze względu na niezwykłą drobiazgowość autorki i jej dbałość o szczegóły nie trudno jest czytelnikowi wyobrazić sobie Anglię VII w. Nicola Griffith z pietyzmem odmalowała zarówno szarość życia codziennego jak i wojenną zawieruchę. "Hilda" to jedna z tych powieści, której akcja opiera się na szczegółach czyli możemy się domyślać, że będzie ona gratką dla cierpliwych czytelników, którzy oprócz rozrywki liczą również na poszerzenie swojej wiedzy. Bo ładunek dydaktyczny mamy tutaj na pierwszym miejscu. Jednak zamiast miejsc i dat, jak w encyklopedii, mamy następujące po sobie wydarzenia, kawałki mozaiki  składającej się na obraz ówczesnych czasów. Autorka zadała sobie mnóstwo trudu (materiały do książki zbierała przez wiele lat) by przybliżyć czytelnikowi realia polityczne, wojenne sojusze, język i obyczaje oraz przyrodę Nortumbrii. Choć niewątpliwie to właśnie ten kawałek ziemi grał pierwsze skrzypce, autorka nie zapomniała o naszej tytułowej bohaterce i znalazła dla niej zaszczytne miejsce. Hildę poznajemy jako młodą dziewczynę i razem z nią i jej najbliższymi spędzamy dzieciństwo i wczesną młodość. 
Język książki jest tak plastyczny, że często zapominałam, że mam do czynienia z postacią o której kronikarze zapomnieli. Autorka przedstawiła taki obraz Hildy, że już zawsze będzie dla mnie postacią Nicoli Griffith- inaczej być nie może, ambitną, inteligentną i charyzmatyczną kobietą, która uczyniła wiele dla ludzkości i chrześcijaństwa. Była prawdziwą świętą.

Muszę przyznać, że oprócz detali, książka przeładowana jest również postaciami. I choć możemy się sporo dowiedzieć o ówczesnych gwarach i narzeczach czy przyrodzie, tak nasi bohaterowie a szczególnie postaci drugoplanowe, znajdują się w cieniu i nikt nie zadał sobie trudu by nadać im wyszukane cechy osobowościowe. No i te imiona. Kiedyś, jadąc południem Wielkiej Brytanii, złapałam w radiu lokalną walijską stację. To co usłyszałam kazało mi zatrzymać samochód i dokładnie się wsłuchać w język w jakim prowadzona była audycja. Z jednej strony dialekt rodem z Tolkiena z drugiej jakby język gaelicki, jednak w żadnej mierze nie podobny do języka angielskiego. Był to język w którym niezbyt zawracają sobie głowę samogłoskami dzięki czemu pełno tu wyrazów bardziej przypominających szczekanie niż ludzką mowę. Przyznam bez bicia, że jedynym imieniem czy nazwą własną, którą zapamiętałam z tej książki, było właśnie "Hilda". I to nie tylko trudność w wymowie miała na to wpływ. Autorka ma tendencję do osierocania bohaterów w połowie zdania. Poznajemy ich, pijemy razem wino by w następnym zdaniu pożegnać i spotkać ponownie kilkadziesiąt stron później kiedy już zdążyliśmy zapomnieć kto zacz. Ja chciałam poznać ich dzieje i historię. 

Pomimo chaosu fabularnego, męczących nazw własnych i żyjących własnym życiem (a konkretnie jego brakiem) bohaterów ,"Hilda" to monumentalna powieść historyczna napisana z pasją i miłością do głównej bohaterki. Jest to książka dla wytrzymałych czytelników, pasjonatów historii, których nie będzie raził poniekąd encyklopedyczny język. Rozbudowane i skomplikowane zdania, mnóstwo szczegółów i dość powolna akcja sprawiają, że książce trzeba poświęcić czas by w pełni ją zrozumieć. Jest to powieść, która bardziej uczy niż bawi. Polecam koneserom powieści historycznej i tym, którzy pragną poszerzyć swoją wiedzę odnoście tamtego okresu. Będzie ciężko ale warto. 




Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 


Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger