Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ofiara. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ofiara. Pokaż wszystkie posty
"Łzy Tess" Pepper Winters

"Łzy Tess" Pepper Winters

     Książki takie jak "Łzy Tess" są przeznaczone dla określonego typu czytelników. Zazwyczaj sięgają po nie kobiety między 20 a 30 rokiem życia, nastawione na jazdę bez trzymanki. Ostry sex, sceny gwałtów, handel ludźmi i niewolnictwo seksualne, to tematy którymi zajmuje się Pepper Winters. Wszystko to podane jest w niezwykle ostrej, wyuzdanej formie. Jeszcze miesiąc temu moja recenzja byłaby zupełnie inna. Dziś postanowiłam popatrzeć oczami osoby, która jest nastawiona na ten gatunek powieści. Poszła do księgarni z określonym celem jakim było kupienie dobrego dark romance. Dzięki temu spojrzeniu moja ocena książki podskoczyła o dobrych kilka punktów. Choć nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, to uważam że dzieło Winters spełniło swoje zadanie. Książka ta wzburza w nas krew, podnieca, mrozi i wzbudza chorą fascynację. 

Dwudziestoletnia Tess Snow jest typową młodą kobietą u progu wielkiej kariery. By uczcić drugą rocznicę związku, partner Tess, zabiera ją w podróż do Meksyku. Dziewczyna nastawia się na ostrą zabawę. Jednak już po kilku dniach romantyczne wakacje zamieniają się w horror. Tess zostaje uprowadzona i sprzedana mężczyźnie o imieniu Q i staje się jego niewolnicą. Wywieziona z kraju próbuje uciec jednak plan zawodzi. Dziewczynie nie pozostaje nic innego jak zacząć wiernie służyć swojemu panu. 

Fenomen powieści z gatunku dark romance, dziwi mnie od kiedy powstał ten gatunek. Jeszcze kilka lat temu nie do pomyślenia było, by autorki, poruszały takie wątki jak niewolnictwo, seks grupowy czy gwałty, w literaturze erotycznej. A przynajmniej była to nisza gatunkowa. Tematy te zarezerwowane były dla kryminałów, horrorów, powieści które miały nas przerażać a nie dostarczać chorej fascynacji i erotycznego napięcia. Przełom nastąpił po opublikowaniu "50 twarzy Graya". Pasjonaci dark erotic przestali się ukrywać i szybko wzrósł popyt na literaturę tego gatunku. Dzisiejszym autorkom nie zależy na tym by książka była dobra, ma być przerażająca i jak najbardziej brutalna. Ma grać na naszych emocjach, obudzić w nas zwierzęcą naturę. Potwora z głębin. Im bardziej upodlony zostaje nasz bohater, im więcej seksu, gwałtów, zabaw erotycznych, krwi i spermy, tym lepiej. Oceniają książkę pod tym właśnie kątem, muszę przyznać, że jak na debiut literacki Pepper Winters, stworzyła cholernie dobrą powieść. Autorka  dobrze wie czego oczekują czytelnicy, w jaki sposób dawkować sceny erotyczne i jak daleko można się posunąć. Wytrawni fani dark romance mogą jednak chcieć jeszcze więcej. Ale spokojnie, to dopiero rozgrzewka, pierwszy tom cyklu, Winters ma jeszcze czas by się rozkręcić. Imię w końcu do czegoś zobowiązuje (ang. pepper - pieprz). 

Jestem nieco zaskoczona entuzjazmem, z jakim przyjmowane są książki tego gatunku. Przeczytałam zarówno polskie jak i zagraniczne opinie, zamieszczone na portalu Goodreads.com i wyłania mi się z nich dość przerażający obraz, czytelniczki o chorych"fascynacjach seksualnych. Zdania w stylu "chciałabym żeby Q został moim mężem"; "Q to ideał mężczyzny"; cz "marzę o przeżyciu takiej przygody jak Tess" zadziwiają i niepokoją. Przez wieki walczyliśmy i nadal walczymy o zniesienie niewolnictwa. W obronie wolności wybuchały wojny, które pochłonęły wiele ofiar. Nakręcono setki filmów i reportaży o uprowadzonych kobietach, zmuszanych do świadczenia usług seksualnych. A jednak kochamy potworów. Jednak setki kobiet z niecierpliwością czekają na kolejną książkę, ustawiają się w kolejkach do księgarni. A najgorsze jest to, że nie zauważają w jaki sposób, te z pozoru niewinne książki, wypaczają ich seksualność, potrzebę bliskości. Ugruntowany zostaje chory model związku, w którym kobieta z partnerki staje się ofiarą. Nie bez przyczyny, większość bohaterek dark erotic to młode, pozbawione rozumu i naiwne dziewczyny. Tess jest doskonałym tego przykładem. Autorka łamie jednak schemat nawiązując do marzeń i fantazji głównej bohaterki, która oczekiwała czegoś więcej niż seks "po bożemu". W jej głowie już od dawna rodziły się najczarniejsze scenariusze, jednak jej partner stopował te chore zapędy. Można więc powiedzieć, że Tess poniekąd czerpała przyjemność z sytuacji, w której się znalazła. Zastanawia mnie czy zabieg ten został wprowadzony w celu złagodzenia brutalności książki (Tess w głębi duszy chciała być wykorzystywana) czy był po prostu elementem fabuły? Oczywiście dziewczyna walczyła, jednak momentami miałam wrażenie że jej zachowania są pozbawione sensu, nieprzemyślane i nieco odwleczone w czasie. Momentami ocierało się to o groteskę. 
Za to postać Q mnie zaintrygowała. Być może powodem tego był fakt, że główny bohater nie jest tym za kogo się podaje. Nosi maskę, pod którą ukrywa się ktoś inny. To bogaty, przystojny, inteligentny Francuz, czyli jednym słowem typowe "ciacho", ideał większości kobiet. Kupuje je, mając w tym konkretny cel i wierzcie mi nie są nim tylko i wyłącznie brutalne praktyki seksualne. Q to postać z "przeszłością" i choć zbyt szybko odkrywa karty i zdradza co nim kieruje, to nadal wydał mi się jedną z najbardziej wyrazistych charakterów w całej powieści. Co prawda nigdy nie zrozumiem nadmiernej fascynacji niektórych czytelniczek, jednak przyznam że i we mnie wzbudził odrobinę fascynacji. Czyżbym też zapadła na syndrom sztokholmski? Właśnie ten stan psychiczny tworzy bazę dla tego typu powieści. Tutaj mamy do czynienia z typową schizofreniczną bohaterką, która czuje rozdźwięk pomiędzy tym czego pragnie jej umysł a żąda ciało. I choć od początku do końca było wiadome, w którym kierunku to wszystko zmierza, to czytałam z coraz większym zainteresowaniem, zastanawiając się, jak daleko posunie się autorka. Jak głębokie rejony ludzkiej duszy (i ciała) spenetruje. 

Nie da się ukryć, że literatura dark romance, jest oparta na schemacie, który podlega tylko kosmetycznym modyfikacjom. Zazwyczaj mamy do czynienia z bogatym facetem (to akurat ma sens, gdyż tylko milioner, byłby w stanie ukryć proceder, którym się zajmuje) i nieświadomą niczego, młodą kobietę. Tutaj akurat modyfikacji poddana została sama bohaterka, która nie jest do końca słodziutkim kociakiem. Reszta pozostaje bez zmian. Jednak to nie fabuła jest w tej książce najważniejsza a emocje jakie wywołuje zachowanie bohaterów. Ja akurat lubię erotykę w innym wydaniu, jednak nie da się ukryć, że autorka ma talent oraz dobry styl, który sprawił, że całość czytało się sprawnie i z zainteresowaniem. Teraz nie wystarczy sam opis praktyk seksualnych, nasi bohaterowie muszą jeszcze coś sobą reprezentować, czytelnik musi poznać ich psychikę. I to się autorce udało. Zabrała mnie w głąb chorych umysłów, pełnych najczarniejszych i najgroźniejszych fantazji. Dobrym zabiegiem był dodatek pisany z punktu widzenia Q, dzięki któremu dostajemy możliwość lepszego poznania mężczyzny. 

"Łzy Tess" już przed premierą zdobyły grono swoich gorących wielbicielek. Pozytywne opinie na opiniotwórczych platformach literackich świadczą o tym, że debiut Winters można uznać za udany. Z pewnością nie jest to typowa literatura kobieca, do jakiej zostałam przyzwyczajona. To mocna, przerażająca i brutalna opowieść z pogranicza erotyki i horroru dla czytelników o mocnych nerwach. Myślę, że jest doskonałym przedstawicielem gatunku, który z roku na rok, pozwala sobie na coraz więcej. Aż strach myśleć co będzie dalej. Fankom polecam.


Tę oraz wiele innych pozycji znajdziecie państwo na półce z bestsellerami księgarni :


https://www.taniaksiazka.pl









"Tyle miłości" Rebecca Rosenblum

"Tyle miłości" Rebecca Rosenblum

     W czasach kiedy księgarnie pękają w szwach od thrillerów opowiadających historie porwanych ludzi, naprawdę ciężko jest trafić na coś oryginalnego. Myślałam, że "Tyle miłości" będzie kolejną książką o losach uwięzionej młodej kobiety, która czeka aż w wyniku policyjnego śledztwa oraz starań rodziny, zostanie uwolniona. Myliłam się. Motyw porywacza-psychopaty jest jedynie zapalnikiem mającym rozniecić fabułę. Podobnie jak w przypadku książki (i filmu) "Pokój" autor nie skupia się na samej istocie przetrzymywania uprowadzonej kobiety. Najważniejsze jest to co dzieje się potem. Rosenblum przedstawia nam kompletny obraz psychiki ofiary, walczącej o powrót do normalności. Jednak książka ta ma więcej niż jednego bohatera. Uprowadzenie miało wpływ również na życie rodziny Catherine oraz całej społeczności małego kanadyjskiego miasteczka i to właśnie do ich umysłów zaprasza nas autorka. Wierzcie mi będzie to niezwykle smutna wędrówka.

Catherine Reindeer zostaje uprowadzona z parkingu przed restauracją, gdzie pracuje jako kelnerka. Do zdarzenia doszło w biały dzień, jednak nie zgłosili się żadni świadkowie. Rodzina oraz bliscy ofiary pogrążają się w rozpaczy. Żyją z dnia na dzień modląc się o życie i zdrowie kobiety. Pewnego dnia ich modlitwy zostają wysłuchane i Catherine udaje się uciec z rąk psychopaty. Po długim pobycie w szpitalu wraca do domu, gdzie z pomocą męża i przyjaciół próbuje odnaleźć szczęście i wrócić do dawnego życia. Jednak demony z najczarniejszych zakamarków jej umysłu i wspomnienia horroru jaki był jej udziałem, nie pozwalają o sobie zapomnieć.

Większość książek, które opowiadają o losach uprowadzonych, skupia się na czasie jaki ofiary spędziły w "więzieniu", torturach psychicznych i fizycznych jakim były poddawane oraz na policyjnym śledztwie, które prowadzi do uwolnienia bądź też nie. W przypadku tej książki, paradoksalnie to nie ofiara jest głównym bohaterem, tylko samo zdarzenie i to jak wpłynęło na losy wielu osób. Rebecca  Rosenblum, anglistka i pisarka z Toronto, do tej pory zajmowała się pisaniem opowiadań, i to zamiłowanie do krótkich form możemy zauważyć w jej pierwszej, samodzielnej powieści. Wyobraźcie sobie nasz układ słoneczny, w którego środku znajduje się słońce, wokół którego krążą planety. W przypadku naszej książki centrum galaktyki jest "uprowadzenie" a planetami są zarówno ofiara i sprawca ale również rodziny poszkodowanych oraz ich bliscy. Każdy z nich ma swoją własną historię do opowiedzenia. Jako czytelnicy przywykliśmy do tego, że thrillery psychologiczne są egocentryczne dlatego na początku dość ciężko było mi się przestawić na ten inny tryb narracji. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że dotknięci skutkami tragedii są wszyscy, którzy obcowali z ofiarą. Nie trzeba być z kimś blisko, by współczuć, czuć lęk, sympatyzować i trzymać kciuki za lepsze jutro. Narracja w tej książce składa się z rozdziałów, które są stylizowane na osobne opowieści, z których  każda przedstawia inny punkt widzenia na to samo zdarzenie. Poznajemy tutaj zarówno członków najbliższej rodziny Catherine : jej męża oraz matkę, jak i osoby które nie należały do grona jej bliskich : wykładowcy na Uniwersytecie czy koleżanki z pracy. Każda z tych osób inaczej odbierała młodą kobietę, jednak ich wszystkie historie, połączone w jedną całość, stworzyły dokładny profil Catherine. Muszę przyznać, że po raz pierwszy poczułam się jak w prawdziwym koszmarze. Nie zdawałam sobie sprawy, że zaginięcie jednej osoby, niczym efekt motyla, zmieni życie tak wielu ludzi. Nie sądziłam , że ludzie "rozmawiają" o tym przy śniadaniu, koczują na trawnikach, oglądają się za siebie bojąc się, że będą następnymi, patrzą na puste miejsce w uniwersyteckiej auli. Zaginięcie kobiety wywołało tsunami. Autorka pozwoliła mi również spojrzeć na to wszystko oczami sprawcy, którego chora zbrodnia, stała się makabrycznym tłem całej powieści. Ten moment z nim, moment w jego umyśle, był przerażający. Właśnie tak wyobrażam sobie psychikę psychopaty. Zresztą większość bohaterów to dobrze wykreowane, realistyczne postaci, tacy zwykli ludzie jakich wielu chodzi po ulicach. I właśnie to przeraża najbardziej, że tragedia jaką jest porwanie, mogła się przydarzyć każdemu z nas. Catherine była w złym miejscu i złym czasie. 

Rzadko się zdarza by ofiarom uprowadzenia udało się uciec. Tym razem nasza bohaterka miała szczęście, wyczuła dobry moment i skorzystała z okazji. Pomimo strachu i bólu ze wszystkich sił walczyła o własne życie. Kiedy poznajemy Catherine na szpitalnym łóżku, łatwo możemy dostrzec jakie zniszczenia w umyśle ofiary spowodował psychopata, który ją więził i torturował zarówno psychicznie jak i fizycznie. Nie dość, że była bita, katowana i wykorzystywana seksualnie to jeszcze musiała patrzeć jak to samo dzieje się z towarzyszem jej niedoli, uprowadzonym kilka tygodni wcześniej uczniem z pobliskiego liceum. Choć rany na ciele zostały zaleczone to te na umyśle zmieniły się w poszarpane blizny. Catherine już nie jest tą samą lubiącą literaturę kobietą, która z pietyzmem i wyczuciem dekorowała swoje ukochane mieszkanie, chodziła na wykłady z poezji i cieszyła się szczęściem z mężem, który był jedyną miłością jej życia. Nowa Catherine jest zagubiona, przerażona, zalękniona. Często musi udawać, że robi postępy, zmusza się do dotyku, uśmiecha nie dlatego, że jest radosna tylko dlatego, że tak wypada. Najbliżsi kobiety nie potrafią pogodzić się z tym, że wrócił do nich wrak człowieka. Boją się zostać przy niej a jednocześnie wiedzą, że nie mogą odejść. Starają się pomóc, jednak wiedzą że ich działania są bezcelowe. Pokochałam Greya, jest jedną z najbardziej "ludzkich" fikcyjnych postaci z jakimi spotkałam się we wszystkich książkach, które przeczytałam. To właśnie on ma najtrudniej. Zamiast radosnej, zabawnej i kochającej sex żony, wróciła do niego apatyczna, śmierdząca i pozbawiona pasji marionetka, którą trzeba się opiekować, jednak nie można dotknąć. Wprost czekałam kiedy mężczyzna się podda, wybuchnie, pójdzie upić. Ja mam zdecydowanie mniej cierpliwości, mniej empatii i zrozumienia niż tej cudowny człowiek, który do końca znajdował w sobie siły by walczyć.

"Tyle miłości" to powieść, która pięknym, lirycznym językiem opowiada historię dwóch światów : tego sprzed i po tragedii. Z jednej strony mamy zabawną, szczęśliwą i barwną opowieść o dwójce młodych, kochających sztukę ludzi, którzy rozmawiają na temat powiększenia rodziny, a z drugiej mroczny świat po apokalipsie, gdzie wszystkie plany na przyszłość zostały pogrzebane i rozpoczyna się prawdziwa walka o chociażby jeden uśmiech. Wielką rolę w tej powieści odgrywa literatura. Grey pracuje w księgarni, Catherine studiuje poezję. W świecie "po" to właśnie opowiadania są swoistą formą terapii, która pomaga kobiecie wydobyć się na powierzchnię, są światełkiem w tunelu. Poznajemy tutaj również Juliannę Ohlin, fikcyjną pisarkę, która stała się inspiracją dla naszej głównej bohaterki. To właśnie dzięki jej wierszom Catherine udało się przeżyć piekło. Historia Julianny również należała do tragicznych. 

Już dawno nie czytałam tak dobrej książki, która poruszyła absolutnie wszystkie struny mojej wrażliwości i uzmysłowiła mi, że to czego jesteśmy stuprocentowo pewni, może w jednej sekundzie obrócić się w pył. Swoją smutną opowieścią autorka skłania nas do myślenia. Uzmysławia nam, że właśnie tu i teraz jest czas na to by cieszyć się z małych rzeczy, trywialnych codziennych rytuałów na które nie zwracamy uwagi. Bo pewnego dnia to wszystko może zniknąć. Żeby napisać dobry thriller nie trzeba brutalnego morderstwa, mrocznej atmosfery czy drobiazgowego śledztwa. Wystarczy zachwiać poczuciem bezpieczeństwa czytelnika, bo obawa o życie własne i naszych najbliższych jest naszym największym strachem. Polecam.

Tytuł : "Tyle miłości"
Autor : Rebecca Rosenblum
Wydawnictwo : Prószyński i S-ka
Data wydania : 9 sierpnia 2018
Liczba stron : 416
Tytuł oryginału : So Much Love


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 


https://www.proszynski.pl/



Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger